Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

czwartek, 12 listopada 2020

Krowy nie było...

     Jedna z moich Czytaczek, opisała ostatnio bibliotekarskie smuteczki, spowodowane przymusową izolacją Czytelników i książek...Pomyślałam wówczas, że opiszę moje bibliotekarskie przygody, jako antidotum na te smuteczki...;o)

No cóż...

Słowo się rzekło...;o)

     Dawno, dawno temu zostałam Bibliotekarką...Nie po "dobrowoli", ale z czystego przypadku...Zostałam zmuszona do odejścia z pracy za wyrzucenie do kosza "deklaracji przystąpienia do partii" (tej jedynie wówczas słusznej)...

     Dotychczasowa praca była moim marzeniem, dostanie się tam spełniło młodzieńcze pragnienia, ale...

No właśnie...

     Była końcówka roku, a w czasach "dawno,dawno temu" pod koniec roku obowiązywała magiczna "blokada etatów" aż do Nowego Roku...

     Stając się "elementem wywrotowym" na fory liczyć nie mogłam, więc złożyłam papiery do Biblioteki...

Ja "ściślak", mający totalnego bzika na punkcie technologii...Echhh...

     Przygarnięta zostałam właśnie przez tę "wywrotowość"...;o)

Po obowiązkowych szkoleniach przydzielono mi placówkę...

     Filia była maleńka, odległa i nie ma co ukrywać, nikt nie chciał tam pracować...Dzielnica "zakazana", tereny produkcyjne, wkoło więcej "marginesu" niż życia...

     Biblioteka mieściła się w obskurnej, starej kamienicy, przy obskurnej, starej ulicy, w zakazanej dzielnicy...

     Jak wyglądała w środku ??

     Stare mieszkanie, przystosowane regałami na wypożyczalnię, czytelnię stanowił rozklekotany fotel z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku i równie malowniczy stolik...

Tyle luksusów...

     Kiedy Dyrektorka (wyjątkowa Postać w moim życiorysie) komunikowała mi przydział, zapytała niespodziewanie:

     - A umiesz palić w piecu ??

Bingo !!

     Nastoletnia dziewczyna z centrum sporego Miasta, z "technologicznym kotem" i takie przyziemienie...

     - Ja nawet krowy umiem doić...- wypaliłam...

     - Kto wie, kto wie...- wymruczała Dyrektorka i pokiwała głową z miną "wszystko się może zdarzyć"...

     Obsługę tej "dziwnej" Filii stanowiły:

- Kierowniczka, która od kilku miesięcy przebywała na chorobowym i nikt nie spodziewał się rychłego powrotu;

- Młodziutka Studentka polonistyki UŚ, która ciągle brała wolne, bo nie wyrabiała czasowo;

- Ja, absolutny świeżak w zawodzie, który ślinił się na widok bibliotecznych regałów (jako użytkownik).

     Była jeszcze jedna postać...

- Królowa !! Starsza Pani mieszkająca na piętrze, która "trochę sprzątała", "trochę pomagała", a głównie odpowiadała za opał i rozpalanie ogromnego, kaflowego pieca...

     Dyrektorka na pożegnanie życzyła mi powodzenia, wręczyła klucze i oznajmiła, że zaczynam od 13-tej...A że jakieś wsparcie mi się należy, to przyjedzie Inspektorka, zerknąć jak sobie radzę...Super...

     Inspektorka mnie szkoliła i fakt jest faktem...Nawiązała się między nami nić sympatii...Moja imienniczka...Też "element wywrotowy"...O literaturze mogła gadać godzinami...Kochała słodycze...

     Chyba pora ruszać do pracy ??

     Poszłam oczywiście na piechotę...Trzydzieści minut energicznego marszu przez park było bonusem...A potem "zaklęte rewiry"...

     W bramach kamienic "zbiorowiska elementów", których jedynym zajęciem była niespieszna degustacja wina marki wino...

     Na plecach czułam zaciekawione spojrzenia, słyszałam pogwizdywanie i wymianę męskich poglądów na temat mojej "urody"...

     Zdezelowane drzwi Biblioteki otworzyłam z trudem...

