Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

niedziela, 29 grudnia 2019

Takie nam "grzybki" wyrosły pod choinkami...

     Nasza choinka w tym roku była niespodziewanie niespodziewana...Dlaczego ??
Bo właściwie wcale jej miało nie być !!
     Uzgodniwszy z Misiowymi Rodzicami, że Wigilię spędzimy wspólnie w Misiowym Domku, postanowiliśmy z Panem N., że my zadowolimy się ozdobami-zamiennikami...
I tyle z planów !!
     Jezusek zachichotał i z zakupów celowych: "szukamy przejściówki do kranu w kuchni", wróciliśmy do Zaścianka z choinką...;o) Żywą choinką, na dodatek...
     Małe marzenia trzeba spełniać !!
     A jodełka w doniczce była moim marzeniem od lat...
Ale najpierw Dzieci były zbyt małe...
Potem pojawił się pies-rozrabiaka...
Potem Dzieci wyrosły...
Pojawiły się Wnuki...
I ciągle był pretekst do ubrania dużej, sztucznej choineczki...
     W tym roku pojawiły się argumenty "za"...
1. Prezenty będą mieć miejscówkę pod inna choinką.
2. Lucky nie jest rozrabiaką.
3. Drzewko ma już swoje miejsce na Wrzosowisku.
     Alleluja !!


     Okoliczne ptaszyny zaraz się zwiedziały, i obsiadły gęsto naszą jodełkę,     Gwiazdka wspaniale się zaprezentowała na czubeczku, całość dopełniła piękna kartka od Lenki...
Cudności...
     Zgodnie z nową tradycją Babcia napisała i wydała trzeci tom "Księciuniowych Wypraw"...Nakład oczywiście ograniczony do dwóch egzemplarzy...
Jeden Księciuniowy...
Drugi dla Babci i Dziadka...
W środku zdjęcia z wypraw i wierszyki "na temat"...
     Księciunio po raz pierwszy siadł na kanapie i dokładnie obejrzał prezent, zachwycając się swoimi wyczynami...
Hitem numer jeden były wrocławskie krasnoludki...
Hitem numer dwa był Lucky, obśmiany, obpiszczany i zatupany (że o prezentacji zdjęcia ogółowi nie wspomnę)...
Musiało się podobać !!
     Ale Babcia popełniła jeszcze jedno "dzieło" prawie literackie...
Dziadziuś pod choinką znalazł to...


 Wrzosowisku wybiło pięć lat...


Nasz zagrzybiony ugorek...


 Filip...Nie nasz pies, którego podejrzewamy o maczanie łapek w adopcji Luckiego...;o)


 Pierwsze oznaki cywilizacji...


 Dobre wróżby...


 Radości małe i duże...
 

I nasz ogród zaczyna rozkwitać...
Echhh...
Dobrze, że pot po kartkach nie spływa...;o)
     Tak się Babcia spisała w tym roku...
A co Gwiazdka Babci przyniosła ??
Ha !!
Nie ma mocnych !!
     Na pewno się Babci pochwali...;o)

piątek, 27 grudnia 2019

Świąteczni Magicy, czyli magia Świąt działa...

