Droga powrotna była bardzo przyjemna...Pogódka dopisała...A "pit-stopy" mogliśmy ogłaszać w dowolnym momencie, bo po godzinie jazdy mieliśmy "MOP-ów" do wyboru do koloru...Tak żeśmy zaszaleli, że "siku" było na jednym...Jedzonko na drugim...Kawusia...W domeczku, bo brakło nam czasu na kolejny przystanek...;o)
Ale na jednym z postoi zobaczyliśmy pojazdy tak piękne, potężne i oko przyciągające, że z Pana N. wyrwało się westchnienie...Nie tylko z Niego, sądząc po sporej gromadce "wielbicieli"...;o)
Na parkingu nie robiliśmy zdjęć, żeby nie stresować Kierowców, ale w trasie...
Pewnie się domyślacie, w którym kierunku zmierzały... Dzisiaj już pewnie nie wyglądają tak wspaniale...
Do domeczku dotarliśmy bez przeszkód, a tam: kawusia i utęsknione kanapy, Luckusiowy misio tym razem nie tęsknił, bo był z nami...
Wiem, wiem...Misio ledwie żyje...;o) Ale jak może wyglądać ukochany misio, który od czterech lat jest "iskany", rzucany i przytulany w trybie ciągłym ?? Wyprać go już nie mogę, bo się bidulek rozleci...;o)
Potem nastąpiła "szara rzeczywistość"...
Pana N. pochłonęły obowiązki zawodowe...Gordyjkę prawie połknęło przywracanie "rzeczywistości"...Luckiego pochłonęło odwiedzanie "jego miejscówek", bo przecież cztery dni nie było go w domciu...
W czasie takich odwiedzin, napadła nas w lesie "banda kapeluszników"...;o) Czy ja się już Wam przyznałam, że nie lubię zbierać grzybów ??
Nie lubię...;o)
Tych też nie zbierałam, chociaż była ich masa...To jadalne, maślaki sitaki...
U nas grzyby bardzo przydatne, szczególnie kiedy na grzybobranie przyjadą Wnuki...Widać je z daleka (grzyby, nie Wnuki, Wnuki z daleka słychać), kapelutki mają z gąbeczką (łatwe do rozpoznania), rosną całymi połaciami, więc każde grzybobranie zakończone jest sukcesem...;o)
Pan N. z Pierworodnym celują w gatunki bardziej szlachetne...Gordyjka i Misiowa Mama lubią grzyby jeść...;o)
I dobrze, że zrobiło się gastronomicznie i kuchennie !! Bo Gordyjka po okiełznaniu rzeczywistości rzuciła się w wir kuchenno-garnkowy...
Nasze Misie miały zjechać na świętowanie urodzin Dziadka !!
Ależ było radośnie i głośno !!
I pięknie !!
Bo Dziadek dostał prezenty i dwie przepiękne laurki od Wnuków...
Księciunio życzył Dziadkowi więcej zabaw z Wnukiem, sugerując, że bardzo je lubi...
Princeska życzyła Dziadkowi 200 lat, 2000 lat, 20000 lat...A potem się okazało, że na kartce nie zmieści się już ani jedno zero, i to musi wystarczyć...;o)
Odrobinę konsternacji wywołała tylko dziewczyna w szpilkach, która towarzyszy Dziadkowi, bo przecież "Babcia w szpilkach nie chodzi" - co zauważył Dziadziuś...
- Nie chodzi, ale ma !! - odpowiedziała Princeska...
I powagi nie udało się nam zachować już przez całe popołudnie...;o)
(Nieźle ma Babcia szafki zlustrowane)...;o)
A że takie dzieła nie mogą kurzyć się w szufladzie...
To dostały rameczkę i miejsce na półce...;o)
Dziadek z gitarą...Babcia na szpilkach...Echhh...
Coś nam się ta "szara rzeczywistość" zaróżowiła...;o)