Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 9 października 2015

To wszystko przez dudy !!

     No to jestem...
     Nie żebym całkiem już do żywych wróciła, bo "szczekawka" ciągle mnie dręczy, ale poprawa jest widoczna...A właściwie słyszalna...
A może niesłyszalna ??
     W każdym razie, literki na monitorze już mi się nie "rozpływają", więc mogę wrócić do grafomanii...
Od czego zacząć ??
Może od końca, bo "początek" był już sporo temu...
     Wczoraj graliśmy ze Szkotami...
     Jak wiecie, Szkotów uwielbiam pasjami, bo nie dość, że to Górale, to na dodatek w spódniczkach...Może ich wstrzemięźliwość do wydatków odrobinę mnie dołuje, ale bycie oszczędnym, i to "narodowo", nie może decydować o sympatiach...
No to lubię Szkotów...
     Mecz nosił rangę "ważny"...
     Media się rozpisywały...Komentatorzy podgrzewali atmosferę...A Pan Lewandowski doprowadził Naród do stanu wrzenia, strzelając ostatnio bramki jak w amoku...
Z założenia miało być dobrze !!
Gra zespołowa...Szkoci nie Gibraltar...
     Mój wrodzony racjonalizm nie pozwalał na "hura optymizm"...
Powitania...Hymny...Fotki...
I bramka...
     Ci z Kibiców, którzy nie zdążyli rozsiąść się wygodnie, albo właśnie zalewali sobie herbatkę, na degustacje owej brameczki nawet czasu nie mieli...
Pan Lewandowski "ustawił" Szkotów do pionu...
No cóż...
     Adrenalinka wzięła górę i mój wrodzony realizm legł gdzieś w zakamarkach duszy...
Pięć minut...Dziesięć...Piętnaście...
A Nasi rwą się do boju, niczym Kasztanka Piłsudskiego...
     Czy to na pewno jest nasza Reprezentacja ??
Przemyślane akcje...Celne podania...Udane dryblingi...
     Czego Im Selekcjoner przed tym meczem "zadał"?? Bo pewnym mi się wydawało, że bez wsparcia czarnej magii się nie obyło...
Ale po dwudziestu minutach czar prysł...
Hmmm...
No cóż...
Wiadomo, że każde zaklęcie ma określony czas działania...
A do tego, Szkoci swojego "Szamana" na dachu stadionu postawili i przez caluśki czas zawodził dudami z wysokości niebios...
     Z każdą chwilą było coraz gorzej...
     Tak jakby dźwięki tej kobzy się Naszym na mózgi rzucały...
     Po przerwie, mój racjonalizm rozsiadł się w duszy wygodnie, a adrenalinka udała się na spoczynek...
     - Sędzia doliczył cztery minuty...- poinformował Komentator, a ja prosiłam cichutko Najwyższego, żeby to nie był wyrok na nasze słowiańskie dusze...
2:1 jakoś jeszcze mogłam znieść...
3:1 uznawałam za katastrofę...
Dlaczego ??
Bo taki właśnie wynik jarzył mi się w mózgownicy od samego rana...
     "Wtopimy 3:1"...I znowu trzeba będzie wyciągać z szuflady kalkulatory naukowe i przeliczać, kto kogo, na ile i kiedy musi ograć, żebyśmy mogli te kwalifikacje ogłosić sukcesem...
     Tępo spoglądałam w ekran telewizora...
     I wtedy właśnie, zobaczyłam Pana Lewandowskiego, który ogromnie wzburzony, wybiegał ze szkockiej bramki...
Dokładnie właśnie tak...
Wybiegał z bramki...
I wtedy zrozumiałam...
      Przez caluśkie swoje życie tkwiłam w błędzie...Ja i miliony do mnie podobnych...
      Piłka nożna nie jest sportem drużynowym !!
      Jeśli na boisku, choćby jednemu Piłkarzowi, bardzo zależy na wyniku, to zmieni losy pozostałych dziesięciu, że o milionach przed TV nie wspomnę...
Choćby miał nawet wpaść do bramki razem z piłką...
Tak dla pewności...
      2:2...
Ostania minuta...Ostatnia akcja...
Kilka tysięcy kalkulatorów odetchnęło z ulgą...
Mogą sobie dalej leżakować w szufladach...
      Przynajmniej do niedzieli...
Bo w niedzielę gramy z Irlandczykami...
Czy ja Wam już pisałam, że bardzo lubię Irlandczyków ??

14 komentarzy:

  1. Dziękuję, miałem
    podobne wrażenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strach się w duszy ścieli,
      na myśl o niedzieli...;o)

      Usuń
  2. W Polsce doczekamy meczowych wyników,
    przeżyliśmy Szkotów, to i Irlandczyków

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyć ?? Mała bieda...
      Ten mecz wygrać trzeba !! :o)

      Usuń
    2. Trochę mej sugestii,
      to nie w naszej gestii.

      Usuń
    3. Ale miła chwila,
      kiedy gol się wbija...;o)

      Usuń
  3. Proszę o usprawiedliwienie, mej nieobecności w trakcie trzymania kciuków w dniu wczorajszym. Na swoją obronę wyznam, że stosuję tę taktykę z powodu, iż NASI namiętnie przegrywają, gdy wgapiam się w telewizor. Aby szczęśliwie się zakończył dla nas mecz niedzielny, zaaplikuję sobie mleko z miodem w celach wiadomych. W dodatku mój syn, namiętny kibic już dopilnuje, by jego rodzicielka zległa w pościeli i ani myślała rzucać okiem na mecz.Z góry dziękuję za wyrozumiałość... Ps. chętnie przeczytam o emocjach z tym związanych)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładna z Ciebie Kobietka, to się Chłopaki skoncentrować nie mogą na grze...;o)

      Usuń
  4. Po pierwsze: jak dobrze, ze znak dałaś, zdrowiej szybko.............;o)
    Po drugie: to żadne oglądanie meczu nie dorówna gordyjkowym reportażom.............;o)
    Po trzecie: czekam na kolejny, niedzielny.............;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę "wazeliny" i zaraz człowiekowi radośniej na duszy...;o)

      Usuń
    2. Nie można tego lepiej ująć, więc nie będę dublować komentarzy ;) Sama święta prawda. Oglądać to ja nie, ale jak Ty o tym piszesz.... to czytać można w upojeniu :)

      Usuń
    3. Zaczynacie mnie zawstydzać...;o)

      Usuń
  5. Jak dobrze znów Cię czytać :-)

    OdpowiedzUsuń