Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 21 lutego 2022

Tatuśkowanie...

       Życie człowieka składa się z kilku etapów...Najpierw wzbudzamy zachwyty - piękną kupką, logicznym spojrzeniem, sensownym uśmiechem, pierwszym zębem, pierwszym krokiem, wierszykiem, piosenką (albo włażeniem na płoty)...To krótki etap...Bardzo krótki...Można by rzec, zbyt krótki...

     Potem następuje etap "wysłuchiwania"...Nie właź tam...Siedź prosto...Odrób lekcje...Załóż czapkę...Z perspektywy nastolatka, etap ten jest długi...Bardzo długi...Można by rzec, zbyt długi...

Ale wtedy właśnie przechodzimy do ofensywy !!

     To my najpierw przejmujemy od losu pałeczkę "zachwytów", a potem "marudzenia"...To takie "koło czasu", w którym możemy korzystać z osobistych doświadczeń...

     Zbliżając się do wieku emerytalnego mamy to już przerobione i możemy odhaczyć w "dzienniczku życia"...Ale...

Echhh...To "ale"...

     Nieubłaganie zbliżamy się do kolejnego etapu, albo już w nim uczestniczymy...

Życie zatacza kolejny krąg...

     - Przecież jak przygotujesz "przydasie" do transportu, to Misiowa Mama będzie wiedziała co mamy zabrać, więc możemy sami zapakować...- dyskutuję z Pierworodnym...

     - Nie !! - słyszę kategoryczny sprzeciw Syna...- Właśnie tego chcę uniknąć !! I tak będziecie to musieli rozpakować, bo jechać nie mogę...Chyba, że termin zmienicie...- ton Misiowego Taty mięknie...

     - Nie !! - ripostuję...- Teraz ogarniemy, to cały marzec mamy do przodu...Przestań nam tatuśkować !!

     - Ale to jest strasznie ciężkie!! Ten krawężnik trzeba będzie "kulać"...Kostki jest pół palety...A już "udźwigani" przyjedziecie...- wylicza Pierworodny...

     - Aleś Ty marudny !! Po kim Ty to masz ?? Jakbym wiedziała, że tak nam będziesz "tatuśkował" to bym Ci całe dzieciństwo zatruła...- mruczę do komórki, bo z jednej strony to pierońsko miłe, że się Dziecko tak o rodziców martwi, a z drugiej "bunt nastolatki" - starą babę ze mnie robi...Ja nie dam rady??

     Streszczenie rozmowy Panu N. wywołało u Niego napad śmiechu...

     - Przy odbiorze "przydasiów" czeka nas "Sajgon"...-podsumował Ślubny, i wierzcie na słowo, nie mylił się...

Pierworodny wszystko robił biegiem...

Bieg po palety...

Bieg do kostki...

Bieg do samochodu...

     Ze sterty wybierał sobie większe elementy, żeby Go Pan N. nie ubiegł...Szykował kilka stertek i transportował ciągiem...

     Na pace układał na dwie ręce, żebym Go czasem ja nie ubiegła...(Chyba, że były tylko malutkie kosteczki, wtedy gnał po większy gabaryt)...

     Kiedy doszliśmy do etapu pakowania krawężników, widać było, że koncentracja u Pierworodnego osiągnęła Zenit...Chciał go chyba przenieść siłą woli...

     My ze stoickim spokojem przyjmowaliśmy Jego krzątaninę, na pożegnanie pomachaliśmy zgodnie, a kiedy nie mógł nas już widzieć i słyszeć...Wybuchliśmy śmiechem...

     - Tatuśko !! - uzgodniliśmy między napadami "głupawki"...

     - Jakby mógł, to by był w trzech miejscach jednocześnie...- podsumowywał Pan N. ...

     - Jakby mógł, to by mnie w domu zamknął z Misiową Mamą !! - podsumowałam ja...- A widziałeś Jego minę jak opowiadałeś o wynoszeniu kuchenki??

To jest właśnie ten kolejny etap...

     Rodzice wiedzą, że mogą...Dzieci wiedzą, że nie powinni...

Konflikt młodej duszy z mdłym ciałem...;o)

     Ale pewnym jest, że to "tatuśkowanie Syna" wprawiło nas w wyśmienite nastroje, podniosło poziom endorfinek, adrenalinka zrobiła swoje, i wypakowywanie "przydasiów" poszło migiem...A że resztki rozsądku jeszcze się w nas zachowały, więc wielgachny krawężnik zsunęliśmy tylko z "paki" i leżakuje na środku podjazdu..."Jeść nie woła"...Uciec nie ucieknie...A jak przyjedziemy wypoczęci, to go jakoś przeturlamy...;o)

     No chyba, że nasz "Tatuśko" przyjedzie w międzyczasie i doceni rozsądek Rodziców...;o)

     Ale na to, to bym nie liczyła, bo Rodzice mają upór "po Tatuśku"...Chyba...;o)

sobota, 19 lutego 2022

Mądrzy inaczej...

