Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

niedziela, 31 stycznia 2016

Spotkanie...

     Tak się składa, że spora gromada moich Czytaczy, to mieszkańcy Stolicy...Z niektórymi znam się wirtualnie już prawie dziesięć lat...
Ależ ten czas leci...
     Niektórych poznałam na zwariowanym, rymowanym czacie, niektórych na "Liepiuchach", niektórych w czasach "wp-owskiej" Gordyjki...Nawet "blogspotowi" w grudniu walnęło już cztery latka...
     I przez te wszystkie lata kombinowaliśmy i kombinujemy, jak naszą wirtualną znajomość przekuć w coś bardziej realnego...Niektórym się to nawet indywidualnie udaje...
     Kiedy więc Pan N. rzucił pomysłem, zaraz mi zaświtało w głowie...
Może tym razem się uda ??

     Co Wy na to, żebyśmy mogli się realnie uściskać i zobaczyć w realu swoje nadobne buźki ??

     Proponuję spotkanie w Warszawie, 28 lutego (niedziela), w godzinach popołudniowych...

     Przemyśleć, przeanalizować, zostawić wpis w komentarzach, szczegóły dogramy mailowo...

Czekam na decyzje...;o)

piątek, 29 stycznia 2016

Szukam pracy...

     Nie, żeby mi się znudziła rola Domowej Kury Grzebiącej, bo genetycznie nie mogę się doczekać prac ziemnych na naszym Wrzosowisku, ale czasem wpadają mi w oko takie perełki "etatowe", że aż mnie z krzesełka podnosi...
     Kilka miesięcy temu znalazłam anons, że jedna z fabryk czekolady szuka testerów...Aż się pośliniłam na samą myśl delicji, jakimi mogłabym opychać się bez ograniczeń...
Mniammm...
     Cudny etat dla łakomczucha...
Jeść...Pałaszować...Degustować...
I jeszcze kasiorkę za to dostawać ??
Ale wtedy przyszło z nagła ostudzenie zapędów...
     No dobra...Czekolada czekoladzie nie równa...A jak mi każą degustować gorzką czekoladę ?? L4 wtedy wezmę, czy zgłoszę mobbing związkom zawodowym ??
Gorzka czekolada jest bleeee...
     Po analizie plusów i minusów, doszłam do wniosku, że na takie poświęcenie się nie zdecyduję...
     Pan N. odetchnął z ulgą, a ja w ramach rekompensaty "wcięłam" tabliczkę "mlecznej z orzechami"...Taką mogę degustować bez wstrętu...
I jakoś te moje zawodowe zapędy ostygły...
     Z krzesełka wyrwało mnie znowu kilka dni temu...
Ło Matko i Córko !!
Toż to ogłoszenie dla mnie !!
     Jedna z farm poszukuje pracownika, który w zakresie obowiązków będzie miał jedynie PRZYTULANIE MAŁYCH KÓZEK !!
     Biorę !!
Małe jest piękne...
     Już się widziałam otoczoną rozbrykanym stadkiem i tulącą do chudej piersi spragnione czułości kózki...
     Przy takim obrazie to nawet czekolada wymięka...
Moim planem podzieliłam się z Dagusią...
     - Też chcę !! - odrzekła mi niespodziewanie...
     - Co chcesz ?? Moje kózki ?? - zapytałam z niedowierzanie...
     - Chcę !! Będę sobie siedzieć i tulić...-argumentacja Dagusi-Kanapowca...
     - To moje kózki !! Wygryźć mnie chcesz z etatu !! - walczyłam o moje prawa pracownicze...
     - Nie bądź taka...- odwołała się Dagusia do naszej przyjaźni...
     - Etat masz !! - buntowałam się zajadle...
     - Ale w weekendy mam wolne !! Kózek chcę weekendowo...- Dagusia rozpoczęła tworzenie harmonogramu pracy...- Ty w tygodniu, ja w weekendy...Nie dasz rady obrabiać stada przez cały tydzień...- argumentowała...
     Zaczęłam analizować...
Fakt...Nie wydolę...
     - I ja mam więcej powierzchni do przytulania...- walnęła we mnie Dagusia rozmiarem...
Orzesz...(ko)
Krew półgóralska we mnie zawrzała...
     I pewnie bym o te kózki do ostatniej kropli krwi walczyła, gdyby nie fakt, że one biedaczki aż w Stanach tą samotność i brak czułości odczuwają...
     Wirtualnie nie ogarnę...Dagusia też nie...
     Ale przynajmniej się dowiedziałam co może Dagusię z kanapy ruszyć !!
     Poważnie rozważam zakup kózki na Wrzosowisko...;o) 

środa, 27 stycznia 2016

Obyś cudze dzieci uczył...

