Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

O łzach pachnących jaśminem...


     „W piwnicznej izbie zmrok wczesny pada,
     Wilgotny a ponury;
     Mętnymi szyby drobne okienko
     Na brudne patrzy mury.”

     Dokładnie właśnie tak wyglądało lokum, w którym spędziłam swoje dzieciństwo…
Dwadzieścia metrów kwadratowych…Jedna izba, która w zależności od potrzeb i wyobraźni była kuchnią, łazienką, sypialnią i salonem…
Co prawda nie była to suterena przerobiona na mieszkanie, a zwykły parter, ale maleńkie okienko było raczej symbolem kontaktu ze światem…
W kącie królował stary, kaflowy piec…Źródło utrapień Mamciaśki, a mój ogromny przyjaciel (uwielbiałam przytulać się do niego…Miał pięknie wypalane, gładziutkie kafle)…
Mimo, iż piec dokładał wielu starań, wilgoć spływała po ścianach strużkami wody…
Zimą te zamarznięte stróżki były jak zaczarowane znaki odbijające się w blasku światła z paleniska…Ni to haft, ni to hieroglify...
To właśnie tam urodziła się moja wyobraźnia…
Wyobraźnia karmiona właśnie wierszem Pani Konopnickiej…
     Nie pamiętam kiedy Ojciec po raz pierwszy przeczytał mi go przed snem, nawet nie pamiętam czy go czytał czy deklamował z pamięci…
Nie wyobrażacie sobie nawet jak płakałam…
Słuchałam z zapartym tchem…Łzy kapały na poduszkę…Westchnienia tłumiła nasunięta wysoko kołdra…

     „W piwnicznej izbie ciężkie westchnienie
     Z ciemnego słychać kąta...
     Ucichło dziecię na swym barłogu,
     Matka się we łzach krząta.”

     Tata deklamował…Ja ryczałam…A Mama krzyczała na Ojca…”Że się znęca”…”Że przez niego dziecko płacze”…”Że mi rozum wypaczy”…
     Mama podsuwała dziesiątki innych wierszyków, bardziej, Jej zdaniem przydatnych i odpowiednich dla dziecięcia w moim wieku, a ja co wieczór…kiedy tylko Tata był w domu, żebrałam…
     - Tato…w piwnicznej izbie…
I ryczałam…ryczałam…ryczałam…by po wersie:

     „Któż dziecku temu da trochę słońca,
     Pokaże lasy, pola?”…włączyć swoją wyobraźnię…

     Głęboko wsunięta w kołderkę przenosiłam się tam, gdzie Świat był promieniami słonecznymi rozjarzony i gdzie pachniało jaśminem…
Konopnicka i jaśmin…
I ten blask z kaflowego pieca…
To są właśnie smaki mojego dzieciństwa…
     Nie twierdzę bynajmniej, że od wczesnego dzieciństwa byłam znawczynią botaniki i na wyrywki deklamowałam nazwy roślin w języku polskim i po łacinie…
To, że ów wybujały krzew mojego dzieciństwa jest jaśminem dowiedziałam się dopiero później…
Ale znałam zapach i to właśnie on towarzyszył mi w moich wędrówkowych marzeniach…
Najpierw kiedy chlipałam w poduszkę przez Panią Konopnicką…Później kiedy uciekałam od rzeczywistości, żeby odrobinę odpocząć…
     Z czasem poezja się zmieniła…
     Był szeptany Mickiewicz…Był Norwid…Był Asnyk…Była Pawlikowska-Jasnorzewska…
Było wielu innych, którzy nawet nie przypuszczali, że ich strofy będą szeptane w zmoczoną łzami kołdrę…
Ale zapach był zawsze ten sam…Lekko odurzający, słodkawy…
     Z czasem Rodzice dostali nowe mieszkanie…Okno mojego pokoju było piękne i duże…Widok przez nie zapierał dech w piersiach…Szczególnie o wschodzie Słońca…Z nowiutkich ścian nie spływała wilgoć…Zamiast kaflowego pieca z wygładzonymi kaflami ciepło dawały żeberka kaloryfera…Trudno się było do nich przytulać…Nocą nie tańczyły już magiczne cienie na suficie…
Mojej wyobraźni to jednak nie przeszkadzało…
Jaśminowi też nie…


7 komentarzy:

  1. Dzieci mają świetną wyobraźnię ,
    a bajki z dzieciństwa pamięta się do końca życia :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. I wspomina się z rozrzewnieniem...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaa dzieciństwo i pokój jeden jedyny u nas miał 11 metrów, i był wszystkim brrrr i tak mieszkaliśmy w nim 9 lat, a później już było troszkę lepiej bo był pokój i kuchnia razem 28 metrów, ojcu dali trzy pokoje z kuchnia i ogrodem 900 metrów ale odmówił bo inna rodzina miała gorzej no i tak się chowaliśmy z biedy ciut lepiej, ale ja zawsze żyłam światem a nie tym co w domu, i tak pozostało a Konopnicka? szczerze to nie lubiłam, bo ja zawsze byłam taka mocno osadzona na ziemi, do dzisiaj tak jest i pewnie to nie jest dobrze, ale też polonistki miętosząc wiersze i ciągle pytając co autor miał na myśli wybiły mi z głowy poezję na zawsze, teraz już wiesz jaka jestem okaleczona
    pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pękaj Jadwiniu, moje Polonistki też lekko nie miały, bo zawsze widziałam w poezji całkiem coś innego niż One...;o)

      Usuń
  4. Jaśmin, orzech i bez to drzewa/krzewy mojego pierwszego podwórka...

    OdpowiedzUsuń
  5. jantoni341.bloog.pl4 kwietnia 2013 12:56

    Od początku zainteresowania się roślinnością,
    zawsze pamiętam delikatne listki akacji
    i jej ostre kolce, które wbijały się lub drapały,
    kiedy zrywaliśmy (i zjadaliśmy) jej słodkie kwiaty.
    LAW

    OdpowiedzUsuń