Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 27 kwietnia 2021

Zmarnowanie...

     Moja Mamciaśka była nastoletnią Dziewoją, kiedy w Polsce zapanowała żałoba...Zmarł Bierut...

     - I wiesz, zrobili wtedy uroczysty apel w szkole, wszystkich nas zgonili do sali gimnastycznej, wzniosła muzyka pogrzebowa, umartwione twarze Nauczycieli i nagle "Jasiek" (niestety nie pamiętam imienia) puścił bąka...- opowiadała Mamciaśka... - Ale nie jakiegoś cichacza, o nie !! To był taki bąk, że słychać go było w całej Szkole, a my ryknęliśmy salwą śmiechu...Taka zbiorowa głupawka...

Z niecierpliwością czekałam na dalszy ciąg...

     - Trzymali nas na tym apelu przez sześć godzin, do dzisiaj pamiętam ból nóg...A Jaśka wyprowadzili z sali, wezwali Rodziców i już do klasy nie wrócił...Został relegowany ze szkoły, z "wilczym biletem" do "Ogólniaków", chociaż był Prymusem...Rodziców od dyscyplinarek uratowała przynależność do partii...

     Tak się dowiedziałam, że mój Świat bywa mało kolorowy...

     I wtedy przypomniałam sobie, jak kilka lat wcześniej, kiedy wracałyśmy tramwajem z zakupów,  ja wypaliłam zasłyszaną "mądrością":

     "Za Gomułki suche bułki, za Gierka dostaniemy cukierka",

     Mamciaśka zakończyła naszą podróż na najbliższym przystanku i dreptałyśmy do domu kilka kilometrów...Kilka kilometrów w czasie których Mamciaśka oglądała się nerwowo za siebie i ciągle mnie poganiała...

Miałam sześć lat i dowiedziałam się, że zdrowiej jest jeśli język służy do mlaskania, a nie do mówienia...

Chociaż długie spacery lubiłam bardzo...;o)

     Nie wiem skąd dzieci czerpią wiedzę, ale byłam pewna, że nerwowe wyglądanie Rodziców z korytarza i konspiracyjne szepty w nocy, mają wiele wspólnego z dziecięcą rymowanką...

Ale Dzieci mają też inną "przypadłość", niczym radar i sonar w jednym, wyczuwają "niewłaściwe tematy" i czym bardziej Doroślaki starają się być dyskretne, tym bardziej Dzieciaki w tym uczestniczą, wyławiając z półsłówek niezbędną wiedzę...

     A że historia kołem się toczy, kiedy byłam nastoletnią Dziewoją, zmarł Breżniew...

Polska już była wówczas inna...

     "Komuna" trzymała się jeszcze wbitymi pazurami, ale świadomość była już znacznie większa..."Solidarność" była nadzieją...

     Mieszkałam wówczas w Mieście "najbardziej czerwonym"...Ale wiedziałam już, że w tym Mieście dzieje się wiele "pod podszewką", że oficjalna "czerwień" jest tylko "kamuflażem" dla "świętego spokoju"...Uczestniczyłam w tym...I w tym "czerwonym", i w tej "podszewce"...

     W czasie lekcyjnej przerwy gruchnęła wiadomość...

"Breżniew nie żyje"...

     Rozgorączkowane szepty...Potajemne uściski dłoni...Dwuznaczne uśmiechy...

Szkoła "oszalała" z radości...

     Weszłam do klasy z "dobrą nowiną"...Dziewczyny zaczęły "szaleć"...I nagle...

     - Z czego Wy się cieszycie ?? Umarł dobry człowiek...Teraz wszystko pójdzie na zatracenie...- usłyszałam od jednej z naszych Prymusek...

Zatkało mnie...

Oczytana, inteligentna Dziewczyna ??

     "Dobry człowiek" ??

     "Zatracenie" ??

Klasa zamarła...

Zajęłyśmy miejsca i wszystkie wgapiały się w Prymuskę...

