Znam Ją od dziecka...Miła, grzeczna, sympatyczna...Urody też Jej Bozia nie poskąpiła...
Bywało, że pukała do naszych drzwi z oczami pełnymi łez i opuchniętą twarzyczką...
- Sąsiadko, nijak tego nie ogarniam...
A ja odkładałam wszystko i biegłam z odsieczą...
Młoda nie mogła się dogadać z matematyką...
Kiedy po kilku latach wykrzyczała do mnie na ulicy...
- Sąsiadko !! Mam czwórkę z matmy !!
Nie wiedziałam, która z nas jest bardziej dumna...;o)
Czas płynął, Młoda z sympatycznej Dziewczynki zmieniła się w sympatyczną Kobietę...
Zaradną, pracowitą, życzliwą...
Nie mogłam się nadziwić, że chłopaki nie zauważali takiej Perły...
Ale o męskich gustach nie mnie decydować...
Skończyła edukację, rozpoczęła pracę i pojawił się ON...
Ponoć przystojny...Choć nie w moim typie...
Poznałam Go na weselu Jej młodszego Brata (de facto, mojego sąsiedzkiego Ulubieńca)...
Stwierdzenie "poznałam", jest znacznie na wyrost...Zobaczyłam, byłoby lepsze...
Zobaczyłam i w mojej mózgownicy zabłyszczała "czerwona lampeczka", która świeci się bardzo rzadko...Ostrzeżenie najwyższego stopnia !!
"Zły człowiek na horyzoncie !!"
Ale, że uprzedzeniami nie dziele się z nikim poza Panem N. (który określił Faceta "dziwnym"), więc lampeczka pomrugała, pobłyszczała i przestała...
Dziewczyna promieniała...Fakt...
Pojawił się staranniejszy makijaż...Pojawiły się ładniejsze fryzurki...Standardem stały się modniejsze ciuszki...
Starała się i było to widać...
On rozpoczął pracę poza granicami, żeby mieli na start...
Ona pracowała w Kraju i czekała...
Rodzice (obu stron) czekali na decyzje...
Po kilku latach Rodziny przestały naciskać na kolejne kroki...Młodej przestano zadawać "kłopotliwe" pytania...
On pół roku był za granicą...
Ona czekała...
On pół roku spędzał w Kraju...
Ona rozkwitała...
Zegar odmierzał czas...
Na weselu Pierworodnego mieliśmy przyjemność (wątpliwą) z Nim rozmawiać...
Alkohol rozmiękczył Go do tego stopnia, że poznaliśmy "teorię wszystkiego"...
"On się żenił teraz nie będzie, bo trzeba najpierw zabezpieczyć sobie przyszłość, mieć pieniądze, mieć mieszkanie, urządzić się..."Chwalebne !! Poniekąd...
Na sugestię, że we dwoje buduje się łatwiej, spojrzał na nas zdziwiony...
Na pytanie, czy Ona zna Jego plany, jakby grom w Niego trzasnął...
"Po co ??"
Ot, zagwozdka...
Chodzi z Dziewczyną przez kilka lat i nie rozmawiają o przyszłości ??
Absolutnie nie jestem przeciwniczką "wolnych związków", konkubinatu, czy jak by to zwać...Ale to chyba powinien być świadomy wybór obu stron ??
Czarę goryczy dopełniliśmy przy pożegnaniu, wręczając poczęstunek od Młodych naszej Sąsiadce, a nie Jemu...
No cóż, dla nas był tylko Osobą towarzyszącą...Taki zwyczaj...
Mijały kolejne lata...
Ożenił się Jej młodszy Brat (młodszy ponad 10 lat)...
On kupił mieszkanie...
Zegar znowu coś tam odliczył...
Za mąż wyszła Jej najmłodsza Siostra...
Ona z każdym rokiem była coraz smutniejsza...
On przestał jeździć za granicę...Siedzi w domu...Snuje plany...
I nagle gruchnęła wieść...
W jednym z lokali zapytał, jaki jest koszt skromnego przyjęcia weselnego...
Wydumał !!
Po kilkunastu latach oczekiwań - wydumał !!
Przyjęcie będzie skromne...Ślub będzie skromny...
Bo przecież swoje lata mają i huczne obchody już nawet nie pasują (poniekąd)...
Tyle, że Ona o Jego "wydumankach" dowiedziała się mimochodem...
Dowiedziała się o ślubie w obcej Parafii...O skromnym przyjęciu...O zdecydowanym umiarze...
Przez kilkanaście lat o tym nie rozmawiali ??
To związek ??
Chyba "radziecki"...
Nijak moja stara głowa ogarnąć tego nie umie...
Ona płacze...
On duma...
Miłość to jednak ślepa jest...
Miłość? Czy ja wiem. Może po prostu wiara w "zaklepane"?
OdpowiedzUsuńSą ze sobą już ponad 10 lat (i to sporo "ponad") i jakoś nikt nie rozumie tego "zjawiska"...;o)
UsuńWitaj w moich skromnych progach...:o)
Nie, to nie miłość. To niewiara młodej kobiety w siebie. Że niby nikt nigdy już i.t.d.. Więc rezygnacja. Oby tylko "nie pił i nie bił"...
OdpowiedzUsuńA on z premedytacją Ją osaczył i usidlił...Niby XXI wiek...;o)
UsuńSkoro oni przed ślubem nie umieją rozmawiać o ważnych sprawach, czarno widzę ich wspólną przyszłość. Miłości też tu mało w tym wszystkim. Czy będzie na czym budować wspólną przyszłość? Obym się myliła.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak to się skończy, ale wpływu nie mam...
UsuńNaprawdę dziwny związek, tu nie ma co płakać tylko rozmówić się lub rozejrzeć za innym...
OdpowiedzUsuńLęk przed "nowym" bywa destrukcyjny...
UsuńMiłość ma różne oblicza, kazdy kocha po swojemu. Nigdy obie strony nie kochają tak samo. Stanowczo jest to uczucie przereklamowane:) Ta dziewczyna myśli pewnie, że kocha się raz w życiu. Naiwna, niech lepiej poszuka innej milosci.
OdpowiedzUsuńBo tych kampanii reklamowych jest teraz stanowczo zbyt wiele...;o)
UsuńW przebudzenie rozsądku wątpię...
Jeżeli płacze to niech osuszy łzy i...wieje od jegomościa jak najdalej!!!
OdpowiedzUsuńWydawałoby się, że łatwiej iść przez życie utartymi ścieżkami, więc skoro wszyscy wkoło się pobierają to także należy to zrobić, bo tak jest właściwie i inaczej się nie da.
Ale da się inaczej i to może być łatwiejsze niż związek z nieodpowiednim człowiekiem.
Obawiam się, że jak on dostanie "glejt" to wiele się może zmienić...Zmienić na gorsze...
UsuńIle można czekać i na co?
UsuńJak widać, można...;o)
UsuńNijak tego nie można miłością nazwać...
OdpowiedzUsuńHigieną osobistą też nie...;o)
UsuńPojemność mojej głowy jest zdecydowanie za mała, żeby to zrozumieć
OdpowiedzUsuńTeż mam problem ze zrozumieniem...;o)
UsuńOj, nie będzie to szczęśliwy związek, skoro przed ślubem płacze.
OdpowiedzUsuńNazwałabym to raczej uzależnieniem...;o)
Usuń