No to możecie zazdraszczać...Zazdraszczać straszliwie i bez opamiętania...
Od 1 czerwca Gordyjka ma urlopeczek...Urlopeczek milusi, malusi i wyczekiwany niecierpliwie...
Urlopeczek dodam w wymiarze nieskromnym...
Do obowiązków zawodowych wracam 1 sierpnia...
A co !! Fajną mam Szefową tośmy sobie w tym roku wyjątkowo zaszalały...
Co prawda będzie to urlopeczek wyjątkowo mało wypoczynkowy, ale boczki będą wyleżane należycie, tempo dni można będzie z lekka zwolnić...
Aby należycie uczcić fakt owego urlopeczku w piątek ruszyliśmy do pewnego ogromniastego marketu nabyć ognistą wodę...
Ogólnie wiadomo, że bez ognistej wody nijak się weselić skutecznie, a weselenie bezskuteczne wielkiego sensu nie ma...
Już jakiś czas temu zauważyliśmy z Panem N., że ów przybytek handlowy posiada w swojej ofercie największy wybór owych humorodawczych wód...
No to stanęliśmy dzielnie do owego pojedynku...
My kontra regał z winami...
Orzesz...(ko)...
Po godzinie studiowania etykiet zaczęłam wymiękać...Z trzech gatunków można wybrać bez problemu...Z dziesięciu po wysiłku wybrać można...Ale jak dokonać wyboru kiedy na półkach stoi owego dobra gatunków różnistych sto ?? Ufff...
Po godzinie miałam jakiś mglisty obraz...
Poszliśmy się napić kawy, żeby szare komórki odzyskały kontakt z rzeczywistością...
Kawusia od razu nam horyzont rozświetliła...
Podjąwszy jedynie słuszne decyzje powróciliśmy na zalkoholizowane terytorium...
Postanowiliśmy rozpocząć od trunków, które nam najmniejszy problem powodują...
W koszyk ładowane zostały likiery, brendy i inne "bimbropochodne", które naszych podniebień nie rozpieszczają...
Mijający nas Klienci rodzaju męskiego zaczęli z zazdrością spoglądać na Pana N. ...
Na ich twarzach gościło zazdrosne:
"Ten to ma szczęście"...
Echhh...
Z listy zakupów, dzielnie dzierżonej w mej dłoni zaczęło powoli ubywać pozycji...
Po kwadransie w koszyku było wszystko co trzeba...białe, czerwone, niebieskie, zielone...
Nie ma jak dobierać trunki po kolorach tęczy...
- No to teraz wina... - rzucił Pan N. i dodał - to ja pójdę poszukać jakiejś Obsługi...
A to Spryciarz...
Nim wrócił w koszyku stały wybrane butelki humorotwórcze...
Wrócił z Panem, który jakoby najlepiej w asortymencie na półkach rozstawionym się orientował, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że Pan jest równie zagubiony jak my i nijak nie umie nam pomóc w dostarczeniu popakowanych w kartony trunków...
Ruszył co prawda na poszukiwania, ale po kwadransie powrócił z kartonem i smutną twarzą...
- Musicie sobie Państwo zebrać wina z regałów...
Orzeszko...(ko)...
No to ładujemy...
Pani Rehabilitantka będzie dumna z ilości gimnastyki jaką zafundowałam mojemu lewemu barkowi...
Pan N. po rannej zmianie też nie był wulkanem energii...
Pani przy kasie lekko pobladła na nasz widok...
Po skasowaniu zawartości naszego "wózeczka" zaczęła odliczać promocyjne bony...
- Ojej...To aż pięćdziesiąt sztuk... - wymruczała pod nosem, myląc się i odliczając ponownie...
Nim skończyła, przy naszym "wózeczku" pojawili się Panowie z ochrony i poprosili o paragon...
Rozbawiło nas to ogromnie...
Coś mruczeli do mikrofonów przypiętych w klapach "mundurków"...Coś tam przeliczali...Uważnie patrzyli na trzęsące się z emocji dłonie Pani Kasjerki...W końcu usłyszeliśmy łaskawe...
- Dziękujemy, wszystko w porządku...
A to Odkrywcy...
Kiedy zapakowaliśmy autko Pan N. rzucił umęczonym głosem...
- Może byśmy resztę też kupili ?? Za taką cenę nigdzie nie dostaniemy...
Spojrzałam na rachunek i chociaż mój kręgosłup wrzeszczał wręcz z rozpaczy, nie mogłam zaprzeczyć...
Nawet doliczając cenę paliwa, zakupy zrobiliśmy o kilkadziesiąt złotych taniej...
Na pohybel...
Teraz przynajmniej nie musimy dumać i pracować umysłowo przy regałach...
- Ochroniarze nas zadziobią...- odpowiedziałam ze śmiechem i ruszyliśmy dzielnie w stronę marketu...
- Może tylko nie idźmy do tej samej kasy, bo ta Pani jeszcze chyba nie doszła do siebie... - wymruczałam i znowu dostaliśmy "chichotawki"...
Tym razem była to praca de stricte fizyczna...Regał po kilku minutach świecił pustymi półkami...
