Dzisiaj
to nawet nie wypada pisać o jakiś wzniosłych, a nie daj Boże mądrych rzeczach.
Wszak szaleństwa sylwestrowe w mniejszym, bądź większym stopniu dają się nam we
znaki…
Dobrze, że to świąteczne zawirowanie powolutku odchodzi w niebyt…toż
jeszcze z tydzień „diety świątecznej” a wątroby jak nic podniosły by bunt.
Teraz
jest czas na skoncentrowanie się „jak dobrze zacząć ten rok”…
Trochę zazdroszczę
Krzysiaczkowi, bo sobie najlepszą wróżbę zapewniła jeszcze w Sylwestra, więc
teraz ma luzy…
Ja nad dobrodziejstwami będę musiała popracować…
Echhh…
Nowy Rok to
taka czysta kartka…
To taki nowiuśki brulion, który dopiero czeka na atrament
naszych wpisów…
Życzenia…Przyrzeczenia…Nadzieje…
No dobra…
Ale taki Nowy Rok
przynajmniej nie musi się martwić jak go będą nazywać.
Przez kilka tygodni
będzie Nowiutki, potem zostanie sobie zwyczajnym 2012…
Nie to co nadawać jakieś
miano Potomkowi…
Jako posiadaczka imienia niecodziennego, a wręcz egzotycznego
jak na ówczesne czasy, moja Mamciaś nie miała żadnego pomysłu jak zatytułować
swoją pierworodną potomkinię.
Dla
chłopaka imię miała wybrane „od zawsze”, narodzin dziewczynki nie przewidywała…
Nie
przewidywała do tego stopnia, że jak na Pielęgniarkę przystało narodziny moje
nastąpiły w szpitalnej toalecie…
Można by to było uznać za dobrą wróżbę na
resztę mojego rozpoczynającego się żywota, bo wiadomo powszechnie, że „wdepnięcie
w gówno” wróżbą jest najlepszą na dostatek i bogactwo, ale nomen omen…przecież
jako osesek nie dreptałam bosą stópką po owym przybytku.
W każdym razie fakt
się dokonał, fama po Narodzie poszła…
Dobrze, że mi tego w akcie urodzenia nie
wpisali…
Mamciaś
musiał być w strasznym szoku poporodowym, albo pomroka jasna Ją dopadła, bo
nadanie mi jakiegoś ludzkiego tytułu zleciła mojemu Rodzicielowi…Człekowi o
fantazji ogromnej i genetycznemu wręcz lekkoduchowi.
W sumie zakładała pewnie, że sprawa jest od początku przesądzona, bo Tata
kochał tylko jedno imię…Beatka…
Beata była dla Niego wcieleniem ideału…Była jak
niezapomniane wspomnienie…Była jak zachód Słońca nad mazurskimi jeziorami…
(„Siedem dziewcząt z Albatrosa” towarzyszyło mi od wczesnych czasów
dziecięctwa)…
Echhh…
Tata
obarczony ową odpowiedzialnością udał się do USC w celu dokonania
formalności…
Pech chciał, iż po drodze napotkał przeszkodę w postaci dawno
niewidzianych kolegów, którzy po uzyskaniu informacji o narodzinach potomka,
zapałali ogromną potrzebą świętowania owego faktu…
Tata do
Urzędu nie dotarł…
Po trzeciej nieudanej próbie „Zbrodniarz” potulnie wysłuchiwał utyskiwań
Połowicy, przyrzekał poprawę, wstawał o świcie celem dopełnienia obowiązku…i
znowu wpadał w sidła „świętowaczy”…że mu wątroba wytrzymała to cud !!
W każdym razie po tygodniu, kiedy Mamciaś traciła cierpliwość, a Tata nie
znajdował wykrętów na wytłumaczenie, ster w swoje ręce przejęła Baba Jaga.
- Dłużej Dzieciak bezimienny nie będzie !! – wrzasnęła na Tatę głosem strasznym
i poczłapała osobiście nadać mi jakieś miano.
- No to dorobiłeś… - oberwało się Tacie od Mamy – jak nic dostaniemy w zapisie jakąś
Petronele albo Teofile…w życiu nam dzieciak (niby ja) tego nie daruje…
Baba Jaga okazała się jednak „na czasie” i mimo, iż „dziewczynek nie lubiła”,
imię mi nadała cywilizowane, a nawet na ówczesnym „topie”.
