Kilka dni temu pojechaliśmy na Wrzosowisko i daliśmy czadu...Nie ma co...Jak zaczynać sezon to z przytupem...;o)
Przyszaleliśmy tak, że do leżaków doczłapaliśmy z wielkim trudem, Pan N. czerwieniutki jak pomidor ze źrenicami wielkości czubeczka szpilki, Gordyjka blado-przezroczysta ze źrenicami wielkości tęczówek...Normalnie dwa Ćpuny środowiskowo-ogrodowe...;o)
- Ledwie żyję...- oznajmił mi Ślubny...
- Poczekaj do jutra...- wymruczałam i z nadzieją patrzyłam na Luckiego..."Taki mądry jest, to może kawy by nam zrobił ??"...
Żeby "unaocznić" nasze odurzenie wysiłkiem przyznam: musieliśmy odsiedzieć na tych leżakach ponad godzinę, że odzyskać cywilizowany wygląd, oddech i tętno...Bo w razie kontroli drogowej bez testów narkotykowych by się nie obeszło...A jak tłumaczyć, żeśmy się "naturą" naćpali ??
W każdym razie wróciliśmy do domeczku szczęśliwie, kolacyjkę żeśmy zjedli i bez marudzenia poszliśmy spać...
Pan N. wstawał na ranną zmianę, więc była szansa, że mu się mięśnie jeszcze nie zakwaszą...Gordyjka...
Echhh...Ta Gordyjka...
Oczęta otworzyłam (z trudem) bo nawet powieki miałam opuchnięte...Na stopach stanęłam (z trudem) bo każda kosteczka (a jest ich w stopie 26) bolała osobno i zbiorowo...Ścięgna (wszystkie) wydobywały z siebie dźwięk targanego materiału...Mięśnie zbiorowo ogłosiły strajk generalny i nie zamierzały współpracować z mózgiem...Do łazienki doczłapałam o ścianie...Kawę robiłam trzymając się kuchennego blatu...A w perspektywie...
Spacer z psem !!
Ponieważ najlepiej funkcjonującym organem był mózg, to piję kawusię i dumam...Jak tu Luckiego namówić, żeby ze spaceru zrezygnował i poszedł za potrzebą do łazienki...Już nawet niekoniecznie musiałby z klopa korzystać...Spływ mamy w podłodze...Ale gdzie tam...
Siedzi psisko na widoku, oczu ze mnie nie spuszcza, łebek przekrzywia i całym sierściuchem pyta: "Już wypiłaś tą kawę ??"
Echhhh...
No to zebrałam gordyjskie ciało do kupy i drepczę do lasu...
Ledwie kilka kroków żeśmy zrobili (każdy krok spływał zimnym potem po plecach), przez ścieżkę przekicał niespiesznie zając...
Ufff...Lucky zajęty poranną toaletą kicaja nie zauważył...
Zając zamierzał przemieścić się przez torowisko, które przecina nasz las...Tyle, że na torowisku właśnie trwają prace remontowe...Ruch jak w ulu, mimo, że leje jak z cebra...Układarki...Ubijarki...Szynownice...I ze dwudziestu ludzi...Każdy na każdego "krzyczy"...
Szarak głupi nie był, żeby się w taki tłum wbijać, więc zawrócił i wyskoczył na ścieżkę dokładnie przed psim nosem...
Klękajcie Narody !!
Lucky smyczą szarpnął, na dwóch łapach stanął i już czuł smak potrawki z zająca...
Gordyjka z całych sił (nadwątlonych) smycz w dłoniach trzyma, opór psu stawia i równowagę usiłuje utrzymać, bo ścieżka po deszczu ma przyczepność lodowiska...
A zając ??
Zając nas zauważył (musiałby ślepy być, żeby nie zauważyć, bo do psiego pyska miał może ze dwa metry) i zamiast czmychnąć jak na zająca przystało, zaczął uciekać zakosami równiutko, ale ścieżką...
Trzy metry w lewo...Trzy metry w prawo...I gna głupol przed siebie, wydłużając trasę ucieczki trzykrotnie...
I śmiga tak przed psim nosem !!
Dwadzieścia kilo psa rwie się do potencjalnego obiadu, dokładając do ciężaru dwadzieścia kilo siły i zrywy tego żywiołu, który usiłuję przewidzieć...
A ta zajęcza sierota kontynuuje zabójczą ucieczkę...Lewo...Prawo...Lewo...Prawo...
Nogi mi się rozjeżdżają...Smycz z całych sił trzymam, bo zapędów myśliwskich Luckiego inaczej nie okiełznam, a zając nic...Wcale nie reaguje...Między cyklami pojawiania się i znikania (przypominam, że ma gamoń po obu stronach ścieżki las) tupię, klaskam, pokrzykuję...Ale zajęczy amok trwa...Psi też...