     Co roku organizujemy transport "wielkogabarytowy" na Wrzosowisko...No cóż..."Nagusek", nasz pojazd "zaczepno-bojowy" ma ograniczone gabaryty (chociaż przewoził już rzeczy dziwne, bardzo dziwne i najdziwniejsze)...Regału jednak do niego nie wciśniemy...;o)

     I tak, co roku, jesteśmy klientami wypożyczalni samochodów dostawczych, ładujemy na "pakę" wszystkie zebrane "przydasie" i ruszamy na "hektary"...Nie są to absolutnie żadne śmieciowate...O nie !! Na Wrzosowisku wszystko dostaje nowe zadania, a że potrzeby są znaczne, więc tylko wyobraźnia nas ogranicza (hahaha)...

Plany transportowe dotyczą również Misiowego Domku...;o)

     Czyli, ogarniamy dwa gospodarstwa domowe, żeby wyposażyć trzecie...Taki "myk"...

     W tym roku luty jest łaskawy, więc plan został przygotowany na czwartek (17-tego)...

Pan N. na wolnym...

Misiowy Tata wygospodarował kilka godzin...

Samochód zamówiony...

Pogoda...Echhh...

     Miała być piękna...Wyszło, jak zawsze...

     Po alertach na komórki, komunikatach medialnych i analizie warunków, Lucki dostał "areszt domowy" (chociaż uwielbia te wyprawy, bo jeździ na przednim siedzeniu, między nami i wszystko widzi)...

     W Zaścianku było jeszcze znośnie...

     W drodze do Misiowego Domku wpadliśmy w totalną zamieć, a na miejscu biegiem pokonywaliśmy kilka metrów dzielących nas od drzwi wejściowych...Przemoczeni do suchej nitki...

No cóż...Mądrzejsi nie będziemy...;o)

     Każdy front ma jednak początek, "oko" i koniec...

     "Oko" pozwoliło nam dokończyć załadunek, dotrzeć na Wrzosowisko, rozładować "majdan" i ruszyć w drogę powrotną...

     Tempa tych operacji opisywać nie będę, bo nie obsługuję klawiatury z taką prędkością...

     Perspektywa powrotu "za widoku" ucieszyła nas tak bardzo, że bóle "wszystkiego" nie były istotne...

     I kiedy już czuliśmy zapach "domowego ogniska", a endorfiny obijały się o czaszki...


Orzesz...ko

     "Naguskiem" byśmy zawrócili...

     Chociaż wielu kierowców pchało się bezrozumnie, chcąc zygzakiem ominąć Strażaków i drzewo zalegające na drodze (dlatego wóz strażacki stoi w poprzek, bo głupota ludzka nie zna granic)...

     Usadowiliśmy się wygodnie, Pan N. zgasił samochód i obserwowaliśmy z jaką wprawą Chłopaki radzili sobie na drodze...

     Po pół godzinie podszedł do nas Strażak (ten co maszeruje) i poinformował:

     - Jak wycofacie, to na krzyżówce, w lewo jest objazd...

     - Poczekamy...Nam się nie spieszy... - oznajmiliśmy zgodnie...

Strażak mimowolnie się roześmiał...

     XXI wiek, wszyscy gnają na złamanie karku, a Jemu trafiło się dwoje "co się nie spieszą"...To dopiero kabaret...;o)

     Obejrzał się na nas jeszcze dwa razy, jakby chciał sobie obraz utrwalić, a potem skomentował do Kolegów, bo każdy Strażak spojrzał na nas z uśmiechem na ustach...Będą o nas pieśni pisać...;o)

     To chyba dobry uczynek, jak się w taki dzień Strażakom humor poprawia ??

I pracy ujmuje...;o)

     Samochód mieliśmy długi jak szerokość drogi, po jednej stronie pagórek i rozmokła nawierzchnia, po drugiej skarpa do potoku ze spływającą ze zbocza deszczówką...Szansa, że manewr zakończył by się w rowie (albo potoku), wynosiła około 80 %...Szczególnie, że osobówki, co kilka minut usiłowały wymusić na Strażakach "przepuszczenie", a manewry kierowców nie miały nic wspólnego z rozsądkiem...

