Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 29 października 2014

O pewnej Anice, kozach na diecie i samotnym Adriatyku...

     Wrażenia z Zadaru nie bardzo miały czas okrzepnąć, bo po krótkiej nocy nastał następny, słoneczny poranek, i kolejna nasza przygoda...
Celem miała być Górka o pięknej nazwie Anica...
Ledwie 712m n.p.m. ...
Niby nic...
Ale ta "niby" Górka, to było jednak ponad sześć godzin wędrówki, i to wędrówki w upale...
10 października 2014r. temperatura w Słońcu 35 stopni...
Czyli konieczne "kapelusiki"...
     Pierwsze fragmenty wędrówki w przyjemnym cieniu niewysokich drzewek i pierwsza niespodzianka...
     Górski cmentarz...Zjawisko dosyć częste w Chorwacji...


Te są datowane na lata trzydzieste ubiegłego wieku...


A potem chorwackie Góry kusiły nas na swój sposób...


Jakby szeptały:
     "Popatrz jak tutaj pięknie...Prawda ?? To pomyśl sobie jak będzie cudnie tam, na szczycie..."
No i jakoś upał mniej dokucza, człowiek przestaje myśleć o zmęczeniu...


     Nastrój musiał być rzeczywiście niesamowity, bo mój osobisty Komandos...


rzekł nagle:
     - Stań na tamtej grani to zrobię Ci zdjęcie...
Ło Matko i Córko !!
Albo mój Ślubny udaru dostał, albo jest jakieś święto, o którym zapomniałam !!
Toż jak świat światem zawsze było:
     - Złaź z tej grani !!
     No to rzecz jasna polazłam...Mnie na grań dwa razy zapraszać nie trzeba...


Pan N. pewnie myślał, że mi się to łażenie graniami w końcu znudzi...


W życiu !!
A takie widoczki to skąd ja będę mieć ??



I pocztę ??
Pocztę ??
Hmmm...
Listonoszem w tym rewirze to ja bym wolała nie być ;o)


     W tej skrzyneczce można pozostawić pozdrowienia, albo złorzeczenia, albo można nie zostawiać nic i tylko zerknąć z sympatią...


Jak widać Anica jest lubiana...
Gości ma całe tłumy...


No i szczyt...






Przepraszam...To tylko ustronne miejsce na łyczek wody...


I na widoczki...



I tym razem, to rzeczywiście szczyt...


     Babcia Gordyjka w "ciapelutku", z dwoma kucysiami, siedzi sobie bardzo statecznie na szczycie Anici...
     Prawda, że wyglądam wyjątkowo poważnie ??
A żeby dopełnić powagi, uwieczniłam oczywiście mojego butka...

 
Będzie komplet do jęzorka...
     Ruszyliśmy w drogę powrotną...
Cel ?? Kaskady i wodospady...
     Ale po drodze spotkaliśmy tubylca...





Nie o Pana N. mi chodzi, ale o koziołka wylegującego się na skale...
Nie były to żadne górskie kozice, ale najzwyklejsze kozy domowe na wypasie...
Co jadły ?? Nie mam pojęcia, bo moim zdaniem paszy było tam niewiele...
     Potem spotkaliśmy "Wisielców"...


Właśnie z "Wisielców" Anica słynie w całej Europie...
     Wspinaczem nie jestem, ale to podobno najlepsza skała do wspinaczek...
     Z tego co zauważyliśmy, to rzeczywiście ma ogromne powodzenie, bo na linach zwisały tłumy całe, a na parkingach stały pojazdy z rejestracjami z całego kontynentu...
     Najbardziej rozczulił mnie jednak widok czteroosobowej Rodziny...Mama przygotowywała posiłek, Tata przygotowywał liny, a dwoje Dzieciaków (8-10 lat) dreptało niecierpliwie nie mogąc doczekać się wspinaczki...
     My marzyliśmy o moczeniu nóg w górskim potoku...


Uffff...


Urok kaskad i wodospadów zaczęliśmy zauważać po chwili...




Droga powrotna nie wydawała się już taka uciążliwa...



     Po drodze natknęliśmy się na kolejną atrakcję...Schrony atomowe Pana Tito...



