No nie, żeby Pan Szymon był jedynakiem, ale "Gąsiorków" była ewidentna mniejszość...
Ufff...
Z "Młodymi Wilkami" moje szanse były równe zeru...Z "Wilczycami" miałam szansę na przeżycie...
Po poniedziałkowym stanie spoczynku ruszyliśmy zdobywać Bojin Kuk, czyli ledwie 1110 m n.p.m.
Niby "Pikuś"...A właściwie "Pan Pikuś"...
Do trasy właściwej podwiózł nas Pan Andrzej, nasz Kierowca...
Malownicze wioski wśród wzgórz Velebitu. |
Przyszedł czas na zamortyzowanie obuwia i przekonanie się, czy moja "pukawka" ma ochotę na górskie spacerki...
Takie niby Górki... |
A "Gąsiątka" człap, człap, człap... |
Mam szansę pobić rekord Świata w kategorii szalonego pulsu i ślimaczego tempa...
Pukawka szalała...
Pulsometr darł się w niebogłosy...
A mnie pozostało pilnować, żeby wskaźnik nie pokonał magicznej normy 180...
Litości nie było...
Trzeba zająć strategiczną pozycję na końcu "łańcuszka" i równać oddech...Albo zrezygnować z wędrówki...
Ło matko i córko...
Zrezygnować ??
Mowy nie ma !!
Cel wędrówki kusił.. |
No to człapiemy...Ja...Pan N. ... I Martusia - nasza druga Przewodniczka, zwana Banankiem ( tak uśmiechniętej Dziewuszki to ja jeszcze nigdy nie spotkałam - "Bananek" jako żywo)...
Często czytam w neciku pytanie...
"Po co Ci Ludzie łażą w te Góry ??"
Po co ??
Na szczyt wchodzi się po to, żeby zjeść pomidorka...Na przykład...
Można też zjeść coś innego, ale pomidorek smakuje wybornie !!
No i w bonusie dostaje się widoki, których z poziomu asfaltu nie zobaczy się nigdy...
Trzeba mieć tylko odpowiednią miejscówkę...
No i przyszedł czas na powroty...
Adrenalinki dostarczyło wspaniałe zejście po linach, którego niestety uwiecznionego na fotkach nie mamy, bo potrzeba było dwóch nóżek i dwóch łapeczek...
Ale że kamerka naszych kończynek nie potrzebowała, więc zejście owo uwieczniliśmy na filmie...
Potem był odpoczynek na parkingu...
A że "Gąsiątka" grzeczne były, więc nas Pan Szymon zabrał na taras widokowy, żeby oczka nasycić zachodem Słońca...
Echhh...
Jak można nie kochać gór ??
Nie można...
No i Bojin Kuk został zdobyty przez zdechlaka...;o)
Z tytułu wpisu niewiele rozumiem, ale widoki piękne. Skały nie najgroźniejsze ;-)
OdpowiedzUsuńCo tam tytuł !! Liczy się urok gór...;) Ale stanowczo lepiej się je ogląda, niż się po nich maszeruje...;o)
UsuńMnie na... Himalaje
OdpowiedzUsuńmiłości nie staje. :(
A mnie cierpnie skórka,
Usuńgdy przede mną górka...;o)
Skoro zdobył, to nie taki znowu zdechlaczek :))
OdpowiedzUsuńZ łataną "pukawką" i na antybiotykach...Do kompletu mi tylko gipsu na nodze brakowało...;o)
UsuńCiebie tylko gdzieś wypuścić a od razu górkę znajdziesz!.............;o)
OdpowiedzUsuńBo górki są po to, żeby je znajdywać...;o)
UsuńZazdraszczam niemożebnie, bo ja przecież też z tych waryjotów co po górach nie wiadomo po co chodzą!!!!
OdpowiedzUsuńZazdraszczaj !! Cudnie było...:o)
UsuńJak Mallory mógł nie wspomnieć o pomidorku, kiedy go pytali dlaczego chodzi po górach... :) Bardzo fajna fotorelacja, gratuluję pomyślnego wejścia i zejścia :) Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńTakiej Personie nie wypadało przyznawać się do pomidorka...;o)
UsuńJak widać, było czym oczy pieścić.Pozdrawiam.Ula
OdpowiedzUsuńTemu zaprzeczyć nie wypada...;o)
UsuńNajważniejszy ten bonus do pomidorka. :D. Pozrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo malownicza promocja...;o)
Usuń