Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 4 stycznia 2013

Takie sobie noworoczne przemyślenia...

     Emocje lekko stygną...Myśli powoli się porządkują...I nie ma co...Czas na wnioski...
     To, że jesteśmy ulubieńcami Opatrzności to fakt, ale że Przygoda ukochała nas bardzo, ukryć się nie da...
     Wspominki noworocznej podróży spowodowały, że zaczęliśmy przypominać sobie wszystkie "niewyjaśnione" okoliczności...
Wydarzenia, które przytrafiają się codziennie, ale tylko w naszym przypadku kończą się spektakularnie...
     Było więc i spotkanie z "wężem" na górskim stoku osnutym wieczornymi mgłami, i przeskakiwanie przez przepaść w wydaniu naszych małoletnich wówczas Dzieciaków, i rzucanie Dzieciakami nad urwiskiem, i...Hmmm...Sporo mamy na sumieniu...
     - Może dlatego nasze Dzieciaki jakoś sobie dają radę w tym zwariowanym życiu... - rzucił Pan N.
     - Hahahaha... - roześmiałam się w głos... - masz rację, co może Je zaskoczyć przy takich Rodzicach ?? - odpowiedziałam...
     - Trzeba pomyśleć o jakimś spektakularnym uświetnieniu tegorocznego Sylwka... - "zły" już chichotał na moim ramieniu...
     - Jakieś sugestie ?? - dociekał Pan N.
     - Połów dorszy !! Na Bałtyku w grudniu możemy trafić nawet dziesięciostopniowy sztorm... - rzuciłam propozycję... - dla utrudnienia możemy wynająć najmniejszy kuter, taką łupinkę... - precyzowałam...
     Śmiech Pana N. odbił się echem w naszym "fokarium" (znaczy się, w sypialni)...
     - To ma szanse przebić Sylwka na Kubalonce... - poświadczył Ślubny...
     - Ale szlaban na opiekę nad potencjalnymi Wnukami szykuje się nam dożywotnio... - dodałam smutno...
     - Może Młodym przejdzie... - pocieszał mnie Pan N.
     - W życiu !! Zostawiłbyś nasze Dzieci takim wariatom ?? - zapytałam...
     - Nie ma mowy... - poświadczył Pan N.
     - A widzisz...- dodałam...
     Kiedy o naszych planach opowiedziałam Dagusi, ten Wulkan nieziemskich pomysłów (jak to swój do swego ciągnie), zgłosił tylko jedną poprawkę...
Na ów dorszowy połów mamy ruszyć kajakiem...
Kuter wydawał się jej rozwiązaniem mało ekstremalnym...Nawet kuter nikłych rozmiarów...
Przy okazji zarezerwowała sobie jedną rybkę...
     - Rzadko mi się trafia okazja zjeść świeżutką rybkę, to tej nie mam zamiaru zmarnować...- argumentowała... - a jak się sprężycie to nawet tym kajakiem możecie do mnie dopłynąć...
Echhh... 
     Nie miałam pojęcia, że z Dagusi takie "interesowne" Stworzenie, ale Jej wiara w nasze możliwości dodała mi otuchy...
     Jedno jest pewne...
     W ramach noworocznej pokuty siedzimy w domu przynajmniej do soboty...

     Chwała Opatrzności, że dzisiaj już piąteczek...;o)

10 komentarzy:

  1. jantoni341.bloog.pl4 stycznia 2013 19:42

    Można puścić... dłonie,
    już piąteczku koniec,
    jeszcze nie zupełny,
    ale czas podzielmy.
    Jeszcze godzin cztery
    i koniec kariery
    pokutowej męki.
    Kto przeczytał dzięki!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No no aby nie za dużo tych przemysleń, sama łowiłam dorsze w naszym morzu 10 mil od brzegu od Darłowa na kutrze a ponieważ mój zaprzyjaźnił się (znaczy pili z kapitanem) złowione przeze mnie dorsze były od razu patroszone, a sama złowiłam chyba 20 sztuk a moze i dwadzieścia jeden, mieliśmy kilka pysznych posiłków, pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba jednak troszkę za mało ekstremalny (jak na Was) pomysł z tym kutrem:) No cóż masz prawie cały rok żeby wymyślić coś w sam raz:)))
    Pozdrawiam:)
    Ps. A dzieciaki i wnuki uwielbiają pozytywnie zakręconych rodziców i dziadków:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja wiara w naszą inwencję jest ogromna...;o)

      Usuń
  4. Weź pod uwagę jeszcze skoki z wysokości, tylko w takim batmańskim kombinezonie. Szukam chętnych aby doczepić się do stopy, która i tak spada.

    OdpowiedzUsuń