Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

niedziela, 19 stycznia 2014

Studnie moich Przodków...cz. I

     Moje bieszczadzkie wakacje, z czasów dzieciństwa, łączą się nieodmiennie ze studniami...
Nie to, żebym w tych studniach znajdywała jakieś skarby zamierzchłe...
Co to to nie...
Ze studniami odkąd pamiętam był problem...Ot co...
A że moje osobiste losy jakoś się tak z tymi studniami związały, to nie wypada nawet, żebym pominęła je milczeniem...
     "Stary dom" moich Dziadków stał na malowniczym pagórku otoczony pięknym lasem z trzech stron...Czwarta strona to była cywilizacja, czyli droga...No i Sąsiedzi...
Jedyni, jakich moich Dziadkowie przez lata mieli na stanie...
     Był więc malowniczy, drewniany dom kryty strzechą, był piękny sad pielęgnowany przez Bieszczadzkiego Dziadka, piękny ogród pielęgnowany przez Bieszczadzką Babcię, był piwnica, której widok zapierał mi dech w piersiach ( ta ziemianka przysypana kamieniami zawsze wywoływała u mnie instynkty zdobywcy), był nawet najpiękniejszy krzak jaśminu jaki w życiu widziałam...Nie było jedynie studni...
     Ci co w Bieszczadach bywali, wiedzą, iż woda na tych terenach jest problemem...Cieki podziemne są rzadkością, a jeśli już się na taki trafi to głębokość jest "zabójcza"...
     Dziadkowie korzystali więc ze studni leśnej...
     Problem owej studni polegał na tym, iż leżała trzysta metrów od domu, przy leśnej ścieżce, a nad nią rosły najpiękniejsze buki w okolicy...
     Każde wyjście "po wodę" to była ekspedycja prawie godzinna...Nie licząc trudu dźwigania...
Najpierw trzeba było oczyścić wodę z opadłych liści...
     Bieszczadzka Babcia targała tą wodę przez wiele lat, aż w końcu postawiła Dziadkowi ultimatum...
     Albo nowa studnia, albo umrze z pragnienia...
     To było chyba jedyne kategoryczne żądanie, jakie kiedykolwiek padło z usta Babci...
     Dziadek potraktował problem poważnie, bo już na drugi dzień po podwórku krążył "Różdżkarz"...
Dla mniej wtajemniczonych przybliżę ową postać...
     "Różdżkarze" to byli tacy czarodzieje, którzy "czuli" wodę przy pomocy różdżki...Widełek osikowych (podobno najlepiej "czuje" wodę osika)...
Ich usługi były płatne, a do najlepszych ustawiały się długie kolejki...
Najlepsi miewali stuprocentową ilość "trafień"...
     Różdżkarz ruszył na poszukiwania, a za nim caluśka prawie Rodzina, patrząca mu na ręce, to znaczy na różdżkę, z nadzieją...
"Czarodziej" szukał...
Ale albo Jego czary nie działały, albo się różdżka zepsuła, bo ani drgnęła...
     Po godzinie uwaga Zgromadzonych była już znacznie rozproszona...Po dwóch godzinach Różdżkarz oświadczył, że w promieniu dwustu metrów od domu wody nie posiadamy...
Orzesz...(ko)...
     Dziadkowi groziła śmierć "z wysuszenia"...
     Babcia ze "złym spojrzeniem" ruszyła z nosidłami do lasu...
Dziadek jak Dziadek, ale "gadzina" pić musi...
     Po kilku dniach oczekiwania pojawił się na podwórku inny "Czarodziej"...
Rozpoczęło się kolejne poszukiwanie...
I klękajcie Narody !!
     Ledwie Facet postawił kilka kroków, różdżka zaczęła "majtać" jak szalona...To już nie był zwykły ciek...To musiała być Niagara !!
A żeby szczęście babcine dopełnić, ów zdrój upragniony przechodził przez caluśkie podwórze...Tuż tuż obok domu...
     W Dziadku obudziła się nowa nadzieja, i odkładając wszelkie czynności  przystąpił do kopania...
Metr...Dwa...Pięć...Dziesięć...
Każda "łopata" przybliżała Go do szczęścia rodzinnego...
O każdym poranku Babcia biegła do studni zobaczyć, czy nie pokazał się czasem upragniony płyn...
A potem brała nosidła i ruszała do leśnej studni...
     Wakacje się skończyły...Pomocnikom dziadkowym skończyły się urlopy...A wody jak nie było, tak nie ma...
W głąb studni prowadziła już sporych rozmiarów drabina...
Dziadek był gotów kopać choćby do jądra Ziemi...
     Kolejne wakacje upłynęły wszystkim ponownie pod hasłem: studnia...
     I ponownie Babcia, każdy swój dzień rozpoczynała od "spacerów" do lasu z nosidłami...
Po dwóch latach...
     - Tato...A co się stało ze studnią ?? - zapytał mój Ojciec po przyjeździe...
Dziadek burknął coś, że musi "zadać koniowi" i zwiał do stajni...Babcia jakoś energiczniej przestawiała garnki na piecu...
     - Mamo ?? - dociekał Ojciec dalej...
     - Zasypana...- wymruczała Babcia...
     - Jak to zasypana ?? Tyle pracy !! - oburzenie Ojca było zrozumiałe, bo leczył odciski długo po urlopie...
     - Zasypana i już !! Nie będę z trupiej studni wody pić !! - kategorycznie obwieściła Babcia...
     W kuchni zapanowała cisza, bo zanosiło się na jakieś sensacyjne nowiny...
     - Jeszcze jesienią, Dziadek nie zasunął klapy po robocie i do studni wpadł kot...- zaczęła swoją opowieść Babcia...- nic z biedaka nie zostało...Teraz nie dość, że trzeba wodę nosić, to jeszcze myszy będę łapać w wolnej chwili...
     I chociaż moment był ku temu mało odpowiedni wszyscy wybuchnęli śmiechem...Babcia w roli łowcy myszy podobała się nam ogromnie...
     No cóż...Różdżkarz pewnie miał kiepski dzień, albo kaca, że mu się tak ta różdżka w rękach telepała...
     Dziadkowie postanowili jednak nie dawać za wygraną...
Nie ma wody wokół domu ??
Trzeba więc wybudować nowy dom...