     Opowiadałam Wam kiedyś, że w czasie kiedy rozpoczynałam edukację w pierwszej klasie podstawówki, byłam dziecięciem bardzo mizernej postury...Tak mizernej, że do klasowego zdjęcia posadzono mnie na trzech tomach Encyklopedii, żeby mi głowa znad stolika wystawała...
Mój tornister, ważący prawie tyle co ja, z pełnym poświęceniem taszczył mi do szkoły Dziadzio Stefan...
     Nie wiem jakim cudem, i z jakiego powodu, takie właśnie chucherko zostało wyznaczone przez Wychowawczynię na opiekunkę Dziewczynki z porażeniem dziecięcym...
Ale to fakt...Zostałam opiekunką...
     Nie było wówczas klas integracyjnych, takie pojęcie w przyrodzie wcale nie występowało, a Nauczyciel nie był zobowiązany do pomocy takiemu dzieciakowi...
     Matka owej Dziewczynki utrzymywała, że jej Dziecko nie ma żadnych "opóźnień" i świetnie sobie poradzi w grupie rówieśników...
     Podobno pobożne życzenia czasem się spełniają...
     Dziewczynka miała problemy ruchowe, poruszała się o kulach przesuwając stopy po kilka centymetrów, miała problemy z utrzymaniem ołówka w dłoni, Jej głowa czasem bezwiednie opadała powodując u mnie totalną panikę...Miała problem z korzystaniem z toalety, miała problem z siedzeniem przez czterdzieści pięć minut w ławce...Wysławiała się z trudem i niewyraźnie...Po dwóch miesiącach naszej wspólnej "edukacji" zaczęłam występować w roli "tłumacza"...
Przez rok ciągałam po szkolnych korytarzach dwa tornistry, swój i Jej, i dreptałam cierpliwie czekając aż dobrniemy do szatni...
     Czy Wychowawczyni tego nie widziała ?? Widziała...
Widziała, zgłaszała do Dyrekcji i tyle właściwie mogła...
     Czy Dyrekcja tego nie widziała ?? Widziała...
Widziała, zgłaszała do Inspektoratu i wzywała Matkę do szkoły...
     Matka oświadczała, że Jej Dziecko jest normalne i zamykała temat...
     Ja, mając siedem lat nawet nie wiedziałam, że coś w tym układzie jest nie tak...
     W drugiej klasie, Dyrektor zdecydował, że otrzymamy salę na pierwszym piętrze...
Dzień rozpoczynałam od mozolnego wdrapywania się na schody...
     Wiecie ile czasu potrzebuje Dziecko z polio, żeby wejść na trzydzieści sześć schodów ??
Godzinę...
Potem opiera się o ścianę i potrzebuje kwadransa, żeby złapać oddech i dojść do siebie...
Codziennie spóźniałyśmy się na lekcję...
Codziennie w dzienniczku owej Dziewczyny lądowała uwaga o spóźnieniu...
W moim nie...
     Po miesiącu, Dyrekcja postawiła owej Pani ultimatum...
Albo zaopiekuje się Córką umożliwiając normalne funkcjonowanie szkoły, albo Córka zostanie przeniesiona do szkoły specjalnej...
Pani zaopiekować się nie chciała...
Dziewczyna skończyła szkołę specjalną bez problemu...
Mnie została trauma na całe życie...
     Dlaczego o tym piszę ??
     Wczoraj rozmawiałam z Dagusią i dowiedziałam się, jak w rzeczywistości wygląda Jej praca...I szczerze mówiąc byłam przerażona...A właściwie jestem przerażona na dzisiaj...
     Dagusia jest Wychowawczynią klasy integracyjnej...
     Włos mi się zjeżył, kiedy dowiedziałam się, czego wymagają Rodzice od Nauczycieli...
     Nauczyciel ma zmieniać Dziecku pieluchy, ma Je cewnikować, te z problemami ruchowymi ma przenieść do łazienki, ma też wychowywać, a wolnej chwili nauczać...
Nigdy nie słyszałam od Niej słowa skargi...
Tym razem jednak, stanęła przed ścianą...
     Dostała Chłopca z ADHD, autyzmem i agresją...Dzieciak nie zna innego słownictwa poza : k**wa, c**j, s*****alaj...Swoją agresję wyładowuje na Uczniach i Nauczycielach, a Ojciec chłopca twierdzi, że "nie mógł spłodzić głupiego dziecka"...
Kogo leczyć ??
     Dzieciak prawdopodobnie przeżył już w swoim życiu taki horror, że dorosłym się nawet takie "kino" nie śniło...Mieszka kilka dni z matką i jej konkubentem, a kilka dni z ojcem i jego konkubiną...Słownictwa sobie nie wymyślił, bo wulgaryzmów z mlekiem matki się nie przyswaja...
     A teraz szkoła ma być antidotum na wszystko ?? Nauczyciel ma wyprostować to, co z taką fantazją wykształcili rodzice ?? Nauczyciel ma z uśmiechem przyjmować "spie***laj k**wo je**na", bo przecież Mu za to płacą ??
     Co w takim razie z resztą Dzieciaków, które uczestniczą w tych spektaklach, bo edukacją nazwać to trudno...
     Do klasy chodzą dzieci zdrowe, które w trybie eksternistycznym przyswajają nowinki językowe i pewnie chwalą się Rodzicom z nabytej wiedzy...Tutaj tłumaczenie Nauczyciela, że jest to brzydkie, nie rozwiąże problemu...To sześcio, siedmiolatki, one chłoną taką wiedzę w ilościach nieograniczonych...
     Do klasy chodzą też dzieci chore, z różnymi przypadłościami, które dzięki dwumiesięcznej pracy zrobiły ponoć niebywałe postępy...Ale to już historia...
Tym dzieciakom stała się krzywda uwstecznienia...
     Zawiadomiona o wszystkim Dyrekcja, nie dała wiary...
     Jak to ?? Dagusia, Nauczyciel i Wychowawca z tak długim stażem nie może sobie poradzić z jednym dzieckiem ??
Wygodnictwo i histeria...
Dokąd zachowanie chłopca nie zostało nagrane i przedstawione jako dowód...
     Dagusia szuka rozwiązania...Dla siebie, dla swojej klasy, i dla tego chłopca...
Tyle, że...Kończy się półrocze i Dagusia musi zrobić zebranie z Rodzicami...
Co usłyszy ??
     Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać, bo pewne głosy już do Niej docierały...
     Przecież to Ona ponosi odpowiedzialność za nauczanie i wychowanie w szkole...
Ona bierze za to pieniądze !!
Na dodatek, ponoć ogromne pieniądze...
A do tego ma ferie i wakacje, i pracuje tylko kilka godzin dziennie...
     "Obyś cudze dzieci uczył"...
     Dzięki Ci Losie, że mnie to ominęło... 

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Zepsuliśmy Demokrację...

