Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 5 listopada 2021

Znachor kontra Szeptucha...

     To nie będzie wpis literacko - filmowy, bo większych wzruszeń doznaję oglądając "Parszywą Dwunastkę", czy "Armagedon", chociaż nie powiem, na "Znachora" czasem okiem rzucę...Nie dla fabuły, czy ślicznej twarzyczki Pani Ani..."Znachora" oglądam z szacunku dla Pani Dymnej, bo u Niej, za śliczną buzią, poszło Piękne Serce i Dobra Dusza, a im też się kilka groszy z tantiem przydadzą...;o)

Skoro nie o literaturze i kinematografii, to o czym ??

Zacznijmy od początku (to dobry kierunek)...;o)

     - Coś Ci pokażę...- obwieścił pewnego dnia Pan N. i włączył filmik na YT...

     Facet w bardziej niż średnim wieku, produkuje się przed kamerką i podaje przepis na syrop z szyszek...

No cóż...Każdemu wolno...

Patrzę...Słucham...I ciśnienie idzie mi w górę, jak po kawie-szatanie...

     "Uzdrawiacz" nazbierał starych, sosnowych szyszek...Powciskał je do słoika...Zalał miodem...(A że język miał kwiecisty to trochę zeszło)...I zalecił spożywać...

Wśród tej "kwiecistości" uzyskałam "wiedzę", że świerkowe szyszki nadają się równie dobrze (analfabetyzmu w Kraju nie ma, więc każdy "kumaty" doczytać może, że na 3 jednostki żywiczne w sośnie przypada 1 świerkowa - ale mowa o świeżych szyszkach, żywicznych, a nie nasiennych) i że syrop ów spożywać mogą Dzieci...Kopara mi opadła...

     Pomijam fakt, że przyjmowanie jakichkolwiek dóbr natury musi być prowadzone w sposób racjonalny i przemyślany, a normy dokładnie wyważone, ale ładowanie w mózgi informacji, że można dzieciakom podawać taką miksturę normalnie mną wstrząsnęło...

     Pan nawet się nie zająknął, że miodu pszczelego dzieciom do 6-te roku życia nie powinno podawać się wcale, a później bardzo rozsądnie (!!), zasada dotyczy wszystkich pszczelich produktów...Chociaż Pszczelarze mogą mieć na ten temat inne zdanie...;o)

     Moje zaufanie do pszczół jest "wielkie", jak do kierowców na skrzyżowaniu równorzędnym...

     Pszczoła lata i zbiera, co jej instynkt podpowie...Ona to robi dla roju, nie dla człowieka...Człowiek jest w tym przypadku "pasożytem", który jej ten miód podbiera...;o)

     Skoro nawet Pszczelarz nie jest w stanie określić, ile w miodzie jest zawartości dzikich rumianków (błogosławione ziółko), pyłków rokitnika (złoto Syberii), lawendy (której nie powinny dzieci spożywać), czy nawłoci (która nawet pszczołom nie służy), to jak taką miksturę zalecać niedojrzałym organizmom ??

     Wróćmy jednak do "surowca podstawowego", czyli szyszek sosnowych...

     Syrop sosnowy powstaje na bazie sosnowej żywicy (lub świerkowej), zwolenników łagodzącego kaszel preparatu są miliony...Widać ich szczególnie na przełomie maja i czerwca, kiedy maszerują zgodnie po sosnowych lasach z głowami zadartymi do góry...Szukają dorodnych "czubów" sosnowych, lub (kilka tygodni później) zielonych szyszeczek...Po takiej eskapadzie wraca się do domu umorusanym żywicą i pachnącym sosną...Dodam, że zbierać trzeba w lasach czystych, z daleka od fabrycznych kominów i zakładów przetwórczych (jakichkolwiek), pasy przydrożne odpadają absolutnie...

Ale o produkcji domowych syropów są już gigabajty zajęte, więc się powtarzać nie będę...

     Ile jest żywicy w szyszce nasiennej ?? Takiej, która już swoje "powisiała" i zamierza się właśnie otworzyć i rozsiać ??

Wspomnę pewien fakt...

     Nasz Inspektor Kontroli Jakości, czyli Księciunio, złapał infekcję...Pierworodny odmierzył łyżeczkę "babcinego syropku" i zaaplikował Młodemu...

     - To nie jest "babciny syropek" !! - wrzasnął Inspektor, krzywiąc się niemiłosiernie...

Tata oszust ??

Bynajmniej...

     Wiosna 2020 roku była sucha, deszcze padały skąpo, słońce grzało jak oczadziałe, czuby sosnowe pojawiły się spóźnione i mikre, szyszki były maleńkie i suche...Pierwszy raz w życiu, wróciłam z lasu z czystymi rękami, a dom nie pachniał sosnowo...Nie pomogło nawet to, że cierpliwie poczekałam na opady skąpego deszczu...Ziemia była sucha, rośliny walczyły o przeżycie...

Syrop wyszedł z "drewnianym" posmakiem...

Miał oczywiście swoje właściwości (w znacznym stopniu), ale smakowo odbiegał od "normy"...Był "drewniany" i kropka...

I chociaż "podmieniam" roczniki dopiero w grudniu, żeby się odstały odpowiedni czas, tym razem rocznik syropów 2021 pojechał do "misiowego domku" już we wrześniu...;o) W tym roku przyrodzie wody nie brakowało...;o)

Ale wracając do tematu...