Każda twarz wyrażała jedno...

     "Czy Ona na prawdę tak myśli ??"

     A ja zapatrzyłam się w okno i pomyślałam o nieznanym mi Jaśku...Kiedyś jeden "bąk" zmarnował Mu życie...Czy dzisiaj cieszy się jak ja ?? Czy nadzieja rozświetla Mu duszę ??

     Ponoć jednostka nic nie znaczy...

Bierut...Gomułka...Breżniew...

Jednostki, które znaczyły zbyt wiele...Dla "Jaśków"...

     Nasza Prymuska została Nauczycielką...Gdzieś na północy Kraju...Czy pamięta tamten dzień ?? Nie wiem...Ja pamiętam...

     Ledwie rok później straciłam wymarzoną pracę przez poglądy polityczne...Nie...Tym razem niczego nie chlapnęłam...Wyrzuciłam do kosza na śmieci zgniecioną w kulkę "deklarację przynależności partyjnej"...Rzut był piękny, czysty, "za trzy punkty"...Ale widziała go szefowa POP...Widocznie nie lubiła koszykówki...;o)

     Z biegiem lat coraz bardziej rozumiem naszą Prymuskę...

     Nadzieją pięknie się żyje, zapowiada przyszłość, rozświetla dusze, ale z czasem powinna przynosić efekty...A nam efekty kiepsko wyszły...Parafrazując...Zmarnowanie ?? 

piątek, 23 kwietnia 2021

Takich mamy Pomocników...

     Czego brakuje w moim sprawozdaniu ??

Wiadomo !!

Wrzosowiska...;o)

     Księciunio na samo wspomnienie, aż wypieków dostał, a Princesia radośnie podskakiwała...Entuzjazm ma różne oblicza...

     W "orzeszku" Princeska wgramoliła się na łóżko (mimo sterty przydasiów, które tam zalegały) i obwieściła: "tu ja śpię"...

     Księciunio rozpoczął oczywiście od obchodu i zachwytów nad każdą roślinką...Nawet ścięty orzech nie był powodem smutków (tego baliśmy się bardzo)...Księciunio dokładnie rozumiał dlaczego...Martwił się tylko, czy Dziadziuś nie zapomniał odkręcić "łapek", bo by się połamały..."Łapki" zostały zaprezentowane, a w bonusie Księciunio otrzymał przyrzeczenie, że zostaną przykręcone tam, gdzie będą potrzebne...;o)

Po kilku kwadransach totalnego rozbrykania, Wnuki postanowiły pracować...Natchnienia do odchwaszczania i grabienia nie było, ale...Dziadziuś odkopuje korzenie orzecha !!

Praca akurat !!

     Uzbrojeni w łopatki ruszyli Dziadziusiowi z odsieczą...Dziadziuś tylko westchnął...;o)

Najpierw rzeczywiście odkopywali...


Ale szybko zauważyli, że ich łopatki są zbyt malutkie...

     Księciunio zaczął porządkować teren "za wierzbami", co było widać nawet na nosie...

     - A po co odkopujemy ten korzeń Dziadziusiu ?? - Wnuki lubią wiedzieć wszystko...

     - Musimy go podsuszyć i wyrwać...- odpowiedział Dziadziuś...

Nie trzeba było dwa razy powtarzać...


Princeska z komunikatu zrozumiała: "wyrwać"...

Przygotowała sobie stanowisko, wyznaczyła "przeciwnika" i...

Jak Ona rwała ten korzeń !!

Klękajcie Narody !!

Przez godzinę Świat nie istniał...;o)

     Babcia z Dziadziusiem prosili w duchu, żeby się chociaż ten najmniejszy kawałeczek "wyrwał", ale gdzie tam...Toż to orzech...

Ale Princeska nie odpuściła do końca i walczyła z korzeniem, aż do momentu, kiedy Babcia nie ogłosiła powrotu do domu...

W samochodzie usłyszeliśmy najsłodszy komunikat...