     Polityczne bajdurzenie opętało mnie na dobre, ale wybaczcie...Tyle się dzieje, że trudno pominąć pewne tematy milczeniem...
     Prawie tydzień temu zepsuliśmy demokrację...
Że nasza demokracja już dawno została zepsuta ??
To akurat fakt niezbity...
     Z naszej demokracji pozostały nam tylko te "krzyżyki", które stawiamy co kilka lat...Chociaż i one nie wnoszą nic dobrego, poza wyborem między "dżumą" i "cholerą"...
     Oglądałam ten proces "psucia" od samego początku i nikt mi dzisiaj nie wmówi, że kiedykolwiek mieliśmy wolne Media, albo że nasze sądownictwo było niezawisłe...
Kto był "przy korycie", ten "kręcił własne lody"...
Ot co...
Jednym udawało się przykryć te swoje zapędy woalką demokracji, inni nawet na tyle się nie silili...A może tak bardzo wierzyli w swoje przesłanie ??
W każdym razie demokracji to ja w tym nie widziałam...
     Rządy Ludu ??
Jaja jak berety...
     Ale nie o naszych grzechach dzisiaj być miało...A właściwie...Poniekąd o naszych...
     Prawie tydzień temu zepsuliśmy demokrację europejską...
     Pani Premier, wezwana "na dywanik" ośmieliła się wytknąć Europie, że z demokracją to się już dawno rozminęła, a my po prostu, asymilujemy te demokratyczne standardy...
     Oceniać debaty nie mam zamiaru, bo Ci co mają przechył "na lewo" słyszeli swoje, a tych z "prawoskrętem" też nic nie przekona...
Ale słowa zostały rzucone...
To jak z tym ziarnem, które powoli kiełkuje...
     Europa usłyszała, że można myśleć inaczej niż Pani Merkel, a nawet, że można to głośno powiedzieć, i się trupem nie pada...
     Żeby było śmieszniej, tę debatę transmitowano w niemieckich Mediach (wyjątkowo), bo miał to być pogrom odrębnej polityki...
     I nagle się okazało, że "multikulti" już dawno przestało się podobać, przynajmniej w Społeczeństwie...
     Jak wielka była wolność Mediów w Europie, skoro całe Narody uwierzyły, że mniejszości seksualne mogą decydować o całej reszcie, że ubogacenie kulturowe polega na gwałtach, grabieżach i przemocy ??
     Musiała być wielka, bo odkrycie jednego z Europosłów faktu, że Rodzina, to Kobieta, Mężczyzna i Dzieci wywołało...
Szok...
     Jak wielka była Ich demokracja, skoro zaakceptowali, że Imigranci mają w Ich Krajach większe prawa niż Oni ??
     Ale to musieli być Imigranci, Ci jedynie słuszni...Ukraińców już Pani Merkel tak nie kocha...
     Unia Europejska to fantasmagoria...
Urojenie jednej Kobiety, jednego Rządu, jednego Kraju...
Reszta zachowuje tak zwaną "poprawność polityczną"...
Chociaż to dziwne, bo przecież po Drugiej Wojnie Światowej, ustalono w traktatach, że wszystkie Narody Europy staną na straży i nigdy nie dopuszczą do wzrostu ponadprzeciętną, wpływów właśnie tego Kraju...
Ale papier, na którym te Traktaty spisywano, już pożółkł...
     Historia zachichotała i obróciła się kołem...Niemcy, a właściwie Rząd Niemiec zakpił z Europy...
A Europa dała się okpić...
1938 rok kłania się w pas...
Nawet kierunek się zgadza...
     I znowu Polska wsadziła kij w szprychy tej "machiny"...
     Podobno słowo ma w dzisiejszych czasach większą siłę niż pociski...
Oby...
Bo widmo wojen domowych stanęło na europejskich progach...
     Minęło sześć dni...
     Panu Verhofstadtowi pewnie już pięść ścierpła od tego zaciskania...
     Teraz musi ruszyć mózgownicą i zmierzyć się z większymi wyzwaniami...
     Narody Europy zaczynają zadawać pytania...Ludzi usłyszeli, że można być przeciw chorej demagogii...
     JKM stwierdził pięknie: "Chcieliście demokracji, to ją macie"...
W życiu nie przypuszczałam, że będę Go cytować w pozytywnym aspekcie...
Powinien tylko dodać: "tak chorej demokracji"...
     Może czas na leczenie...??
     Może czas przyznać, że UE toczona jest przez zgniliznę, i że nie przynosi nic dobrego, poza "flagą"...?? Bo, że unijne pieniądze szczęścia nie dają, to się już Grecja przekonała...(Szczególnie uwielbiam Ich dodatek socjalny za mycie rąk, pokrywany z dotacji unijnych)...
     Przez ponad dziesięć lat byliśmy rynkiem zbytu dla Europy, dostawcą siły roboczej i potencjału intelektualnego...Teraz nie chcemy stać się terenem azylanckim dla "Gości" Pani Merkel...
Grzech główny...
     Nie miejmy złudzeń, że chodzi o naszą demokrację, wolność Mediów, czy niezawisłość sądownictwa...
     Chodzi tylko i wyłącznie o te 312 679 km² powierzchni naszego Kraju, która bez obecności islamskich Imigrantów się marnuje...
     Zepsuliśmy Europie "demokrację"...

piątek, 22 stycznia 2016

Problem z kobietami...

     Oki...Liczba mnoga została przeze mnie zastosowana przewrotnie...Chodzi o Kobietę, sztuk - Jedna, egzemplarz niepowtarzalny (przynajmniej taką mamy nadzieję)... 
     Co dwa-trzy miesiące, Kobieta owa jest nieodłącznie tematem naszych małżeńskich dywagacji, i wierzcie mi na słowo, nijak ogarnąć tego rozumem nie umiem...
     Pan N. pracuje w męskiej Brygadzie, w której jedynym Egzemplarzem płci przeciwnej jest właśnie owa Pani...Kobieta w wieku dojrzałym, bo za kilka miesięcy odchodzi na emeryturę...
     Nie wiem, jak wyglądają Jej kontakty z innymi Pracownikami, ale kontakty z Panem N. wyglądają dziwnie...
     Ostatnio zagotowała nam mózgowia tak...
     Pan N. stał i rozmawiał ze swoim Kierownikiem, dyskusja dotyczyła tematu, który rozpoczęli kilka godzin wcześniej (w cztery oczy)...Tak zwana kontynuacja tematu...
     Temat w żadnej mierze nie dotyczył owej Pani, ani żadnych elementów, z którymi mogłaby się poczuć powiązana (w procesach technologicznych i organizacji pracy nie uczestniczy)...
     I kiedy Panowie dyskutują w najlepsza, Kobieta podchodzi energicznie do Pana N. i zaczyna wywijać kończynami górnymi tak energicznie, że mu paluchy w usta wkłada i po twarzy "poklepuje"...
W gratisie dorzuca mało pochlebny epitet...
     Chłopaki zamurowane niczym dwie Statuy Wolności, że "kopary" Im opadły w okolice kolan...
     Kiedy już pozbierali to swoje "jestestwo" Pan N. wyraził dosadnie swoje zdanie na temat takiego zachowania...
Uprzejmy nie był...
Może gdyby to był pierwszy raz, to by Mu tej uprzejmości wystarczyło...
Kobieta poczuła się urażona...
     Poprzednio też poczuła się urażona, bo kiedy poprosiła Pana N. o zrobienie zrzutu dokumentów, którego sama nie była w stanie zrobić, fakt, że On zrobił to przy pomocy kilku kliknięć w klawisze klawiatury, w parę minut, spowodował wybuch histerycznego płaczu...
Zapytana o powód łzotoku oświadczyła, że Pan N. Ją zdyskredytował...
Zawsze coś...
     I szczerze się przyznam, zaczyna mi brakować pomysłów na tłumaczenie dziwnych zachowań...
     Najpierw próbowałam to podciągnąć pod urok osobisty Ślubnego i obrócić w żart...Potem powołałam do życia tak zwane "trudne dni"...Potem w szranki stanęły Jej ewentualne konflikty małżeńskie (sama bym się z taką żoną kłóciła nieustannie)...Potem z odsieczą przyszło klimakterium...
     Teraz już brakło mi konceptu, bo Pan N. zapytał rzeczowo, ile takie klimakterium może trwać...
Hmmm...
Wiecznie ??
     Przez jakiś czas rozważałam wykonanie do niej telefonu i zdyscyplinowanie bezpośrednie, ale wedle Jej przeświadczenia, jestem Kurą domową zdominowaną przez Pana N.
Ło Matko i Córko...
Jeszcze Babie przyjdzie do głowy, że mnie Pan N. na "muszce" trzyma, żebym przez tego fona z sensem gadała...
A że rozmawiałam z Nią w swoim życiu już trzy razy, to jakoś na więcej ochoty nie mam...
     Problem pozostaje, bo Pan N. jakoś do tej Jej emerytury przetrwać musi, a jeśli utrzyma dotychczasową "formę" to "napaść" nastąpi jeszcze co najmniej dwa razy...
Po ostatniej "burzy mózgów" oświadczył...
     - Nie pójdę na Jej pożegnanie (spotkanie Pracowników na imprezie pożegnalnej z Emerytem) !! - i Ślubny przygląda mi się podejrzliwie, oczekując na reakcje...
     - Zdziwiłabym się gdybyś poszedł...- potwierdziłam...
     - Nawet się na tą imprezę nie złożę !! - słyszę radosny odwet w głosie Pana N.
     - Mnie się wydaje, że więcej będzie takich "Oportunistów"...
     - Myślałem, że będziesz mnie przekonywać...- ulga emanuje z każdego słowa...
Przekonywać ??
     Przez kilkanaście lat pracowałam z Kobietami i Mężczyznami, mało tego, byłam Ich zwierzchnikiem, wiem jak cienka jest granica między "koleżeństwem", "zwierzchnością" i "poprawnymi relacjami"...
A teraz ??
     Teraz czekam na dzień, w którym ta Kobieta odejdzie na tą emeryturę...
     Pan N. postanowił nie chodzić do Jej biura, a dokumenty będą Mu przynosić Współpracownicy...
     Czort wie, co tej Babie jeszcze do głowy wpadnie...
  

