Miałam jedenaście lat, gdy w naszej Szkole pojawił się za zawodach lekkoatletycznych Pan Stanisław...Postać, rzec by można, nietuzinkowa...
Pan Stanisław był "łowcą talentów" w jednym z Klubów sportowych...
Wtedy nie miałam o tym pojęcia...
Była końcówka maja, albo początek czerwca...I piękna pogoda...
Zawody składały się z trójboju, bieg na 60-tkę, skok w dal i rzut piłeczką, że tak powiem, palantową...
Po moim biegu nastąpiła wśród Sędziów jakaś konsternacja...Coś liczyli...Gdzieś biegali...I przez dłuższą chwilę debatowali zawzięcie...
Ja siedziałam na ławeczce z Panią B. i dyndałam nogami...
W czasie skoku w dal (pierwszego w życiu), odbiłam się od deski z taką mocą, że deska poszła w drzazgi, a ja wylądowałam na pupsku z rozmachem...
Sędziów znowu ogarnął szał...
Moja WF-istka biegała z rozwianą fryzurą, z obłędem w oczach i purpurą na twarzy...
Okazało się, że w ten dzień pobiłam wszystkie szkolne rekordy, a moje wyniki klasyfikowały mnie w czołówce Miasta, województwa i regionu...
Się porobiło...
Można by powiedzieć, "dzień, który zmienił moje życie"...
Sport stał się moim życiem, bieżnia stała się moim miejscem na ziemi...
Kochałam to...
Kochałam tak bardzo, że kiedy nasze Dzieciaki dostały propozycję od jednego z Klubów w Zaścianku, ich Matka, poza totalną głupawką kibicowską, zgodziła się pracować na rzecz owego Klubu, w charakterze administratora, księgowego i innego biurokraty...
Przecież sport to nie tylko starty ??
Ktoś musi walczyć o kasę, bo sport w Polsce wymaga walki o kasę...Potem tę kasę trzeba rozliczyć, chociaż kasa z reguły świeci pustkami...Trzeba sporządzić tony sprawozdań...Papiery...Papiery...Papiery...
Bywało, że sukces Zawodnika powodował prawdziwy dramat...
Mistrzostwa Świata w Nowej Zelandii ??
Trzy tysiące złotych dotacji na cały rok, a trzeba środków na bilety lotnicze (przynajmniej dwa, bo Zawodnik nieletni), trzeba środków na hotel, na wyżywienie...
Kataklizm...
Mistrzostwa Europy w Irlandii ??
Orzesz...ko...
Kombinowaliśmy jak te łyse konie pod górę...Żebraliśmy jak Cyganie pod Kościołem...
Ale satysfakcja była ogromna...
Może nawet większa, niż w czasie moich startów ??
Kochałam to robić...
Po dziewiętnastu latach właśnie wszystko robię "ostatni raz"...
Złożyłam rezygnację...
Żeby nie było...Rezygnację złożyłam kilka tygodni przed "urodzinową nowiną"...;o)
Czas na zmiany...Czas na zakończenie sportu w moim życiu...Chociaż, jeśli któryś z Wnuków będzie uprawiał sport, to będę Jego najbardziej zakręconą kibicką...;o)
Sport uzależnia...;o)
A kilka dni temu przeżyłam ostatnie pewnie, własne wzruszenie sportowe...Na pożegnanie (chociaż jeszcze kilka tygodni będę pełnić obowiązki) otrzymałam kilka prezentów...Takich wiecie, zaciskających gardło...;o)
Mój "bieg sztafetowy" dobiegł końca...Czas przekazać "pałeczkę"...;o)
Och, nie miałam pojęcia, z kim ja się zadaję:)) Gratulacje za wszystkie Twoje osiągnięcia, i te sportowe czynne i biurowe; też trudno mi ocenić, które ważniejsze. Chyba i jedne i drugie,? Tak, na pewno!
OdpowiedzUsuńZe "szczypiorkiem"...;o)
UsuńPodziwiam i za sukcesy sportowe i za biurową działalność!