     - Dziadziusiu !! Nie pomyl drogi !! Do domku z niebieskimi dachami jedź !! - i Princesia umęczona pracą i wyrywaniem korzenia usnęła...

A z Księciunia wyrwało się potężne westchnienie...

     - Szkoda, że nie mogliśmy nocować na Wrzosowisku...

Takich mamy Pomocników !! ;o)

wtorek, 20 kwietnia 2021

Nasza Ninja Warrior...

     Na babcine hasło: "Mamy pracę", huraganowe westchnienie Księciunia poruszało żyrandol, a Princeska entuzjastycznie pokrzykiwała: "Ja też !!"...

     Wydrukowane kolorowanki ze zwierzaczkami absolutnie były poniżej Jej oczekiwań...

     "Figury Babciu !! Trójkąty i prostokąty !!" - pokrzykiwał mały Szkrab i ku babcinemu zdziwieniu pięknie kolorowane i grupowane były wszystkie figury...A kiedy Princeska pieczołowicie bazgrała "8", matematyczne serducho babcine łkało z rozczuleniem...Echhh...

Ale Princeska też otrzymywała zdalne zadania...A jakże...

Maile przychodziły codziennie...

Niestety...Proponowana tematyka znacznie odbiegała od zainteresowań Wnuczki...

     "Głosy zwierząt domowych" ??

Nudne !!

     "Gdzie jest wiosna" ??

Tego akurat, nie wiedzą nawet najstarsi Górale, więc skąd taką wiedzę ma mieć Trzylatka ??

Szukamy wiosny na sankach...;o)

 
Szukamy wiosny na drzewach...;o)

     "Urządzenie toru przeszkód" ??

     "Ćwiczenia równowagi - rozłóż na podłodze tasiemkę"...

Hmmm...

     Właśnie byliśmy po ostatnim półfinale Ninja Warrior, a przed finałem (Wnuki oczywiście oglądały razem z nami, przynajmniej w części)... Nasze mieszkanie przypominało gliwicką halę, a na spacerach Dzieciaki głównie się wspinały, zwisały i podskakiwały...


Dziadkowie postanowili wybrać się na nowy plac zabaw w Zaścianku...



Tasiemka na podłodze ??

     Princeska chodzi po tej "skałce" jak po chodniku, schodzi też...Zalicza konstrukcje wielopoziomowe i absolutnie nie da wypchnąć się z kolejki starszym dzieciakom do "tyrolki"...Im trudniej, tym lepiej...;o)

Bywa, że się przewróci, że nóżka się ześlizgnie, że przyziemienie bywa bolesne i z echem...Wtedy Princesi lecą z oczek dwie ogromne łzy, natychmiast musi się przytulić, ale po minucie...Otrzepuje ubranko i rusza z powrotem...Nie odpuści...;o)

Akumulator zawsze rozładowuje do "zera"...Ot co...

     Tasiemka ??

     Ale oddam sprawiedliwość Przedszkolankom...Do każdego maila dołączona jest informacja, że są to propozycje zabaw...Propozycja nie przymus...;o)

Tyle, że Matka Natury niezbyt była łaskawa...Większość czasu to "areszt domowy"...

No to dzieła "wiekopojmne"...

Z plasteliny...


Ślimaczki robił Księciunio, ale "kompozycja" Princesiowa...

Albo farby...


Cokolwiek to jest, Babci się podoba...;o)

     Stanowiska z plasteliną, farbami i kredkami przygotowane są "na stałe"...Przecież nie wiadomo, kiedy Człeczka dopadnie natchnienie...

No i te figury geometryczne, których Princeska uporządkowała niezliczone ilości...

Echhh...Przepiękne prawie dwa tygodnie...

     I znowu tęsknota...;o)

sobota, 17 kwietnia 2021

Męczykicha, czyli Babcia na zdalnym...

     Po Świętach "nadejszła" dla Wnuków "wiekopojmna" chwila i w przedpokoju ukazały się torby podróżne z przydasiami...