     Co prawda, Straż była na miejscu, więc by nas pewnie wyciągnęli, ale po co ryzykować ??

No to stoimy...;o)

     Przychodzi SMS od Pierworodnego: "U nas szkwał, świata nie widać, drzewa łamie jak zapałki"...

I w tym momencie, wóz strażacki rusza, Chłopaki machają do nas zachęcająco, ruszamy...

     Marzenia, że dotrzemy do Zaścianka "za widoku", kwadrans temu odeszły w niebyt...

     Do domciu docieramy umęczeni, przemoczeni i zziębnięci...Na progu wita nas zaspany, cieplusi i radosny psiak...Echhh...

     Jaki to rozumek mamy ??

     Pies siedział w domciu, bo pogoda "pod psem", my ledwie żywi, bo "ogarniemy jakoś"...

     Mądrzy inaczej ??

piątek, 11 lutego 2022

Takie zaszczyty...Za szczyty...;o)

     Pamiętacie mój list do Bardzo Ważnej Instytucji ??

Czas wyjawić tajemnicę...;o)

     Babcia przesłała do weryfikacji książeczki Księciunia i Princeski, a po kilku tygodniach książeczki wróciły do Babci...

     Bardzo Ważna Instytucja dokonała weryfikacji (liczy się każdy kilometr i każdy szczyt) i przyznała Wnukom Brązowe Odznaki GOT PTTK...Takie całkiem dla Doroślaków...;o)

     Przesyłka poza wieloma "przydasiami" zawierała również pamiątkowe odznaki "70-LECIA PTTK"...;o)

Jak dumna może być Babcia ??

Jak dumny może być Dziadziuś ??

     Niewyobrażalnie !!

     Dlatego Dziadziuś przygotował rameczki i Dzieciaki otrzymały Odznaki za dzielne wędrowanie i wspinanie...

     A że dumą trzeba się dzielić jak radością, to wręczenia dokonaliśmy w dniu urodzin Misiowej Mamy...Bo tylko Mamy mogą być bardziej dumne z Dzieciaków, niż Babcia i Dziadziuś...;o)

środa, 9 lutego 2022

Niebiańska muzyka z powerem...Gregorianie...

     Jak ochłonąć po takiej Wyprawie ??

     No cóż...Doba leżakowania (z przerwami na wypakowywanie i pranie), a potem...

     Dawno temu towarzyszyli mi każdego dnia...Wsiadałam do samochodu i puszczałam płytę...Kiedy w Firmie bywało źle, a nerwy szarpały ciało i duszę, zwiewałam na parking, przekręcałam kluczyk i puszczałam płytę...Do domu też wracałam z nimi...

     Wyciszali...Koili...Energetyzowali...Wszystkiego było do woli w Ich muzyce...

     Bywali na koncertach w Polsce, ale nie udawało się nam "wbić" na widownię...

     Kiedy w 2019 roku wracaliśmy z Białki Tatrzańskiej, w oczy wbił mi się przydrożny baner...Nie mogłam się doczekać przyjazdu do domu, odpalenia lapciaka, sprawdzenia portali z biletami...

Wielkiego wyboru nie było, ale decyzja zapadła natychmiast...

     20 marca 2020 roku mieliśmy uczestniczyć w wymarzonym koncercie...Odliczałam dni...

Tydzień przed wydarzeniem weszły restrykcje i koncert przeniesiono...

     9 grudnia 2020...Zaczęłam odliczać od nowa...

     Majowy koncert Filharmoników Wiedeńskich po raz drugi przepadł, więc rezerwa w optymizmie była wskazana...Klątwa jakaś ??

Miesiąc przed koncertem termin trasy ponownie przeniesiono...

     27 styczeń 2022...

Prawie dwa lata czekania, odliczania i...


     Zasiedliśmy na widowni...

     Kiedy kupowaliśmy bilety, z trudem wbiliśmy się w wolne miejsca, teraz 2/3 świeciło pustkami...Strach niszczy nawet miłość do muzyki...

     Szkoda...Wielka szkoda...Bo każda sekunda oczekiwania została nam zrekompensowana...To nie był Koncert, to był Spektakl...Wszystko dopracowane w najdrobniejszych detalach...Widać, że Im też zależało...I pięknie nam za to czekanie podziękowali...

     Niech nam Pani z ochrony wybaczy, ale dwa razy złamaliśmy zakaz fotografowania i nakręcania (chociaż widać, że 10% widowni było bardziej kamerzystami niż widzami)...