     Widok trochę mnie "stłamsił"...To jest Biblioteka ??

Lawirowałam między regałami usiłując znaleźć "zaplecze"...

     - Tutaj !! - usłyszałam tubalny głos odbijający się echem od odrapanego sufitu...

Królowa rozpalała w piecu...

     - Nie wiedziałam, czy dzisiaj będzie czynne...- usprawiedliwiła opóźnienie...- Tu masz wieszak, krzesełko i maszynkę z czajnikiem...Chodź, pokażę Ci komórkę z węglem...

Tyle było wprowadzenia...

     Okazało się, że Królowa też jest na chorobowym...Widocznie Dyrektorce ta informacja już przez gardło nie przeszła...Zwlekła się Kobieta z łóżka, żeby mnie wesprzeć w ciężkiej chwili próby...;o)

     - Od jutra mam zastrzyki, to będziesz musiała sobie węgla przynieść i w piecu rozpalić...Dasz radę ??

Wymruczałam potwierdzenie...

     - Tylko kamienicy z dymem nie puść...

     I zgrzyt zamykanych "drugich drzwi" oznajmił mi, że od tej chwili "rządzę i dzielę"...

Przekichane !!

     Niewiele pamiętam z tego "pierwszego dnia"...Upodobania Czytelników rozpoznawałam na "chybił trafił"...Z życzliwością witałam tych, którzy podawali tytuły...Samo rozeznanie się w ustawieniu regałów i systemie rozłożenia książek było wyzwaniem...

Inspektorka przyjechała koło 17-tej...Po pracy...

Siadła na zdezelowanym fotelu "czytelni" i zaznaczyła życzliwie, że będzie wsparciem mentalnym, bo nie zna tej Filii wcale...

Ha, ha, ha...

     Kilka dni później, ledwie zdążyłam przygotować miejsce pracy do funkcjonowania (czytaj: rozpaliłam solidnie w piecu i zrobiłam sobie herbaty), "cyk" i zgasło światło...

Orzesz...(ko)

     Połowa grudnia, więc za chwilę będę funkcjonować w egipskich ciemnościach...

     Przy okazji rozwiązałam tajemnicę sporego zapasu świec, zalegających jedną z półek...

Urządziłam sobie świecznik ze starego talerza, przygotowałam biurko i zamierzałam nadrobić zaległości w katalogowaniu "nowości"..."Wewnętrzny czwartek" ewidentnie mi nie wystarczał...

     Kto przyjdzie do Biblioteki, skoro nie ma prądu ??

Naiwna młodości !!

     Najpierw pojawił się "Typior" z kilkudniowym zarostem i podbitym okiem...Usiadł na czytelnianym fotelu, wziął gazetę ze stolika i zaczął czytać...

Po ciemku ??

     Dyskretnie podeszłam do pieca i zmieniłam położenie pogrzebacza (ustawiłam koło biurka, jakby co)...

     Po chwili weszły dwie dziesięciolatki...

     - Możemy tu lekcje odrobić ?? - zapytały...

     No cóż...Czemu nie ?? Skoro "Typior" siedzi i "czyta", to wsparcie nawet Dziesięciolatek się przyda...

Przygotowałam Im miejsce po drugiej stronie biurka...Niech odrabiają !!

     Po godzinie Biblioteka była zapakowana pod sufit...

     Z parapetów (bardzo niskich) pousuwałam kwiatki (badylki w doniczkach), zasiadło tam grono "bramowych obstawiaczy", Dzieciaki porozkładały zeszyty i książki na podłodze, nowi Przybysze lokowali się gdzie kto miejsce znalazł...Moim zadaniem było oświetlić świecami ich stanowiska...

     Biblioteka "płonęła"...

     I o dziwo...Panowała w niej idealna wręcz cisza...

Koło 17-tej wparowała Królowa...

     - Jezusie i Maryjo !! - wyrwało się Jej z obszernej piersi...

Noooo...

Tylko Ich mi brakowało...