Ufff...

     Księciunio, delikatny z natury, wypertraktował u Misiowych Rodziców "dwie nocki"...

     Princeska zarządziła powrót do domu...

No cóż...

Powrót, to powrót, chociaż smutna mina umęczonej znacznie Misiowej Mamy mówiła jasno..."Nie tak miało być"...;o)

     Nazajutrz Princeska zmieniła zdanie...Bladym świtem zakomunikowała, że zmienia zasady, jedzie do Babci, Dziadka i Luckiego na dziesięć nocek...Kropka !! (Z Princeską negocjacje są bardzo trudne)...

     Misiowa Mama szybko zapakowała bagaże (zanim nastąpiła zmiana zdania), a Babcia na progu usłyszała komunikat: Przyjechałam na dziesięć nocek !!

Mina Księciunia...Bezcenna !!

Ona na dziesięć ?? On tylko dwie ??

No to Babcia wyjaśniła przy okazji zasady pertraktacji i targowania...Księciunio aż wypieków dostał...;o)

     Podpadziocha u Misiowych Rodziców pewna...;o)

     W sobotę (która była terminem planowanego powrotu), okazało się, że remont planowany w Misiowym Domku, odrobinę się przeciągnie...Ha...Ha...Ha...;o)

     Brawo remonty !! Dyspensa na kolejny tydzień...

Warunek ??

Zdalne nauczanie...

     Czytałam na blogach jak to wygląda od strony Nauczycieli...Teraz miałam liznąć temat dogłębniej...

     Pierwszą turę zadań Pierworodny przywiózł osobiście (oczywiście w konspiracji)...Sześć kartek zadań, bo się Pani obudziła w czwartek, że jednak pracuje...

Wnucza Kraina Szczęśliwości odrobinę spochmurniała, a w babciny słownik wkradło się podstępne: "teraz robimy zadania"...

Echhh...

Co się biedny Księciunio nawzdychał...

     Matematyczne karty szły "biegusiem", zadania "pryszczyk"...Ale "dziobanie" literek ?? Zaściankowy koszmarek...

W końcu Babcia wpadła na pomysł...Małe literki to byli "żołnierze", duże literki to "generałowie"...Strzał w dziesiątkę !!

Kulfoniasto rozciągane literki (żeby się mniej w linijkach zmieściło) zaczęły "chudnąć", bo przecież "żołnierzy" trzeba mieć wielu, a i "generałowie" są przydatni...

W angielskim Babcia odkryła odrobinę matematyki...A biologię wspomogło Wrzosowisko, bazie kwitły, krokusy kwitły, a nawet przyleciał bociek rezydent i pięknie zaprezentował się w gnieździe...

Ufff...

Religia okazała się trudna do przejścia...

     "Obejrzeć film o Siostrze Faustynie i narysować Jezusa Miłosiernego"... Sześciolatek ??

     Film animowany uśpił całą Rodzinę...Nawet Księciunio dzielnie walczący ze snem (miejscówkę znalazł siebie na podłodze), po kilku minutach sapał słodko, a Babci żal serducho ściskał, że Wnuk śpi razem z psem...

Princeska pochrapywała na jednej kanapie...Dziadziuś z pilotem w dłoni na drugiej...Luckuś strategicznie na środku...

Budzić ??

Ani myślę...

Jakoś żeśmy film "w odcinkach" zaliczyli, Babcia resztę opowiedziała i pozostało narysować Jezuska...

     Przez trzy dni strasznie wiało...Dlaczego ?? Bo Księciunio tak wzdychał nad pustą kartką...;o)

I Jezusek Miłosierny nad Babcią się ulitował...

     - Lubisz matematykę ??

     - Tak...

     - I geometrię też lubisz, czyli figury matematyczne ??

     - Tak...

Księciunio na początku nie zauważył podstępu...

     - Głowa to koło, postać to trójkąt, nóżki to półkola, rączki to prostokąty i półkola, serduszko to...