     Świąteczny zgiełk ucichł...Kuchenny kurz osiadł...Kolejne Boże Narodzenie przeszło do wspomnień...
     I chociaż zajęta byłam nieprzytomnie, to moją uwagę przykuł pewien fakt...
     Czytając świąteczne życzenia i przesłania, często spotykałam stwierdzenia, że to nie o zastawiony stół chodzi, nie o zakupową gonitwę, nie o stosy prezentów pod choinką, ale o duchowe piękno przeżywania kolejny raz tajemnicy Narodzin...
Poniekąd...
Ale, że uwielbiam wciskać "kij w mrowisko", a na różne zjawiska mam zdanie odrębne od Ogółu, więc i tym razem wykażę się oporem...
     Zacznijmy od tych nieszczęsnych zakupów...
     Fakt...My od lat robimy zakupy świąteczne znacznie wcześniej, żeby świątecznej zadymy uniknąć...Menu ustalam z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, na jego podstawie robię listę zakupową i ze statecznością matrony oczekuję godziny "PW", czyli "Przygotowania Wigilijne" czas zacząć...
     Co roku jednak, wymykamy się na "zakupowy spacer" w godzinach szczytu...
Po co ??
     Żeby zobaczyć jak bardzo Ludziom zależy, jak taszczą ogromne siaty, jak pchają zapakowane niewyobrażalnie wózki, jak z namaszczeniem stoją w kolejce po rybki, albo wybierają jeszcze jeden prezent dla Cioci, której nie widzieli od wieków...
     To są prawdziwe Tłumy szczęśliwych Ludzi !!
     I chociaż czasem wkrada się jakieś zdenerwowanie, niepotrzebna niecierpliwość, to odchodząc od kasy rzucają "Wszystkiego dobrego", "Wesołych Świąt", albo zwykłej "Pomyślności"...
     Pojawia się uśmiech na upoconych od wysiłku twarzach, obcy Ludzie oddają uśmiechy...
     Ot, magia Świąt...
I przychodzi godzina "PW"...
     Przygotowania Wigilijne...
     Każda Gospodyni wie, że większej zadymy kuchennej nie ma w całym roku...
I nie wiem jak ma "każda", ale ja tę zadymę kocham !!
     Uwielbiam "rozpoczynać" z tym drżeniem niepewności, że się wyrobię ze wszystkim...
     Uwielbiam "kończyć" z bolącym krzyżem, ścierpniętymi nadgarstkami i zawrotem głowy...
     Bo pomiędzy jest "uwielbiam"...
     Kocham tych dla których to robię, więc kocham to robić...
Proste jak konstrukcja cepa...
     Mieszam kapustę z grochem i widzę w niej skrzywioną twarz Córci, kiedy pierwszy raz w życiu jej spróbowała...
     Lepię stertę ruskich pierogów, i w każdym z nich widzę uśmiechniętą twarz Pierworodnego, kiedy na stole pojawiała się makutra "z czubem" wyładowana tymi delicjami...
     Przygotowuję rybkę i słyszę jak Pan N. cmoka z rozkoszy, oblizując palce...
     Odhaczam kolejne, przygotowane potrawy z listy i widzę śliczne dołeczki mojej Synowej, kiedy z wdziękiem uśmiechała się do nas na pierwszej wspólnej Wigilii...Dwanaście dań Ją zaskoczyło...I była nieprzyzwoicie piękna z tym zaskoczeniem na twarzy...
     Piekę rogaliczki i już nie mogę się doczekać miny Księciunia, który będzie grzecznie próbował "prawie każdego dania", byle dotrwać do końca i móc wyciągnąć rączkę do patery...
A w tym roku doszło kolejne wspomnienie "kochania"...
     Princeska spróbowała grzybowej zupki z łazankami, zrobiła śliczne "bleeee", i najpiękniej na Świecie uśmiechnęła się do Babci...
     To jest prawdziwa Magia Świąt...
     Magia ukryta w farszu do pierogów, w rogalikach, w kapuście z grochem, czy między rybimi ostkami...
     Ale zanim ta magia nastąpi stajemy przy stole, bierzemy opłatek i składamy sobie życzenia przy blasku choinki...
     Jedni życzą sobie tradycyjnie Wesołych Świąt, inni przyziemnie pełnego portfela...
     Ja w tym roku miałam szczęście składać życzenia świąteczne razem z Princeską...
Ta mała Istotka była bardzo przejęta...
     Trzymała opłatek w dwóch rączkach, łamała go ślicznie i wciskała każdemu do ust...
     Piękne to były życzenia !!
     Dwuletnie serduszko dodawała do każdego kawałeczka...
     A kiedy Księciunio składał życzenia Dziadziusiowi, życzenia zdrowia i szczęścia, i...i...i...Nie mógł Bidulek sprecyzować tego co chce powiedzieć...I w końcu, nieśmiało wymruczał...
     "I żebyś częściej przyjeżdżał do Misiowego Domu"...
     Serducho Dziadziusia zatrzymało się na moment...
     Ileż tęsknoty i miłości było w tym życzeniu ??
Ogrom !! Prawdziwy ogrom !!
Taka jest Magia Świąt...
     W każdym z nas jest Cząstka Boga...
     Każde Dziecko jest Darem Największym...
     Kolejną Cząstką, która obdziela Świat bezinteresowną miłością, bezkresną tęsknotą i sobą...
     A cóż znaczyłyby te Święta bez prezentów pod choinką ??
Byłyby niepełne...To fakt...
Z premedytacją każdy drobiazg zapakowaliśmy osobno...Prezentów był stos wielki !!
     Nie, nie wydaliśmy majątku...Nie zaciągnęliśmy kredytów...Właściwie, nawet nie nadwyrężyliśmy konta bankowego...To były drobiazgi, które miały wywołać uśmiech...Ot, co...
     Dziadziuś i Misiowa Mama robili zdjęcia i nakręcali filmy...
     Misiowy Tata pomagał Princesce rozpakowywać prezenty...
     Babcia z Księciuniem pomagali Gwiazdce w obdarowywaniu...
Jakiż On był szczęśliwy !!
     Wybierał prezent...Składał mozolnie literki...I z piskiem radości biegł wręczyć Obdarowanemu...
Był dumny, że dobrze wybrał...
Był dumny, że umie przeczytać...
Był dumny, że wręcza...
A Babcia ukradkiem ocierała łzy wzruszenia...
     Princesce spodobało się tak bardzo, że zaczęła wciskać te prezenty pod choinkę, żeby wręczać jeszcze raz...
     To jest Magia Świąt !!
     Babcia nie zdążyła poczytać o Narodzinach Jezuska...Brakło czasu na rodzinne śpiewanie kolęd...Księciuniowi i Princesce brakło nawet sił, żeby nas uściskać na pożegnanie...Od nadmiaru wrażeń i emocji po prostu "padli"...
     A my cichutko spakowaliśmy co trzeba, ubraliśmy szelki Luckiemu, który dzielnie uczestniczył w naszym Świętowaniu i wróciliśmy do Zaścianka...
     Wypełniało nas takie szczęście, że niewiele rozmawialiśmy po drodze, uśmiechając się do siebie i wspominając magiczny, wigilijny Wieczór...
     Magia trwa...
I niech trwa wiecznie...
Przenoszona z pokolenia na pokolenie...
     W zakupowym rozgardiaszu...W kuchennych zapachach...W opłatku łamanym małymi rączkami...I w łzach babcinego szczęścia...  
     Wszyscy jesteśmy "Magikami" !!

