Jakie były dalsze losy Rexa ??
Niewątpliwie, Rex nie był nasz...
Zawsze smutny, zawsze zadumany...Ogonem kręcił tylko na mój widok, kiedy szłam obok boksu...
Tęsknił, i to było widoczne po całości...
Dnie spędzał leżąc przed budą...Noce spędzał wyjąc przejmująco...
Czterdzieści Osób robiło wszystko, żeby umilić psi żywot...Pies robił wszystko, żebyśmy jako ludzie, mieli wyrzuty sumienia...
Faworyzował mnie (majtał ogonem i dawał się pogłaskać) i Ojca Szefa wszystkich Szefów (bo zawsze miał schowane w kieszeni kąski dla Rexa)...
Ta druga "fascynacja " bardzo nas intrygowała, bo Ojciec Szefa wszystkich Szefów nie był raczej życzliwy i serdeczny...Te kąski musiały być rzeczywiście bardzo smaczne...
I tak przyzwyczajaliśmy się do nowego lokatora...
Próby znalezienia Właścicieli (studiowanie monitoringu) i ewentualne zainteresowanie odpowiednich Służb, spełzło na niczym...Numery rejestracyjne były nie do odszyfrowania...Służby "wypięły" się na psi żywot komunikatem, że miejsc wolnych nie ma...
Po kilku miesiącach, przyjechałam do Firmy i zastałam boks pusty...
W pierwszej chwili pomyślałam, że się biedak pochorował z tego utęsknienia, więc weszłam i zajrzałam do budy...
Pusto...
Dla pewności obmacałam wszystkie polary, jakbym zakładała, że Rex przez noc się skurczył...
Pusto...
Wrzuciłam torebkę na biurko i pognałam zasięgnąć języka...
- Pan S. (Ojciec Szefa wszystkich Szefów) chyba nie zamknął wczoraj wieczorem boksu i Rexa rano już nie było...- usłyszałam wyjaśnienia...
- A gdzie jest Pan S. ?? - dopytywałam...
- Od dwóch godzin jeździ po okolicy i go szuka...
Hmm...
Pan S. jeździł po okolicznych droga i bezdrożach cały dzień...Jeździł następnego dnia...Jeździł przez dwa tygodnie...
Tym razem to człowiek tęsknił...
Rozwiesiliśmy ogłoszenia o zaginięciu w promieniu dwudziestu kilometrów...
Codziennie przychodziliśmy do pracy z nadzieją, że psia buda odzyskała lokatora...
Rex odzyskał wolność...
Jakakolwiek była...
Nie zginął pod kołami samochodów, bo specjalna ekipa zmonitorowała drogi i pobocza na całej trasie...Z ulgą przyjęliśmy Ich komunikat, że śladów Rexa nie wykryli...
Poprowadziła go tęsknota...
Niekochany kochał...
Porzucony pragnął wrócić...
Ot, i koniec kolejnej kudłatej opowiastki...
Chociaż...
Kiedy wróciłam z urlopu w boksie nie było już budy...Na polecenie Szefa wszystkich Szefów została rozebrana i spalona, a w boksie urządzono magazyn na sprzęt plenerowy...
Ech smutno się skończyło...A Szef symbolicznie spalił budę , licząc na to że nie będzie więcej bezdomnych psów ??
OdpowiedzUsuńPsi żywot...;o)
UsuńI takie właśnie historie przekonują mnie, że psy należy kochać bezapelacyjnie. One też nas tak kochają...
OdpowiedzUsuńDlatego powiedziałam: Nigdy więcej !! ;o)
UsuńNie uratujemy wszystkich bezdomnych stworzeń ale warto choć jednemu pomóc - mam schroniskowego kocura, kotkę uratowaną przed śmiercią głodową i owczarka niemieckiego z pseudo hodowli. Ale nie mogę przejść spokojnie jak widzę takiego biedaka bez szans
OdpowiedzUsuńBezdomność nikomu nie służy...;o)
UsuńA ja uważam, że takie opowiadania jak twoje powinno się czytać dzieciom w szkole, albo z ambony w kościele, aby edukować, edukować, edukować...
OdpowiedzUsuńO, bardzo dobry pomysł...
UsuńMarija to super pomysł ... bo edukację trzeba od dzieci zacząć i zamiast wciskać im jakieś pierdoły, to lepiej czytać takie opowiadania, bajki z zeszłorocznego kalendarza np.
UsuńTo się przyznam, że jedno z opowiadań już miało edukacyjną premierę...;o)
UsuńI super!!!
UsuńSmutne...
OdpowiedzUsuńMoże nie do końca...;o)
UsuńPamiętam jak zaginął nasz kot. Też dzwoniłam do firmy sprzątające zwierzęta z ulic i też nic. Nigdy się nie dowiemy, jak zakończył żywot. Żałoba:((
OdpowiedzUsuńZdecydowanie lepiej jest wiedzieć...
Usuń