     - Wiem !! Babciu wiem !!

     I w kilka minut powstał piękny Jezusek...Prawdziwie Miłosierny !! ;o)

     Ale Pani Nauczycielka miłosierdzia nie miała...Z prędkością "światła" przesyłała Misiowej Mamie kolejne zdania..."Obudziła" się z poślizgiem, a teraz wyszło, że Dzieciaczki mają zadania nawet na weekend...

Konieczność, czy odwalanie materiału ??

Zerówka, czy fakultet na medycynie ??

Ale i tak wszystko przebiły zadania z angielskiego...

     Pomijam bardzo słabą jakość przygotowanych "kart", bo po wydruku trzeba było nieźle się nagłówkować "co Autorka miała na myśli", maleńkie elementy, które nawet dorosłym sprawiają trudności w rozeznaniu...Ale Pani poszła dalej...Wprowadziła nowe słowa i nowe zwroty...Na prawdę ??

     Te Dzieciaki dopiero uczą się czytać, więc nie rozczytają...Przyklejenie obrazków do opisów graniczy z cudem...No i proza życia...A jeśli Rodzice nie znają angielskiego ??

Odhaczenie materiału, czy nauka języka ??

     Przykro mi, ale mam bardzo gorzkie przemyślenia...

     Czytałam o Nauczycielach, którzy godzinami przygotowują się do zajęć, którzy się angażują, dla których praca zdalna jest kilkukrotnie większym obciążeniem, a życie...

     A życie pokazało, że kopiowane są kartki z podręczników, potem wrzuca się wszystko na maila (w przypadku Księciunia, Pani "walnęła" się nawet w kolejności przesyłanych tematów, co całkiem pozbawiło sensu wykonywanych prac) i można czekać na "gotowce"...

     Czy ktoś zweryfikuje poziom przygotowania Dzieci do obowiązku szkolnego ??

Jasne !!

     Horror w naturze przed Nauczycielkami klas pierwszych w przyszłym roku...

Dzieciaki totalnie nie przygotowane do "siedzenia w ławkach" przez określony czas...

Materiał zrealizowany w zależności od możliwości i zaangażowania Rodziców (bywają pracujący na zmiany, bywa, że w domu jest więcej Dzieci)...

To tylko "zerówka"...Hmmm...

Matury w zeszłym roku poszły ponoć "poniżej możliwości", a przecież "horror" trwał od marca...

     Czas na "podziemne" komplety, żeby kolejne pokolenia nie były stracone ??

No nic...

     Jak mi się "fusy" nie uspokoją, to następnym razem opowiem Wam o "zdalnym" dla Trzylatków...;o)

 

P.S. Kolejną pracą z Religii było obejrzenie filmu i namalowanie "cudu"...Misiowa Mama nie podjęła zadania, obawiając się, że zapadniemy w sen zimowy, albo zamienimy się w "Śpiące Królewny"...A jak Księciunio też zaśnie to nie będzie miał nas kto obudzić...;o)

sobota, 10 kwietnia 2021

Jedna pożyczka...

     Trzydzieści lat temu podjęliśmy pewną decyzję, która rzutuje na nasze życie do dzisiaj...Wzięliśmy pożyczkę zakładową (o kredyty było znacznie trudniej) i zamiast jak całe otoczenie rzucić się w domowe remonty, urządzanie mieszkania, albo zakup wymarzonych "czterech kółek", kupiliśmy komputer...

Fakt...Byliśmy oboje zakręceni technologicznie w wielkim stopniu...

Ale komputer miał całkiem inne przeznaczenie...Jak dwie "Kasandry" przewidywaliśmy, że to dopiero "okres pieluszkowy" informatyzacji Świata, i że za kilka lat będzie to przyszłością dla Dzieciaków...

Z premedytacją kupiliśmy model służący bardziej do pracy niż zabawy, chociaż i gier zakupiliśmy sporo...Jakiś "robak" na tej wędce wisieć musiał...