Budowle robiły wrażenie, chociaż zwiedzanie ich nie jest jeszcze możliwe...
Ale nas niewidzialną siłą przyciągał Busik...
I tym razem nie chodziło o klimatyzację...
     W Busiku przyjechały nasze kostiumy kąpielowe i ręczniczki !!
Prosto ze szlaku pomknęliśmy nad brzeg Adriatyku !!
     Pewnie czuł się bez nas samotny...;o)

niedziela, 26 października 2014

Koncer dźwięk-światło, czyli odwiedzin w Zadarze część druga...

     Z każdego wyjazdu muszę przywieźć zdjęcie z jęzorkiem...To jakiś przymus bezpośredni...
Choćbym nie wiem jak się pilnowała, to jęzorek w którymś momencie wyślizguje się na widok publiczny...
Echhh...
     W Zadarze przytrafiło mi się to tutaj...


Miejsce jest nietuzinkowe...
     Riwa...nadmorski deptak Zadaru, który od kilku lat stał się największą, nowoczesną atrakcją Miasta...
Że każde nadmorskie Miasto ma deptak ??
Hmmm...
Może i ma, ale deptak to nie wszystko...
     Dzięki architektowi Nicoli Bašicia ten akurat deptak stał się miejscem szczególnym...
Ale od początku...
     Kilka lat temu Pan Nicola przygotował projekt pewnej instalacji i Jego pomysł spotkał się nie tylko z akceptacją władz Zadaru, ale również wygrał konkurs UE...A co za tym idzie, znalazły się pieniążki...
Instalacja składa się jakby z dwóch części...
     W nabrzeżu deptaka umieszczone zostały specjalnie skonstruowane rury i...
     Powstała morska filharmonia, w której koncerty dają dwaj najwięksi mistrzowie...
     Wiatr i Morze...
     Muzyka jest może odrobinę kosmiczna, ale można ją z powodzeniem porównać do niektórych nowoczesnych utworów muzyki symfonicznej...Trochę brakuje werbli, ale reszta orkiestry bez zastrzeżeń...
Z resztą...Widownia jest zapełniona do ostatniego miejsca, a to o czymś świadczy...
     Że Adriatyk to wyjątkowo spokojne Morze i można się zawieść w oczekiwaniu ??
Nic bardziej błędnego...
     Piszczałki (to znaczy rury), zostały umieszczone w ten sposób, że kiedy przepływa jakakolwiek jednostka, wywoływane fale powodują granie...Czym większy statek, tym dłuższy i donośniejszy koncert...
No i wspaniałe powitanie...
     Teraz przyszedł czas na drugą atrakcję...
Właściwie w dzień wygląda mało imponująco...


Panel słoneczny, tworzący Układ Słoneczny...


Pozostało doczekać do zachodu Słońca...


I panel pokazał swoją tajemnicę...

Koncert na barwy...
     Ciekawe co na takie przedstawienie powiedział by Pan Hitchcock, który twierdził, że to właśnie w Zadarze są najpiękniejsze zachody Słońca...
     Na pożegnanie ruszyliśmy "świecącym" mostem do bardziej nowoczesnej części Miasta...


     Spotkaliśmy Kelnera Chorwata, który okazał się wyjątkiem, i więcej rozumiał po angielsku, niż po polsku...
     A Zadar pożegnał się z nami w sposób szczególnie romantyczny...


     Czy tam wrócę ??
Nie wiem...
     Tyle miejsc czeka jeszcze na gordyjskie odkrycie...;o)

piątek, 24 października 2014

Tak pachnie historia...Zadar cz.1

     Nawet po moim netowym nicku wiadomo, że mam historycznego bzika...
     Może nie jest zbyt groźny, ale, nie ma co ukrywać, owładnął mną nieźle...
     To co moim Rodakom kojarzy się głównie z kamienistymi plażami i ciepłym Adriatykiem, dla mnie jest "paszą" dla zmysłów...
     Chorwacja historyczna...
Echhh...
     Zadar...Centrum kulturalno-gospodarcze Dalmacji...
W VII wieku znalazł się pod panowaniem rzymskim...
To Rzymianie wybudowali mury obronne, forum, bazyliki, no i rzecz jasna akwedukty...
     Ledwie dwa dni temu schodząc ze zboczy Bojin Kuk zaśmiałam się do Pana N. krocząc niezbyt szeroką ścieżką wśród wzgórz...
     - A może właśnie tą drogą kroczyły Legiony Cezara...
I wtedy coś jakby zapikało w serduchu...
     Może tamtą ścieżką nie kroczyli, ale teraz to już pewne...Tu kroczyli na pewno...



