W założeniach post miał posiadać tytuł: "Komisarz Filip", ale jak to ze mną bywa, "plany są dla plantatorów...
No to opowiem Wam dzisiaj o "nie naszym psie"...
Bohaterem będzie oczywiście Filip...Poniekąd...
Jakim cudem udało mi się zrobić tą fotkę ?? Nie pytajcie !! To jak trafienie kumulacji w totka, bo Filip na widok wyciąganej komórki znika z prędkością światła...A może i szybciej ??
W każdym razie, nasze powitania z Filipem słyszy chyba cała Wieś, i pewnie się Ludzie zastanawiają, kto taką krzywdę zwierzakowi czyni...Filip wyje jakby go z rudej skóry obdzierali żywcem...
To są "gorzkie żale"...
Że tyle nas nie było...Że tęsknił... Że go porzuciliśmy...Że jego życie jest całkiem psie...
Dla równowagi kręci ogonem we wszystkie strony i podskakuje zabawnie na krótkich nóżkach, żeby nam dać do zrozumienia, że jednak się nie gniewa...
Kiedy zobaczy nas na drodze z daleka...
Widzieliście surykatki ??
Filip wygląda identycznie !!
Najpierw nadstawia uszy, jakby nie dowierzał oczom...Potem się prostuje...Potem się pręży...Stawia uszy do pionu...Wstaje...
I eksploduje swoją radością nieopisaną, którą od kilku miesięcy planujemy nagrać, albo "nakręcić", ale nie daje nam możliwości...
Te kilka minut naszego życia należy wyłącznie dla Filipa...
Potem następuje to...
Dokarmianie...
Filip dokładnie wie, że z pustymi rękami nie przyjeżdżamy...
Na powitanie są kąski "mięsiste", zbierane przez nas z domowych resztek, na pożegnanie jest drożdżowa bułeczka, po którą zatrzymujemy się po drodze...
I chociaż wiemy, że czasem jest tak głodny, że żołądek przysycha mu do grzbietu, to nigdy z jedzeniem się nie spieszy...
Każdą kosteczkę najpierw wącha dokładnie, potem oblizuje, a potem kładzie się obok i przystępuje do posiłku...
Potem przybiega podziękować i usłyszeć, że z Filipka jest bardzo mądry i miły piesek...
A potem układa się na piasku przy Orzeszku i drzemie, czujny, ale nie absorbujący...
Kiedy odpoczywamy zawsze znajdzie moment, żeby podsunąć uszy do "wydrapania"...
W zeszłym roku, kiedy właśnie tak sobie spoczywaliśmy, a Filip drzemał pod moim leżakiem, drogą przejeżdżała Kobieta na rowerze...
Dwa kataklizmy na raz...
1. Nie wolno jeździć koło Wrzosowiska, kiedy Filip go pilnuje.
2. Rower to przestępca genetyczny.
Filip ruszył na Kobietę takim pędem, że jego krzywe łapki chyba wcale podłoża nie dotykały...
Dopadł "Przeciwnika" i rozpoczął atak...
- Panie !! Weź Pan tego psa !! - wrzeszczała Niewiasta, bo Pan N. aż powstał z leżaka, żeby dokładnie to zjawisko obserwować...
- Ale to nie nasz pies...- wymruczał Pan N. ...
Nie nasz...
No fakt...Spał pod naszym leżakiem...Wybiegł z naszej działki...Bronił nas...
Ale to dalej nie nasz pies...
Jeśli się jednak dobrze przyjrzycie na zdjęcie powyżej, to zauważycie, że jest na nim jeszcze jeden piesowaty...
To syn Filipa...Nieodrodny potomek swojego ojca...Podobny do niego niesamowicie...
Misiek...
Do tej jesieni, Misiek miał zakaz wstępu na Wrzosowisko, bo wykazywał się taką "psią głupotą", że nawet moje serducho nie umiało w nim znaleźć pozytywów...Misiek Niszczyciel, można by powiedzieć...
Ale Misiek przez ostatnich kilka miesięcy bardzo "wydoroślał"...Obserwuje zachowania Filipa, i chociaż może to zabrzmi abstrakcyjnie...Naśladuje zachowania...
Jest tylko bardziej skory do zabawy...Ale to akurat dobrze robi Filipowi, który totalnie nie umiał się bawić...
Misiek w pięć sekund pojął, że moje energiczne podrygi to zaproszenie do "ściganego", a zerkanie znienacka to "chowany" w psim wydaniu...
Uczą się obaj...
