Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

sobota, 28 stycznia 2017

Urlopowanie...


     Na to jutro musiałem trochę poczekać. 
     To jutro nazywało się wakacje. Moje Dzieci przestały chodzić do szkoły, a Mama i Tata mieli urlop.
Od razu polubiłem wakacje.
     Co prawda, Dzieci zaraz zaczęły się pakować i opowiadały mi o jakimś obozie, ale nie przewidywałem niczego złego. Nawet chciałem się też zapakować do tych plecaków, bo miejsca było akurat na małego pieska, ale Mama mi nie pozwoli.
I Dzieci pojechały beze mnie…
     Potem Mama zaczęła pakować takie ogromne torby. Wtedy postanowiłem, że z takiej torby, to ja już się wygonić nie dam i pilnowałem jej cały czas. Była taka ogromna, że zmieściłby się i piesek, i koszyczek pieska, i nawet kołderka…
Piłeczkę mogłem trzymać w pyszczku.
     Wieczorem Mama dała mi do picia strasznie gorzką wodę, i powiedziała, że po tej wodzie to jakoś przetrwam ten wyjazd.
Czyli, jadę na urlop!
     Mama z Tatą zapakowali wszystkie torby do auta, zapakowali też mój koszyczek, i moją kołderkę, i moją piłeczkę. A na końcu zapakowali mnie.
     Wszystko było dobrze, dokąd Tata nie przekręcił kluczyka, i auto nie zaczęło trząść i śmierdzieć. Śmierdziało i trzęsło. Podskakiwała piłeczka. Podskakiwał koszyczek. I ja też podskakiwałem. A w brzuszku zrobiło mi się bardzo niedobrze.
No to chciałem wypluć z brzuszka to niedobre i zacząłem kasłać, charczeć i wyć…
     - Pięknie się zapowiada…- powiedział Tata.
     - Powinien zaraz zasnąć…-powiedziała Mama.
     - Wypuśćcie mnie! Auuuu…- krzyczałem ja.
Nie wypuścili…
     Wtedy wpadłem na pomysł, że zwymiotuję. Przecież Tata nie będzie chciał jechać zwymiotowanym autem!
Auto zatrzymało się zaraz, jak tylko zacząłem się dławić.
Uff…
Mama wyprowadziła mnie na spacer, a Tata wyglądał na bardzo niezadowolonego.
     - Ja chcę do domu!-prosiłem, ale Mama nie słuchała. Zapakowała mnie znowu do auta i Tata ruszył.
     No to ja znowu zacząłem wyć, charczeć, kasłać i pluć.
Może się zniechęcą?
     - Uspokój się symulancie! – krzyknął na mnie Tata.
Symulancie?
     To ja, Czaruś! Nie jakiś symulant! Może wy mieliście tego symulanta zabrać do auta, a nie mnie?
Byłem bardzo nieszczęśliwy.
     W brzuszku ciągle było mi niedobrze, ciągle charczałem i wyłem, szczekałem i plułem, ale Mama i Tata wcale mnie nie słuchali.
     Tata, co jakiś czas zatrzymywał auto, a Mama wyprowadzała mnie na spacerki, ale to były bardzo krótkie spacerki, a potem znowu pakowali mnie do auta, i znowu było mi niedobrze.
Tak minęła cała noc.
     A potem zrobiło się bardzo gorąco.
Teraz wyłem i charczałem, bo było mi niedobrze i gorąco.
Autku też zrobiło się gorąco i się zepsuło.
Ha! Przecież od początku mówiłem, że jak coś trzęsie i śmierdzi, to nie jest fajne!
     Tata był bardzo zdenerwowany. Mama też.
     Ale mnie zepsute autko podobało się znacznie bardziej, niż takie niezepsute. Miejsce też mi się podobało. Były drzewka, były krzaczki, nawet mogłem sobie pobiegać.
Mama zapięła mi smyczkę i spacerowaliśmy wzdłuż alei drzew, a Tata naprawiał auto.
     Pomyślałem, że może Tacie się nie uda tego auta naprawić, i będziemy sobie tak z Mamą spacerować…
Ale się udało.
     - No to jedziemy do Dzieci! – zawołała Mama, i bardzo się ucieszyła, a mnie znowu zapakowali do koszyka.
Do Dzieci?
To my jedziemy do Dzieci?
Strasznie daleko te moje Dzieci się zapodziały.
     Wyłem i charczałem dalej, ale teraz już znacznie ciszej, bo ochrypłem. Tata wcale już nie przystawał, kiedy udawałem, że wymiotuję, a Mama obiecywała, że zamorduje weterynarza, jak tylko wrócimy z tego urlopu.
To mi się nawet podobało, bo wtedy już bym nie dostawał szczepionek!
Ale to wracanie z urlopu trochę mnie niepokoiło.
     To, po co my jedziemy na ten urlop tyle czasu? Żeby wracać? I znowu autem?
Może zostańmy na tym urlopie na stałe?
     Słońce już zachodziło, kiedy dojechaliśmy na miejsce.

12 komentarzy:

  1. I ja dojechałem do końca,
    ale mnie nie trzęsło,
    ani nie śmierdziało.
    Dziękuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korzystałeś z lepszego modelu...;o)

      Usuń
    2. Jeśli jak u mnie, brak węchu stwierdzisz,
      to nic nie pachnie ani nie śmierdzi!!!

      Usuń
    3. Przykre, szczególnie gdy wiosna gości,
      nie czuć zapachu wonnych słodkości...:o(

      Usuń
  2. Gdzieś Ty dojechał. Czarusiu? Żeby tak długo samochodem jechać?
    A weterynarz faktycznie - kalosz, kurna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caluśką Polskę przejechałem !! Chociaż trzęsło i śmierdziało...;o)
      Wet nie przewidział "wielkiej duszy" i jeszcze większego lęku przed autami...;o)

      Usuń
  3. Przeczytałam kilka styczniowych postów: gratuluję 1000 wpisów. Wzruszyłam się opowieściami o Czarusiu. Pięknie przelewa Ci się ta dusza i niech tak będzie nadal.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest niesamowite, skąd pies wie, że właściciele jadą na urlop? Nasz pies też leżał na walizkach, żeby go tylko nie zostawili samego. Lubił podróże, z wystawionym łbem przez okno i powiewającym ozorem był szczęśliwy. Ale wtedy nie było klimatyzacji... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piesy mają swojego rozuma !! Nasz pierwszy pieseł Pimpek mógł życie spędzić w samochodzie, Cezary był jego totalnym przeciwieństwem...;o)

      Usuń