środa, 25 grudnia 2019

niedziela, 22 grudnia 2019

Prezencik na Nowy Rok...

     W świątecznej zadymie postanowiliśmy wyciąć jeden dzień i pognaliśmy na północ...Lucky został na gospodarstwie, a my z teczką papierów szturmowaliśmy pewien bardzo ważny Urząd...
Tak, tak...
Postanowiliśmy zadbać o noworoczny prezent...
     Złożyliśmy zgłoszenie budowy naszej wrzosowiskowej warowni...
Co z tego wyjdzie ??
Nie mamy pojęcia...
Wniosek przeleży "rok", a później otrzymamy "wyrok"...
     Noworoczny prezent ustawi nam cały rok...
     Jeśli będzie pozytywny, to odciski na dłoniach i pot na poopie wystąpią w ilościach hurtowych...
     Jeśli będzie negatywny, to rozpoczniemy batalię intelektualną na paragrafy, przepisy i inne dyrdymały...
     Jakikolwiek nie będzie, zapowiada się ciekawie...Bo przed nami rok "przestępczy", jak mawiał Pierworodny...
     Przy okazji odwiedziliśmy Wrzosowisko...
     I chociaż miałam milion obaw, że "wiosenna" pogoda spowoduje spustoszenie, nasz zagonek drzemie cichutko...Tylko truskawki trochę rozrabiają...
Pozabieraliśmy ostatnie zaszłości z dobytku, pożyczyliśmy spokojnego snu i wróciliśmy do domeczku...
     A tutaj przedświąteczna kipisz...
Echhhh...
Przecież nie ogarnę pół roku w kilka dni ??
No to luzik...
     Co ogarnę to ogarnę...Reszta będzie "przegarnięta" na po świętach...;o)
Z resztą...
     Pierwszy raz będziemy spędzać Święta poza domem...Przynajmniej Wigilię...
Chociaż ma to być ponoć Wigilia za śniadaniem...;o)
     Chyba czas brać się do roboty...
A Wy...
Trzymajcie kciuki za Urzędników !!
     Niech Im klawiatury wypisują tylko zatwierdzenia projektów...;o)
     Odciski i pot przyjmiemy z dobrodziejstwem inwentarza...;o)

środa, 18 grudnia 2019

Księżniczka na silikonowym ziarnku...