Ku rozpaczy Taty nie zostałam Beatą…
Zemsta Teściowej była okrutna…
Przez wiele lat, szczególnie swojego nastoletniego żywota, gdzieś w zakamarkach
serducha był żal, że mnie tak potraktowano zaraz po urodzeniu, bo nie żeby mi
się własne imię nie podobało…ale zachwytów to ono we mnie nie wzbudzało.
Dopiero po latach zauważyłam jak jest przydatne…
Dlaczego ??
Bo owo imię dużo lepiej brzmi w zdrobnieniu i chociaż lata mijają wszyscy
zwracają się do mnie jak do małej dziewczynki, a to, musicie przyznać świetnie
robi na samopoczucie…Szczególnie w pewnym wieku !!
Nękana od wczesnej młodości ową opowieścią, która zawsze wzbudzała w Tacie
negatywne emocje, przy wyborze imion dla własnych Dzieci kierowałam się
przemyśleniami i zdrowym rozsądkiem…dla Córci wybraliśmy imię już w ósmej
klasie, dla Syna trochę później…ale wyrobiliśmy się w czasie.
Póki co reklamacji nie składali…
A ja nie lubię zdrobnień i nie wierzę, że jakieś imię brzmi lepiej jako zdrobnienie. Wolę pełne brzmienie ;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Noti...jak to mawiają...różne bywają "zboczenia" ;o)
OdpowiedzUsuńA ja wszystkim szczęścia zycz\yłąm, a mnie samej przypadło zezowate, właśnie nam rura strzeliła, ciepłej wody brak woda leje się w hydroforze, hydraulik jutro przyjedzie dzisiaj nie może, i ja ja nikt na świecie jego rozumiem, ale żeby sobie samej tak źle zyczyć, to ja tego zrozumieć nie mogę !!!
OdpowiedzUsuńj
Pakuj manatki Jadwinia i dawaj do Zaścianka...:o) u nas rury całe...póki co...tfu tfu tfu ;o)
OdpowiedzUsuńCzytanie Twojego bloga sobie na deser zostawiam:) Muszę przyznać, że od dziecka miałaś pod górkę i nawet pocieszyć Ciebie nie potrafię. Bo kto to widział narodziny w toalecie:)))))))) Żebyś Ty Gordyjko chciała o tym jeszcze napisać w formie dramatycznej, ale nie, piszesz tak, że człowiek może tylko uśmiechnąć się:) Co do imion, to faktycznie, niektóre ładniej brzmią w zdrobnieniu, jakoś tak ciepło...
OdpowiedzUsuńSwoim dzieciom dałam imiona przemyślane:) Wprawdzie nie była to ósma klasa:)))) ale kilka miesięcy ciąży:)
Dodam jeszcze, że wierzę iż szczęście w nowym roku będzie się do Ciebie pchało oknami i drzwiami. Będzie go tyle, że nie nadążysz opędzać się od owego:)))
Ależ gdzieżbym ja śmiała się od dobrobytu opędzać ?? Niepodobna !! Przygarnę sierotkę, do chudej piersi przytulę, na podusi ułożę i dbać będę niemożebnie !! :o)
OdpowiedzUsuńA memu bratu miało być Iwonka :))))))))
OdpowiedzUsuńBodzianek Andrzejem nie został tylko dlatego, że lasek 50x50 urósł memu Teściowi do rozmiarów kosmosu, a i memu Ojcu nie udało się to, co zamierzali względem nazwania mojej skromnej osoby.
Zdrobnienia wszelakie uwielbiałam od dziecięctwa. Hitem były "wiedźmula" i "małpeczka".
Pozdrawiam noworocznie.Dzieciąteczko cudne.
Ale Ty Maryjanko masz fajnistego Brata :o) taki fajnisty, że już bardziej się nie da...:o)
OdpowiedzUsuńHahahah... ja owo imię dostałam... szeherka - pewnie mój tatuś świętował, razem z Twoim )))
OdpowiedzUsuńTo nie jest wykluczone...;o)
OdpowiedzUsuńTo piękne bobo / teraz jest Tobą.
OdpowiedzUsuńLW
Niepowetowana strata...gdy upływają lata...;o)
OdpowiedzUsuń