Dzisiejszy dzień rozpoczęłam od przeczytania bardzo wzruszającej relacji na blogu Joasi...
Tak mi się jakoś wodniście w oczach zrobiło...
Ma Dziewczyna szczęście należeć do wyjątkowej Rodziny...
Kiedy jakiś czas temu znalazłam ikonkę Joasi w "Obserwatorach" nie miałam pojęcia ani Kim jest, ani jaki przypadek zetknął nas w sieci...
No cóż...Mawiają, że góra z górą...
Wiele lat temu, kiedy chodziłam jeszcze do Szkoły, a moja edukacja przebiegała w miarę skutecznie dostałam tak zwanego "historycznego fioła"...
Opisywałam Wam już kiedyś, że mój "fiołek" nie był specjalnie "prawomyślny" i że często powodował moją bytność na "dywaniku"...
Taki to już ze mnie "opornik"...
Z perspektywy czasu mogę jedynie wyrazić podziw dla moich Nauczycieli, że mieli dystans do moich poczynań i obowiązującej wówczas "jedynie słusznej linii ideologicznej"...
Pewnego dnia, w czasie takiej właśnie "prawomyślnej reprymendy", którą moja Nauczycielka historii wypowiadała z obrzydzeniem, a której ja pokornie wysłuchiwałam (jednym uchem), zauważyłam na Jej biurku leżącą, pożółkłą broszurkę z zatartym drukiem...
Wlepiałam w ową broszurę swoje nastoletnie gały z ogromnym uporem...
Nauczycielka ślepa nie była ...
- Muszę to dzisiaj oddać... -zakomunikowała między "wyrzutami"...
- Dwie godziny ?? - rzuciłam żałośnie...
- A lekcje ?? - dociekała Nauczycielka...
- Pani Psor nic nie wie... - uspokoiłam nauczycielskie sumienie mojej Historyczki...
I nie czekając na ostateczne błogosławieństwo porwałam "Broszurkę" z biurka znikając za drzwiami...
- Dwie godziny !! - usłyszałam jeszcze za sobą...
Prawie bezszelestnie pokonywałam kondygnacje i korytarze zmierzając do bezpiecznej "przystani"...
Schodów przy kotłowni...
Magicznego miejsca, które zasiedlane było przez "Wagarowiczów" i nigdy nie było nawiedzane przez Nauczycieli...
Przez czystą przyzwoitość...
To była taka nie pisana umowa...
Dotarłam do magicznego azylu, usadowiłam się na schodkach, wyszperałam z plecaka latarkę (sprzęt niezbędny jeśli się korzystało z tego azylu w celach czytelniczych) i rozłożyłam na kolanach ową "Broszurkę"...
Publikacja nie miała Autora, rok wydania 1949, tytułu niestety nie pamiętam...
Podtytuł brzmiał: "A jak Anoda"...
Tak poznałam Janka...
Dwie godziny, których udzieliła mi Nauczycielka wystarczyły, żebym przeczytała "Broszurkę" dwukrotnie...
Nie była obszerna...
Opowiadała o konspiracyjnej działalności Anody, o Jego działalności powojennej i o śmierci...
Taki bardzo skromny rys biograficzny...
Schody koło kotłowni opuszczałam wściekła...
Tego dnia już nie wróciłam na zajęcia...
Po kilku miesiącach moja Psorka zaproponowała mi udział w pewnym konkursie...
Nie miałam zbyt wiele czasu, żeby się do niego przygotować, bo sezon sportowy był w pełni, ale jak na genetycznego ryzykanta przystało postanowiłam sprawdzić się z "Mózgowcami"...
Konkurs składał się z dwóch części, test wyboru i praca opisowa...
Pamiętam jak moja Historyczka przed drzwiami wejściowymi powiedziała:
- Pamiętaj tylko, że nie wszystko możesz...
Coś takiego do nastoletniej buntowniczki ??
Testy rozwiązywałam mechanicznie...Moja pamięć do dat, wydarzeń, czy nazwisk była wówczas niezawodna...
A kiedy przeczytałam temat pracy opisowej, "zły" zachichotał mi na ramieniu...
"Twój historyczny Bohater"...
Czy zastanawiałam się wówczas co robię ?? Nie...
Czy zdawałam sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji ?? Nie...
Czy miałam problem z wyborem Bohatera ?? Nie...
To musiał być Janek "Anoda"...
Wiedziałam o Nim tyle co z owej "Broszurki" wydanej wieki temu przez jakąś konspiracyjną komórkę i przekazywanej z rąk do rąk...
Biblioteczne półki przeszukiwane pieczołowicie nie zawierały żadnej, nawet najskromniejszej pozycji, a Bibliotekarki pytane przeze mnie o "Anodę" kiwały przecząco głowami...
Mimo to ledwie wyrobiłam się w wyznaczonym czasie...
Komisja Konkursowa przystąpiła do pracy...
Wyznaczenie "Zwycięzcy" miało nastąpić w ciągu sześciu godzin...
Po ośmiu godzinach moja Psorka została poproszona do gabinetu Komisji...
Aż sobie Biedna westchnęła głośno...
Późnym wieczorem, po prawie dziesięciogodzinnych obradach w końcu poproszono nas do auli na ogłoszenie wyników...
Wyróżnienia, Nagrody specjalne, Nagrody II stopnia i w końcu Zwycięzca...
Kiedy padło moje nazwisko Psorka nawet na mnie nie spojrzała...
Odebrałam swoją nagrodę i potulnie zajęłam miejsce na widowni...
- "W tym roku nasz Konkurs zakończy się mniej tradycyjnie niż dotychczas, ponieważ Komisja konkursowa... - grzmiał Pan Przewodniczący - postanowiła, iż do następnego etapu zostaje zakwalifikowana praca, która uzyskała nagrodę II stopnia"...
- Musiałam... - wyszeptała moja Historyczka...- żebyś jeszcze nie pisała o tym patriotyzmie zakłamanym, o tym zbrodniarzach z SB i o kłamstwach historycznych...
Nigdy więcej nie brałam udziału w takich Konkursach...
Kiedy poznałam wirtualnie Joasię i poczytałam o historii Jej Rodziny zrozumiałam, że Janek musiał "maczać" swoje sprytne paluszki w naszym spotkaniu...