Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 12 czerwca 2013

O nicnierobieniu, czyli kuchenne rewolucje w planie urlopowym...

     - A jak wrócimy z urlopiku... - rozpoczął swoją myśl Pan N.
     - To nie będziemy robić żadnego remontu... - dokończyłam myśl, chociaż wiedziałam, że założenie Ślubnego było cokolwiek inne...
     - Jak to...?? - zapytał Pan N. ze zdziwieniem... - nic a nic...??
     - Nic...!! Jak wrócimy z urlopku to będę się delektować nicnierobieniem...- i owa myśl, tak piękna...Tak słodka...Rozlała się w mej duszyczce błogością...
Urlopowe nicnierobienie...
Echhh...
     - Może chociaż listwy w sypialce położymy...?? - próbował jeszcze Pan N.
     - Listwy możemy...- przyzwoliłam łaskawie... - listwy to nie remont...- stwierdziłam...
     - To może jeszcze wentylator w kuchni... - kontynuował targi Ślubny...
     - Wentylator też może być...Ty kujesz...Ty osadzasz...Ty murujesz...Takie remonty mi się podobają... - mruczałam i dalej delektowałam się wizją nicnierobienia...
     Myśl owa leniwa towarzyszyła mej duszy przez miesiąc...
     Trzy dni temu, kiedy wyciągałam pieczony karczek z piekarnika...
Rzzzzzyyytttt...
Coś zazgrzytało i drzwiczki pozostały mi w dłoniach...
Orzesz...(ko)...
Duszyczka załkała utraconymi złudzeniami...
     - Piecyk strzelił...- oznajmiłam Ślubnemu ledwie przekroczył próg...
     - Naprawiamy...?? - zapytał z nadzieją, że zaprzeczę...
     - Nie ma opcji...Trzeba kupić nowy... - i znowu ta moja biedna duszyczka załkała...
     - Ale... -Pan N. popatrzył na mnie ze zdziwieniem...
     - Wiem...Będzie remoncik po powrocie z urlopiku...Echhh... - moja kapitulacja okrutnie bolała...
No cóż...
Przedmioty martwe czasem podejmują za nas decyzje...
     Rok temu udało nam się ten biedny piecyk jakoś poskładać, ale ponowne rozbieranie go, ponowna demolka w kuchni i ponowne męki przy "składaniu"...To było zbyt dużo...Nowego przynajmniej rozbierać nie będę  musiała...
Chociaż taki stary piecyk to przecież kawał historii...
Dwadzieścia siedem lat smakołyków...
Dobrze służył...
Nawet jak drzwiczki "wylatały"...
     Jeszcze dziś pamiętam swój zachwyt, kiedy po raz pierwszy zaświeciłam światełko i monitorowałam pieczonego, pierwszego biszkopta...
     Jakież to było wspaniałe uczucie po piekarniku w "starym piecu" z dziurawym rusztem...
Taki piekarnikowy "nowy Świat"...
Echhh...
     Ale z nicnierobienia urlopowego nie rezygnuję !! Kuchenny remoncik, według założeń rozkładamy na raty...:o)

3 komentarze:

  1. eeee tam zróbcie raz dwa i nicnierobienie będzie faktem
    j

    OdpowiedzUsuń
  2. Gordyjko,
    czy Ty Kochana chcesz dom przestawić inaczej?
    j

    OdpowiedzUsuń