Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Całkiem niezłe kawałki...

     Macie już dosyć Wrzosowiska ??
Hmmm...
Tak może być...
     Ale gordyjski satelita krąży jedynie po orbitach : Zaścianek - Wrzosowisko - Księciunio, więc trudno, żeby było inaczej...
     Księciunio gości sporadycznie, żeby nie napisać incydentalnie, bo raczej słowem, niż wizerunkiem (nie jestem zwolenniczką umieszczania zdjęć dzieci w necie)...
     Zaścianek staje się w sezonie jedynie "stacją dokującą", gdzie się pierze, prasuje i przepakowuje...W życiu nie przypuszczałam, że można mieć dość pakowania (które genetycznie uwielbiam)...
     Wrzosowisko...
Aaaaa...
Macie dość Wrzosowiska...
     To dzisiaj będzie o Wrzosowisku inaczej...
Część z miłych Czytaczy pamięta...


Tak, tak...
     To Wrzosowisko, we wrześniu 2014 roku...
     Na to "coś" porwaliśmy się z motyką i szpadlem...
Kiedy porządkowałam zdjęcia, aż mnie przytkało...
Wiedziałam, że było źle, ale wizualizacja bezpośrednia zrobiła wrażenie...
     Teraz to miejsce wygląda tak...


     Trochę się różnią...
Litry potu...Kilka opakowań przeciwbólówek...
I coś jeszcze...
     Sezon 2015 przetrwałam dzięki temu...

     Czasem bywałam tak poobklejana, że trudno było znaleźć miejsce bez plastra...Plecy, barki, ramiona, biodra, kolana...
Ło Matko i Córko...
Na Winbledonie nawet takich "cudaków" nie było...
Ale przetrwałam...
     Sezon 2016 to już było nacieranie kapsaicyną (pieprz cayenne)...Zużycie drastycznie nam wzrosło, a na widok opakowań "gramowych" śmialiśmy się z lekceważeniem...


I znowu było nacieranie pleców, barków, ramion, bioder i kolan...
     Jakoś w środku sezonu spojrzałam na konar jednego z orzechów i zaświtała pewna myśl...
Pomoże ??
Wiszenie na orzeszku weszło w rytuał...
Kręgosłup wyraził wdzięczność po kilku zwisach...A właściwie, nie wyraził, bo z nagła przestał kłóć rozżarzonymi szpilami...
     Sezon 2017...Trwa...
Kilka rolek taśm gdzieś się poniewiera...Pieprz wrócił do przyprawnika...
I chociaż to, cieszy duszę...


Wrzosowisko dało mi coś jeszcze...
     Wolność od porażającego bólu...Wolność od blokad w kręgosłupie i barkach...Wolność od zawrotów głowy, spowodowanych kilkoma skłonami...
     To, że zapłaciłam potem ??
No cóż, nie ma nic za darmo...
     Zaoszczędzone na masażach i aerobikach pieniążki przeznaczę na kolejne roślinki...
I znowu Wrzosowisko wypięknieje...
     Bo już ma całkiem niezłe kawałki...;o)

26 komentarzy:

  1. Co do gumna, to wspaniale widać efekty olbrzymiej pracy!!! :)
    I taka jeszcze życiowa refleksja. Życie jest przewrotne. Leżenie na kanapie jest bardzo przyjemne, ale niestety nieużywane mięśnie z czasem zaczynają napierdzielać niemiłosiernie. Wysiłek fizyczny męczy, ale za to w ogólnym rozrachunku jest mniej bolesny ;) A na starość nie można tylko odpoczywać, trzeba być aktywnym fizycznie i umysłowo do samego końca! Cały czas się tego uczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego pieprzu cayenne to robiłaś jakąś miksturę?