     - A ja głupia myślałam, że siedzisz bidulko sama, po ciemnicy...- wymruczała Królowa i jak weszła z przytupem, tak zniknęła po angielsku...Prawdziwa Królowa !! (I to wcale nie jest ksywka, Kobieta na prawdę się tak nazywała)...Właściwie: Król...;o)

     Wróciła po kwadransie, z ogromnym imbrykiem herbaty i koszykiem pełnym różnych kubeczków...

     - Na kubki uważać !! Pożyczone !! - oznajmiła zrzędliwie, częstując moich Gości herbatką...

     - Gorzka...- wymruczał jeden z Dzieciaków...

     - Jeszcze mam Ci cukru dodawać darmozjadzie ?! - zbeształa krytykanta...

     I Biblioteka "zapłonęła" nie tylko świecami...Śmiech było słychać w całej Dzielnicy...

Nawet nie zauważyłam, że mój biblioteczny dyżur się skończył...Z przerażeniem odkryłam na zegarze godzinę 20-tą i już widziałam przerażenie Mamciaśki, że mój trup zalega gdzieś między regałami, albo parkowymi krzakami...

Pogasiłyśmy wszystkie świece, sprawdzają trzykrotnie każdą z nich...

     - Musisz złożyć zapotrzebowanie na świece w Dyrekcji, bo jeszcze dwie takie akcje i będziesz świecić oczami...- skwitowała Królowa...- Jutro możesz pospać pół godziny dłużej, odpalę piec...- wymruczała na pożegnanie...

     A przed Biblioteką czekał spory Tłumek, który odprowadził mnie aż do "wiaduktu", tam, gdzie prąd już był, i gdzie cywilizacja błyszczała gęstymi latarniami...

     Czy można piękniej spędzić popołudnie i wieczór ??

No cóż...

     Po powrocie do domu rozpakowałam teczkę, w której miałam "podarunki"...Dzieciaki po odrobieniu lekcji wyciągnęły kredki i rysowały...Co ??

Sporo łez wzruszenia ze mnie wycisnęły te rysunki...

Na każdym z nich była "chuda dziewczyna" z kucykiem, stojąca przy biurku, a obok talerzyk ze świeczkami...Wkoło regały z książkami...

Niewiele spałam tej nocy...

     Po przyjściu do Biblioteki wszystkie te rysunki wykleiłam na bibliotecznej witrynie, a w środku, rysunek A3 z Dzieciakami siedzącymi na podłodze, "Bramowymi Obstawiaczami" na parapetach i Królową z koszem kubków...Nie było to wielkie dzieło, bo umiejętności mam skromne...Ale starałam się każdego "ucharakteryzować"...

     Nie było wówczas komórek z "sms-ami", ani nawet stacjonarnych telefonów w mieszkaniach...W godzinę Biblioteka znowu rozbrzmiewała śmiechem...

     - To ja !!

     - A to ja !!

     - Popatrz !! Stefan ma podbite oko !!

     - Wojtek się nie ogolił !!

     A ja siedziałam przy biurku i chichotałam w karty katalogowe...Udało się !!

     Takich wieczorów "bez prądu" przeżyłam wiele...Zawsze z należytą Obstawą...

     Witryna zamieniła się w "galerię", a ja moich Czytelników (wszystkich) znałam po imieniu...

     Po Nowym Roku wróciła Studentka, ja dostałam podwyżkę i Encyklopedię (jednotomową) jako uznanie od Dyrekcji za "nietuzinkowe podejście do Czytelnika"...Skąd wiedziała ?? Od Królowej !! Królowa to była "Wtyka" Dyrekcji...

     Do obowiązków dopisałam sobie (na ochotnika) korepetycje dla Maluchów (i nie tylko)...

     - Dostałem piątkę !! - oznajmiał mały Urwis od progu...- Słyszy Pani !! Piątkę !! Z matematyki !! Moja pierwsza w życiu...- wyznawał z rozpromienioną buźką...

     Starsi wpadali podyskutować o wszystkim...

     Kochałam to...Tę zakazaną Dzielnicę "z brudem i smrodem"...Te braki prądu...Nawet ten piec i wiadro na węgiel, kochałam...

Idą "zakazaną ulicą", "zakazanej dzielnicy" uśmiechałam się radośnie i odkrzykiwałam na powitania "zbiorowiska elementów" sączących tanie wina...