     Rozum albo się ma, albo nie...Mnie Bozia tego błogosławieństwa poskąpiła...;o)
Ale zacznę od początku...
     Kiedy Dzieciaki wybyły z domciu, nasz rodowy metraż z nagła się powiększył...Wycieranie kurzu w pustostanie nie wchodziło w grę...Postanowiliśmy urządzić sobie sypialnię...
Nie jakieś cudo, bo na remontowanie polotu żeśmy nie mieli, ale solidne, drewniane łóżko i dobry materac w zupełności nas satysfakcjonowało...
Tośmy zaszaleli...
     Drewnianych (prawdziwie drewnianych) mebli wiele w necie nie było, bo to domena Górali, ale materac, to było wyzwanie...
Analiza trwała kilka dni...
Posprawdzane wszystkie parametry, przydatności i inne takie...Przybyło toto przez Kuriera...Ciężkie jak fiks...
     Ucieszeni jak dwie norki urządziliśmy intymny kącik w try miga...
Pierwsza noc...
Po dwóch godzinach spotkaliśmy się w kuchni i urządziliśmy sobie małżeńską herbatkę o 2-giej w nocy...
Drugą noc spędziłam na starej kanapie...
Pan N. starał się być dzielny...
Po roku mieliśmy już dość z czubkiem...
     Prozdrowotne właściwości tego ustrojstwa kończyły się w momencie ułożenia ciała...
Wywalić i kupić nowy ??
No cóż...Nababami nie jesteśmy...
Na wspaniałym "dziele" wylądowała puchowa kołdra w celach zmiękczenia...
Jakieś rozwiązanie...;o)
A my zaczęliśmy przeglądać nakładki na materace...
300-500 zeta i jakaś nadzieja na przespane noce jest...
Jakaś...Bo gwarancji nie ma, że nakładka się sprawdzi...
I mnie olśniło...Albo ogłupiło...W czasie szycia poduszek...
     Uszyję nam nakładkę !!
     To był właśnie objaw mojej głupoty...
Kręgosłup na agrafkach...Blokady ramion...Przeciążone dłonie...
I...




Klękajcie Narody !!
     Jakim cudem udało mi się skończyć ??
Nie mam pojęcia...
Wielkie...Nieporęczne...Ciężkie...
Ale mięciutkie...;o)
     Jak się spisuje ??
Pan N. śpi jak niemowlak !!
A ja ciągle jestem zbyt lekka...
     Może mam błękitną krew i jestem jak ta księżniczka na ziarnku grochu ??      Może te silikonowe drobinki gniotą w "arystokratyczną" pupę ?? Nijak już tego nie ogarnę...
     Na pohybel !!
     Materac prozdrowotny w każdym calu...Nakładka jak obłoczek mięciusia...Użytkownik do niczego !!
Ot co...

niedziela, 15 grudnia 2019

Kobieta z cukru...

Na rocznicę ślubu otrzymaliśmy od Niej to:


Piękne !! Prawda ??
Przejmujące...Ulotne...
Nieziemskie i ziemskie jednocześnie...
     I chociaż na pierwszy rzut oka zmysłowe, to oglądając raz setny...
Ona i On...Oderwani od Świata...Sami dla siebie...
     Ileż zaufania być musi w ludziach, by zechcieli dryfować przez życie opierając się głównie na sobie...Ufając, godni zaufania...Wspierając, oparci bezpiecznie...Patrząc i będąc widzianymi...
     Ot, życie...
Jak landrynka...
Słodkie i twarde...
     A potem dostałam od Niej to:


Przyziemne i ulotne...
Mój prezent urodzinowy od Niej...
I życzenia:

Kochana!
Nie mam dla Ciebie tak wiele
Nie mam żab rechotu
I ptaków treli
I nie mam kwiatów polnych bukietu
Nie mam najpiękniejszych ogrodów
Nie mam wieczorów przy ognisku
I najpiękniejszych słońca wschodów
I Jego oczu błysku
Nie mam dla Ciebie milusich małych rączek uścisku
TY MASZ TO WSZYSTKO!!!
Nie mam dla Ciebie tych chwil
I tamtych wzruszeń
Wszystkich uśmiechów
I serca poruszeń
Cudnych drobiazgów i "pełnej miski"
TY MASZ TO WSZYSTKO!!!
Co mam dla Ciebie?
Mam worek zdrowia co wszystkie smutki uleczy
Byś unieść mogła majątek z TYCH "rzeczy"...


Mam to wszystko !!
     I gdzieś tam, za górami i lasami, mam moją Holenderską Czarodziejkę, która czasem mnie wspomni, czasem pomyśli, czasem skrobnie kilka słów, albo zadedykuje swoją pracę...
     Większość moich Czytaczy Ją zna...
     A tych, którzy jeszcze nie znają, zapraszam na bloga tej Niesamowitej Kobiety...
Serce jak rubin...Dusza jak kryształ...Dłonie ze złota...
To wielkie bogactwo poznać Cię, Dagmaro...;o)  

Dagmara 

piątek, 13 grudnia 2019

Co się dzieje z Mikołajem ??

