Dorastając w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, nie miałam pojęcia o jej istnieniu...Ale wiedziałam doskonale z czym się wiąże wizyta u stomatologa...
Gdyby dzisiejsze dzieciaki zobaczyły wyposażenie tych "gabinetów cierpienia" uciekały by gdzie pieprz rośnie...;o)
Mój pierwszy kontakt z dentystą był brzemienny w skutkach...
Lekarka zamarła z narzędziami w dłoniach, zbladła i zaczęła wylewać na Mamciaśkę diagnozę...
To była katastrofa...
Zostałam genetycznie obdarowana przez Przodków wszystkimi możliwymi schorzeniami szczęk...Nawet takimi, które teoretycznie już nie występowały...
Alternatywa ??
Usunięcie wszystkich mleczaków i terapia antybiotykowa, która dawała kilka procent szans powodzenia, albo...Pozostawienie całego bałaganu i leczenie "jak się da"...Może stomatologia z czasem się rozwinie...
Pamiętam tę wizytę doskonale, chociaż niewiele z tego rozumiałam...
Mamciaśka rozumiała doskonale i przez wiele wieczorów, moje uzębienie było tematem rodzicielskich rozmów...Kilka lat bezzębnej "japoszczęki" i spożywanie papek, przemawiało Im do wyobraźni...
Postanowili czekać...
Efektem tego "czekania" były setki nieprzespanych nocy, niewyobrażalne cierpienie i wieczny, stomatologiczny problem...
Po przeprowadzce do Zaścianka, pierwsze co zrobiłam to poszukiwania Dentysty...
Egzemplarz trafił mi się wyjątkowy...Latami pracował jako "Lekarz Świata", gabinet miał wymuskany jak z zagranicznych żurnali, leki i komponenty sprowadzał z Niemiec i Francji...
Niestety...Dla mnie było zbyt późno...
Doraźnie - owszem, ale nic ponadto...
Mając jednak tak potworne doświadczenia szybko uzgodniłam z Doktorem, że zrobimy naszym Dzieciakom "rozrywkową wizytę"...
Było jeżdżenie fotelem, oglądanie narzędzi, a nawet diagnostyka wzajemna przy pomocy Dentysty...
Nawet nie wiedziałam jak ważna to była wizyta...
Dla Dzieciaków wizyta u Stomatologa zaczęła się wiązać z przygodą...Może niezbyt fajną, ale konieczną...
No i cóż...Stomatologia poszła do przodu, bo genetycznie "sprzedałam" prawie wszystko Pierworodnemu...Jego podstawowym "fartem" jest urodzenie się Facetem...Genetyka działa troszkę inaczej, no i ciąży nie zalicza...;o)
Pierwsza wizyta Księciunia też odbyła się na luzie...
Ale...
Niedawno się okazało, że stałe ząbki zaczęły Mu wychodzić obok mleczaków, a mleczaki ani drgnęły...
Na samą myśl o cierpieniu Wnuka aż drętwiałam...
Wizyta zamówiona, pojechał z Misiową Mamą...
Się Bidulka nadenerwowała...
A Młody ??
Największym zmartwieniem Księciunia był fakt, żeby Mu Pani Doktor ząbki oddała, bo nie będzie miał co włożyć pod poduszkę dla Wróżki Zębuszki !!
Misiowa Mama była gotowa walczyć o te dwa mleczaki z pełnym poświęceniem...;o)
Ale Lekarka doskonale zrozumiała problem...Oddanie ząbków przysięgła...A Młody w czasie zabiegu nawet nie jęknął (ale ząbków pilnował)...;o)
Że też nikt nie wymyślił lata temu jakiegoś "komunistycznego odpowiednika", jakiejś "zębowej przodownicy", która mogła by przynieść ulgę (choćby finansową) kilku pokoleniom...;o)
Wróżka Zębuszka to prawdziwy objaw postępu w stomatologii...;o)