     Pierworodny po kilku dniach złapał bakcyla i ze smutkiem ustępował miejsca przy kompie...

Miał ledwie skończone sześć lat kiedy popełnił pierwszy "program"...Prościutki, siermiężny, ale działający...Byliśmy z Niego bardzo dumni...

Chociaż nawet nie miał się komu pochwalić osiągnięciem, bo właściwie nikt tego nie rozumiał...

     Z roku na rok w domu pojawiały się coraz lepsze modele PC-tów, Pierworodny poznawał tajniki dogłębnie...Poświęcał im każdą wolną chwilę...

     Ja ze zdziwieniem wysłuchiwałam utyskiwań Sąsiadek na marnowanie czasu "przy kompie" i kręciłam głową na ich pomysły panowania nad informatycznym żywiołem...Jedne zabierały do pracy kable zasilające (jakby to mogło być przeszkodą), kiedy pojawiły się modemy internetowe, bywało że chodziły do pracy z modemami, albo chowały je w piwnicy...

U nas było totalnie na odwrót...

     Pakiet internetowy był sprawiedliwie dzielony na pięć części...Piąta część to był czas "służbowy" (przelewy, maile)...

     Czy wiedzieliśmy jakie zagrożenia czyhają na Dzieciaki w internecie ??

     No cóż...Jak się ma dwoje Rodziców z fiołem technologicznym, to się wie, że nic się nie ukryje...Szybko powstała rodzinna sieć komputerowa...Pan N. zdalnie zarządzał całym "interesem"...Ja rozgryzałam wszystko "użytkowniczo", błądząc po czatach, portalach, a nawet bywałam testerem gier...;o)

     Czy marudziłam kiedyś na "marnowanie" czasu ??

     Nie przypuszczam...Chociaż być może coś mi się wyrwało...

     Jako Nastolatek, Pierworodny pomagał nam w Firmie, a nawet miał "swoich" Klientów, biegle władał angielskim (technicznym również), znał języki programowania i miał tłumy znajomych na całym Świecie...Często uczestniczył z nami w szkoleniach organizowanych przez wiodące Firmy informatyczne...

     Mocno trzymaliśmy kciuki, kiedy rozpoczynał studia informatyczne...

I tutaj nastąpiło zderzenie marzeń z rzeczywistością...

     Okazało się, że Syn jest za bardzo do przodu...Poślizg wynosił kilka lat...

     Nasze wyobrażenie o "studiowaniu" uderzyło w mur: "Profesor wie lepiej"...

     Dopiero kiedy zaczął pracę zawodową zaczął zbierać profity z tego "do przodu", a my słuchamy z radością Jego opowieści i za każdym razem, wracając z Misiowego Domku, wspominamy te najlepiej w życiu wydane pieniądze...

Ale prawdziwa radość była nam dana kilkanaście dni temu...

     Siedzieliśmy wspólnie przy stole, kiedy Misiowy Tata zapytał Księciunia:

     - Może pokażesz Babci i Dziadziusiowi swój pierwszy skrypt ??

Księciunio poczerwieniał z emocji i ruszył biegiem do gabinetu Syna...

Widać było jak jest przejęty...

     Włączył laptopa, odpalił skrypt i na ekranie pojawił się "stworek" poruszający się w różnych kierunkach, podskakujący, a nawet zbierający "premie"...

     Nasze gratulacje Księciunio przyjął z zawstydzeniem...Nie spodziewał się, że to "bardzo ważna rzecz" !!

     Księciunio nie tak dawno skończył sześć lat...;o)

(Ale On, ma się komu pochwalić...)

Nasza "pożyczka zakładowa" dalej procentuje...;o)

Tyle, że Księciunio miał dla Dziadziusia jeszcze jedną niespodziankę...

     - Może zagrasz z Dziadkiem w szachy ?? - zapytał Pierworodny...