     Wzruszenie zatykało mi gardło, a przecież moja podróż w czasie dopiero się zaczynała...


     Tak trudno panować nad emocjami...Co jest jeszcze rzymskie ?? Co bizantyjskie ?? A czego dokonali Wenecjanie ??
     Szczególnie, że Wenecjanie bardzo cenili sobie pamiątki przeszłości i to dzięki Ich zabiegom przetrwało wiele zabytków...
Ale ten Plac to już Ich autorskie dzieło...
     Plac Pięciu Studni...Studni, które kazali kopać, kiedy zniszczeniu uległ akwedukt, aby zapewnić Miastu dostawy świeżej wody...
Po przeciwnej stronie Zadaru znajduje się analogiczny Plac Trzech Studni...
     Szkoda,  że nie można wrzucić tam monety, która gwarantowała by mi powrót w czarodziejskie uliczki Zadaru...Pewnie opróżniła bym całkiem mój portfel z monet...Dla pewności...



     Zestawienie trzech kultur...Starorzymskiej...Bizantyjskiej...Weneckiej...
Co piękniejsze ??



     Stojąc przed Kościołem św. Szymona (nie widać go z tego ujęcia), nasz Przewodnik Szymon obwieścił, iż właśnie dzisiaj wystawiane są na widok publiczny szczątki Świętego, i można prosić Go o wsparcie...
     Zobaczenie Jego złotego sarkofagu było już niezłą "gratką", ale przywitać się ze Świętym ??
Tego nie mogłam darować !!
I chociaż ubrana byłam niezbyt odpowiednio, zrobiłam sobie z mojej "szmatki", służącej za okrycie wierzchnie w czasie wieczornych chłodów, spódnicę...
Wystające, chude nóżki zostały ukryte...
Kiedy wyszłam z Kościoła, nasz Przewodnik przyjrzał się mojej "szmatce" z pożądaniem...
Toż to był Jego Patron !!
Ale "szmatka" na naszym Przewodniku nie wyglądała przekonująco...
     Ruszyliśmy dalej...




A tutaj dotknęłam historii...Rękami...Nogami...I duszą...
     Kościół św. Donata...
Kiedy dostaliśmy 40 minut wolnego rzuciłam się niczym harpia w stronę Starówki...
Wiedziałam, że mam tylko jedną szansę, bo pora spoczynku dla Zabytków zbliżała się nieubłaganie...
     - Możemy jeszcze ?? - zapytał Pan N. Panią Bileterkę...
     - Macie 15 minut... - oznajmiła, przerywając rozmowę telefoniczną...
Piętnaście minut na oddech historii...
Weszłam i zamarłam...
Zero wystroju...Zero symboliki...
Surowa wymowa starożytnych murów...Kilka wyrytych na plafonach napisów, których wyrazistość zatarł czas...I zapach...
     Po kilku minutach Pan N. pociągnął moje nieprzytomne ciałko w stronę schodów prowadzących na drugą kondygnację...
Biegiem wpadliśmy na krużganek i spoglądaliśmy na wygładzoną powierzchnię posadzki...
Ilu Ludzi deptało te kamienie ??
Miliony !!
     Schodziłam z żalem, że czas w tym miejscu się nie zatrzymuje...





     Na osłodę pożegnania z historią zafundowaliśmy sobie ogromne lody, których smak ogromnie podniósł nas na duchu...


     I ruszyliśmy do portu, w którym podziwiać mieliśmy atrakcje nowocześniejsze i świadczące o tym, iż Chorwaci umieją nie tylko dbać o swoje historyczne korzenie, ale umieją wykorzystać atuty swojego położenia w sposób wręcz niespodziewany...

P.S. Czy słyszeliście, że wczoraj w Chorwacji spadł śnieg ?? Dwa tygodnie temu pływałam w Adriatyku !! Było 35 stopni ciepła...Mandarynki zamarzną Milanowi na drzewku !!