wtorek, 19 stycznia 2016

Zostałam "Pisiorem"...

     Kiedy byłam na zakupach, w małym, osiedlowym sklepiku, a moja mózgownica pracowała intensywnie nad problemem "kapuśniak, czy jarzynowa", energicznym krokiem wkroczył Właściciel owego przybytku...
     Nie było uprzejmego "dzień dobry", ani przysłowiowego "pocałuj się w d***"...Wszedł jak rzekłam energicznie i machając rozłożystymi kończynami górnymi, rozpoczął gromkim głosem tyradę na tematy polityczne...
Orzesz...(ko)
     Wmurowana w podłogę między regałem z przyprawami, a skrzynką sałaty lodowej, usiłowałam przestawić mózgownicę na odbiór rzeczywisty, bo mi się trochę zagalopowała w tych wizjach obiadowych...
     - I po co to się tak denerwować ?? - spróbowałam ugodowo, bo Facet po zawale i serducho ma na "agrafkach" - Jedni drugich warci..
     - Ale ta mgła !! - rozpoczyna kolejny słowotok Mężczyzna, a mnie udaje się wbić w tak zwane "międzysłowie"...
     - Spójrz Pan przez okno...Pogoda piękna w Zaścianku...Serce się raduje !! A to, że komuś mgła na czerep padła, to chyba nie nasze zmartwienie ??
     Pan spojrzał na mnie oczami pełnymi wściekłości...
Na co ?? Na kogo ??
     Stojąca za ladą Sprzedawczyni usiłowała "wsiąknąć" w regał i wrodzonym automatyzmem Podwładnego kiwała głową...
     - A ten Minister ?? - rozpoczyna kolejny wątek Prelegent... - Kolejne kontrole !! Żeby tylko biednego udu**ć !!
I Pan referuje temat...
     Gada ekonomiczne bzdury, miesza fakty, z przekazywanych gromkim głosem informacji można się szybko zorientować, że nawet nie wie czego i kogo dotyczy projekt Ustawy...W momentach, kiedy brakuje mu danych do przetworzenia, dramatycznie zawiesza głos...
     Sprzedawczyni staje się przezroczysta...
     Ja w pośpiechu pakuję wybrane marchewki i postanawiam,  że dzisiaj będzie żurek...
     Kiedy jednak podchodzę do lady, żeby uiścić należność za zakupy, Pan rzuca w kosmos takie wynurzenia ekonomiczne, że moja półgóralska krew wrze w stopniu znacznym...
     Jakim cudem Facet zamierza robić inwestycje o wartości 100 tysięcy złotych netto, mając dochody na poziomie średniej krajowej, a na utrzymaniu bezrobotną Żonę i chorą Teściową ?? Toż ledwie kwartał temu, żalił mi się ze łzami w oczach, że z trudem wiąże koniec z końcem...Teraz nagle się okazuje, że nie dość, iż zamierza zostać "Inwestorem", to planuje również odsprzedać ową inwestycję z kilkukrotnym zyskiem ?? I w swych dramatycznych wynurzeniach temu się właśnie przeciwstawia...
Orzesz...(ko)
     Pan rozgrzewa się do "czerwoności"...Sprzedawczyni chowa głowę w chłodni...Ja usiłuję opuścić handlowy przybytek, z silnym postanowieniem, że się ani słówkiem nie odezwę...
Cztery kroki do drzwi przetrzymam...
     Ale mój "Zły" już chichotał na ramieniu, już mnie po szyi ogonem mizia, już mi do ucha szepcze...
     " Rusz tym ekonomicznym jęzorem !!"
     " Dowal, bo masz za co !!"
     " Wybieranie marchewek ci zepsuł"
I nim mózgownicę szronem ostudziłam, z gardzieli mi się wydobyło...
     - Tak Pan piep**ysz, że aż mi się zwarcie na szarych komórkach zrobiło...
I wyszłam...
Zostałam "Pisiorem"...
     No bo przecież, nie mogę być logicznie, czy rozsądnie myślącym Człowiekiem...Nie mogę mieć odrębnego zdania od politycznej zawieruchy...Albo "za", albo "przeciw", a po środku jątrzenie...
     Tak, jakbyśmy się nie umieli kierować własnym rozumem...
     Wielu metamorfoz już w swoim życiu doczekałam...
     Kiedy nosiłam ulotki w stanie wojennym byłam "Wywrotowcem"...
     Kiedy po pierwszych latach rządów solidarnościowych stwierdziłam, że za kilka lat będziemy mieć pełne sklepy i puste portfele, nazwano mnie "Komuchem"...
     Kiedy ośmieliłam się stwierdzić w 2000-nym roku, że reforma emerytalna to totalna bzdura i kiedyś za nią słono zapłacimy, zostałam "Nieukiem"...
     Kiedy wyraziłam swój sprzeciw wobec planów niekontrolowanego napływu Imigrantów, zostałam "Ksenofobem"...
     Kiedy wywieszałam "Biało-Czerwoną" na balkon w czasie świąt narodowych, zostałam "Nacjonalistką"...  
     Kiedy wyrażałam swój sprzeciw wobec durnym doktrynom UE, zostałam "Szowinistką"...
     I wiecie co ?? Jakoś mi to nigdy nie przeszkadzało...
     Żaden z tych "epitetów" nie zmienił hierarchii wartości, jakimi się w życiu kierowałam...
     Cogito ergo sum...
Pewnie bycie "Pisiorem" też mnie nie zabije...

sobota, 16 stycznia 2016

Jak Gordyjka złodzieja łapała...

