Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

sobota, 19 marca 2016

O "laniu wody", czyli mieliśmy przechlapane...

     Wpis będzie obszerny, więc zanim przejdziecie do kolejnej linijki proponuję przygotować sobie herbatkę...;o)

     W lutym zeszłego roku, kiedy załatwialiśmy czynności urzędowe związane z Wrzosowiskiem, "zahaczyliśmy" o Wodociągi w celu zapoznania się z obowiązującymi procedurami, związanymi z przyłączeniem wody na naszej działce...
     - Witam serdecznie...- powitał nas Pan Wodociągowy...- To żaden problem...Wniosek, opłata, projekt, wykonanie i tyle...
     Wniosek złożyliśmy natychmiast, opłatę wnieśliśmy natychmiast (mimo zamkniętej kasy, Pani Kasjerka była tak miła, że opłatę przyjęła i pokwitowanie nam wydała), a w bonusie otrzymaliśmy namiary na Pana Projektanta...
     Zostaliśmy oczarowani Wodociągami...
     O Panu Projektancie już troszkę pisałam, więc pobieżnie tylko sprawę przybliżę...
     Projekt obejmował dwa metry rurki, trzy zaworki, jeden wodomierz, dwie cembrowiny i klapę zamykaną na kłódkę...
Pikuś...
     Pan Projektant zlecenie przyjął...My niezbędną dokumentację przesłaliśmy mailem...
Pozostało czekać...
     Po sześciu tygodniach i trzydziestu telefonach, Pan Projektant pojawił się na Wrzosowisku celem lustracji terenu...
Fakt...Bez lustracji wykonanie projektu jest niemożliwe, bo przecież możemy łgać w mailach i studzienkę wyznaczyć na środku drogi, albo na posesji Sąsiada...Nie takie rzeczy się w Polsce trafiały...
Pan Projektant zlustrował dokładnie, dwa metry odmierzył, głową pokiwał, do samochodu wsiadł i odjechał...
W założeniu robić nasz projekt...
Była połowa kwietnia, więc robiąc nasady musieliśmy targać wodę z Zaścianka na Wrzosowisko (100 km), więc targaliśmy wytrwale...Ile tylko mieściło się w "Nagusku" i ile mógł udźwignąć...
Ale bądźmy realistami...
To wszystko było mało..."Nagusek" nie cysterna...
     Po miesiącu zaczęłam dzwonić...
     Od wykrętów stosowanych przez Pana Projektanta zaczęło mi się kręcić w głowie...
     Trochę Go rozumiałam...Projekt malusi...Pieniążki za niego będą skromne...Po prostu szkoda czasu...
Więc po co go przyjął ??
     Pod koniec maja zmieniłam taktykę i wysyłałam maile, żeby mieć konwersację "na papierze", a jednocześnie zaczęłam "nękać" telefonami Pana Wodociągowego, bo to wszak byli Koledzy...
Wredna Baba jestem i już...
     Po kolejnej setce telefonów i dziesięciu mailach zrobił się koniec czerwca...
     - Możecie Państwo przyjechać...Projekt dotarł do Wodociągów...- usłyszałam w słuchawce od Pana Wodociągowego...
Alleluja !!
     W ten sam dzień podpisaliśmy niezbędne dokumenty i dokonaliśmy opłaty "za zlecenie wykonania przyłącza"...Nawet nie zwróciliśmy uwagi, że podawana w lutym kwota za wykonanie wzrosła o 100%...
     Był czerwiec...Wrzosowisko błagało o wodę...My błagaliśmy o wodę...Z nieba lał się żar...
     W lipcu nie załapaliśmy się do planu robót...Ale podana przez Pana Wodociągowego kwota za usługę znowu wzrosła...
     Mój setny telefon w sierpniu okazał się kolejną porażką...Pan Wodociągowy "od jutra miał urlop"...
