Tropikalne upały i wakacyjne urlopowanie, to może nie najlepsza pora na takie wpisy, ale śmierć wakacji nie uznaje, a tym bardziej nie zważa na pogodę...
Dzisiaj w południe, Dagusia i Jej Siostra żegnają Mamę po raz ostatni...Tak, to właśnie Dagusia zetknęła się z tak bezdusznym traktowaniem...
I kiedy już byłam pewna, że nic gorszego spotkać Je nie może, Dagusia zaczęła swoją opowieść...
Każdy wie, że po traumatycznym zetknięciu ze śmiercią, na Rodzinie spoczywa obowiązek dopełnienia formalności i godnego pochówku...Dagusia i Jej Siostra, udały się więc do owego szpitala po kartę zgonu...Oczywiście dokument nie był przygotowany, czego można się było spodziewać, więc odczekały trzy kwadranse i z wielką ulgą ruszyły do drzwi wyjściowych...
- Chwileczkę !! - usłyszały wołanie...
Nim przekroczyły wymarzony próg tego medycznego przybytku, okazało się, że w karcie zgonu wystąpił błąd daty...
No cóż...Każdy się może pomylić...
Po kolejnych trzech kwadransach mogły odetchnąć z ulgą...
Ruszyły do Urzędu Miasta, celem wystawienia aktu zgonu...
Aktu bardzo ważnego...Niepodważalnego...Nieomylnego...
Siadły więc pokornie i czekały cierpliwie, nim Panie Urzędniczki ów akt wystawią...
Kiedy procedury były już ukończone, i czas było dokonać ustawowych opłat, Dagusia ruszyła do kasy...
W tym właśnie momencie zadzwonił telefon...
- Dzwonię ze szpitala... - oświadczył "głos"...- W karcie zgonu jest pomyłka daty...Musi Pani wrócić...
Każdy się może pomylić ??
Sytuacja była już bardziej skomplikowana...Niestety...Akt zgonu został wystawiony, zatwierdzony i opłacony...
Panie Urzędniczki bezradnie rozłożyły ręce...
W takiej sytuacji pozostaje tylko sądowe "przywrócenie do życia" i wystawienie ponownego aktu zgonu...
Co czuła Dagusia i Jej Siostra nawet nie chcę się domyślać...
Po miesiącu walki z lekarzami i pielęgniarkami, po miesiącu traumatycznych przeżyć związanych ze śmiercią Matki, miały rozpocząć batalię sądową o potwierdzenie Jej śmierci...
A Mama ??
Teraz ma oczekiwać przez kolejne miesiące na pochówek ??
Po kolejnych kwadransach walki, telefonów, narad i konsultacji, Urzędniczki znalazły rozwiązanie...
Trzeba jechać do tego szpitala, zdobyć poprawną (!!) kartę zgonu i oświadczenie, że popełnili pomyłkę...
Kolejne kwadranse rozpaczy...
Czy Je chociaż przeproszono ??
Nie wiem...
Nie pytałam...
Żadne słowo nie byłoby w stanie zmienić Ich sytuacji, a niekompetencja administracyjna porażała...
Czyżby w tym szpitalu Ludzie umierali tak tłumnie, że wystawianie kart zgonu staje się problematyczne ??
A może to Duch Dagusinej Mamy tak bardzo trzymał się życia ??
Może i byłoby to śmieszne, gdyby nie było takie straszne...
Dzisiaj w południe Dagusia i Jej Siostra pożegnają swoją Mamę ostatni raz...
Wysyłam Im moje Dobre Duchy do wsparcia...Niech dodadzą Im sił...Niech obetrą łzy...Niech będą przy Nich...
Nie ma ja tego skomentować. Co za trauma!
OdpowiedzUsuńBo to się po prostu w głowie nie mieści...
UsuńPoznały Panie
OdpowiedzUsuńurzędowanie!
Wartość ludzi,
Usuńczęsto łudzi...
;)
UsuńU nas jest przyjęte bardzo dobre tłumaczenie:każdy może się pomylić lub :to tylko człowiek.Racja,tylko jak gdyby ktoś takiemu urzędasowi kazał iść z powrotem do szkoły podstawowej na naukę albo SAM by musiał odkręcać sprawę to może kolejny był by bardziej uważny?Za popełnione błędy takie i inne KTOŚ jest odpowiedzialny.Sami swoim zachowaniem pozwalamy na takie błędy w myśl zasady właśnie:każdy się może pomylić.A wystarczy tylko myśleć o tym co i jak się robi.
OdpowiedzUsuńSytuacja nie do pozazdroszczenia.
"Odpowiedzialność" nie jest naszą cechą narodową...A jeśli jest, to bardziej "Szaraczków"...
UsuńI przyszły wspomnienia....Też traumatyczne, bo też o śmierć mamusi (Buni) chodzi. U nas jednak obyło się bez "takich " pomyłek. Problem był jednak z "rozrzutem" miejsc wydarzeń. Mamusia zmarła w Bytomiu, mieszkała w Tychach, a Wojskowe Biuro Emerytalne jest w Katowicach. A moja siostra przemieszkiwała w Gliwicach. Nie chcę nawet myśleć co by było gdybysmy nie miały do dyspozycji samochodu i naszych Młodych Żuków. I nastąpiła tylko jedna, niewinna pomyłka, która umknęła nam w firmie pogrzebowej (wieczorową porą, gdzie pani miła czekała na nas "po godzinach" ). Był trochę pomylony adres koscioła gdzie odbywało sie nabozeństwo. Zorientowalismy się póżnym wieczorem gdy chłopcy i dziewczyny wybierali sie rozwieszać klepsydry. Na szczęście w Katowicach jest CAŁONOCNA DRUKARNIA. Nie mogłam uwierzyć....Udało się poprawic w komputerze i wydrukować poprawnie. Do Tychów po raz kolejny (około 12-tej w nocy), pojechała tylko młodzież. My z siostrą padłyśmy bez sił na kanapy....I tak udało się załatwić wszystko w ciągu dwóch dni.....
OdpowiedzUsuńTo było tak niedawno. Koniec lutego. A wydaje się, że minęły wieki.....
Bytom od kilku tygodni brzmi dla mnie złowieszczo...
UsuńZ serca współczuję Dosi.
OdpowiedzUsuńA ta baba która żle wypisała powinna dostać i i to porządnie po dupie !
pamiętam jak mój ojciec umarł i mama poszła zgłosić pogrzeb.proboszcz powiedział że tylko wikary zajdzie po tatę a on nie bo ojciec rzadko chodził do koscioła. (kiedyś na wsi ksiadz zachodził do domu) kiedy w naprawdę dużym kościele wypełnionym ludzmi po brzegi wyszedł proboszcz i zobaczył ile jest ludzi chciał walonąć kazanie .Hola hola nie dali rady mnie utrzymać i wstałam i głosno powiedziałam że ja nie życzę sobie żeby ksiądz proboszcz w jakikolwiek sposób uczestniczył w tej mszy! Byłam tak wściekła bo ojciec może i do kościoła często nie chodził ale ja nie znałam bardziej uczciwego człowieka jakim był mój ojciec.pewnie myślał ze bedzie pusty kościół a tu zonk!!!Czasami trzeba być bezczelnym bo to i tak nic w porównaniu z bezczelnością innych.
przepraszam ze to pisze ale właśnie mi sie to przypomniało jak przeczytałam twój post.
Czasem człek musi, bo by się udusił...
UsuńA co z myśli ...to z serca i zaraz lżej.
Usuń