     Kilka dni temu, Dagusia podzieliła się ze mną, pewnym bardzo przykrym przeżyciem...Dagusia została okradziona !!
    Przykro mi się zrobiło, że ktoś mógł taką krzywdę zrobić tej sympatycznej i życzliwej Dziewczynie...A kiedy wieczorem, opowiedziałam o tym Panu N., ten z błyskiem w oku zapytał:
     - A pamiętasz jak nas okradli ??
     - Jasne !! Limarę mi gnojek podwędził !! - wspomniałam oburzona...
Pan N. się roześmiał...
     - To Ty nawet markę pamiętasz ??
     No cóż...Czego jak czego, ale złodziejstwa nie znoszę okrutnie, a utracona wówczas Limara była dobrem moim osobistym, w ogonku długim wystanym i za ostatnie pieniądze nabytym...
To jak mam nie pamiętać ??
Z detalami pamiętam !!

     Mieszkaliśmy wówczas w Zaścianku od kilku miesięcy. Nasza Córcia miała ledwie pół roku. Osiedle było jeszcze wielkim placem budowy, a na obrzeżach stały baraki, w których bytowali Budowlańcy. 
To właśnie Oni przeprowadzali prace remontowo-naprawcze i gwarancyjne, więc każdy Mieszkaniec Osiedla wiedział gdzie Ich szukać.
     Nasze mieszkanko usterek właściwie miało niewiele, a może i miało ich kilka, ale byliśmy tak uszczęśliwieni jego otrzymaniem, że w czasie spisywania protokołu przekazania, Pani Kierownik Działu Usterek ulitowała się nad naszym optymizmem i sama uzupełniła zauważone braki...
     Kto by się przejmował, że mamy pękniętą muszlę klozetową, albo, że w łazience nie ma prądu ??
Nam wystarczał do szczęścia kawałek podłogi...
     Do usunięcia usterek został oddelegowany młody człowiek...
     W sumie, to on miał tych lat niewiele mniej niż ja, ale przecież ja już byłam stateczną matką dwójki dzieci...;o)
     Chłopak rezydował w łazience, tłukł się niewiele, i przyznam, że miło byłam zaskoczona mało inwazyjnym  procesem naprawczym...
     Naprawy zostały wykonane, chłopak narzędzia popakował i wybył...
     Pan N. drzemał po nocnej zmianie, Córcia drzemała wtulona w Tatula, więc mieszkanko było wyciszone...
     Postanowiłam posprzątać łazienkę po czynnościach remontowych...
Wchodzę i...
     Mój wzrok pada na półeczkę, na której trzymaliśmy kosmetyki...Półeczka zawieszona wysoko, bo przecież w domu dwoje małych dzieci...Czasy ciężkie, więc wielki dostatek na niej nie panował...
     "A gdzie moja Limara??" - zaświtało mi w mózgownicy...
     Sprzątanie poszło w niepamięć, zmieniłam zakres obowiązków na "prace archeologiczne", czyli robię wykopaliska...
Sprzętów wiele w łazience nie stało, więc trudu wielkiego nie było...
Orzesz...(ko)...
     Pan N. się przebudził, do łazienki przyczłapał, a ja niczym lwica do ataku przystąpiłam...
     - Brałeś moją Limarę ?? -pytam Ślubnego...
Mina Męża ?? Bezcenna...
     - No coś Ty !! - mruczy Biedak zaskoczony napaścią bezpośrednią...
     Dla ścisłości omiotłam spojrzeniem resztę pomieszczeń, żeby się nie okazało,że jakiś chochlik mi kawał zrobił, i grobowym głosem oświadczam...
     - No to nas (!) gnojek okradł...
     Mało myśląc, trampki ubrałam i pognałam gniewem niesiona do baraków...
     Jak nic, życiówkę na czterysta metrów zrobiłam, bo do dzisiaj nie pamiętam jak drogę pokonałam...Pamiętam, jak wpadłam do baraku (mało nie wyrwałam drzwi z zawisów) i z furią w głosie zażądałam kontaktu bezpośredniego z owym młodzieńcem...
     Musiałam wyglądać doprawdy groźnie, bo przebywający w baraku Budowlaniec z przerażeniem w oczach machnął ręką i wskazał sąsiednie pomieszczenie...
Nieszczęśnik właśnie wychodził...
     Skokiem gepardzicy dopadłam ofiarę, złapałam za poły koszuli i całą mocą moich pięćdziesięciu kilogramów przyparłam do ściany...
Z ust wydobył mi się syk węża...
     - Oddawaj Limarę !!
Chłopak był przezroczysty na twarzy...
     - Oddawaj Limarę, bo żywy stąd nie wyjdziesz złodzieju !! - powtórzyłam dosadnie...
Za moimi plecami słyszę Budowlańca...
     - Ja pier**lę...
     Chłopak przyduszonym głosem (podduszanie wyszło mi przypadkowo) charczy niewyraźnie...
     - Tam jest...
Orzesz...(ko)...
     Popuszczam koszulę, łapię oburącz za ramię i popychając brutalnie prowadzę we skazanym kierunku...
     W szafce młodzieńca leży moja (!) wywalczona ongiś Limara, brutalnie z własnego domu uprowadzona i porzucona w samotności...
     Złoczyńcę puściłam, flakonik, niczym skarb największy do serca przytuliłam, i niczym Wilhelm Zdobywca zmierzałam krokiem statecznym do wyjścia...
     W drzwiach zderzyłam się z panem w średnim wieku, którym na mój widok oniemiał ze zdziwienia...
     - A Pani to kto? - zapytał...
     - Ofiara !! - rzekłam bez zastanowienia, a Budowlaniec, który przed chwilą rzucił wulgaryzm wyjęczał...
     - Jezusie Święty...
     - Ale co Pani tutaj robi ?? docieka ten zdziwiony...
     - Łapię złodzieja !! -oświadczam i nie czekając na dalsze indagacje opuszczam barak...
     Te czterysta metrów do domu pokonuję krokiem taneczno skocznym, witając Znajomych promiennym uśmiechem i radośnie wykrzykiwanym "dzień dobry"...
     Próg pokonuję niczym Aleksander Macedoński prezentując Panu N. odzyskane łupy...
     Nie wiem do dzisiaj, które z nas było bardziej dumne...;o)
  
 

czwartek, 14 stycznia 2016

Nominacja na ekonomicznego Nobla...

     Jako Naród to my specjalnie zamożni nie jesteśmy, chociaż uśrednione dane GUS-u wielokrotnie wprawiały mnie w zdumienie...Ale statystyka rządzi się całkiem innymi prawami, niż realne życie, więc niech sobie liczy co chce, ja z reguły liczę tylko to co mam...
Pewnie większość tak liczy...
     Ale załóżmy, że posiadamy walorów na tyle, że stanęliśmy przed koniecznością ulokowania swojego majątku...I tutaj, jakby na temat nie patrzeć, instytucje finansowe tylko czekają, żeby nas z tych walorów oskubać...
     Pamiętacie aferę z Amber Gold ??
Piękna to była afera...
     Wszyscy byli oburzeni, zmieszani i wstrząśnięci...Prawie jak martini Bonda...
Nawet Pan Premier był wstrząśnięty i zmieszany...
I Rząd też był zmieszany...
     W sumie, to trudno było znaleźć Obywatela, który by owego wstrząśnięcia nie doznał...
     Chociaż pojawiały się również głosy, że przecież Klienci sami sobie zgotowali ten los, inwestując w szemrany interes...
W sumie racja...
Ale w Polsce nie takie cuda się zdarzają...
     Słyszeliście może o projekcie "Akcjonariat Obywatelski" ??
     Jeśli odpowiedź brzmi "tak", to wyłączcie bloga i zaparzcie sobie meliski, jeśli odpowiedź brzmi "nie", to poczytajcie, żeby Was to kiedyś nie spotkało...
     