     Razem z wiosną wróciła do pracy Kierowniczka Filii...Przesympatyczna...Z

ogromną wiedzą o literaturze...Zafascynowała mnie po pierwszej rozmowie...

Pierwszej i ostatniej zarazem...

     Dostałam nowy przydział...W nowoczesnej, pachnącej farbą Filii, na przeciwnym krańcu mojego rodzinnego Miasta...

     Nikt nie wiedział, że odchodzę, bo przy pożegnaniu chyba by mi serducho pękło...

     No cóż...W nowej Filii też nie było krowy do wydojenia...;o)

22 komentarze:

  1. Dziękuję Ci za te wspomnienia, wyziera z nich właśnie sedno tej pracy. Tu nie książki są ważne, a czytelnicy i Ty wśród nich.
    Z bibliotekarskim pozdrowieniem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co dziękować...Życie to tylko epizody...;o)
      Jeśli czas pozwoli, to będzie jeszcze jeden epizod, tak dla równowagi...;o)

      Usuń
  2. Niesamowita opowieść!
    Wiem o czym piszesz, moje Przedmieście Oławskie było kiedyś taką zakazaną dzielnicą.
    Ja nie musiałam chodzić do biblioteki aby odrabiać lekcje, jednakoż z piecami rozstałam się dopiero na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każde miasto ma taką dzielnicę, czasem nawet kilka dzielnic...Wychowałam się w takim środowisku, więc było mi łatwiej...;o)
      Jedenaście lat spałam przy piecu...;o)

      Usuń
    2. To ja 62 lata przy piecu spałam, w dużym mieście zresztą, w centrum tego miasta ;)

      Usuń
    3. Po moim piecu już dawno nie ma śladu, stoją dziesięciopiętrowce...A ja potem jeszcze "wróciłam" na inny przypiecek na rok...;o)

      Usuń
  3. A ja na wsi mam trzy kaflowe piece do tej pory, ha! I jeden piec chlebowy!

    Swoją drogą jak to krowy nie było, skoro "wydoiłaś" z tych ludzi niesamowite wzruszenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chlebowego Ci zazdraszczam !! ;o) Chociaż i do kaflowych mam sentyment...;o)
      To nie było dojenie, to był klasyczny barter...;o)

      Usuń
  4. Cudna opowieść, bardzo takie lubię.:) Tak jakoś miło się robi, jak się to czyta.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem, gdy to wspominam, to chichotam...;o) I bardzo żałuję, że nie zabrałam swoich portretów...;o)

      Usuń
  5. Wspaniała opowieść, piękne wspomnienia. Jesteś przemiłą osobą i wokół rozsiewasz dobro.:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zadaniowa, więc koncentruję się tylko na tym, na co mam wpływ...;o)

      Usuń
  7. tak to czasem bywa, że to co myśleliśmy, że jest zesłaniem do piekła okazuje się być rajem. Wiem, że to banalne, ale czasem takie zesłania bywają zaskakująco ciekawe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wiadomo, co zastaniemy na końcu ścieżki...;o)

      Usuń
  8. Wspaniała opowieść... Czułam się tak, jakbym sama uczestniczyła w tym wydarzeniu. A nawet "słyszałam" śmiechy w tej twojej bibliotece.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było Magiczne Miejsce, z Magicznymi Ludźmi...;o)

      Usuń
  9. Łza w oku się zakręciła, gdy czytałam. Jako bibliotekarka pracowałam zaledwie 10 lat, ale były to piękne, pełne wzruszeń lata, właśnie dzięki czytelnikom.Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu lat w zdrowiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnienia zawsze są wzruszające...;o)
      Wzajemnie !! ;o)

      Usuń
  10. Chyba zawsze i wszędzie bezpieczniejszym, jest zakapior z podbitym okiem i panowie od taniego wina . Komu to przeszkadzało że życie uczyło myślenia i nie tylko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, miewali swój wewnętrzny kodeks...Jak jest teraz, nie wiem...;o)
      Myślenie to bardzo niebezpieczna przypadłość...;o)

      Usuń