OdpowiedzUsuńSportowo to byłam dobra tylko w chodzeniu. Miałam 16 lat jak pojechałam na pierwszy obóz wędrowny w Beskid Sądecki i chłopcy nie mogli się nadziwić, że zawsze szłam z nimi w czołówce. Raz zaś z kolegą zafundowaliśmy sobie taką swoistą przebieżkę. Schodziliśmy z jakiejś góry, już nie pamiętam jakiej, bo to dawno było, część grupy załapała się na wóz konny, a ja i ten kolega, maszerowaliśmy prawie w tempie tego wozu, ot taki sprawdzian naszych możliwości ;)
Zaś na myśl o pracy biurowej cierpła mi skóra.
Nie wszystkie marzenia można zrealizować...;o)
UsuńNo kochana, padam na kolana, teraz wiadomo, skąd kondycja i figura!
OdpowiedzUsuńOdwaliłaś kawał dobrej roboty, a swoją drogą to skandal, by tak zebrać trza było o dofinansowanie dla utalentowanych!
Wszystkiego dobrego na nowej drodze kariery:-)
Się nie wygłupiaj z tą gimnastyką, bo potem trudno wstać...;o)
UsuńDopiero kilka lat temu przypomniano sobie, że są maleńkie Kluby, i że to w nich są diamenty do oszlifowania...;o)
Nową "karierę" rozpoczynam od "tornada"...;o)
I u mnie był pewien etap życia związany ze sportem, ale nie aż w takiej skali. W szkole podstawowej ćwiczyłam akrobatykę sportową :)
OdpowiedzUsuńAkrobatyka to jedna z niewielu dyscyplin, do których się totalnie nie nadawałam...Chyba, że kozioł, skrzynia albo drążki...;o)
UsuńJestem pełna podziwu dla ciebie, jako sportowca i jako wolontariuszki w Klubie :-) Takich ludzi nam potrzeba :-) Szkoda, że odchodzisz, ale wszystko kiedyś się kończy. Zdrowia Ci życzę!
OdpowiedzUsuń"Tacy" ludzie wykruszają się z prędkością światła...;o)
UsuńZrobisz wystawę trofeów, także dych z podziękowaniami - Regionalne Muzeum Sportowego Pasjonata, nagraj filmik na YouTube i masz pół miliona odsłon murowane! A wczorajsze wejście na K2 też miesci się w Twoim pojęciu sportu?
OdpowiedzUsuńMoje trofea sportowe oddałam Kuzynowi, który nie mógł uprawiać żadnego sportu...;o) A odsłon mi nie trzeba, jeśli Wy mnie odwiedzacie...;o)
UsuńK2 w wykonaniu Szerpów cieszy mnie ogromnie !! Oni od dziesięcioleci zaliczali szczyty dźwigając "przydasie" dla "nazwisk"...Traktowani jak służba i kiepsko opłacani...Dla Nich to życie, a nie sport, wyczyn, czy hobby...;o)
Gratuluję serdecznie. Tak wcześniejszych wyników sportowych jak i pasji pracy na rzecz...
OdpowiedzUsuńJa, jako znane "lelumpolelum" zawsze "zawalałam" harmonogram międzyszkolnych zawodów...
A ponoć miałam potęcjał, (poza wykorzystaniem rąk, które zawsze były słabe).
Na krótkich dystansach wygrywałam z chłopakami,(bo dla mnie brakło damskiej pary), ale na dłuższych stawało mi serce, bo gnała mnie ambicja...
Wzwyż skakałam z wielkim zapasam. Jak udało się przeskoczyć, bo panicznie bałam się poprzeczki. Więc bieg przez płotki też odpadał.
Konia przeskoczyłam razem z materacem, ale zostałam zdyskwalifikowana... jakieś nieprawidłowe podejście czy coś.
Tak więc pomimo potencjału przestałam uczestniczyć. Zbyt dużo stresu mnie to kosztowało ;-)
Ty wszystko robiłaś i robisz z rozmachem !! ;o)
Usuń