     Ja po lipcowym urlopie, spędzonym na Wrzosowisku, miałam wszystkie objawy odwodnienia (leczenie trwało ponad kwartał)...Posiadaliśmy harmonogram, które z roślin tym razem otrzymają odrobinę wody...Podlewaliśmy trzydzieści arów spryskiwaczem, bo konewka była "zbyt rozrzutna"...
Mieliśmy dość...
     Postanowiliśmy skorzystać z lutowej oferty Pana Wodociągowego i poprosić o doraźne dostarczenie wody...
     - Bardzo mi przykro, ale samochód nam się zepsuł i nie mamy czym dowieźć...- usłyszałam w odpowiedzi...
No cóż...Zdarza się...Samochody czasem się psują...
     - Zadzwonię do Pani po powrocie z urlopu...
Echhh...
     Sierpień na Wrzosowisku był "piekielny"...
     Przestaliśmy korzystać z mydła, bo zauważyliśmy, że z naszej miski do mycia korzystają "piesy" Sąsiada i wszystkie okoliczne ptaki...Nawet kota nakryliśmy na żłopaniu naszej wody...
Podobno bieda biedę przyciąga...
Ziemniaki nam uschły...
Nie dały rady...
Patrzeliśmy z przerażeniem jak pada jeden za drugim...
Z troską spoglądałam na truskawki i tłumaczyłam im, że mają być dzielne...Tłumaczyłam i dzieliłam się każdym łykiem wody...
To już był horror...
     Zaoferowaną przez Sąsiada pomoc przyjęliśmy z wdzięcznością, ale skorzystaliśmy tylko raz...U Sąsiada bieda z nędzą tańcują, a pieniędzy za wodę nie chciał...
Totalny pat...
     We wrześniu telefon milczał...
     W październiku też milczał...
Niebo zachmurzyło się, Matka Natura udzieliła nam trochę wilgoci...
Pan Wodociągowy milczał...
     Milczał w listopadzie...
     I w grudniu milczał...
     I w styczniu...
     No dobra...Była zima, więc prace ziemne były wykluczone, ale przecież to właśnie w zimie przygotowuje się plan pracy na kolejny rok ??
My nie przeszliśmy nawet kolejnego progu...
     Ekipa techniczna nie była zobaczyć gdzie i co mają wykonać...
     W lutym nie wytrzymałam...
     - Dzień dobry...Chciałam zapytać, czy już Pan wrócił z tego sierpniowego urlopu ?? - zapytałam, dzwoniąc do Pana Wodociągowego...
     - No wie Pani, mamy ogromne opóźnienia z zeszłego roku...- zaczyna kręcić ta Bardzo Kurna Ważna Urzędniczyna...
     - Ja wszystko rozumiałam w zeszłym roku, w tym przestałam...Nie interesuje mnie fakt, iż wożąc wodę po sto kilometrów i podlewając trzydzieści arów spryskiwaczem oszczędzam wodę i mam zasługi dla środowiska...Nawet kwestia awarii Waszego sprzętu mnie nie interesuje...Pytam i czekam na bardzo konkretną odpowiedź...Czy Wodociągi zamierzają wykonać nasze przyłącze ?? - krew półgóralska zaczyna wrzeć...
     - Zawsze możecie Państwo wynająć firmę prywatną...- zaczyna znowu kręcić Wodociągowy...
     - Co my możemy to ja dokładnie wiem, ja zadałam Panu pytanie...Realizujecie, czy nie ?? - mój ton jest lodowato - wrzący...
     - Nie umiem sprecyzować...- zaczyna Krętacz...
     - Ja od sześciu miesięcy precyzji nie oczekuję...Oczekuję wody...Tak czy nie ?? - słyszę jak Facet ciężko dyszy z przejęcia...
     - Wasze zlecenie jest bardzo niewygodne...- rzuca Urzędniczyna, a we mnie wstępują wszystkie złe Duchy poprzednich Pokoleń...
     - Niewygodne ?? W lutym było wygodne, kiedy składaliśmy zlecenie na projekt u Pana Koleżki ?? Było wygodne jeszcze w czerwcu kiedy podnosił Pan nam cenę kolejny raz ?? Przestało być wygodne przed, czy po Bożym Narodzeniu ??
Facet milczy, więc kontynuuję...
