Zgodnie z kilkuletnią tradycją, "6" z przodu uświetniła wizytacja w Krakusowie...Echhh...Cóż ten Kraków ma w sobie, że od czasu do czasu "trzeba w nim być" ?? ;o)
Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że tyle co powstał Jarmark Bożonarodzeniowy...
No to w drogę...
Weekend...Andrzejki...Kraków...
Ło Matko i Córko !!
Pół Narodu ruszyło świętować urodziny Gordyjki w Krakusowie !! ;o)
Najpierw korki niewyobrażalne...
Potem "pętelki" na drogach, żeby dopaść miejsce parkingowe...
A potem ??
Tłumy...Tłumy...Tłumy...
Od wielu lat omijamy takie skupiska wielkim łukiem...;o)
Lepiej więc, spoglądać w górę...
Na świąteczny wystrój, na majestatyczny Wawel, na Hejnalistę machającego z energią, na wieżyce "Marianka"...Wtedy te tłumy tak po "oczach" nie biją...
Na Jarmarku języka polskiego właściwie nie słychać...Prym wiedli Węgrzy, Norwedzy i Hiszpanie...Stoiska gastronomiczne tak oblężone jakby Turyści nie jedli od kilku dni...;o)
Tradycyjnych, regionalnych kramów...Hmmm...Kilka ?? Nawet jakieś Koło Gospodyń i Gospodarzy postanowiło zaistnieć...Ale główne tłumy przy "spożywce"...
Kiedy po powrocie do domu przeczytałam, że ceny są kosmiczne i zniechęca to Turystów, wniosek wysnułam natychmiast...Albo autor tych wypocin nie pofatygował się na Jarmark...Albo chciał coś zjeść, ale się przez tłum nie przecisnął i medialnie postanowił go rozproszyć (ten tłum)...
Myśmy konsumpcji nie uskuteczniali, bo mam wrodzony wstręt do zakurzonych i oplutych posiłków...;o)
Postanowiliśmy zacząć od czekolady na gorąco i ciacha...
Wszystkie kawiarenki zajęte !! Nieliczne, wolne stoliki to rezerwacje...Przy każdym obiekcie kolejka chętnych, czyhająca aż szczęśliwcy przy stolikach skończą degustacje...
Trzeba ruszyć na rubieże...;o) Na Barbakan...;o)
Udało się...;o)
Możemy dalej błąkać się bez celu...;o)
Jedna pętelka...Druga pętelka...Trzecia pętelka...
Trzeba by coś zjeść treściwego...
Wszystkie restauracje zajęte...Kelnerzy uwijają się jak w ukropie...Przy każdym obiekcie kolejki jak przy otwarciu "Biedronki"...Serio ??
Posiłek, licząc z wyborem dania, zamówieniem, realizacją i jedzeniem, to lekko licząc 1,5 godziny...Kolejki po kilkadziesiąt osób...Nawet na "rubieżach"...;o)
Człapaliśmy niespiesznie (bo pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł) i syciliśmy oczęta świątecznym Krakusowem...
Dopiero pod "Wafelkiem" się udało...;o)
Pychotka było...;o) A i rezydent z mięsnej łapówki bardzo był zadowolony...;o)
Tak nam się milusio na brzuszkach zrobiło, że ruszyliśmy nad Wisełkę, sprawdzić co tam u Królowej słychać...