Były dymy, płomienie, lasery i lustra...Były nawet ręczne szlifierki...;o)

Było i nowocześnie, i tradycyjnie...Po gregoriańsku...;o)

Dwie i pół godziny niesamowitych wrażeń...Wizualnych i dźwiękowych...

     Kto zrezygnował, powinien pluć sobie w brodę, przynajmniej kolejne dwa lata... 


P.S. Ze składu, którego słuchałam w samochodzie, pozostał tylko Jeden, a ja ze zdziwieniem przyjęłam fakt, że "grają" od 22 lat...Ojciec Czas nie ma litości...;o)

poniedziałek, 7 lutego 2022

Lucky na urlopie...

     A co z piesełem zapytacie ??

     Proces "rekrutacji" Uczestników wyprawy trwał do ostatniego dnia, ekipa zmieniała się z godziny na godzinę...Dlatego, zapobiegawczo, zarezerwowaliśmy "psią miejscówkę", gdyby Lucky miał zastąpić któreś z Wnucząt...

     Skończyło się wyprawą "ludziową", więc zamieniliśmy się z Misiowymi Rodzicami...My dostaliśmy Wnuki, Oni dostali psa...

     Miejscówka Luckiemu znana, Opiekunowie znani...Musi być dobrze !!       A przynajmniej lepiej niż w "hotelu", do którego oddawaliśmy go dotychczas...

Wątpliwości były...Pewnie, że były...

     A jak postanowi nas szukać ??

     A jeśli nastąpi konflikt z Tygryskiem ??

Echhh...

     Pierwsze zdjęcie od Misiowego Taty ucieszyło oczy i uspokoiło serducho...

     Misiowy Tata jest genetycznie piesolubny, więc we dwóch dadzą radę...;o)

     Kolejne zdjęcie rozbawiło mnie do łez...

     Lucky dopiął swego !!

     Od dwóch lat pcha się nam na przednie siedzenia, a udało się na "gościnnych występach"...;o)

     Zanim Pierworodny przygotował psią miejscówkę, Lucky był już gotowy do podróży...A że tęsknota go "podgryzała", to Misiowy Tata skapitulował i pieseł awansował na "pilota"...;o)

     Jadł ile musiał (bez przekonania), starał się (jak zawsze) nie przeszkadzać, być "samowystarczalnym" i przetrwać...

     Powitanie było jednak inne...Bez nerwów...

     Podszedł, mocno się przytulił "całym psem"...Dostałam buziaka...I czekał...

Nie było "jojczenia", wyrzutów, fochów... 

     Był zmęczony (pilnowaniem wszystkich i wszystkiego), odespał przez dobę i tyle...

     Czasem tylko włączają mu się "przytulasy", takie całym psem...;o) 

sobota, 5 lutego 2022

Ahoj przygodo...

     Nie żebym podważała męskość naszego Morza, ale tych kilka dni naszego pobytu to prawdziwy dowód, że Bałtyk humorki i nastroje miewa kobiece...;o)

Pamiętacie pierwsze fotki ??

Jak z obrazka...

Zapamiętajcie te schodki...

W kawiarence jedliśmy drugie śniadanie...

     I kiedy my pławiliśmy się w słoneczku rozkoszami zimowego Morza, Marynarze i Rybacy już wiedzieli...Idzie sztorm, koniec rejsów i połowów...
     Dlatego niespodziewanie w plany wrzuciliśmy rejs statkiem...Albo dzisiaj, albo wcale...
     W nocy się zaczęło...Mieszkanie czterysta metrów od linii brzegowej ma wiele plusów, ale kiedy przychodzi sztorm, to jest przegwizdane - dosłownie...
     Morze huczało niesamowicie, jakby turbina pracowała człowiekowi nad głową...Noc w plecy...
     W dzień sztormu (chociaż "najgorsze" za nami) nawet nie zbliżaliśmy się do brzegu, a ulicami Kołobrzegu przemieszczaliśmy się z trudem (Princeska po prostu fruwała)...
     Dobę później...

To jest ta sama kawiarenka...


Łapiemy jod z "pierwszego tłoczenia"...

To są te same schodki...

