"Sen mara, Bóg wiara" - powtarzałam zduszonym szeptem...
To co ukazał mi sen, było przerażające...
Tak przerażające, że nawet Panu N. nie opowiedziałam...
Tak przerażające, że kiedy zamykałam powieki widziałam ostatni urywek...
Tak przerażające, że codziennie czekałam...
Mamciaśka od czasu swojej śmierci (1987r.) była w moich snach trzykrotnie...Trzykrotnie już przeżywałam podobny strach i przerażenie...Trzykrotnie zapowiedziała coś, czego nie mogłam się spodziewać, a co przynosiło łzy, smutek, zwątpienie, rozpacz...
To był czwarty raz...
Skuliłam się w sobie i zaczęłam analizować, z której strony Los może mi dowalić...
Bezradność...
Żadnych wskazówek nie dostałam, poza tym niesamowitym strachem...
Po kilku dniach zaczęłam dochodzić do siebie...
Poczułam wewnętrzną mobilizację...To dobre uczucie...Daje siłę...
To było dwa tygodnie temu...
Po kilku dniach obudziłam się w nocy słysząc własny krzyk...
Sen był inny...
Równie przerażający...
Ale tym razem, po raz pierwszy od dziesięciu lat przyśnił mi się mój Ojciec...
Mamciaśka wezwała wyższą "instancję" ??
A może chcą mnie "wykończyć" snami ??
Przerażenie się spotęgowało...
Wieczorami z lękiem szłam do sypialni...
Jeśli chcieli mi coś przekazać, to albo Oni kiepsko się starali, albo ja jestem wyjątkowo tępa...
Przedwczoraj obudził mnie Pan N. ...
- Kilka razy usiłował się do mnie dodzwonić jakiś numer, sprawdziłem pocztę, Andrzejek Cię szuka...
To nie była dobra nowina...
Od pogrzebu mojego Ojca nie mieliśmy ze sobą kontaktu...No cóż...Takie, pokręcone rodzinne życie...Tyle, że my pokochaliśmy się w dzieciństwie, jak Rodzeństwo, i trochę trudno nam było akceptować te rodzinne zawirowania...
- Tata zmarł w poniedziałek...Przez ostatnie dwa tygodnie cierpiał niesamowicie,wył z bólu, a my z rozpaczy, modliliśmy się o śmierć...
Dwa tygodnie...
Jakoś nikt nie wpadł na to, żeby wcześniej mnie poszukać...
Ot, życie...
Wczoraj pożegnałam najstarszego Brata mojej Mamciaśki...
Zwykły Szary Człowiek, odszedł w zwykły, szary dzień, w cmentarnej Kaplicy, której nawet nikomu nie chciało się pozamiatać...
Jego prochy stały w maleńkiej skrzyneczce...
"Z prochu powstałeś"...
Rodzina, Znajomi...
Kilka niezrealizowanych marzeń...
Kilka zatartych wspomnień...
A kiedy dzisiaj się nad tym zastanawiam, to chyba zrozumiałam Rodziców...Wiele Ich zawsze dzieliło, ale to przestało być z czasem istotne...Uczucia, które Ich łączyły, zalała lawa codziennej obrzydliwości...Niedomówień, nieszczerości, zawiści...
Dla mnie ??
Odeszła kolejna Osoba, która nigdy nie powiedziała do mnie inaczej niż zdrobnieniem...Kolejna Osoba, której oczy roziskrzały się na mój widok...Kolejna Osoba, dla której pozostałam małym chudzielcem z długimi warkoczami...
Mam nadzieję, że teraz się "dogadają"...
Wierzę, że jakaś łączność z zaświatami istnieje. Ale sny mnie nie raz zwiodły. Kiedy śniło mi się coś strasznego, wszystko w realu układało się dobrze. I odwrotnie. Nie wiem, co o tym myśleć. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńWykorzystujemy zaledwie ułamek możliwości własnego mózgu, a przecież po "coś" został "zmajstrowany" właśnie w ten sposób...;o)
UsuńW życiu różnie bywa niestety...
OdpowiedzUsuńAle sny to miałaś wieszcze...
Wyrazy współczucia .
Na ten "scenariusz" wpływu nie miałam...
UsuńDzięki...;o)
Przytulam....
OdpowiedzUsuńPomaga...;o)
UsuńPrzytulam Cię Kochanie Moje.
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale.
Z pokolenia moich Rodziców została mi tylko jedna Ciocia - jest żoną najmłodszego brata mojej Mamy - ma 86 lat i mieszka w Rzeszowie.
A jeśli chodzi o takie sny - to faktycznie potrafią zwalić z nóg.
Pewnie gdyby nie te sny, to pozbierałabym się znacznie szybciej...;o) A ciągle mi się po czerepie błąkają...
UsuńNa takie pożegnania nigdy nie można się przygotować ....
OdpowiedzUsuńCzym człowiek starszy, tym gorzej je znosi...
Usuń