     Nie mam pojęcia jaka przypadłość dopadła Biedaka, ale fakt jest faktem, jakiś problem Święty Mikołaj ma...
     W środę przybył statecznie do księciuniowego przedszkola i obdarował sprawiedliwie wszystkie dzieci...
     W czwartek przybył do Misiowego Domku z dwiema paczkami i czekał na Księciunia razem z Dziadkami...Czekał...Czekał...Czekał...Herbatkę wypił...Ale się na Księciunia nie doczekał, bo droga z przedszkola długa ;o), więc paczki zostawił i odjechał...
     W piątek przybył tradycyjnie, przez komin, i paczki zostawił jak trzeba, pod poduszkami...
     W sobotę przyjechał Wujek Paweł i przywiózł prezenty, bo się okazało, że Mikołaj adresy pomylił...
     W niedziele przybyła Ciocia Gosia, i obdarowała kolejnymi prezentami, bo Mikołaj znowu paczki zapodział...
     Princeska dary przyjmowała łaskawie...;o)
     Księciunio zaczął podejrzewać, że Mikołaj strasznie jest w tym roku roztrzepany, i może te Jego paczki błądzą gdzieś jeszcze po Świecie ??
     W każdym razie, od poniedziałku strategicznie przegląda kąty...;o)
Ale...
No cóż...
     Coś w tym jest...
GPS-y...Nawigacje...Satelity...
A Święty Mikołaj nijak nie może nowych technologii ogarnąć...Prezenty zostawia wszędzie...Paczki gubi...Niby się spieszy, a wszędzie spóźniony...
Bidulek...
     Może już zmęczony okrutnie tymi obowiązkami ??
     Może trzeba jakieś SPA Mu zorganizować ??
     Do Świąt ledwie kilka dni, tam gdzie prezenty przynosi Gwiazdka, albo Gwiazdor, to jakoś będzie, a reszta ??
     Jak nam Mikołaj całkiem wymięknie ??
Aż strach się bać !!
A może przyczyna jest bardziej prozaiczna...
     Może Mikuś się zakochał ??
     Objawy by się zgadzały...
Roztrzepany...Zakręcony...Rozkojarzony...
Ciekawe czy ma motyle w tym wielgachnym brzucholu...
Ot, zagwozdka...
     Ale jeśli to miłość...To trzymam kciuki za powodzenie !! Możemy nawet te prezenty zbierać i dowozić...;o)
     O wzajemność uczucia właściwie jestem spokojna...
Bo kto nie kocha Świętego Mikołaja ?? ;o)

środa, 11 grudnia 2019

Co z poduszkami ??

     Po dwóch dobach górskich wrażeń, pobudce prawie nocnej, zafundowanej przez Luckiego, przyszła pora na rodzinne świętowanie babcinych urodzin...
     Przybyły Dzieciaki !!
     Nas ucieszyły ogromnie, ale Lucky dwoił się i troił, żeby okazać należytą sympatię...Pierwszy raz wykazał taki entuzjazm w przyjmowaniu Gości...
     Uścisk Księciunia rozmiękczył Babcię absolutnie (On przytula całym sobą !!)...
     Princeska na widok Babci pięknie się uśmiechnęła i wyciągnęła łapeczki...Rozmiękczenie zostało zamurowane...A babcine serducho chyba nawet przestało bić na moment...
     Wnuki od razu przystąpiły do przenoszenia zabawek ze swojej szuflady do pokoju (uwielbiamy tę demolkę)...Lucky dyskretnie podsuwał grzbiet do drapania kolejnym członkom Rodziny...
A Dziadkowie...
Hmmm...
No cóż...
     Jak wiecie Babcię ogarnęła mania poduszkorobienia...Początkowo zamówiłam wypełniacza ledwie dwa kilo, eksperymentalnie...Ale, że zapotrzebowanie z nagła wzrosło, więc kolejne zamówienie opiewało na 10 kilogramów...Przesyłka dotarła pięknie zapakowana, a po otwarciu zaprezentowała się tak...


     Ledwie to worzysko ciągnęłam po podłodze...
Jakie było nasze pierwsze skojarzenie ??
     - Wnuki jak przyjadą to będzie ekstra zabawa !!
I była !!
     Wór położony przy "wspinaczkowej kanapie" świetnie się sprawdził jako materac i trampolina...Synowa wyraziła troskę, że przy takim zainteresowaniu, to z kolejnych, poduszkowych produkcji nic nie będzie...Księciunio zaproponował dokupienie jeszcze dziesięciu takich worków...A Babcia wspinała się na kanapę (tylko jak była jej kolejka), malowniczo spadała na worek, turlała się z gracją na podłogę, i wracała do kolejki...
Princeska pilnowała zasad...;o)
     Po kilku godzinach zabawy Misiowa Mama ogłosiła koniec szaleństwa, bo wszyscy byliśmy już mokrzy...;o)
     Babcia ustawiła wór w kącie i...
     Po kilku minutach okazało się, że Princesia darmo chleba nie je !!
Sama sobie wór wyciągnęła !!

