No to mój Świat dostał jakiejś nadprzyrodzonej pląsawicy, a
ja, żeby użyć terminologii sportowej, pozostałam w blokach…
Echhh…
Co prawda w
takim stanie fizycznym to żaden szanujący się Lekarz sportowy do zawodów by
mnie nie dopuścił, ale przyzwyczajona raczej do falstartów, ciężko znoszę to „osadzenie”
w blokach…
Zawsze wolałam uciekać niż gonić…Taka natura…
Teraz drepcząc
statecznie usiłuję dogonić uciekający czas…
Jak to powiedziała Pani
Rehabilitantka…
”Hodowała sobie Pani to paskudztwo przez kilka, jeśli nie
kilkanaście lat, to się w tydzień tego pani nie pozbędzie…jeśli w ogóle…”.
Orzesz…(ko)…
A
co ja sobie do środka barku zaglądałam, żeby widzieć, że się tam jakieś
paskudztwo zalęgło ??
Echhh…
W każdym razie grzecznie znoszę męczarnie fundowane
mi na zabiegach, a Pani Rehabilitantka co i rusz wymyśla jakieś dziwności, żeby
moje wizyty „uprzyjemnić”…Masaże, laser, bioprądy, krioterapia, gimnastyka, manualne nastawienie barku...
Wynik póki co jest taki, że „do przodu” macham
łapeczką już całkiem sprawnie, a „do tyłu” nie macham uparcie prawie wcale,
żeby „bolkowi” nie dawać pola do popisu…
Mój bark to sobie mogę machać jak chcę…A
co !!
„Ćpadeł” nie ćpam, czyli świadomie na Świat spoglądam…
A Świat sobie
galopuje…
W sobotę zagalopował do Domu weselnego, w którym mamy organizować
wesele Młodych…Wstępne ustalenia ogólnej organizacji uroczystości i określenie menu…
Nie
jest źle…
Lubię rozmowy z Fachowcami, a Chłopak, który rozmowy prowadził
ewidentnie zna się na rzeczy…
Wieczorkiem ostatnia przymiarka ślubnej sukni…
Tutaj
poszło nam trochę gorzej…
Dwa miesiące „proszenia”, stres w pracy, trochę fitness,
kurs tańca i Młoda wpadła w suknię jak śliwka w kompot…
No dobra…Śliwkę w
kompociku widać, Młoda zapadła nam się w kieckę całkowicie…
Krawcowa załamała
ręce…A przyszła Teściowa (czyli niby ja) poczuła się w obowiązku zdyscyplinować
Młodą …
W takim tempie to nam do wesela całkiem Bidulka zniknie…
Groźba dowożenia
śniadanek i publicznego karmienia przy użyciu śliniaczka chyba podziałała…
Krawcowa
ruszyła do nocnego maratonu, Młoda ze smutną minką ruszyła do domeczku, a ja
zaraz po przekroczeniu domowego progu „uprzejmie doniosłam” Synowi, że jak się
tym nie zajmie to zacznę być „upierdliwa”…
W niedzielę sukienka była gotowa…Echhh…
Spojrzałam
na tą naszą przyszłą Synową i serducho całkiem mi się roztopiło…
Piękna ta nasza
Dziewuszka…
Dopasowany gorsecik…Pliski ręcznie drapowane…Morze falbanek…Co tam
morze !! Prawdziwy falbankowy ocean pięknie podkreślający Jej zgrabną sylwetkę…
No
i te dołeczki na buziulce, które pojawiły się przy pierwszym spojrzeniu w
lustro…
Niech się schowają wszystkie koronowane głowy…To jest dopiero hiszpańska
Księżniczka pierwszej wody…
Życzę, by to wszystko, pomału,
OdpowiedzUsuńładnie się realizowało.
Pozdrawiam.
LW
Według Twych życzeń i zaleceń
Usuńładnie, choć powoli się realizuje...;o)
Tak się cieszę, że jakiś "Chłopak" zna się na swojej robocie. Ostatnio mam wrażenie, że nikt się nie zna, a na pewno nie "chłopcy". A u moich przyjaciół była sytuacja odwrotna - Panna Młoda in spe już miała nadwagę, ale wciąż żarła, więc to był wyścig z czasem, czy zdążą ze ślubem, zanim ona nie zmieści się w sukni... Zdążyli, bo rodzina założyła jej szlaban na gary. Miło czytać takie czułe słowa pisane przez teściową :)))
OdpowiedzUsuńuczepię się do Heleny bo jak zwykle kratka komentująca mi nie wylata. ano wspaniałe są to chwile,jeno umiar znać trzeba w upiękrzaniu,ale trzeba brać poprawkę na stres
Usuńmacham- małpa w czerwonym vel Dośka
Jakbyś czuła dyskomfort z powodu braku "myślących Chłopaków" to znam kilku Helenko...;o)
UsuńCzepiaj się Dosieńko, czepiaj...;o)
OdpowiedzUsuńPiknie piszesz o swojej Synowej, oj piknie:) Dziewczyna stresuje się, to i chudnie... Cieszę się, że bolek troszkę odpuścił. Jest nadzieja, że do wesela się zagoi, tfu przejdzie w stadium umiarkowane:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności Gordyjko:)
Nie będę mu w opozycji stała, jak poprosi o azyl na bezludnej wyspie...;o)
UsuńTu się wpisuję, bo mi się odpowiednia ramka nie ukazała.
UsuńTo Ty teściową lada chwila zostaniesz?
Ja już 12 lat jestem../
Serdeczności...
Stokrotko...my podobno jeszcze nie jesteśmy dość stateczni...;o)
UsuńIiii wzruszyłam sie, ech super jest czytac o takich chwilach :) pikni goryjko ...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoże uda mi się wyżebrać fotkę ;o)
Usuńoj wyzebraj :)
OdpowiedzUsuń