     A kiedy się uspokoiło, przyszła mgła i o uroczych widoczkach można było zapomnieć (dlatego nie wjechaliśmy na Katedrę)...
     Ale na tygodniowy pobyt, tylko jeden dzień wymusił na nas wędrowanie "pod dachami", więc średnia pogodowa wyszła nam nieźle...W lecie Bałtyk bardziej kaprysi...;o)
     Jedno było niepokojące...Na Południu panowała zima, temperatury nocą spadały do -17...Misiowa Mama przysłała nam zdjęcie ogródka zasypanego śniegiem...Na Północy było 4 w dzień, 1 w nocy...Murowane, że dopadnie nas przeziębienie...Takiego szoku termicznego w dwanaście godzin się nie ogarnie...
No i podróż...Wsiadanie...Wysiadania...Wyzwanie !!
     Princesia oczywiście od razu strzeliła drzemkę, więc Dziadziuś cisnął ile się dało, żeby długaśna podróż nie była taka "koszmarna"...
     Potem z pomocą przyszły bloki i długopisy żelowe, bo Dzieciaki zajęły się rysowaniem "wszystkiego"...
     A potem z pomocą pospieszyły nam służby mundurowe !!
     Najpierw wyprzedziły nas cztery samochody policyjne na sygnale...W kolumnie !!
Pełen zachwyt !!
Wnuki usiedzieć nie mogły z wrażenia...
     No to Dziadziuś przyłączył się do kolumny i "gnaliśmy" z policyjną "eskortą" przez kilkadziesiąt kilometrów...(Jechali prędkością przepisową, więc "ścigania" nie było)...
     Sznurem za polskim mundurem...;o)
     Zanim Dzieciaki zdążyła podróż znużyć pokonaliśmy kolejny odcinek do "pitstopa"...A tam...
     Jemy sobie fryty i buły (niestety), już się mamy ubierać, i nagle podjeżdżają...
     No kto podjeżdża ??
     Kto może przebić cztery samochody policyjne na sygnałach ??
     Żołnierze !!
Wiadomo...;o)
     Dzieciaki rzuciły się biegiem, a Żołnierze mogli w spokoju zjeść, zapalić (i przeczytać sześciotomową Encyklopedię), bo Strażników na warcie mieli wybornych...


Powrót do domu był zagrożony...
     Trzeba było obejrzeć wszystko dokładnie, przeliczyć osie, pozachwycać się wirnikami silników, sprawdzić podwozie, ochać i achać...Echhh...
     Ale Ojciec Czas nas poganiał...Zmrok się zbliżał...
Pozostała jednostajna jazda...
     Ostatni "pitstop"...

Miarowe pochrapywanie Princeski...
Księciuniowe poważne rozmowy...
     I koniec przygody...

czwartek, 3 lutego 2022

Kołobrzeg - od kuchni...

     Chociaż z reguły nasze miejscówki mają zaplecze kuchenne, nie da się ukryć, że stołujemy się "na mieście"...Zwiedzanie to zwiedzanie, a nie gotowanie...

     Dlaczego nie preferujemy "wczasów" ?? Bo nie jadamy "na komendę"...

     Dzieciaki budziły się o 6-tej...Pierwsze słowa ?? "Babciu !! Jeść !!" Kto serwuje śniadania kwadrans po 6-tej ??

     Drugie śniadanie na pierwszym "pitstopie"...;o)

     Dwa dania na obiad ?? Zapomnijcie...Zupka owszem, ale koło 14-tej...Drugie danie trzy godziny później...

     Apetyciki zawsze dopisują, więc wykorzystujemy to bez skrupułów...;o)

     Pierwszym "trafieniem" była "WIEJSKA CHATA U BEATY"...

     Prosty wystrój, miła Obsługa, przyzwoite ceny, smaczne jedzenie...Może dżemu w naleśnikach mogło być odrobinkę mniej, ale na dopieszczanie klientów nie ma co narzekać...A że porcje były spore, więc dostaliśmy prowiant na wynos...

     PIEROGARNIA - wybór przypadkowy...

     Maleńkie pomieszczenie, wybór spory, Pan z obsługi strasznie smutny, pierogi średnie...Takie na "3+"...

     BAR MLECZNY...Biorąc pod uwagę, że jest poza Centrum, istnieje małe prawdopodobieństwo, że traficie tam w kołobrzeskich wędrówkach...I dobrze...

     Ceny przystępne...Jedzenie mniej niż średnie...I obsługa...Hmmm...Jak to napisać, żeby nikogo nie urazić...Kolejki nie było...Zamówiliśmy 2*mięso z ziemniakami i 2*kopytka...Pani pomyliła zamówienie i dostaliśmy 2*kopytka z mięsem...Ziemniaczki będą na deser ??Wcześniej beształa "kuchnię", że źle szykuje zamówienie...Czym była tak zajęta ?? Telefonem...A nie była to Młódka, której smartfon w głowie zawrócił...Na wszystko czekało się z niewiadomej przyczyny, bo Pani znikała na zapleczu i docierał tylko głos prowadzonej rozmowy telefonicznej...

