Ciszę jaka panowała w mieszkaniu przerwało energiczne
wtargnięcie Mamy.
Z pełnym rozmachem otworzyła drzwi mojego pokoju, i głosem jak
na Nią podniesionym, zakomunikowała:
- Iwonka jest w ciąży !!
Wyrwana z letargu popatrzyłam na Nią
mało rozgarniętym wzrokiem…
- Tak ??
- No mówię Ci przecież, w ciąży jest !!
– Mama stała w drzwiach z miną „oburzonej matrony”, a że widocznie owa nowina
strasznie jej na duszy leżała, więc nawet butów nie zdjęła.
- Widocznie przyszedł na Nią czas…-
odpowiedziałam filozoficznie i zamierzałam wrócić do przerwanej lektury.
- Jaki czas !! Ona nie ma jeszcze
szesnastu lat !! – Mama aż pozieleniała na twarzy.
Orzesz…chyba Iwonki mi się pomyliły.
- Mamo…- zaczęłam dyplomatycznie –
uspokój się i zacznij może jeszcze raz, tak bardziej czytelnie, o kim Ty mówisz
?? – próbowałam złapać równowagę myślową.
- No jak o kim ?? O Iwonce !! Tej co
mieszka koło Babci !! W ciąży jest !! – Mama wypluła informacje jednym ciągiem…
- Przecież Ona w tym roku skończyła
podstawówkę… - jakoś nie mogłam przyswoić informacji.
- I więcej nie skończy…jest w ciąży – w
skutek wyplucia z siebie takiej dawki emocji Mama przysiadła na brzeżku kanapy.
- Nie denerwuj się tak…przecież to nie
Twój problem…- starałam się uspokoić mamine nerwy…
- Nooo…niby nie, ale przecież to
straszne…tak sobie życie zmarnować…i Aśka babcią zostanie…- to już było mówione
dużo spokojniej, ale jakoś tak Mama unikała mojego wzroku…
- Pani Asia młodo wygląda jak na
babcię…- podzieliłam wątpliwości mojej Mamy.
- Nooo…ma dopiero trzydzieści dwa lata,
jak dobrze liczę…- Mama prawie wyszeptała...
Siedziałam wpatrzona w Mamę i
analizowałam usłyszaną nowinę…Skoro Aśka ma trzydzieści dwa…a Iwonka
szesnaście…
- Mamo…
- Idę się przebrać – Mama przerwała
moją wypowiedź.
Szarpana wątpliwościami, tym razem ja
nie odpuściłam…podreptałam za Mamą do przedpokoju.
- Skoro Aśka ma trzydzieści dwa lata to
urodziła Iwonkę mając szesnaście ?? – z matmy zawsze byłam dobra.
- Po pierwsze nie Aśka tylko Pani Asia,
a po drugie…czasem tak bywa…- Mama jakoś straciła chęć do dyskusji.
- To Iwonka genetycznie tak ma…- czasem
jak coś palnę…
- Ja Ci zaraz zrobię genetycznie !! To,
że się matce przytrafiło to ona też miała sobie życie zmarnować ?? Co Aśkę
dobrego w życiu spotkało ?? Szkoły żadnej nie ma !! Męża nie ma !! Biedę
klepała całe życie, żeby tylko Iwonce lepiej było… – oburzenie mojej Mamy osiągało
zenit.
Dyskusja w takim stadium groziła
śmiercią, bądź kalectwem…
Wykonałam strategiczny odwrót do
swojego pokoju i postanowiłam powrócić do przerwanej lektury.
Jakoś nie mogłam
ogarnąć co tak bardzo zdenerwowało moją Rodzicielkę…Macierzyństwo Iwonki, czy
babciowanie Aśki…
Głowa nabita nowinami jakoś nie bardzo miała ochotę wrócić do
przerwanej lektury…
Wyobraźnia z kopyta ruszyła…
Przed oczami jawił mi się obraz
drobniutkiej, niewysokiej szatynki z ogromnym brzuchem, toczącej się z trudem
zatłoczonymi ulicami naszego miasta i pełne pogardy spojrzenia na „małolatę z
brzuchem”…obok niej kroczyła, niewiele wyższa młoda kobieta z figlarnym
spojrzeniem i jak zawsze „roztrzepaną” fryzurką…
Z zamyślenia wyrwał mnie komunikat
Mamy:
- Obiad !!
Kiedy siadałam do stołu Mama nie
wytrzymała i nowinę o ciąży Iwonki przekazała Ojcu.
- Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi…-
rzucił Ojciec z nosem prawie zanurzonym w talerz z zupą.
Nieopatrznie parsknęłam śmiechem…
Mama nie znalazłszy w nas zrozumienia
wstała od stołu bez słowa i wyszła do kuchni.
Tata puścił do mnie perskie oko…
Zrozumiałam…
Kiedy wchodziłam do kuchni Mama
siedziała na taborecie wpatrzona w okno…
- Mamo…- nie bardzo wiedziałam jak
ubrać w słowa to co chciałam powiedzieć.
- Mamo…- spojrzała na mnie swoimi
szarymi oczami – nie martw się Mamo, nie zamierzam zachodzić w ciążę…a poza tym
nie mam szesnaście lat i niedługo kończę szkołę…nie martw się…
Z szarych oczu potoczyły się łzy…jedna
za drugą...Jak kamyki leżące na maminym sercu…
Przytuliłam Ją i wyszeptałam:
- Nie martw się…
W drzwiach kuchni pojawiła się głowa
Taty.
- A drugie danie dzisiaj będzie ?? –
przyziemne pytanie Ojca wyrwało Mamę z rozpaczliwego amoku.
- Zupa Ci stygnie…- rzuciła już
normalnym tonem, wytarła nos i zaczęła odcedzać ziemniaki...
No i w ten sposób zostałaś Gordyjko uświadomiona...
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się jak moja znajoma z pracy uświadamiała swojego nastoletniego syna:
"Jak tobie już ta laska staje, to ty dzieci możesz mieć" - koniec uświadamiania:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Szczerze mówiąc Krzysiaczku, to jakbym czekała na uświadomienie przez Rodziców, to jeszcze bym rozważałam złożoność teorii na motylkach ;o)
OdpowiedzUsuń