- "Jezusie i Maryjo !!" - wrzasnęła Mamciaśka, otwierając z rozmachem drzwi łazienki...- "Kiedy Ty z tego wyrośniesz ?!"
Pytanie było z gatunku retorycznych, to się nawet nad odpowiedzią nie zastanawiałam...
Ale decybele wydane przez Rodzicielkę spowodowały reakcję łańcuchową...W drzwiach łazienki pojawił się Rodziciel...
- Tyle rabanu o taki mały strupek ?? - zapytał rzeczowo...- A na obiad co ?? - przyszedł mi z odsieczą tematem zamiennym...
No dobra...
Trochę przegięłam...
Od godziny siedziałam w tej łazience i usiłowałam opatrzyć poniesione na ciele "uszczerbki"...Sporo ich było...
Po skończonych lekcjach postanowiłam odwiedzić Przyjaciółkę w trybie tak zwanym "ekspresowym"...Siadłam na rower i fruuu...
Do powrotu Rodziciela z pracy miałam półtorej godziny, więc pogaduchy w "międzyczasie" były akurat do zrealizowania...
I jak to w przyrodzie bywa, pogaduchy trwały o trzy minuty za długo...
Wracałam jakby mnie siodełko "paliło", każda sekunda miała znaczenie...
Jeszcze jeden zakręt (ten na parking pod blokiem) i...
Pisk hamulców...Zgrzyt blachy...Malowniczy fikołek w powietrzu...I jakaś rozmazana twarz pyta mnie czy żyję...
"A mnie skąd wiedzieć ??" - przeleciało mi przez czerep...
- Możesz wstać ?? - pyta mnie ten "Rozmazaniec"...
"Ojciec !!" - zajarzyło mi w mózgowiu, i skoczyłam na nogi niczym kozica...
- Nic mi nie jest !! - odpowiedziałam radośnie, chociaż nie byłam o tym całkiem przekonana...Wskoczyłam na rower i odjechałam...
Pan "Rozmazaniec" też nie czekał na zbawienie...Wskoczył za kierownicę i ruszył przed siebie...Nawet na auto nie spojrzał...
Bezosobowo powitałam gromadę Kumpli siedzących na ławeczce przed blokiem, murmurandem zbyłam Ich zapytania i już ładowałam rower do windy...
Ojciec otwierał drzwi wejściowe, kiedy ja zamykałam drzwi od łazienki...
"Pół godziny czasu do powrotu Rodzicielki" - odliczałam sięgając do apteczki...
Bark chyba wybity...Plecy to jeden ogromniasty, przekrwiony siniak...Łokieć w strzępach...A kolana...Echhh...
Będzie jazda o te kolana...
Czerwiec dopiekł upałami, kolan nie ukryję...
"Jezusie i Maryjo !!" - usłyszałam, kiedy do opatrzenia pozostały mi właśnie one...
- Z głodu nie umrzesz !! - zripostowała Mamciaśka Ojca i fachowo przejęła ode mnie medykamenty...Nawet dostałam coś przeciwbólowego...;o)
Przydatne to było okrutnie...Szczególnie na drugi dzień...I na trzeci też...
Łeb mnie bolał od marudzenia Mamciaśki...Reszta bolała od zderzenia z "dużym fiatem"...
Po trzech dniach sprawa się "rypła"...
- Te, Sreberko !! Słyszałem od Sąsiadki, że samochody rowerem taranujesz...- powitał mnie Rodziciel po powrocie z pracy...- I nie łgaj, bo cały rower w białym lakierze...- dorzucił dla ścisłości...
"Rower !!" - aż mi pod czaszką jęknęło...-"Zapomniałam o rowerze !!"...
Że "Sreberko" ??
Tak nazywałam mnie jedna z Sąsiadek...Nie musiałam nawet szukać "donosiciela"...
Pewnie widziała z okna i się zmartwiła...
Odkąd zamieszkaliśmy w tym bloku, nazywała mnie "żywe sreberko"...