W końcu Dziadek będzie miał z kim grać w szachy !! (Odkąd Syn wyjechał na studia, była z tym bieda)...;o)

A ciągłe okrzyki Princeski:

     - Teraz ja !! Teraz ja !!

Utwierdziły nas w przekonaniu, że i Ona będzie trudnym Przeciwnikiem dla Dziadziusia za jakiś czas...

     Jako Rodzice, staraliśmy się otworzyć Dzieciakom wiele "drzwi", chociaż miewaliśmy bardzo ograniczone możliwości...I te lokalizacyjne (Zaścianek), i te finansowe...Ale wyłuskiwaliśmy te Ich "zdolności", wsłuchiwaliśmy się w marzenia, a czasem sami rozpalaliśmy jakąś iskrę...

Bo Dzieci muszą spróbować miliona rzeczy zanim znajdą swój kawałek Świata...To nie zawsze ten kawałek Świata, który marzy się Rodzicom...Ale ważne, żeby marzenia się spełniały, żeby Dzieci były szczęśliwe, a Rodzice spali spokojnie...;o)

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Takie jaja...

Zając przykicał niepostrzeżenie,

rzekł do kurczaka: "jutro się żenię"...

Kurczak zamruczał pod żółtym dziobem,

"kiedy dorosnę, to też tak zrobię"...

Zając miał dzieci pokaźne grono,

bo bardzo starał się razem z żoną,

kurczak się z czasem stawał kogutem

i okazywał kogucią butę,

żony nie pojął, jasna to sprawa,

ale w kurniku też się zabawiał...

I tak się dzieje z czasów zarania,

bo w dzieciach mamy cud Zmartwychwstania... 

 

Niech wszystkie Wielkanocne życzenia mając moc do Bożego Narodzenia...;o)

piątek, 2 kwietnia 2021

Dobre pomysły chodzą parami...

     - A może przy okazji spacerek nad Wisełką ?? -zapytał Pan N. i wcale nie musiał czekać na odpowiedź...

Spacerek nad Wisełką ??

Zawsze !!

     Pogoda rozpieszczała należycie, osiemnaście stopni, słoneczko migotało zza chmurek...

     No to sprawozdaję:

Wisła jak płynęła, tak płynie...






"Wafelek" jak przez wieki stał, tak stoi...





     A że wiosna ma swoje prawa i obowiązki, a głównym jest odnowa, więc "Smoczydło" przechodzi remoncik, renowację, a głównie porządkowanie "wkoło smoka"...


     Tyle, że to wszystko było "przy okazji"...

Co więc było celem głównym naszej wyprawy do Krakusowa ??

     W grudniu 2019 roku powstał tutaj pierwszy w Polsce "sklep charytatywny"...Idea przywędrowała z Wielkiej Brytanii, a w realizacji pomogły dotacje europejskie...

Moim zdaniem, genialne rozwiązanie, które pociąga za sobą prawdziwy "efekt motyla" w najlepszym z możliwych wydań...

     1. W takich miejscach (bo sklepy charytatywne to już prawdziwa sieć w całym Kraju) pracują Osoby niepełnosprawne, dla których praca zawodowa jest również formą terapii...Być potrzebnym ?? Przecież o to właśnie chodzi w życiu...

     2. Towar dostarczają do takich placówek życzliwi Ludzie...Można zrobić porządek w ciuszkach, w biblioteczkach, w bibelotach, w sprzętach AGD, w sprzętach komputerowych...A przecież dobro powraca...

     3. Ceny są bardzo przystępne, a hasła "wyprzedaż", czy "rabat" jest jednym z głównych w słowniku Sprzedawców...

     4. A jeśli jesteś "Szperaczem" to miejsce po prostu IDEALNE !!

     Jechaliśmy bardzo podekscytowani, a wracaliśmy zauroczeni...Nikt lepiej niż dwójka Pracoholików nie doceni takiej inicjatywy...;o)

Dawno nie słyszałam o tak dobrym pomyśle...;o)