Na powitanie wybiegają dwa nie nasze psy...Potem dzielę przywiezione dary (trochę niesprawiedliwie, bo Filip bardzo pilnuje, żeby Misiek nie dostał zbyt dużo)...Potem dwa nie nasze psy przybiegają podziękować...A potem siedzą i czekają kiedy zrobię sobie przerwę w pracy i zamacham ręką gotową do drapania...
A potem maszerujemy przez Wrzosowisko...
Filip...Ja...Misiek...Zawsze w takiej kolejności...
Czasem Misiek "wyrywa" do przodu, ale Filip dyscyplinuje go po ojcowsku (gryzie w ucho)...
Wieczorem wsiadamy do "Naguska" i powoli odjeżdżamy, a przy podjeździe siedzą "dwie biedy", dwa nieszczęścia, dwa najsmutniejsze na Świecie psy...Filip i Misiek...
Dwa nie nasze psy...
Jednak... macie.
OdpowiedzUsuńTo bardzo "wygodna" forma posiadania psowatego...;o)
UsuńA co z nimi będzie zimą ? Pozdrawiam.Ula
OdpowiedzUsuńBędą sobie mieszkać na swojej posesji...Filip nocuje w domu, a Misiek ma budę...;o)
UsuńNiestety na wsi jeszcze pokutuje przekonanie, że pies się "sam wyżywi"... Nic dziwnego, że witają Was z dziką radością i "dziękują" za posiłek. Najwyraźniej oba pieski same sobie wybrały właściciela))) Podobno czują dobrych ludzi...
OdpowiedzUsuńAlbo naiwnych...;o)
UsuńNo ale właśnie, co zimą z psowatymi? Te nie wasze same się wyżywią? Czy dobrzy ludzie będą dożywiać?....A tak ogólnie jak patrzę na zdjęcia to myślę, że jakieś jamnikowe korzenie mają....(jamnik wyrośnięty) :-)
OdpowiedzUsuńI słusznie zauważyłaś...A jamnik jak wiadomo, to pies na zające...;o) Nie nasze psy świetnie łowią myszy...;o) Jakoś żyły zanim zapanowaliśmy na Wrzosowisku...;o)
UsuńSympatyczne te psowate.:)
OdpowiedzUsuńLepiej wyglądają niż się zachowują...;o)
UsuńMieć dwa nie swoje psy to nie byle kto tak MA!!!
OdpowiedzUsuń:-)))
To teraz czuję się psio wyróżniona...;o)
UsuńMoże pora, żeby stały się Waszymi? ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjdzie zima, rzadziej będzie bywać we Wrzosowisku i co wtedy? Jak poradzą sobie te psy....? Hm...
Sama podkarmiam NIE SWOJEGO psa ;) I trwa to już ponad pół roku, jeśli nie dłużej.
Miało być oczywiście "będziecie bywać" :)
OdpowiedzUsuńOpcja całkowitej adopcji nie wchodzi w grę...Nie nasze psy świetnie się czują u siebie, mają swoje miejsce na Świecie i swoich Panów (może nie najlepszych, ale psie przywiązanie widzimy zawsze)...My jesteśmy tylko "dokarmicielami"...;o)
UsuńA poza tym, kiedyś dałam sobie słowo...Nigdy więcej psa...Cezary nie był pierwszą psią miłością, ale ostatnią...;o)
Wiesz....pamiętam, gdy dwa lata temu trzeba było uśpić śmiertelnie chorego ponad osiemnastoletniego psiego staruszka. Mój mąż zaparł się, że NIGDY więcej ŻADNEGO psa. Wynikało to z wielkiej rozpaczy, jaka nas ogarnęła po śmierci psa.
UsuńJednak...wiem, że zwierzęta wprowadzają mnóstwo radości do domu. I tak oto ja zakochałam się pierwsza w naszym przyszłym psie. Mój mąż niewiele później. Dzięki temu "wariatowi" znów nastała w naszym domu radość ;)
Moja siostra padła ofiarą podstępu. Na leśnej działce zaczął pojawiać się kundelek. Biedny, cichy, głodny. Nie dał się zbliżyć, zawsze uciekał. Zjadał co mu podstawili, ale z bezpiecznej odległości.
OdpowiedzUsuńI kiedy już myśleli, że nigdy nie okaże im serca, nagle delikatnie przyszedł (właściwie przyszła) na taras.
I odtąd oni byli Jej ludźmi. Już nie mieli wyjścia, byli kupieni z butami. Musieli ją wziąć do miasta i teraz wciąż mają problem, z kim ją zostawić, gdy gdzieś daleko jadą. Taka to psia mądrość... :)
Nigdy nie wątpiłam w psią inteligencję...;o)
Usuń