     - Oczekuję dwóch informacji...Czy Wodociągi będą realizować nasz projekt ?? A jeśli tak, to kiedy przyjedzie Ekipa techniczna na ogląd posesji ??
Z Faceta uchodzi powietrze...
     - A kiedy będziecie Państwo na miejscu ?? - pyta...
     - Jutro koło 10:00... - precyzuję...
     - Godziny nie umiem określić dokładnie...Zadzwonię rano...- słyszę odpowiedź...
     - Zadzwoni Pan tak jak po urlopie, czy wyłączy Pan komórkę ?? - nie umiem się powstrzymać od wbicia "szpili"...
     - Zadzwonię...
     No i rzeczywiście zadzwonił...No i rzeczywiście przyjechała Ekipa techniczna...
     I wszystko by było rewelacyjnie, gdyby nie fakt, że po "oglądzie" Ekipy technicznej ośmieliłam się zadać Panom Fachowcom małe pytanko...
     - A kiedy możemy się spodziewać realizacji ??
Pan Techniczny aż poczerwieniał z emocji...
Nie dość, że Baba, to się jeszcze odzywa !!
     - My roboty mamy dość !! Terminy są !! Będzie czas, to zrobimy !! Może zrobimy jutro, a może za miesiąc !!
Albo wcale... - domruczałam sobie pod nosem...
     - Teraz przecież wody nie potrzebujecie !! - kontynuuje wywód Pan Techniczny...
Ręce opadają...
     - O tak...Od czerwca zeszłego roku nie potrzebowaliśmy wody wcale...- wypsnęło mi się nieopatrznie...
     - Do czerwca podłączymy...- usłyszałam na pożegnanie...
     Ekipa techniczna zniknęła za zakrętem...Pan Wodociągowy po "oglądzie" nie zadzwonił...
Niby kolejny krok zrobiony, ale mam poczucie totalnej porażki...
     We wtorek, przed posesję Sąsiada podjeżdża srebrne autko, wysiada Facet w średnim wieku...Obserwuję to wszystko przygotowując się do wycinki..."Wiszę" na sznurku...
     Po kilku minutach Facet wsiada do autka, ale przystaje i pyta mnie grzecznie...
     - Wy to chyba jeszcze przyłącza wody nie chcecie ??
Ło Matko i Córko !!
     - My ??...- pytam zdziwiona...- My proszę Pana o wodę walczymy z Wodociągami od czerwca zeszłego roku !! - wyrzucam jednym tchem...
     - A nie dzwoniliście ??- Pan docieka...
     - Jeśli sto pięćdziesiąt telefonów to mało, mogę zadzwonić jeszcze raz...- oświadczam kąśliwie...
     - To ja zadzwonię...- stwierdza Pan...- Niech mi tylko Pani poda nazwisko...
     Nie to, żebym nieznajomym dane personalne podawała nałogowo, ale co mi tam...Proszę bardzo...W walce z Panem Wodociągowym każde wsparcie się przyda...
Podałam...
     Pan pożegnał się grzecznie i odjechał...(Zatrzymał się u kolejnego Sąsiada i ponoć powiedział, że wsadził "kij w mrowisko"...To "mrowisko" to niby ja...)
     Dyndam sobie na tym sznurku, a szare komórki zaczęły przetwarzanie danych...
     Koparki ryją sąsiednie wzgórza...Z wykopów wystają rury wodne...Przy wjeździe do Wioski stała tablica o inwestycji wodno-kanalizacyjnej przeprowadzanej przy wsparciu środków z UE...Stała, bo ją zeszłoroczne wichury w niebyt poniosły...Ale stała...
Kim mógł być ten Facet ??
     Urząd Gminy !! Facet był pewnie z "Projektu unijnego" !! Może termin realizacji się kończy ??
Odruchowo wykonałam gest "Marcinkiewicza"...
     - No to chyba namieszałam Panu Wodociągowemu...- oznajmiłam Panu N.
     Ale, że zajęci byliśmy okrutnie, więc temat Pana Inwestycyjnego poszedł w niepamięć...
     A kiedy w środę zbliżaliśmy się do Wrzosowiska,naszym oczom ukazał się taki widok...