     "Akcjonariat Obywatelski to program dla inwestorów indywidualnych, który został zapoczątkowany przez Ministerstwo Skarbu Państwa podczas debiutów giełdowych spółek: PZU, Tauron Polska Energia oraz Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. 
Podstawą programową Akcjonariatu Obywatelskiego jest ułatwienie inwestorom indywidualnym nabycia akcji spółek Skarbu Państwa debiutujących na warszawskiej giełdzie, poprzez ustalanie maksymalnego pułapu akcji, na jakie może zapisać się jedna osoba. Dzięki temu w 2010 roku odnotowano największą od piętnastu lat liczbę zapisów na akcje spółek Skarbu Państwa: Tauron Polska Energia – 230 tysięcy osób, PZU – 250 tysięcy osób, GPW – aż 323 tysiące osób." - tyle oficjalnego rysu tego projektu...

     Zapowiedzi były wręcz entuzjastyczne, wypowiadali się Eksperci, Inwestorzy, Bankowcy i "Drobni Ciułacze", dla których ten projekt miał być małą furtką do wielkiego świata...
     Pan Premier mało łez wzruszenia nie uronił na samo wspomnienie tego raju...
     Cóż może być bezpieczniejszego do inwestowania niż Spółki Skarbu Państwa z rządową rekomendacją ??
Chyba tylko "skarpeta"...
     Do budżetu Państwa, wpłynęło ponad dwadzieścia miliardów złotych...Niezły zastrzyk gotówki...
Nawet przez myśl Ludziom nie przeszło, że to może być przekręt stulecia...
     Jak to działało ??
     Wyceniano akcje Spółki ze sporym "zapasem", wszak wiadomo, że od przybytku głowa nie boli, a na Giełdę nie trafiają słabeusze. Czyli można zaszaleć...
     Po debiucie giełdowym ściągano odrobinę wartość akcji, żeby się "Ciułacze" czasem nie rozmyślili...
A potem to już było z górki...
     Wydawano dyspozycję, że Spółka ma na przykład, wspomóc finansowo (kupić) upadające przedsiębiorstwo pokrewnej branży...Spółka zostawała bez środków, zamykano inwestycje, wartość akcji spadała...
Rząd miał luz...
     1. Środki z akcji pozostawały w budżecie,
     2. Znikał problem upadających firm, czyli dofinansowań, strajków, bezrobocia.
Dwie pieczenie przy jednym ogniu...
     Tylko Akcjonariusze pozostali z ręką w nocniku...Ale to przecież tylko "Drobni Ciułacze"...Któż by się nimi przejmował...A Giełda swoje prawa ma...
     Wielu z tych Ludzi, to Pracownicy tych Spółek, Oni nie musieli czytać analiz rynkowych, Oni codziennie widzieli, że Ich Firma kwitnie, inwestuje, rozwija się...Wielu z nich wzięło nawet niewielkie kredyty, żeby móc nabyć te preferowane akcje i mieć w przyszłości środki na studia dla dzieci...
     Teraz pozostali z kredytami...
     Polityka Rządu, świadoma polityka, bo co do tego nie można mieć złudzeń, spowodowała, że ponad milion Osób straciło po około 16 tysięcy złotych...
     Czymże jest afera Amber Gold, przy takim przekręcie ??
     To jak gra w trzy karty przy ruletce...
     Ale fakt, że się Panu Tuskowi Nobel z ekonomii należy...

P.S. Drobnym uzupełnieniem staje się fakt, iż projekt przestał działać w 2014 roku, kiedy to nasz Premier wyemigrował do Brukseli...
 

wtorek, 12 stycznia 2016

Wrzosowisko mocno śpi...

     Plany mieliśmy bardzo ambitne...
1. Wycinka,
2. Prześwietlanie koron,
3. Docinanie wierzby,
4. Krojenie drewnianych plasterków.
     Jaka była realizacja ??
Nijaka...
     Po kolejnej, nieprzespanej nocy, na Wrzosowisko dotarliśmy w południe...
Dobry czas, żeby "rzucić" gospodarskim okiem i podkarmić Filipa...
Wrzosowisko było równie senne jak my...



     Nie ma co trzaskać się po próżnicy, szczególnie, że od 14-tej zapowiedziane były opady...
Ciii...Wrzosowisko mocno śpi...
     Filip czuwał !! ;o)

sobota, 9 stycznia 2016

Czarna noc...

     Weszłam dzisiaj na FB ze zwykłej ciekawości...Fakt...Nie jestem tam stałym bywalcem...
     Ale dzisiaj weszłam, żeby zobaczyć komentarze w sprawie sylwestrowych wydarzeń w Niemczech...Liczyłam na komentarze tych, którzy od czci i wiary odsądzali przeciwników zeszłorocznej imigracji...
A tam...
Cisza...
Idealna cisza...
Tak, jakby to wydarzenie wcale nie miało miejsca...
     Czyżby jednak wygrywał pogląd Pani Burmistrz z Kolonii, że to Kobiety były winne napadom i molestowaniu ??
     A może to, że europejska demokracja okazała się ułudą, tak skutecznie zamurowało komentatorów ??
Nie wiem...
I bardzo żałuję, że miałam rację, bo obawiam się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej...
     To nie niemiecka Policja zawaliła...
     To zawalili Politycy i tylko oni ponoszą odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. Również za to, że Media milczały. 
Media, w zachodniej Europie milczą od samego początku...
     Kradzieże mają miejsce od początku, napaści mają miejsce od początku, molestowanie też ma miejsce od początku, tyle, że było to niepoprawne politycznie...Nie tylko w Niemczech...
     Kilka dni temu przeczytałam w necie taki dowcip:

Idzie sobie ulicą Kolonii Imigrant z Syrii i zapragnął podziękować za przyjęcie w Niemczech. podchodzi do faceta na ulicy i krzyczy:
     - Dziękuję, że przyjął mnie Pan w swoim Kraju!
     - Panie, odczep się Pan, ja jestem z Pakistanu!
Podchodzi do drugiego...
     - Dziękuję, że przyjął mnie Pan w swoim Kraju!
     - Panie, odczep się Pan, ja jestem z Turcji!
Podchodzi do trzeciego...
     - Dziękuję, że przyjął mnie Pan w swoim Kraju!
     - Panie, odczep się Pan, ja jestem z Iraku!
Facet się zdziwił, stanął na środku ulicy i wrzasnął:
     - To gdzie są Niemcy ??
     - W PRACY !!