     RESTAURACJA POLSKA FREDRO...W tym dniu miał być właściwie GRIN BAR, bo zakupiony u nich posiłek "na wynos" był smaczny i w przyzwoitej cenie, ale jest to głównie pizzeria, więc z obiadkami do wyboru (mają dania dnia) jest kiepsko...My potrzebowaliśmy rosołku !!

     "Fredro" był po sąsiedzku i miał rosołek...I to jaki !! Princeska wsunęła 2/3 swojej porcji i ogłosiła koniec posiłku...Babcia skończyła tą 1/3 i przysunęła sobie swoją porcję..."Chcesz jeszcze rosołku ??" - zapytała Babcia nierozważnie...Princeska wsunęła kolejne 2/3...Zabrane na wynos "drugie danie" było bardzo smaczne (i ogromnych rozmiarów)...Ceny przyzwoite...Obsługa sympatyczna...

     Właściwie, szkoda, że nie znaleźliśmy tej miejscówki tworząc "gastronomiczną listę", bo i my, i oni mieli by korzyść...;o)

     DOMEK KATA...(Z polecenia Pana Kierowcy "wypaśnej bryki")...



Urocze ??

Domek Kata na wypasie...;o)

     To było "drugie śniadanie", więc trudno mi oceniać poziom gastronomiczny, ale ceny jak na Centrum bardzo przyzwoite...Skupię się na Obsłudze...

     Pan Kelner dostaje ode mnie "6" !! A dostać "6" od Babci łatwo nie jest...;o)

     Pomijam nienaganne maniery i znajomość obowiązków (trochę się Gordyjka na tym zna), przy składaniu zamówienia Pan zwrócił uwagę, że to może nie być dobry wybór, bo smak jest wytrawny...Bingo !! (Nie były to alkohole)...;o)

     Pamiętamy dobrze pewien przybytek na Helu, gdzie pani zaserwowała nam takie wytrawne "paskudztwo"...Zawód Księciunia był ogromny, a Babcia musiała się poświęcić (też nie przepada)...

Mogła powiedzieć ?? Mogła...Ale skomentowała po fakcie (opłaceniu rachunku): "Dzieci to raczej nie lubią"...Echhh...

     Tym bardziej podziękowania się Panu Kelnerowi należą...

     Ostatni strzał był na "chybił-trafił" bo potrzebowaliśmy zupki i kawy...Nawet nie pamiętam dokładnie nazwy, wiem, że jest za skrzyżowaniem przy Marinie Jachtowej...

     Przestronne, ładnie urządzone wnętrza...Miła obsługa...Ceny raczej z górnej półki...Ale zupka była smaczna, i kawa też...Jak na przypadkowy strzał, całkiem nieźle...

     Nad Morzem byli i rybki nie jedli ?? - zapytacie...

     No cóż...Nad Morzem rybki nie jedli, ale...

Targ Rybny !!

     Tuż obok Rybacy rozładowują kutry (co widać po ilości krążących mew), więc krótszej drogi "dostawczej" nie ma...W kilku sklepikach można nabyć rybki świeże, wędzone, przetwory w słoikach, a jeśli ślinka z nagła pocieknie, to i smażona się znajdzie...

     Przejazd przez "caluśką Polskę" wyeliminował transport świeżych rybek, na plenerową konsumpcję warunki były kiepskie, ale wędzonych i słoiczkowych nabyliśmy ilości prawie hurtowe...A że posmakowane już były, więc z czystym sumieniem mogę polecić...


     Po śledziach, halibucie śladów już nie ma, trewal rozkochał nas w sobie bez pamięci (delicje)...Pan N. studiuje neta, i szuka sprzedaży wysyłkowej...;o)
     Skoro już się na te gastronomiczne rozważania zdecydowałam, to poruszę przy okazji pewien temat...
     Jak wiecie sporo się po Kraju włóczymy i z przykrością zauważamy pewną "modę"...Przy autostradach i trasach szybkiego ruchu mamy już nieźle rozbudowane MOP-y (kilka lat temu nawet o WC było trudno)...Ale...Jeśli na MOP-ie znajduje się punkt gastronomiczny, jest to z reguły "śmieciówka"...
     Jak podróżować z Dzieciakami ?? Wrzucać im w brzuchy fryty i burgery...
     Dietetycy grzmią, że się Dzieciakom i Młodzieży tyje w trybie eksternistycznym, że nawyki żywieniowe kształtuje się za młodu...I co ??
     Kilkanaście lat temu zasada żywienia w podróży była prosta...Zatrzymuj się tam gdzie Kierowcy TIR-ów...Zjesz smacznie i tanio...Był Bar (rodem z PRL-u) w którym jadaliśmy w czasie każdej trasy na Północ (tej bardziej na Gdańsk)...Cerata na stołach, numerki na tekturkach, obłożenie 100% bo jedzenie było niebiańskie i ceny przystępne...
Teraz i Kierowcy TIR-ów wyboru nie mają...Buła z frytami i w drogę !!
     Rozumiem, że najłatwiej podpisać kontrakt z "wielką siecią", ale może ktoś w Ministerstwie Infrastruktury skonsultuje problem z Ministerstwem Zdrowia ??
No dobra...
     Pogadać sobie mogę...;o)
     A że zgłodniałam, to idę poszukać jakiejś rybki na przekąskę...;o)