14 komentarzy:

  1. Bardzo interesująca opowieść :) Fajnie się czyta, ale mieszkać tak to mordęga, dla mnie niewyobrażalna, bo całe życie mam wodę w kranie.
    Trzeba było dać wiarę pierwszemu różdżkarzowi ;) ten drugi to jakiś ściemniacz chyba był ;)
    Czekam na ciąg dalszy :)

    P.S. Doczytałam się kiedyś, że jakis mój przodek był studniarzem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli też miałaś "studnie Przodków"...;o)

      Usuń
    2. Tak, chociaż przodka sobie absolutnie nie kojarzę, gdyż aż tak daleko nie znam genealogii. Po nazwisku i miejscu zamieszkania tylko wiadomo, że do rodziny należał :)

      Usuń
    3. Nie ważne szczegóły, liczy się "Sztuka"...;o)

      Usuń
  2. Jak tu żyć bez wody ?
    Podziwiam Babcię...
    A Bieszczady są piękne mimo wszystko :-0

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Turystów to zawsze jakaś atrakcja była...;o)

      Usuń
  3. Już przeczuwam
    rozwiązanie
    i spokojnie
    czekam na nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjdzie w końcu taka chwilka,
      że ujawnię rzeczy kilka...;o)

      Usuń
    2. Niech się każdy
      o tym dowie,
      nie ma to jak
      na budowie.

      Usuń
  4. pozdrawiam, opowiadanie fajne, samo życie, biedny kot i babcia
    j

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Twoje bieszczadzkie opowieści...:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba kopać artezyjską. Brak wody to powazna sprawa. pamietam jeszczwe z dzieciństwa studnie z żurawiem. Fajnie skrzypiała. Już nie istnieje, rozebrali ją. Jest wodociąg. Wygoda, ale jakby mniej romantyzmu ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń