Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

sobota, 16 października 2021

Szczyt szczytów...

 Dawno temu krążył taki dowcip...

     - Co to jest szczyt szczytów ??

     - Narobić komuś na wycieraczkę i zadzwonić do drzwi z prośbą o papier...;o)

Mój "szczyt szczytów" jest mniej kontrowersyjny...

     Jako młodociane dziewczę nosiłam go codziennie z sobą, towarzyszył mi całodobowo...I nie ma co ukrywać, bywał bardzo pomocny...

     W szkole podstawowej mniej, ale w średniej, poznałam siłę swojego nazwiska...;o) Kiedy Geograf wywoływał mnie do odpowiedzi, cała Klasa wiedziała, że tym razem ma luzy...

     - Ależ Ty masz geograficzne nazwisko...- mruczał Geograf...- Wiesz chociaż od czego pochodzi ??

I się zaczynał mój popis...

     - Najwyższy szczyt Tatr, Karpat i Słowacji...Położony w bocznej grani Tatr Wysokich...Należy do Korony Europy...Wysokość 2654m n.p.m. (wtedy taką wysokość podawano oficjalnie, teraz dokłada się metr)...I bajałam, bajałam, bajałam...

     Nasz Geograf wpatrywał się w okno i wyglądał na rozmarzonego...Może zdobywał szczyty ??

     Po kilkunastu minutach wracał do rzeczywistość, rzucał mi pytanie z tematów aktualnych i po dwóch, trzech moich zdaniach, przechodził do lekcji...

Takie miałam "przywileje"...;o)

     Czym dłużej trwała ta praktyka, tym szybciej kiełkowała we mnie żądza...


 "Zdobyć szczyt, stanąć na nim i ogłosić Światu, że urósł o 172 cm"...

     Krzyża jeszcze na nim nie było..."Wyrósł" w 1997 roku...

     Wejście na Gerlacha w czasach mojej młodości nie było tatrzańskim spacerkiem...Potem ja byłam "poza szczytem" zdobywając wyżyny rodzicielstwa...A kiedy nadszedł błogosławiony czas i mogłabym ruszyć na podboje, Bozia złapała mnie za piętę i nieźle potrząsnęła..."Opamiętaj się dziewczyno"...

Przez kilka lat oglądałam góry z poziomu asfaltu...Chociaż to właśnie wtedy "zaliczyłam" Chopoka (2024m n.p.m.) w sukience i sandałach na obcasiku...;o) Pierwszy i jedyny raz kiedy zachowałam się w górach jak "lelija"...Taka forma buntu mnie dopadła...;o)

Wtedy też byłam najbliżej Gerlacha...

     Fantazja ułańska zawiodła nas do maleńkiej wsi u podnóża Góry...Wsi, oczywiście Gerlach...Kilka ubogich domków...Stada kur błąkających się po asfalcie...Niczego tam właściwie nie było...Tylko Góra...

     Być może dlatego, lata temu, mój Pradziadek, a może Prapradziadek, porzucił ten ubogi skraweczek ziemi i przywędrował w Bieszczady ?? Tego się już nie dowiem, bo Dziadek wiedzy nie miał, a w Księgach parafialnych była tylko krótka notatka...

     Kiedy kilka lat temu spotkaliśmy przypadkiem Przewodnika tatrzańskiego, organizującego wyprawy na "moją Górę", nadzieja powróciła...

Może jednak się uda ??

Długo mierzyłam się z rzeczywistością...Mierzyłam siły na zamiary...

No cóż...Za późno...

Nie uda się...Tym razem rozsądek zwycięży...

Nie wszystkie marzenia muszą zostać zrealizowane...

A jeśli ?? ;o)

19 komentarzy:

  1. Podobno marzenia powinny zostać niezrealizowane, bo inaczej zmieniają się w plany, a PLAN brzmi mało romantycznie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ścieżka Twojej dedukcji jest więcej niż poprawna...;o)

      Usuń
  2. Znasz to przysłowie"Nie chciał przyjść Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa". Nie wdrapiesz się na Gerlach, ale możesz na stole położyć sztućce, na kuchni postawić garnki, a męzowi na gwiazdke kupić zegarek, wszystko firmy Gerlach. W ten sposób góra przyjdzie do Ciebie. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo Cię rozumiem . Też mam takie zachciewajki. Na coś się tam porywam, co innego troszkę wybijam sobie z głowy. Ryzyko też lubię a gór nie przestanę kochać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jest dosyć "górek", na które da się wpełznąć bez pomocy TOPR-u...;o)

      Usuń
  4. Moja córka dzieli marzenia na trzy kategorie: takie, które się spełniają, takie które zawsze pozostają w świecie marzeń i takie, które spełniają się w momencie, kiedy całkowicie sobie je odpuścimy. Muszę przyznać, że coś w tym jest, zresztą sama miałam okazję przekonać się o tym osobiście 😊. A jakby wejść tak tylko troszeczkę nie aż na sam szczyt to chyba też się liczy 😉😃

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam jestem całkowicie po stronie twojego rozsądku!!!
    Chcieć to móc, zawsze aktualne, tylko te chcenia należy z upływem czasu dostosowywać do swoich możliwości, ja właśnie wcielam to w życie ;)
    Na pewno wiesz, że wytrzymałość nasza jest jak gałązka, naginasz, naginasz, naginasz, ona daje radę, a tu nagle trach... i trzeba się potem długo reperować, a nieraz nie da się już naprawić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozsądnie prawisz...;o)Ja już tak naginam, że przeginam...;o)

      Usuń
    2. Ano wiem Gordyjeczko kochana i dlatego to napisałam, ku przestrodze ;)

      Usuń
    3. Czuję się przestrzeżona...;o)

      Usuń
    4. Hehehehe no to tera mam już sumienie czyste jak łza dziecięcia, nie mego, bo takowego ni mom ;)

      Usuń
  6. Proponuję wybrać marzenię trochę .... niższe :-))

    OdpowiedzUsuń
  7. Warto marzyć, bo nigdy nie wiadomo, kiedy te marzenia się spełnią. Chociaż wiadomo, że każdy z nas raczej zna swoje możliwości i wie, na jakie szaleństwa może sobie pozwolić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Rysy za mna chodza od dawna.a ja wciaz dojsc nie moge... Moze to znak. Ciagnie mnie tam cos, a z drugiej strony odpycha. Sama nie wiem. Moja mama byla na.Chopoku jakis czas temu, jak jeszcze mogla.chodzic. Poki co zdobywam beskidzkie szczyty i jestem zadowolona. Sa miejsca, o ktorych sie nie snilo filozofom. To sa szczyty w granicach wystarczalnosci bym powiedziala... nie zle. W.granicach dobrze pojetej wyobrazni Gordyjko :) Usciski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beskidy zlazłam w "dziecięctwie", nie tylko po szlakach...Na Rysy też się nie pcham, bo genetycznie nie lubię kolejek...;o)

      Usuń