Akcja wyciągania zakończona wywrotką...
I sukces !!
Pełen sukces !!


     Na propozycję powrotu do domu, Wnuki kategorycznie oświadczyły:
     - NIE !!
I wiecie co...
     To były moje najpiękniejsze urodziny !!
     Kichać na PESEL, jeśli można się poturlać ze "wspinaczkowej kanapy" na worek silikonowych wiórków w takim towarzystwie !!
     Tylko co z poduszkami ?? ;o)

niedziela, 8 grudnia 2019

Post do posta, czyli pokuta musi być...

     - A co z psem ?? Do Misiów ?? - zapytał Pan N.
     - W żadnym razie !! Do dwójki Dzieci niestabilnego psa nie oddamy...Mam hotel...- uspokoiłam Ślubnego...
Bo to był mój osobisty sukces !!
     Znalazłam hotel ledwie kilka kilometrów od Zaścianka i to właściwie "po drodze" naszych głównych ścieżek...
Ufff...
     Do Wieliczki mamy kawałek, więc to by była "wyprawa w wyprawie" (tam urlopy spędzał nasz Cezary)...
     Mieliśmy podjechać sprawdzić warunki, poznać Właścicielkę...Czasu brakło...
Na pohybel...
I tak wiedzieliśmy, że lekko nie będzie...
     Lucky na widok krat wpada w totalną panikę !! Wiemy, bo śmieciowisko mamy okratowane...
     Trauma po schronisku ledwie zabliźniona...Zaufanie leniwie się budzi...
     Prawdziwy cios w plecy !!
     Hotelik nieduży...Teren wiejski...Posesja ogrodzona...Budynek odizolowany...I Właścicielka...
     Powitanie...Dwa zdania wymienione...I już wiemy, że mamy przyjemność poznać kolejnego Człowieka Pozytywnie Zakręconego !!
     Pani Dominika na twarzy ma wypisaną zwierzolubność...;o)
     Lucky czuł się niepewnie...Był posłuszny, ale zagubiony...Wszedł do boksu, siadł i zamarł...W oczach miał wypisane pytanie:
     - Co Wy robicie ?? Za co ??
     Szybko podałam książeczkę zdrowia, pojemnik z przygotowanym jedzonkiem (żeby chociaż smaki miał domowe) i zwialiśmy prawie biegiem...
     Wieczorem otrzymaliśmy sms-a od Pani Dominiki...
     "To bardzo grzeczny piesek, bardzo skupiony na człowieku, już po pierwszym spacerze sam wrócił do swojego boksu"...
     Pani Dominika zajmuje się zawodowo "wychowywaniem opornych zwierzaków", więc takie komplementy powinny nas podbudować...
Podziałało odwrotnie...
Bo to co Pani Dominika uznała za sukces, dla nas było "porażką"...
     "Bardzo grzeczny", bo wróciły stare strachy...
     "Skupiony na człowieku", bo przerażony...
     "Wrócił do boksu", bo tam nas widział ostatni raz i najchętniej pewnie, wcale by z niego nie wychodził (a jak przyjadą i mnie nie znajdą ??)...
     Szczerze mówiąc mamy też odrębne zdanie co do psiej pamięci...;o)
     Ale Lucky był pod bardzo dobrą opieką !!
     Pani Dominika to "Dusza Człowiek" !!
     A kiedy przyjechaliśmy po niego, wybiegł z boksu i jednym skowytem wylał z siebie te wszystkie lęki...Powitanie było serdeczne i krótkie...Lucky był "wykończony"...
     Prawdopodobnie nie spał przez ten czas wcale...
     Z kupami jak wiecie mamy "jazdy" totalne, więc nie zdziwiło nas, że nie zrobił "na obcym terenie" nic...
     Stres spowodował totalną biegunkę, więc przez dobę nasze życie koncentrowało się pod psim ogonem...A uregulowane już pory spacerów rozjechały się jak Mgławica Oriona;o)
Ale po dobie, kiedy nosek w końcu stał się zimny i wilgotny, a Luckuś na spacerze spotkał Swoje Dzieci (!!), Świat znowu wypiękniał !!
Nastąpiło cudowne ozdrowienie...;o)
     I znowu zrobi się post do posta...;o)

czwartek, 5 grudnia 2019

Jednym tchem...