      Usuń
    2. Refleksja to się opamiętała, kiedy zapytałam moją Masażystkę o zestaw ćwiczeń, który wspomógłby rehabilitację (stawiała mnie do pionu "na czas", bo złamało mnie tuż przed weselem Miśków), a Ona powiedziała: "każde ćwiczenie, do granicy bólu"...To było tak proste, że sama wyśmiałam własną głupotę...Przez całe lata uprawiałam sport i nagle tak mnie przyćmiło ??
      Byłyśmy umówione na kolejną porcję zabiegów miesiąc później...Właśnie mija pięć lat od tej rozmowy...
      Granicę bólu przesunęłam na tyle, że z politowaniem wspominam tamten okres...;o)

      Usuń
    3. Pieprz wysypywaliśmy na dłonie i wcieraliśmy w newralgiczne miejsca...;o)
      Pan N. do dzisiaj pija miksturki z oleju i różnorakich "przypraw", ale mnie to przez gardło przejść nie może, a poza tym, to "dla dorosłych", a ja mam organizm "dziecka"...;o)

      Usuń
  2. Porównanie Wrzosowiska "wczoraj" a "dziś", faktycznie szokuje ale pokazuje ogrom pracy jaką Ty i Pan N wykonaliście. Gratulacje. A tego niebolącego kręgosłupa zazdroszczę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to zestawienie też jest szokujące, bo "na co dzień" jakoś tego nie zauważamy...(Bo zaiwaniamy...) ;o)
      Trzy lata cierpienia, pięć lat walki...Ale miło jest "zwyciężać"...;o)

      Usuń
  3. Ja wiem ,że znowu się narażę ale tak jakoś - wiesz , że bardziej mi się podoba na wrozosowisku z 2014 roku .. Wiem ,że jkiś zamysł mileiscie ,kupując to werzosowisko i ogrom pracyjaki włożyliscie ,żeby to "ucywilizować" jest wielki.
    A tak na marginesie - ja nigdy sportów nie uprawiałam żadnych i jeszcze Polsce ,mając siedzącą pracę _ KUrcze hi,hi "umsysłową" cierpiałam okrutnie kręgosłupowo.
    Pojechałam rwać jabłka. Dżwigałam skrzzynki po 20 lilo i wszelkie bóle jak ręką odjął..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to starożytni mawiali: różne bywają zboczenia...;o)

      Bo umiar wskazany we wszystkim...Nawet w siedzeniu...;o)

      Usuń
  4. Jest różnica jest...
    A najważniejsze,że czuć w tym sympatię do Wrzosowiska i pasję.
    Lubie ludzi z pasją :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Coś jest w tej konkluzji "siłowej" walki z bólem. Ja jak mam 1 dzień przerwy w moich marszrutach na około miasta, w mieście lub w naturze, to noc jest nieprzespana z powodu bolesnych skórczy w śmiesznych miejscach... A jak nie mogłam prawie chodzić z powodu dyskopatii, to zalecono mi m.i.n. podnoszenie ciężarów z różnych pozycji. Było to o tyle trudne w moim wypadku, że mam "bolące" i słabe ręce. Więc wybierałam ostre ćwiczenia bez urzycia rąk ... ;-) No i niestety, tak normalnie wszystko robisz rękami... I ma się "przekopane" jeśli one odmawiają współpracy. I to nie chodzi o ból a o "chwyt", który jest do d..y.
    Wkrótce będę na Żukowszczyżnie i szukam jakiś Lelonków, które by mi działkę przekopały... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez trzy miesiące byłam "jednoręczna"...Brak kończyny górnej jest "upierdliwy"...;o)
      Poszukaj pod okoliczną gospodą...;o) Tam bywają Lelonki o napędzie "podsiarkowym"...;o)

      Usuń
  6. Dla mnie zawsze najtrudniej jest zacząć. A potem... jakoś idzie.:)))
    Widać ogrom Waszej pracy. Ale i korzyści rozmaitych z tego płynących.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My to mamy problem z nadprodukcją pomysłów...;o)

      Usuń
  7. Dokumentacja dla potomności! :-) Widok cieszy oczy, macie satysfakcję, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno zaprzeczyć...;o)Chociaż pot po poopach spływa...;o)

      Usuń
  8. wow. ogromna zmiana. widać te hektolitry potu. niesamowite...

    OdpowiedzUsuń
  9. A najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że oboje z mężem lubicie to swoje Wrzosowisko :)
    Bez tego ani rusz ;)

    OdpowiedzUsuń