     Są rzeczy, których młodym organizmom podawać nie wolno...Zioła też są takimi produktami...

     Jak rumianek i koper włoski można rozgrzeszyć absolutnie (zachowując proporcje), tak nawet miód z podbiału, czy syrop z kwiatów czarnego bzu można aplikować dopiero w wieku poniemowlęcym...I to jedynie jeśli dziecko nie przyjmuje farmakologii o podobnym działaniu...Rozmowa z lekarzem będzie dobrą wskazówką...

     Dlaczego pan Znachor nie zachował umiaru dzieląc się swoją wiedzą ??

Nie mnie tego dochodzić...

Ja mogę tylko apelować o zachowanie "proporcji" i rozsądku...

     Zioła są jak "chemia" Matki Natury, i jak przy stosowaniu "chemii" nie wystarczy przeczytać ulotkę "zachowania norm produkcji", trzeba jeszcze rozważyć "zachowanie norm przyswajania"...I takiej rozwagi Wam życzę...;o)

20 komentarzy:

  1. Kobieto, skąd Ty to wszystko wiesz? ja o tym pojęcia zielonego nie mam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czterdziestu lat słucham, czytam, obserwuję, porównuję i eksperymentuję (głównie na sobie)...;o)

      Usuń
  2. No tak, znachor bardzo negatywnie, a znachorka?... Znam jedną, to znaczy słyszałam i wiem, jak działa, znam ludzi... Jest w porządku, zna się na rzeczy. Nie słyszałam o syropie z szyszek, raczej z młodych pędów sosny, kiedy zaczynają kwitnąć i z tych pędów, gdy się tylko zazielenią, owszem tak, robię tez z nich nalewkę sosnową, pychota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I rozwiązałaś tajemnicę: "zna się na rzeczy"...;o) Ostatnio czytałam na jednym z portali artykuł o ziołach, to co autor wypisywał (skopiował ??) wołało o pomstę do nieba...Ja przepis na szyszkowy syrop mam od Bieszczadzkiego Dziadka, kilka pokoleń już korzystało...A kilka lat temu pokusiliśmy się na wino z szyszek...Też pychota...;o)

      Usuń
  3. Też nie słyszałam o syropie z szyszek, siostra mego oćca robiła z młodych pędów.
    To nie znachorzy ani szeptuchy byli moimi przewodnikami po ziołolecznictwie ale doc.dr hab farm. Aleksander Ożarowski i dr n. farm. Wacław Jaroniewski w 1987 roku kupiłam ich książkę Rośliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie, no i sobie z tej książki korzystam :)
    Nie zbieram jednak ziół samodzielnie, tylko piołun kiedyś. już dawno, z mamą zbierałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest prawidłowe podejście...;o)Mnie "wciągnął" Receptariusz Herbapolu, wydany rok przed moim urodzeniem, który otrzymałam w prezencie od pewnego Lekarza...A potem się okazało, że moi Dziadkowie korzystali z ziół i wiedzę o nich mieli ogromną (chociaż wykształceni nie byli)...I tak to sklejam przez całe życie...;o)

      Usuń
  4. Na zbieraniu ziół się nie znam. Słyszałam bardzo dawno temu(dlatego nie pamiętam od kogo), że leczniczo stosuje się tylko szyszki zielone. Sama jednak do lasu nie chodzę, więc syropy w aptece kupuję. Całej rodzince zdrowia życzę, aby z babcinego syropu młodzież, a z nalewki dorośli, korzystać nie musieli. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego się będziemy trzymać !! Czego i Tobie życzymy...;o)

      Usuń
  5. A sama obecność różnych szyszek w domu nie wystarczy? Bo mam najrózniejsze od najmniejszej - tej z kosodrzewiny - po największą - tę z pinii!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wrażenie, że ostatnio nastąpił wysyp znachorów, którzy zupełnie nie znają się na ziołach i innych środkach leczniczych. Zaś ludzie im wierzą bardziej niż lekarzom. A efekty tego są jakie są. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda...:o) I będzie jeszcze gorzej, bo zaufanie do lekarzy i służby zdrowia galopuje w przepaść...;o)

      Usuń
  7. Coś pewnie ten pan wie, że dzwonią, ale gdzie - tego już nie wie nikt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z nas "coś wie", ale czasy dziwne, każdy się tą wiedzą chce dzielić...;o)

      Usuń
  8. Gordyjeczko zapraszam do siebie, bo piszę o pieseczkach :-))

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzień dobry! Rozszerzam swe blogowe czytanie i trafiłam tutaj - dlaczego tak późno? Nie rozumiem samej siebie.
    Dlaczego "nawłoć nawet pszczołom nie służy"?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele ścieżek mamy, nie na wszystkie trafiamy...;o)

      Nawłoć to bardzo silne zioło ("zielarska bomba")i trzeba zachować ostrożność w jej przyjmowaniu...Dla pszczół jest niebezpieczna, bo ponoć, zakłóca im cykl przygotowań zimowych i skraca życie (piszę "ponoć", bo pszczół nie mam i wiedzę na ten temat czerpałam z wydawnictw)...Tyle, że miód nawłociowy jest teraz hitem, więc albo kasa, albo pszczoły...;o)

      Usuń
    2. Jako konsument nieświadomy, powiem, że miód z nawłoci smaczny jest.

      Usuń
    3. I dla człeka zdrowy (byle z rozwagą), więc tej wersji się trzymajmy...;o)

      Usuń