Od lat mam jedną zasadę…Choćby nie wiem jak było źle to
Dzieciaki o tym nie wiedzą…
Może to nie jest zbyt pedagogiczne, ale powód mojego
działania ma podłoże egoistyczne, więc póki co zmieniać go nie mam zamiaru…
Zaczęło się wiele lat temu, kiedy Pierworodny miał iść do Komunii…
Wszystko już
prawie zapięte było na „ostatni guzik”, kiedy mój organizm powiedział „stop”…Pan
N. odtransportował mnie do najbliższego Medyka, a tam usłyszałam diagnozę,
która powaliła nas na kolana…
Lekarka dała mi wówczas godzinę czasu na
spakowanie się i pożegnanie z Dziećmi…
Rozpacz w oczach Męża…Drobniutkie ciałko
Córci przytulonej serdecznie…I Syn stojący przy łóżku z kapiącymi łzami…
- Mamusiu…nie umieraj…
Orzesz…(ko)…
Wtedy właśnie postanowiłam, że nigdy więcej nie chcę czegoś
takiego przeżyć…Nie chcę widzieć takiej rozpaczy…Nie chcę słyszeć tego
błagalnego szeptu…
Pomijam fakt, iż postawiona wówczas diagnoza była błędna i
po trzech godzinach wróciłam do domu z kilkoma receptami do wykupienia…
Postanowienie
pozostało…
Kiedy więc w sobotę obudziłam się w całkowitym prawie odlocie moja
mózgownica zaczęła pracować na najwyższych obrotach…
”Zbieraj się w sobie
sieroto bo wieczorem przymiarka”…
Tak, tak…
Nadszedł następny etap przygotowań
weselnych…
W sobotę miałam uczestniczyć w komponowaniu falban na sukni ślubnej
naszej przyszłej Synowej…
Już w czwartek Krawcowa pozostawiła mi na „GG”
informację:
„Właśnie minęłam falbankowy równik, tworzę dalej”…
W sobotę ów „równik”
miał zostać poprzypinany w artystycznym nieładzie…
Rozważałyśmy z Krawcową
ewentualne wsparcie naszej fantazji jakąś butelczyną…No bo jak na trzeźwego
upiąć „falbankowy równik” na ledwie kilku metrach spódnicy ??
Mój „zły” od
samego rana w sobotę siedział mi na ramieniu i chichotał:
„Ty to umiesz dowalić…rozumiem
jakieś winko na fantazję…ale żeby się tak naćpać??”…
Hmmm…
Miał „zły” rację…
Już
trzeci raz byłam łazience i nijak sobie nie mogłam przypomnieć po co…
W łepetynce
dzwoneczki dzwonią…
W oczkach latają takie cudne kolorowe płateczki…
Ale dałam
słowo, że pomogę…
Musowo trzeba chociaż zachować pozory…
Przyszła Synowa ustawiona
na postumencie…Kiecka połyskuje bielą i bezfalbankową nagością…Falbanki stertą
godną Giewonta zalegają w całym pokoju…
Zaczynamy…
Po godzinie miałyśmy jeszcze
siły żartować i prowadzić ożywioną dysputę…
Po dwóch godzinach pozwoliłyśmy
łaskawie zdjąć szpilki z nóg słaniającej się już lekko przyszłej Synowej…
Po
trzech godzinach zaczęłyśmy śpiewać po rosyjsku (nie mam pojęcia dlaczego
akurat po rosyjsku, ale wychodziło nam to całkiem nieźle)…
Po następnej półgodzince
spojrzałam na przyszłą Synową i …
Ło Matko i Córko…
Że też aparaty fotograficzne
nie umieją zapisać takich widoków…
Nasza przyszła Synowa promieniała zachwytem…
Jej
oczka śmiały się radośnie…
Jej usta śmiały się radośnie…
Jej twarz promieniała
takim szczęściem jakiego dawno nie widziałam…
Nie musiała nic mówić…Widać było,
że nasze trzygodzinne pełzanie na czworakach przyniosło lepszy efekt niż można się
było spodziewać…
Suknia wyglądała pięknie…A nasz przyszła Synowa…Echhh…
Jakaż to
radość zobaczyć takie szczęście…
- Szkoda, że tylko raz ją ubiorę… - wyszeptała umęczona
Bidulka patrząc w lustro roziskrzonym spojrzeniem…
- A kto powiedziała, że raz ?? Możesz ją sobie ubierać na
każdą rocznicę ślubu… - próbowałam zatrzymać szczęśliwą chwilkę na trochę
dłużej…
- Na pierwszą rocznicę to się pewnie nie zmieszczę… -
zripostowała przyszła Synowa z lisim uśmieszkiem i rozśmiałyśmy się w głos…
- To na pierwszą Waszą rocznicę ja ją ubiorę… - i nasze wyobraźnie
musiały podsunąć nam podobny obraz bo ze śmiechu aż popłynęły nam łzy…
- Szkoda, że już kończymy tą sukienkę… - wtrąciła swoje trzy
grosze Krawcowa… - świetnie się z Wami bawiłam…
Ależ Ty to cudnie napisałaś. Gratuluję Ci! Wszystkie emocje zawarłaś w tym tekście! To już jutro zostajesz Teściową? Czy już jesteś?
OdpowiedzUsuńSerdeczności wiosenne i kolorowe!
Dzięki Stokrotko...:o)
UsuńZanim otrzymam szacowny tytuł "Teściowej" jeszcze trochę wody w Wiśle popłynie...;o)
Coś wiem o "przymiarkach"
OdpowiedzUsuńbo moja Babcia i Mama
były krawcowymi
i prawie codziennie
odwiedzały nas
klientki.
Dobrze pamiętam Babcię
z ustami pełnymi szpilek.
LW
Dzięki Babci krawcowej do dzisiaj mam wrodzoną niechęć do przymiarek...:o)
UsuńTrochę szkoda, że to ćpanie się pomału kończy:))) Po rosyjsku powiadasz, oj ubawiłam się do łez. Wszystkiemu winna moja wyobraźnia, która podczas czytania skomponowała mi tę scenkę u krawcowej:)
OdpowiedzUsuńZdrowotności Gordyjko życzę:)
Krzysiaczku...nieśmiertelna Katiusza łączy narody...;o) A co do widoku dwóch statecznych matron pełzających na czworaka...tego nie ogarnie żadna wyobraźnia...;o)
UsuńMogłaś naprawdę to uwiecznić na zdjęciu, wyobraźnia zadziala, czytając usmiałam sie, ot i cała gordyjka :)) pozdrowionka dla ćpunka hehe
OdpowiedzUsuńAleż ja mam uwiecznione pewne fragmenty :o) tyle, że mam absolutny zakaz rozpowszechniania owych dzieł...:o)Za to obiecaną mam dyspensę na dzieło końcowe...;o)
Usuń:))))))))))))))))))))) dzięki za obrazki cudne :)))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńtego mi było trzeba, bo juz myślałam, że o biurko się zabiję (pełnię właśnie służbowy dyżur - jakaś kara za długaśne L4 musi być, no nie?)