Dlaczego wspominam akurat te "strupy" ??
Kilka dni temu siedziałam na Wrzosowisku i z dezaprobatą kiwałam głową...
"Jezusie i Maryjo"...- wyszeptałam...- "Kiedy ja z tego wyrosnę ??"
Lewe kolano pokrywał właśnie malowniczy strupek...Nie żeby jakiś wielgachny, bo udało mi się zamortyzować upadek, ale w "bermudkach" nie pochodzę...
"Ile ty masz lat Kobieto ??" - kontynuowałam dialog "wewnętrzny"...
- Szesnaście !! - podpowiedział mi Pan N.
I tej wersji będę się trzymać...;o)
P.S. A ten tekst dedykuję tym, którzy mają kiepski nastrój, bo ponoć nic nie poprawia samopoczucia lepiej niż cudze nieszczęście...;o)
Nie mów mi nawet.... Ja się z siniaków i ran do śmierci nie wyleczę. Kiedy ostatnio podczas domowych prac masarskich ucięłam swój palec zamiast szynki, oznajmiłam, że koniec z tym! Więcej się w to nie bawię, bo chcę mieć dziesięć palców u rąk, a następnym razem to ja już któryś na pewno stracę całkowicie. Kiedy w ubiegłym roku zacięłam się kosą, do tej pory mi się śni, że ucinam sobie całą dłoń i rano sprawdzam, czy ją jeszcze mam. Od trzech dni usiłuję sobie przypomnieć, skąd mam siniaka pod kolanem na wielkość pięści i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ja to zrobiłam.
OdpowiedzUsuńSiniaki też mi ktoś podrzuca...;o) Ale fajnie, że też masz 16 lat...;o)
UsuńJakoś mi się takie rzeczy rzadko przytrafiają, nie mam strupów, palców też nie obcinam, chyba wyrosłam :-)))
OdpowiedzUsuńAleż ty przygodowa dziewczyna byłaś :-))
Przygoda to moja Matka Chrzestna...;o)
UsuńOt, szalona Nastolatka.:))) Uważaj na siebie.:)
OdpowiedzUsuńJa uważam !! Te strupy się panoszą...;o)
UsuńJa też mam wciąż 16 lat... ;-) No wiesz nawet po ostatnim moim wpisie...
OdpowiedzUsuńAle usmiechnęłam się, i przpomniały mi się moje rowerowe wypadki... Najciekawiej było zwiedzać rowerami moją Holendrownię wraz z Siostrą... Ona była tu pierwsza, więc zawsze przodem. Krzyczy do mnie: "skrecamy w prawo!", więc ja ją "biorę" szerokim łukiem z lewej... i leżymy obie posiekane na kawałki... Bo dla niej lewa/prawa to jest...prawa-lewa albo lewa-prawa, (w zależnosci od tego, która półkula u Reni w tym momencie jest czynna) ;)). Miewam również osobiste wypadki, bez udziału osób trzecich, a podyktowane osobistą "fantazją ułańską"
;-)
Życzę szybkiego gojenia się :-)
To było ledwie strupidełko, więc prawie śladu nie ma...;o) A godne Stado Szesnastolatek jest bezcenne...;o)
UsuńSzesnastolatek ci u nas dostatek!!!!!
OdpowiedzUsuńA mój tekścik dzisiejszy też chyba z rodzaju tych weselszych.
:-)
Na Wrzosowisku mam neta z wiaderka to nie poczytam...;o)
UsuńDobrze, że tylko na opisanych obrażeniach się skończyło, bo inaczej dzisiaj nie miałby kto pisać tak fajnych tekstów. Dużo zdrowia życzę.
OdpowiedzUsuńBozia czuwała, żebym dorosła cała...;o)
UsuńJa tam też mam 16 lat, tylko że no...w trochę innym sensie ;)
OdpowiedzUsuńTy, to nie wiem czy masz 14...;o)
UsuńTeż myślałam, że z tego wyrosnę, myliłam się :)
OdpowiedzUsuń