     I powiem Wam, że wcale nie chciało mi się śmiać. Moim znajomym z Niemiec, też nie jest do śmiechu...
     Od prawie trzydziestu lat usiłujemy dogonić Europę, usiłujemy doścignąć wzorce, próbujemy zbudować demokrację, i nagle, okazuje się, że to "kolosy" na glinianych nogach...Że za zbiorowy gwałt na nieletniej Dziewczynce można dostać wyrok w zawiasach, albo kilkadziesiąt godzin prac społecznych (Szwecja), albo Ofiarę gwałtu przesłuchuje się tak długo, aż wycofuje oskarżenie (Włochy), albo za brak reakcji na kilkadziesiąt czynnych napaści odsyła się na wcześniejszą emeryturę Komendanta Policji (Kolonia)...Przy tym, zabranie mieszkania socjalnego Matce samotnie wychowującej dzieci, żeby umieścić w nim Imigrantów (Norwegia), to pikuś...
     Możecie mnie przekonywać wszystkimi KOD-ami Świata, ale ja taką demokrację to mam "w tyle"...
     Nie mam zamiaru żyć we własnym Kraju, jako Obywatel drugiej kategorii i zapierdzielać przez czterdzieści lat, żeby wyprowadzić kogoś z traumy imigracyjnej (to jest takie fajne, jak pomroka ciemna, albo jasna)...
A swoją drogą...
     Kiedy przeczytałam pierwsze newsy o sylwestrowych wydarzeniach (trochę wcześniej niż się Media obudziły), to przyszła mi taka myśl...
     "Gdzie, do cholery, byli Niemcy- Faceci??"
     Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w Polsce...Może mam zbyt wysokie mniemanie o Polskich Facetach...Albo może nasi Chłopcy są mniej "demokratyczni" ??

Relacja Świadka 

P.S. Ofiarom napaści proponuję pozew zbiorowy przeciw Pani M., za sprowadzenie bezpośredniego zagrożenia życia, a dla Pani Burmistrz z Kolonii stare taczki i transport do najbliższego obozu Imigrantów (tych z traumą imigracyjną)...



czwartek, 7 stycznia 2016

Temat dla Feministek...

     Jak wiecie, nie jestem zwolenniczką feminizmu w obecnym wymiarze, a niektóre wypowiedzi Feministek burzą moją półgóralską krew, ale że babą się urodziłam, więc im temat do walki na talerzu podam...
     Niech mają !!
     2016 jest rokiem Igrzysk Olimpijskich w Rio...Nie wiadomo jak się z tym Rio sprawa rozkręci, bo Organizatorzy ciągle mają jakieś problemy, ale Zawodnicy o kwalifikacje walczą, więc jakoś to pewnie przebiedujemy...
Nasze Reprezentacje też walczą...
     Na tapecie mamy turnieje kwalifikacyjne Drużyn siatkarskich...
I tutaj zonk...
     - Meczyk dzisiaj mamy !! - ogłosiłam radośnie kilka dni temu - Siatkarki walczą o Rio !!
     Po takim komunikacie następuje w naszym domu kilkuminutowa cisza, w czasie której Pan N. rozczytuje program TV...
     - Nie ma !! - odpowiada mi Ślubny po chwili...
     - Jak nie ma ?? - dociekam podejrzliwie...
     - Na TVP Sport jest...- uściśla Pan N.
Kiż pieron ??
     Przecież TVP Sport nie jest kanałem ogólnie dostępnym, a Reprezentacja jest ??
No dobra...Może nie mogli przesunąć ramówki, albo ktoś zaspał z tym meczykiem...
Ale moja półgóralska krew lekko się podgrzała...
Żebym ja wiedziała, że mi się zaraz zagotuje, to bym pewnie temat odpuściła...
     Za dwa dni grały obie reprezentacje...
     Damska i męska...
Ale tylko rozgrywki męskie zostały docenione przez TVP...
To właściwie jak to jest...
     Trenują równie ciężko...Reprezentują ten sam Kraj...Uprawiają tą samą dyscyplinę...Walczą o analogiczną stawkę...Pragną tego awansu równie bardzo...
     Są gorsze ??
     Bo na pewno nie mniej medialne, chociaż naszej męskiej Reprezentacji uroku trudno odmówić...
     I kiedy już sobie tak wrzałam statecznie, to moja mózgownica pracowała bardziej wydajnie...
Ło Matko i Córko...
Przecież taka sytuacja to nie tylko w "siatce" jest...
     Trochę mi się gorzko zrobiło, bo jak teraz zmobilizować Dziewczęta, które swoją drogę w sporcie dopiero zaczynają ?? 
     Trenuj, trenuj, i tak będziesz Reprezentantką drugiej kategorii ??
Przykre...
     Wtedy mnie olśniło...
Feministki !!
To idealne dla nich zadanie !!
     Zamiast mianować Panią Premier - Premierą, a otwieranie drzwi traktować jako przestępstwo pierwszej kategorii, to może niech One się zajmą prawdziwą dyskryminacją ??
     Tyle, że One walcząc z upadlającym faktem noszenia staników czasu na takie drobiazgi nie znajdą...

wtorek, 5 stycznia 2016

No to moc się przebudziła..

     - Jedziemy na Gwiezdne Wojny ?? - zapytał Pan N.
     - Jedziemy !! - odpowiedziałam z entuzjazmem...
I tyle tego entuzjazmu by wystarczyło...
     Właściwie, to jedyną atrakcją były efekty specjalne (DX4), bo chociaż jesteśmy wielkimi fanami Gwiezdnych Wojen, to film nas nie porwał w żaden inny sposób...
     Konwencja bez polotu...Treść bez koncepcji...Powielanie starych wzorców...
     A przecież na tą premierę Świat czekał dziesięciolecia...Technika poszła do przodu o wieki całe...Co więc zawiodło ??
To trochę tak jak z tą piosenką Republiki (Mamona):

Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy!
    Ta piosenka jest śpiewana dla pieniędzy!
  Ta piosenka jest nagrana dla pieniędzy!
   Ta piosenka jest wydana dla pieniędzy!  

Smutne...
No cóż...
     Film kasę zarabia i ściąga do kin rzesze Zapaleńców, ale niewiele to ma wspólnego z uczestniczeniem w wydarzeniu filmowym...
     Moc się nie przebudziła...Śpi...
Śpi, a nawet chrapie...
     Gwiezdne Wojny, to był symbol nowatorstwa, to był film, który się oglądało po kilka, kilkanaście, albo kilkadziesiąt razy...To był film, którego dialogi się cytowało z pamięci, a muzykę mruczało się prowadząc samochód...To był symbol...
     Tym razem nic nie porywało...
Nawet gra aktorska była przeciętna...
W sumie, to drzewa grały najlepiej, bo przynajmniej szumiały z sensem...
Szkoda...Bardzo szkoda...
     Przykro przeżywać "śmierć" legendy...
Ale co mnie "pobujało", to "pobujało"...;o)


poniedziałek, 4 stycznia 2016

Bajeczka o Nieśpiącej Królewnie...