Boziu ukochana !! Koparka !!
Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zerknąć jeszcze raz...

 
Wrzosowisko rozorane jak plac budowy...
     Ekipa techniczna naburmuszona, jakbym Im do piwa octu nalała, ledwie odburknęli "dzień dobry"...
Nie spodziewali się nas na Wrzosowisku...
     Z panującego nastroju wnioskujemy, że praca została Im zlecona w trybie nagłym i natychmiastowym...
Panowie przyglądają się nam podejrzliwie...
My jesteśmy w szoku...
     Jeden telefon Pana Inwestycyjnego ?? Reakcja po dwudziestu godzinach ?? Cud !!
     Niech Bozia Mu błogosławi !! Jemu i całej Jego Rodzinie !! I Rodzinie Jego Rodziny też !!
     Dwa metry rurki...Trzy zaworki...Wodomierz...Dwie cembrowiny...I zamykana klapa...
Wszystko trwało cztery godziny...


     A że przez cały czas okazywaliśmy Ekipie Technicznej zrozumienie i sympatię, więc i Oni z każdą minutą topnieli, i koniec końców nawet z rozpędu usunęli kilka karczy...;o)


     I tak, przez przypadek, Wrzosowisko weszło do Unii Europejskiej...A właściwie nie weszło, zostało "wdzwonione"...
Mamy wodę !!
     No i jeszcze jeden "peszek" Pana Wodociągowego...
     Przyłącze zostanie rozliczone według cennika , a nie według Jego fantazji...
Po prostu Facet przekombinował...;o)

P.S. Pan N. w drodze powrotnej stwierdził, że czuje się tak jakby wygrał w Totka i że podejrzewa, iż temu Panu Inwestycyjnemu nie pozwolił wsiąść do samochodu mój Bieszczadzki Dziadek...
     Ja nie wiem kto Go tak "natychnął", ale Ktokolwiek to był, niech Mu wieczna chwała będzie, a Panu Inwestycyjnemu co kilka minut życzę, żeby Go Bozia w opiece miała...Jego i Jego Rodzinę...I Rodzinę Jego Rodziny też !!

17 komentarzy:

  1. Gratulacje i owacje!!!! :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko nabędziemy kranik, będzie toast wzniesiony WODĄ !! Inaczej być nie może...;o)

      Usuń
  2. Że to tylko woda,
    znajomości szkoda.
    Tu gratka
    od dziadka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez rok życia na Saharze,
      to realizacja marzeń...;o)

      Usuń
    2. Czyli świetnie,
      bo już cieknie.

      Usuń
    3. Nie daj Boże, żeby ciekło !!
      Bo nam się rachunki wściekną...;o)

      Usuń
  3. Szkoda, że Twój Bieszczadzki Dziadek ( prawie mój krajan), z niebiosów pana Wodociągowego nie zdzielił czym wcześniej przez łepetynę.
    Należało się facetowi jak psu miska.
    Ale fajnie że woda jest i są jeszcze normalni ludzie na tym świecie.
    Pozdrowienia ze środkowego Podkarpacia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Bieszczadzki Dziadek specjalnie wyrywny do bitki nie był...Ale fakt, że się Panu Wodociągowemu parę guzów należało...;o)

      Rzeszowszczyzna ?? Tośmy prawie Krajanki...;o)

      Usuń
    2. Dokładnie połowa drogi między Rzeszowem a Przemyślem.
      Zobacz Krajanko, swój swojego zawsze znajdzie:))

      Usuń
    3. Rzut beretem bez antenki...;o)

      Usuń
  4. Kurczę, ja bardziej nerwowa jestem, nie wytrzymałabym tyle czasu...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było takie ćwiczenie dla silnej woli...;o)

      Usuń
  5. Gratuluję takiego finału! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. I niech Wam już nigdy wody nie zabraknie!!!!!!....;o)

    OdpowiedzUsuń