wtorek, 1 lutego 2022

Kołobrzeg po dziecinnemu...

     Co wiemy o Kołobrzegu ?? Że to Kurort, że Uzdrowisko, że w lecie panuje tu ścisk i tłok...

     Jaki jest zimą Kołobrzeg ?? Wyciszony, ale "żywy"...

To teraz pytanie najtrudniejsze...;o)

     Jaki jest Kołobrzeg zimą dla Dzieci ??

     Przyznam się bez bicia, miesiąc przed wyjazdem lista atrakcji była przygotowana...Lista "na pogodę"...Lista "na inną pogodę"...Lista obowiązkowa...No cóż...Ostatnim razem byliśmy w Kołobrzegu dwadzieścia lat temu...Kto wie, kiedy będziemy ponownie ??

Czyli buty na nogi i odpalamy w sobie pierwiastek dzieciaków...

     UKRYTA KRAINA...Dzieciaki dostają magiczną różdżkę i ruszają czarować !! No i kokardkę z imieniem dostają, której ulubiony kolor można sobie wybrać, ale jeszcze nie wiadomo po co...;o)

W czarodziejskich komnatach trzeba znaleźć złotą gwiazdkę, machać różdżką i wymówić zaklęcie !!

Ruszamy...

Odczarowana myszka przygotowuje kakao...

Nie wolno chodzić po czerwonym !! Wilki czyhają !!

Trzeba pilnować ścieżki !!

Dzikie ostępy...

Książę...Albo Księżniczka...

Króliczki z cylindra...;o)

     A potem, najprawdziwsza Wróżka ogłasza, czy wszystkie gwiazdki zostały odnalezione, i czy wszystkie czary zostały zdjęte...W nagrodę zostaje się CZARODZIEJEM !!
     Teraz wyjaśnia się tajemnica kokardek...

Wróżka była bardzo zajęta, więc babcia ją wyręcza...

     Czy się podobało ??
Bardzo !!
Dzieciaki były zainteresowane i przejęte...;o)

     MIASTO MYSZY...Ekspozycja ładnie opracowana, ale ciasno...Bardzo ciasno...
     Biorąc pod uwagę ograniczone limity odwiedzających, moja wyobraźnia nie ogarnia zwiedzania bez limitów...
Bywaliśmy już w podobnych obiektach, i wiemy, że Nieloty lubią myszki...Ale przeciskanie się wąskimi korytarzami psuje zabawę...




     MASZOPERIA - MUZEUM 6D...Atrakcja zdecydowanie dla Dzieci starszych i dla Doroślaków...I nie dla Astygmatyków...;o) 

     ELEKTRYCZNE POJAZDY...Strzał w dziesiątkę, jeśli chce się zwiedzić Kołobrzeg, dowiedzieć się o jego historii i współczesności...I ocenić własne możliwości w poszukiwaniu atrakcji...;o)
Nasza bryka wyglądała tak...
Jak się wozić, to nie "bele czym"...;o)

Pan Przewodnik musiał przekrzykiwać chrapanie...

     LODOWISKO...A właściwie MOSiR Kołobrzeg...Ale zacznijmy od naszej atrakcji...

Princeska jeździła pierwszy raz...Księciunio właściwie też...

Babcia dawała radę...