     Każdy zna bajeczkę o Śpiącej Królewnie, o Królewnie Śnieżce i o Królowej Śniegu, ale czy słyszeliście kiedyś o Nieśpiącej Królewnie ??
   
     Za lasami, za górami i za siedmioma jeziorami, mieszkała sobie dziewczyna...Urody była przeciętnej, i rozumu przeciętnego, i gdyby nie to, że bardzo lubiła bazgrać na blogu, to pewnie byłaby przeciętna aż do bólu...
Żyła więc sobie przeciętnie...Ale bez bólu...;o)
     Pewnego dnia, a właściwie wieczora, dziewczyna przebrała się we flanelową piżamkę i położyła się w swoim, prawie królewskim łożu...
Czas na sen...
     Ale leży sobie dziewczyna...Leży...A sen jakoś przyjść nie chce...
Przeleżała tak godzinę...
     Jeden bok...Drugi bok...Trzeci bok...
O przepraszam ! Dziewczyna ma tylko dwa boki...
No to znowu na pierwszy bok...
Cisza już wkoło...Spokój...
A sen nie przychodzi...
Tak się bidulka przez całą noc przemęczyła...
Zasnęła, kiedy świt już do okien zaglądał...
     Na drugi dzień, postanowiła, że już ani kawusi pić nie będzie popołudniowej, ani filmów o ciężkiej tematyce nie obejrzy, żeby jej się po głowie nic nie plątało...
     Wieczorkiem znowu się w piżamkę przebrała i podusię poprawiła...
Dzisiaj musi się udać !
     O drugiej w nocy, umęczona już podrygiwaniem w łożu, poszła docierpieć bezsenność na kanapie...
     Ułożyła się, książkę otworzyła, ale zanim okulary na nos włożyła, słyszy że jej Książę z sypialni człapie...
     - Herbatki się napijemy ?? - pyta Książę...
     - A pewnie ! Herbatka o drugiej w nocy smakuje najlepiej...-odpowiada dziewczyna...
     Po tygodniu takiego nocnego błądzenia, dziewczyna już ledwie żyje...Oczy ma podkrążone, w głowie zamęt, a na ustach zamiast uśmiechu - ziewanie...
     Jej Książę też kiepsko wygląda...
A sen jak nie przychodził, tak drogi do ich sypialni znaleźć nie może...
     Może się biedak tych sylwestrowych fajerwerków wystraszył ??
     A może przymarzł gdzieś na bezdrożach ??
     Nie pomaga dodrzemywanie w dzień, bo czasu na nic więcej nie ma...
     Nie pomaga dzielne siedzenie bez drzemek, bo wtedy ani robota nie idzie, ani ochoty na życie nie ma...
     Więc siedzi biedna, Nieśpiąca Królewna i nasłuchuje, czy sen na korytarzu nie tupie...

piątek, 1 stycznia 2016

Pierwsza wróżba...

     No to po balowaniu...
     Ależ się działo !!
Miałam dwóch Partnerów !!
     Nie to, żebym taka pazerna była na męskie towarzystwo, ale akurat to świętowanie nie mogło się obyć bez żadnego z moich Partnerów.
Jak szaleć to szaleć...
No to zaszalałam...;o)
     Była prawie balowa sukienka, były baloniki, były sylwestrowe trąbeczki, przez chwilkę były nawet czapeczki i maski karnawałowe, ale jednemu z moich Facetów totalnie nie przypadły do gustu...
Można przecież świętować i bez tych elementów ??

Można !!
     A po pierwszych przymiarkach odbyły się tańce i śpiewy...
     Pan N., mój Mężczyzna numer jeden, wyszperał gitarę i zaczął delikatnie pobrzękiwać...Echhh...
     Żebyście zobaczyli wtedy minę mojego Mężczyzny numer trzy !!
Jak to ??
     "Tata (czyli, mój Mężczyzna numer dwa) stoi obok mnie a gitara gra ??"
     Przez chwilkę rozważał coś bardzo poważnie, a na buziulce miał wypisane ogromne skupienie, po czym ruszył biegiem do pokoju...
My oczywiście za nim !!
Stanął na progu i zamarł ze zdziwienia...
Dziadzia gra ??
Jak to ??
     Spoglądał na nas z niedowierzaniem, ale gitara przyciągała go jak magnes...
     No to Babcia porwała Go w objęcia i rozpoczęły się tańce...
     A że myśli podsuwały coraz to nowe wspomnienia, to i repertuar z czasów dzieciństwa naszych Dzieciaków, szybko się odnalazł...Może trochę słów nam umknęło, ale nadrabialiśmy efektami specjalnymi...
Najlepiej wychodziło nam naśladowanie kotka, konika i krówki...Nad kurką, kózką i kaczuszką musimy popracować...
Ale Księciunio nie składał reklamacji...
Roześmiany buziulek był najlepszą recenzją !
Nawet nie wiem, czy to Jemu, czy nam, podobało się bardziej...
     Rośnie nam trzecie pokolenie gitarzystów !!
A potem Dziadziuś wyczarował z kieszeni...
     Lwa !!
I odbyło się prawdziwe, sylwestrowe safari...
     Dziadziuś puszczał "lewa" do Babci, Babcia puszczała "lewa"do Dziadziusia, a w środku stał Bastuś i zaśmiewał się tak dźwięcznie, że nie było możliwości zachowania powagi...
     A potem Księciunio poszedł spać, my dostaliśmy instrukcję nocnych rytuałów Wnuka, a Dzieciaki mogły iść świętować...
Zapanowała cisza...
     Co chwilkę biegaliśmy pod drzwi, nasłuchiwać, czy Księciunio nie potrzebuje naszej pomocy...Głównym tematem naszych rozmów były rozważania "a może chce pić?", ale Księciunio nie chciał...
     Nie obudził się o 22-giej...Kiedy to ponoć "często gubi smoka i trzeba mu pomóc w poszukiwaniach"...
     Nie obudził się o 23-ciej...Kiedy to często " chce mu się pić"...
     Nie obudził się o 24-tej...Kiedy za oknami zrobiło się tęczowo od petard, a kanonada trwała prawie do pierwszej...
     Nie obudził się nawet o 2-giej, która jest magiczną godziną jedzenia...
     Dzieciaki wróciły ze świętowania, a my czuliśmy lekki niedosyt...
Nie mieliśmy możliwości wykazać się naszym dziadkowaniem...;o)
     Imprezowaniem, zamęczyliśmy Księciunia na ponad osiem godzin nieprzerwanego snu w warunkach "wojennych"...
No cóż...
Nie powitał Nowego, "przestępczego" (jak mawiał Pierworodny) Roku...
     Może to znak, że będzie to dobry, spokojny i radosny Rok ??