     Powinnam zacząć od rachunku sumienia i żalu za grzechy...Powinnam, bo zaniechanie to paskudztwo, a ja zaniechałam...
     Nie pomoże tłumaczenie, że czas mi się skurczył, że obowiązków przybyło, że wpadłam w wir reala i nijak się było wyplątać...
     Zaniechałam i kropka !!
O premierze to już pewnie Autorka zapomniała...
Przesyłka od wieków czekała...
A ja, niemota, wiedząc co mnie w niej czeka, dłoni nie wyciągnęłam, okularów nie założyłam, strony nie odwróciłam...
     Ojciec Czas jednak łaskawy...Wyciął kilka kwadransów z życiorysu i dał wytchnienie...A wytchnienie to nie byle jakie !!


     Wyruszyłam w podróż przepiękną z Sienkiewiczem...
Bajka !!
Ptasie mleczko !!
Rarytas po prostu...
     Dobrze przeczuwałam, że po tej podróży...


Kolejna mnie nie zawiedzie...
     A skoro mamy już taki prezentowy miesiąc, więc polecam Wam owe książeczki obiema garstkami...
     Dla miłośników pięknie napisanej literatury...
     Dla zgłębiaczy wiedzy powszechnie niedostępnej...
     Dla wędrowników, którzy utartych szlaków nie lubią...
Wiedza i inspiracja !!
     Agnieszka Zielińska ponownie spisała się na medal !!
Gratulacje Agniesiu !! Wymiatasz...;o)
     Tylko straszny niedosyt czuję...
     Albo Ci nasi Geniusze zbyt mało podróżowali, albo ja mam ten "dech" zbyt głęboki...;o)
     Przypuszczam, że wrócę do Sienkiewicza, tak jak wróciłam do Mickiewicza...Żeby się podelektować, uchwycić detale, przeanalizować...
     I znowu czekam, kiedy ogłosisz kolejną nominację dla któregoś z Twórców...
Podróże literackie...Z ??
     Na pewno z Agnieszką Zielińską !!

wtorek, 3 grudnia 2019

Przykład idzie z dołu...;o)

     Wiele lat temu mój Chrzestny przebywał na kontrakcie w Libii, i stamtąd właśnie przysłał kartkę świąteczną z listem...Ot, właściwie nic ciekawego...
     Ale w tym liście było zdanie, które wywołało u mnie ogromne pragnienie...
     "Cóż Wam pisał będę więcej, całą zimę przechodziłem w trampkach"...
Ło Matko i Córko !!
Nie dosyć, że w moich ukochanych trampkach, to jeszcze całą zimę !!
A zimy wówczas bywały u nas że hoho...
     Wujaszek z kontraktu wrócił już wieki temu...Właściwie, to On już wieki temu odszedł na Błękitną Polanę...Klimat nam się ociepla...Boże Narodzenie często bywa cieplejsze niż Wielkanoc...Zamiast bałwana lepimy zające...
I tak jakoś wszyscy zaczynamy tęsknić do śniegu...
     No to proszę bardzo...Jakby tego śniegu zimowego nie było, a Boże Narodzenie się rozbłociło...;o)
     Zdjęcia robione przed chwilką, w zaściankowym lesie...





     A to użytkownik tego lasu, który nie wahał się włazić wszędzie...;o)
     Pupsko zmarzło, łapy zmarzły, uszy zmarzły...


 
Po powrocie ani na miski nie spojrzał, wskoczył na swoją kanapę i domagał się otulenia...


Chyba pójdę za jego przykładem...;o)

niedziela, 1 grudnia 2019

Góry moje, Góry...

     Wszystko zaczęło się od koperty...
     Nie, nie...Nie zostaliśmy skorumpowani...Bynajmniej !!
Pan N. wrócił z pracy i wręczył mi kopertę...
     - Zobacz...- powiedział...
Zajrzałam...Przeczytałam...I "zdębiałam"...
     W środku koperty był voucher na dwudniowy pobyt w pewnym, słodkim hoteliku...
Orzesz...(ko) !!
     Urodzinowy prezent Pana N. od Współpracowników...
Nie ma co...Piękny prezent !!
A że kierunek wybrali słuszny, więc się Wasza Gordyjka odrobinę pośliniła...;o)
     - Wybierz termin i rezerwuj...- oznajmił Ślubny...
     Żonę ma spolegliwą (przynajmniej w takich tematach), więc w godzinę wszystko było załatwione...
Praktyczna jestem do bólu, to ogarnęłam dwa w jednym...
     Urodzinowy prezent Pana N. zrealizowałam na...Hmmm...Swoje urodziny !! ;o)
     Właściwie, to ogarnęliśmy trzy w jednym, bo skoro mam urodzinki w Andrzejki (jeszcze raz dziękuję Wszystkim na ogromny pakiet życzeń !!)...
     No to ruszamy...