Dziadziuś też...;o)

     Ale wiecie kiedy Obiekt zasługuje na super wyróżnienie ??
Kiedy Czterolatka nagle oznajmia:
     - Babciu !! Ale piękne tu mają !! My nie mamy...Dlaczemu ??
No właśnie...
     Obiekt obejmuje komplety boisk, lodowisko, kryty basen, strzelnice, sale treningowe do chyba wszystkich dyscyplin, kuleczkowo, bazę hotelową i zaplecze gastronomiczne...Obłożenie widzieliśmy na własne oczy...
     "Dlaczemu" takiego nie mamy ?? - pytam w imieniu Princeski...
     Niestety (raczej "stety"), Matka Natura rozpieściła nas piękną pogodą i nie mieliśmy okazji skorzystać z tych atrakcji...Ale lodowisko spisało się na medal, bo mimo listy "na po lodowisku" pojechaliśmy do "domku" i zasnęliśmy zgodnie pochrapując miarowo...;o)

     MUZEUM ORĘŻA POLSKIEGO...Księciunio uwielbia Muzea wojskowe...No cóż...Pierwsze w którym był, pozostawiło taki ogrom pozytywnych wrażeń i wspomnień, że do dzisiaj opowiada z przejęciem o tamtej wyprawie...To było Muzeum Orła Białego w Skarżysku Kamiennej, które poprzeczkę ustawiło bardzo wysoko...;o)
Princeska tyle opowieści się nasłuchała, że oczekiwania też były z "górnej półki"...;o)
     Jak było ??
     Nijak i muzealnie...Chociaż zaczęło się pięknie, bo Dzieciaki "zaliczyły" po pieczątce z samolotem i czołgiem (do książeczek)...Potem nasz pobyt zdominowała Pani Strażniczka Oręża Polskiego...Chłopaki jeszcze mieli luzy, ale za mną i Princeską Pani Strażniczka gnała po całym obiekcie i śledziła każdy nasz krok...Co się Kobita naganiała to jej...Po którymś ze sprintów wychyliłam się zza gabloty i oznajmiłam: Tu jesteśmy...Dwóch Szpiegów z Krainy Deszczowców...Babcia i Wnuczka...Dodam, że w sporej sali ekspozycyjnej byliśmy sami...Cztery sztuki, w tym dwie Podpadziochy...;o)

Princeska szuka samolotów, helikopterów i dział...

Księciuniowi trzeba czytać wszystko do ostatniej literki...

Trapy do samolotów poblokowane...

Działa za łańcuchami...

Chłopaki studiują, my zwiewamy...;o)

     Jak zainteresować Dzieciaki historią ?? Trzeba im dać w niej uczestniczyć, a nie oglądać przez łańcuch i szybkę...
     - Babciu...Pojedziemy jeszcze kiedyś do tamtego Muzeum ?? - zapytał Księciunio, a ja dokładnie wiedziałam, do którego...I niech to będzie wnioskiem końcowym...Muzeum Orła Białego rządzi !! ;o)
Ale...
     Muzealny honor Kołobrzegu został uratowany !!

SKANSEN MORSKI...


     Tutaj to się działo !! Działo i armaciło...;o)
     Gdyby nie kasa biletowa, to wyścigu do schodków byśmy z Wnukami nie wygrali...
     Szczegółowo zbadaliśmy "po wierzchu", a potem...


Ktoś chętny ??
     Entuzjazm był taki, że pierwszy raz Princeska nie kłóciła się o przyznaną pozycję "Trzeciego Marynarza", cierpliwie czekała w kolejce i dokładnie słuchała poleceń...A pod pokładem ??



     Nie musimy się obawiać, że mamy "atechniczną" Wnuczkę...;o) Wszystkie guziczki, pokrętła, zawory...Żywioł !!
     Po kilku zejściach i wejściach mały przerywnik na "postrzelanie"...



I kolejne zwiedzanie...


     Zapał i entuzjazm nie opadały...
     Że mamy "zakręcone" Wnuki ?? Guzik prawda !! Okręty od Nielotów "się ruszały" !! Jakież tam dyskusje były prowadzone, jakie obserwacje...Rozpalone twarze były dowodem, że nie tylko nam się podobało...;o)
     Całego dobytku pilnuje bardzo sympatyczny Pan, który stara się być pomocnym nawet w kwestiach mniej muzealnych, a na pytanie Wnuków o pieczątki, ewidentnie się rozpromienił...Dostali po dwie (każdy okręt który zwiedzili) i z widocznym smutkiem opuszczali Skansen, oglądając się na eksponaty...Gdyby nie ta "caluśka Polska" musielibyśmy chyba wykupić abonament...;o)
     Czego nie widzieliśmy ??
     Kawiarni z obrotową podłogą, bo kolejki do wind były ogromne, a tłumy w holach i korytarzach nieprzebrane...
     Widoku z tarasu Katedry, bo spowiły nas mgły...
     Klockowiska, bo pogoda była zbyt piękna, a klockowiska mamy bliżej...
     I pewnie masę innych pięknych miejsc...
     Ale wrażeń Dzieciaki miały dosyć, jodu nałykaliśmy się "po kokardy" i akumulatorki naładowane...;o)