Nijak nad tym zwierzęcym żywiołem nie zapanuję...Jak nic będzie dzisiaj na obiad potrawka z zająca...
Nawet na rozdrożu wybrał kicaj "naszą" ścieżkę...
I kica...Lewo...Pies w amoku...Gordyjka na baczność...Prawo...Pies w amoku...Gordyjka na baczność...
Że też musiałam trafić na opętanego zająca...
A że zające mają to do siebie, że jak się nagle pojawiają, tak nagle znikają, to i ten się w końcu zreflektował i myśli samobójcze go opuściły...
Uffff...
Człapiemy sobie niespiesznie...Lucky krzaczki obwąchuje...A Gordyjka dopiero kilometr dalej zajarzyła, że ból stóp przeszedł, ścięgna nie chrzęszczą, a po plecach nie spływa zimny pot...
Nie ma jak mieć dwóch trenerów personalnych...;o)
Czyli wybiłaś klina klinem, zakwasy ustąpiły.
OdpowiedzUsuńGdy zobaczyłam męża po wożeniu ziemi ogrodowej u syna, to chciałam po pogotowie dzwonić!
Pierwsze dni opieki nad wnukiem niemal odchorowałam, a teraz śmigam jak gazela i to po schodach, a tak poważnie, nie da się żyć jak 20 lat wcześniej, dusza wyje, a ciało pokazuje środkowy palec!
jotka
Jak to mawiał mój Trener: Kwasy trzeba rozbiegać...;o)
UsuńWłaśnie rozplanowuję rozmieszczenie 60 krzewów, które jadą...A 60 sadzonek już czeka...W międzyczasie coś przekopię, coś posieję...Nie mam czasu rozglądać się za "fakami"...;o)
Hmmmm Gordyjko, oby ten "fak" nie podstawił ci nogi, abo nie przywalił piąchą między żebra...
UsuńPęknięte żebro właśnie się zrasta...;o) Nie pytaj co robiłam...;o)
UsuńO jak to dobrze, że przy gonieniu tego zająca, ty nie "złapałaś zająca" ;)
OdpowiedzUsuńNie pojmuję jakim cudem, ale się udało...;o)
UsuńNo fakt, trzeba było wybrać inną ścieżkę na spacerek... Jak mogłaś nie przewidzieć, że tam zając się pojawi ;-)... a serio, ciesz się, że nie dzik, bo ten by nie uciekał...
OdpowiedzUsuńBo to złośliwy zając był !! ;o) Nasz lasek dla dzików za mały i drogami posiekany, ale na zające, sarenki i liski mogę się napatrzeć do woli...;o)
UsuńOstatnio lisek maszerował przy Osiedlu, ale elegancko, chodniczkiem...;o)
Dopiero co komentowała u mnie, a ja właśnie wrzuciłam nowy wpis. Wyciągnęłam niespodziankę :-)
UsuńJuż lecę...;o)
UsuńA ja w sprawie chlebka, popełniłam go dzisiaj, własnie wyciagnęłam z piekarnika i stygnie. Wyglada zacnie, pachnie przepieknie, tylko jeszcze smak nie znany. Przepis prosty i nie wymaga duzo pracy, dzięki Gordyjko!
OdpowiedzUsuńWspaniale !! Ale uprzedzam...Jak spróbujesz to już masz przechlapane...Wpadniesz w nałóg...;o)
UsuńUrocza, przezabawna historyjka. Pewnie już kiedyś o tym pisałam, ale powinnaś wszystkie opowiastki o Lackim spisać i wydać jako książkę. Jaka wspaniała pamiątka byłaby dla wnucząt. Uściski.
OdpowiedzUsuńDzięki piękne za uznanie, ale moim zdaniem, zbyt wiele osób pisze książki, a zbyt mało je czyta...;o)
UsuńHi, hi, hi, aż sobie wyobraziłam tą scenę. Czyli macie w domu samozwańczego psa myśliwskiego. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNie "samozwańczego" !! Lucky na 100% polował !! Zademonstrował nam to dokładnie...;o)
UsuńO kurczę blade.... I nikt filmu dokumentalnego wtedy nie nakręcił???
OdpowiedzUsuńToż to rewelacja
Osobiście wolałabym inne rewelacje...;o)
UsuńI ubaw po pachy:-))
OdpowiedzUsuńTo też Stokrotka pisała...
Po ubłocone do kolan nogi...;o)
Usuń"Taki mądry jest, to może kawy by nam zrobił ??"... Padłam 🤣🤣🤣
OdpowiedzUsuńEchhh...Wyginęło już ludzkie współczucie i empatia...;o)
UsuńPogoń za zajcem iście zjawiskowa Gordyjko. Uśmiałam się jak nie wiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was najserdeczniej
Mnie tam do śmiechu nie było...;o)
Usuń