Tydzień temu nasza przyszła Synowa odbyła konsultacje u Proboszcza w swojej Parafii, jakież to dokumenty Młodzi mają przygotować, aby Celebra odbyć się mogła należycie...
Ze swoją wiedzą zadzwoniła do Pierworodnego, a ten wysłuchując Jej sprawozdania bladł Biedaczek coraz bardziej...
- Orzesz...(ko)... - rzucił rozłączywszy połączenie...
- Co się podziało ?? - wykazałam należyte, matczyne zainteresowanie...
- Mamo...dawaj namiary na te wszystkie urzędy i parafie, bo jak nic umrę starym kawalerem... - rzuciło nasze Dziecię i widać było, że ilość niezbędnej dokumentacji ogromnie go przytłoczyła...
- Nie pękaj...Dasz radę...- pocieszałam, chociaż przyznam szczerze, że niektóre dokumenty wydały mi się zbyteczne...
- Echhh...cały poniedziałek będę kursował...a chcieliśmy trochę w plener ruszyć... - jęczał Biedak, i żal mi się Ich zrobiło ogromnie, bo przemęczenie pracą widoczne było na Ich buziulkach, szczególnie na buziulce przyszłej Synowej...
- Raniutko po mszy "łapniesz" naszego Księdza i zaliczysz Akt Bierzmowania, potem pojedziesz do Urzędu i Akt urodzenia masz w kieszeni, z Urzędu zgarniesz Plebanka od "Barbary" i wydębisz pokwitowanie, żeś chrzczony...Pięć, sześć godzinek i masz komplecik...Świadectwo z religii jest w segregatorze... - próbowałam Go pocieszyć...
Żeby się Dziecię przez los pokrzywdzone nie czuło, w poniedziałek wstałam razem z Nim o świcie...
To się nazywa matczyne poświęcenie...
Pojechał...
Ledwie południe kuranty wybiły Pierworodny parkował "Dropsika" pod sklepem, ogromnie z siebie zadowolony, machając plikiem papierków...
- Mam komplet !! - wykrzykiwał od progu...
Ufff...
Fakt, że tradycji się stało za dość i jedno z zaświadczeń napisane było na jakimś "świstku"..."bo się akty właśnie skończyły"...ale co tam...jest podpis, jest pieczęć...jest dobrze...
- Ile Cię ta przyjemność skrobnęła ?? - zapytałam, bo lubię mieć przegląd sytuacyjny...
- Dwadzieścia dwa złote... - oświadczyło Dziecię z nieskrywaną satysfakcją...
- To za Akt urodzenia... - popisałam się znajomością tematu... - a reszta ??
- A reszta za "dziękuję"... - wyznał Syn...
- Nie chcieli kasy ?? - nie mogłam uwierzyć...
- Może i chcieli, ale skoro cennik wywieszony nie był, a ja nie zapytałem ile się należy, to mi przecież nie wyjadą z "co łaska"... - wyjaśnił Pierworodny...
Logika godna matematyka...
- Ja tam wyrywny do płacenia nie jestem...- rzucił, chłepcząc wodę mineralną - po Rodzicach tak mam...
A to mi Bestia przyłożył...
Ale w sumie nie zgodzić się z Nim trudno...
Nie ma cennika, nie ma zapłaty...
Jak mawiał mój Bieszczadzki Dziadek: "łaska (łasica) to takie zwierzę"...
Przejrzałam dokumenty i przyznam szczerze, że celowość przynajmniej jednego z nich mnie zastanowiła...
Na Akcie chrztu bowiem widniała adnotacja dotycząca Sakramentu Bierzmowania z dokładnym określeniem Parafii, daty i kto Sakramentu udzielał...
To po kiego czorta ten Akt bierzmowania ??
Może Proboszcz z Parafii Synowej z łaciną nieobyty ??
A niech Im...
Ważne, że dokumentacja skompletowana, Młody zadowolony i w ten plener uda Im się wymknąć na kilka dni...
Odhaczona następna pozycja na liście "wesele"...
No i super chcieć to móc, pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńprzyszłą teściową...
j
Grunt to dobry plan Jadwiniu...;o)
UsuńObrotny Chłopak...po rodzicach oczywiście:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Na "obroty" to On jest za długi ździebełko...;o)
UsuńJezu, trochę to przerażające jest... Mój na razie szczęśliwie nigdzie się nie wybiera, bo przy jego stopniu zorganizowania chyba sami musielibyśmy wszystkie papiery zgromadzić, a nie jestem pewna, czy ojciec nie musiałby za niego "Tak" powiedzieć... On jest ponadto... Skaranie Boskie!
UsuńNie pękaj Helenko...jak Go przyciśnie to "ino błyśnie"...;o)
Usuńach te formalności, syn miał szczęście, że w jeden dzień załatwił wszystko :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda Merlin...równie dobrze mógł potrzebować trzech dni...;o)
Usuń