- Te zagubiony Pan i tak będzie musiał odnaleźć ten utracony towar...- stwierdziłam podając Panu N. ostatnią butelczynę...
- Hihihihih... - usłyszałam w odpowiedzi...
Widocznie samo przebywanie w tym sektorze marketu wywołuje dobry nastrój...
Ruszyliśmy do kas, i upatrzyliśmy sobie jako "Ofiarę" młodą Dziewczynę o sympatycznym uśmiechu...
- A gratisów Państwo nie biorą... - rzuciła zaraz po powitaniu...
- Jakich gratisów...?? - zapytał Pan N.
Pani podała nam jakąś gazetkę, w której na pierwszej stronie widniały barwne zdjęcia kilku produktów...
- A te gratisy gdzie ?? - zapytał mój Ślubny...
- Na początku alejki... - wyjaśniła Pani kasjerka...
- No ale jak to tak ?? Mam kasę zablokować ?? - Pan N. ewidentnie był już przemęczony...
Pani Kasjerka z uporem oferowała gratisy...
Pan N. z uporem chciał przyspieszyć tryb obsługi dosyć długiego "ogonka"...
"Ogonek" przyjmował fakt "zablokowania" z sympatią...
- Poproszę tą gazetkę na moment...ja pójdę... - rzuciłam w końcu, bo Mąż mi się zbiesił całkiem i nijak nie mógł dojść do porozumienia z Panią Kasjerką...
Po kilku minutach wróciłam słusznie obładowana i odliczając butelki na sztuki dokładałam do każdej "tury" przytargane gratisy...
Orzeszko...(ko)...
Koszyk napęczniał nam okrutnie i nim transakcja osiągnęła półmetek pojawił się Pan Ochroniarz...
- Czy mogę prosić o paragony...- poprosił stanowczym głosem, ale z uśmiechem na twarzy...
Pan N. wręczył mu plik papierów produkowanych przeze mnie i Panią Kasjerkę...
Pan Ochroniarz zaczął znowu szemrać do "klapy"...
- Niezłą imprezkę robicie... - utwierdził nas Ochroniarz...
- Wesele... - wydukaliśmy na usprawiedliwienie...
- Oooo...to jeszcze po szampany wrócicie ?? - upewniał się poprawiając ową "klapę"...
- Nie...szampany mamy... - wyjaśniliśmy...
- To proszę przekazać najlepsze życzenia Młodym... - rzucił Pan Ochroniarz z uśmiechem...A "Ogonek" i Pani Kasjerka przyłączyli się kiwając potakująco głowami...
Sama pozytywna energia...
Echhh...
- Przekażemy !! - odkrzyknęliśmy zgodnie, pchając "wózeczek" do wyjścia, żegnani uśmiechami mijanych Klientów...
Teraz już wiem na sto procent, że owa "ognista woda" jest humorotwórcza...Działa nawet przez szkło...
Nie rozumiem, po co on brał te paragony? Sprawdzał, czy się liczba butelek zgadza? Toż liczenie by mu zajęło drugie tyle, co i kasjerka już przeliczała?
OdpowiedzUsuńnotaria
PS. Ja przepraszam,a le jak jeszcze raz mi będą wyskakiwać zamazane, nieczytelne i nieostre hasła, które rzekomo mają udowodnić moje człowieczeństwo, to z komentarzami będzie kłopot, bo ja astygmatyk jestem i to wielki dla mnie problem. A może i robotem jestem?
Liczył Noti...liczył...:o) Skrupulatnego liczenia nigdy dość :o)
OdpowiedzUsuńNa tryb haseł nie mam wpływu, chyba, że masz konto na przykład w googlu :o)
Ładny urlopek,
OdpowiedzUsuńaż przez dni... kopę.
LW
Przez kopę i jeden dzień
OdpowiedzUsuńbędzie ze mnie leń :-)
A ja myślałam, że ten cały zapas to tylko w celu uczczenia urlopiku... Ale masz dobrze, matko i teściowo. Do 1 sierpnia! To jest nieludzkie i niekozie, jak mówi mój kumpel.
OdpowiedzUsuńMam i nikomu nie oddam :o)Takie mnie ogarnęły niekozie uczucia...:o)
UsuńŻyczę w takim razie urlopowego urlopu:) I nie zazdraszam, należy się! A mówią, że niektórym wystarczy korek powąchać. A tu proszę przez szkło też...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ale kociokwiku nie było...;o)
UsuńTo kiedy ta szczęśliwa data abym mogła kieliszeczek wypić za młodych i rodziców, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
Uprzedzę Jadwiniu ;o) będziemy się zbiorowo alkoholizować...:o]
UsuńŁojojojoj i gdzież tu sprawiedliwość urlopowa? Właśnie wykreśliłam pięć dni z mojego i już tęsknię za następnymi.
OdpowiedzUsuńA propos wody ognistej - dobrze, że minęły już czasy pisania podań, asygnat itd, itp...
Sprawiedliwości to Ty Maryjanko szukaj w słowniku pod literką "S" :-)
OdpowiedzUsuń