Już wiecie dokąd ??



Serducho się radowało nieziemsko...


A One coraz bliżej...


I w końcu baza wypadowa...





"Malinowy Potok" w Białce Tatrzańskiej...
I One !!





     Wędrówki nie będzie, bo ani czasu nie mamy, ani przygotowania...Ale popatrzeć miło...;o)
Chociaż wędrówka była...W pewnym sensie...
Po schodach w Hotelu (korzystanie z windy w Górach uznaliśmy za nietakt)...;o)
     - Pokój zabaw z "kuleczkowem"...
     - Basen...
     - Grota solna (nie polecam, bo strasznie śmierdzi chlorem, a odgłosy z basenu nie sprzyjają relaksowi)...
     - Sauny...
     - Sala rozrywkowa z bilardem i grami...
     - Stół do ping ponga...
     Wszędzie nowiutko, czyściutko i miła Obsługa...
     Szczególnie Pani z Recepcji, która poświęciła nam sporo czasu, i z determinacją oprowadzała po pokojach (już pewnie wiecie, co nam się w głowach lęgło)...;o)
     Do obiadokolacji wszystko było na plus...
     Mieliśmy nawet kilka kwadransów, żeby się Białce przyjrzeć z bliska...
A potem...
Potem była obiadokolacja...
Ja rozumiem, że to wyjazd po cenach promocyjnych...
Ja rozumiem, że przed sezonem...
Ale skoro ja wstałam od stołu głodna (a "dożarta" nie jestem), to czym się niby miałam z tym "wrogiem" podzielić ??
Średnio smaczne...Ilości mikrusie...
Spora część Turystów prosto z jadalni ruszyła do Białki szukać żarła...
Trochę obciachowo to wyszło...;o)
     Śniadanie w formie bufetu było już OK...
Bemary uzupełniane, pieczywo donoszone, talerze wymieniane na pełne...
To może Oni tę kolację już podzielili przed podaniem ??
Połowa dla nas...Połowa dla "wrogów"...
     Wyjedliśmy wieczorem z bagaży wszystko, co za szybko nie "uciekało"...;o)  Popiliśmy winkiem malinowo-jabłkowym, góralskiej produkcji...Które okazało się winem jabłkowym, bo maliny były tylko na etykiecie...;o)
I poszliśmy spać...
A właściwie leżeć...
     Madejowe łoża...;o)
Ale Góry były !!
I w nocy...







     Tak, tak...Spadł śnieg...
     Może w ilościach niewielkich, ale reklamacji składać nie będziemy...;o)
     Pożegnaliśmy "Malinowy Potok" i ruszyliśmy na Termy białczańskie...
     Wiele dobrego słyszeliśmy od Znajomych...To może "przebiją" Bukowinę ??
Nie przebiły...
     Strefy pooddzielane bramkami...Bramki od natłoku ciągle się blokowały, więc tworzyły się gigantyczne kolejki ociekających wodą "Nagusów"...Ratownik zamiast pilnować basenu, stał i odblokowywał elektroniczne nieszczęście...
     Nie podobało się nam również, że do części basenów można było wchodzić z piwem, drinkami, czy innymi napojami...
     Mam zażywać kąpieli w soku do piwa, czy w wodzie termalnej z minerałami ??
     Szczególnie, że jak na weekend przystało, tłum był znaczny, dzieciaki szalały, więc ciągle ktoś kogoś poszturchiwał...
     Nigdy jeszcze nie wyszliśmy z basenów przed czasem...Nigdy !! Więc musiał być ten pierwszy raz...
     Baseny w pewnym momencie wyglądały jak chińskie plaże...Same głowy wystające z wody...
Jakby "zacytować" Korę...
     "Głowy, głowy, setki głów...Wszystkie robią chlup, chlup, chlup"...;o)
     - Jedziemy po Luckiego ?? - zapytał Pan N.
     - Najwyższa pora...- potwierdziłam...
Bo nasze psisko też było w hotelu...Psim hotelu...
Wiedzieliśmy, że zniesie to kiepsko...
Ale o tym będzie następnym razem...
     Czy to był udany wyjazd ??
Pewnie !!
Góry wynagradzają wszystko !!
Nawet jeśli podziwia się Je, jedynie na horyzoncie...;o)