Czekałam...Czekałam...Czekałam...
I się doczekałam !!
Ufff...
Dały radę i oznajmiły nadejście wiosny...Idealnie na czas...;o)
Co prawda śniegu na Wrzosowisku nie ma już dawno, ale chłód nieźle daje się we znaki...
Ale co tam chłód !!
Zaczynamy pierwszy w tym roku "maraton"...
Sadzonki dotarły na czas, więc pozostało umieścić je tam gdzie ich nowy dom...
240 sztuk...
Pryszczyk...
Prawdziwi detaliści...
I pewnie gdyby nie "kibice"...
To byśmy padli zimnymi trupami...
Dzień pierwszy: 60 forsycji...
Dzień drugi: 20 forsycji i 50 głogów...
Dzień trzeci: 50 rokitników...
Że nam się rachunek nie zgodził ??
Spoko...
Mamy tylko "pit stopa" niedzielnego...
Czeka jeszcze 60 dzikich róż...
A że nie można bytować na Wrzosowisku nie rzucając "gospodarskim okiem", to zerkałam...Że tak powiem...Do alkowy...
Z agrestem nie pogadamy...Co roku szaleje...
Chociaż "wszyscy" zgłaszają gotowość...
No i "prymusi"...
Zobaczyłam, i zaraz poczułam smak ciasta z rabarbarem...
Może zające nie zjedzą wszystkiego ??
No nic...
Trzeba kosteczki do jutra uporządkować, mięsieńkom dać wytchnienie i w pole...
Pogódkę nam Matka Natura szykuje w sam raz...;o)
No, ta myslałam, ze maraton się zaczął u Gordyjki :-)
OdpowiedzUsuńKwiecień zapowiada się bardzo pracowicie...;o)
UsuńSumowałem, mało,
OdpowiedzUsuńcoś jeszcze zostało.
Nie inaczej !!
UsuńDwa dni pracy...;o)
omatkożmojajedyna ;)
OdpowiedzUsuńicórkoteż...;o)
UsuńOmatkojedyna... tyle sadzonek w takim tempie???
OdpowiedzUsuńJesteś bohaterką :-)))
Zaorzesz się na śmierć...
Zegar biologiczny tyka, czego teraz nie posadzimy to nie urośnie...;o)Lekko nie jest, ale z waryjatami się nie pogada...;o)
UsuńMacie pałer!:))) Marzę o agreście, rabarbarze... Chciałabym popracować w ogródku... a uraz mam tak silny, że się wprost boję czegoś w nim dotknąć. Jak to przemóc?
OdpowiedzUsuńWiem czego nie mamy !! (rozumu)...;o)
UsuńKup "gotowce" i poustawiaj żeby oko nacieszyć...;o)
Grzebanie w doniczkach też bywa fajne...;o)
Ja mam uraz psychiczny, bo zbyt wiele porażek miałam, nie mam ochoty znowu tego przeżywać. Niby na początku wygląda dobrze, a potem wszystko pada. Jak mąż tam pracuje - jest ok. Jak ja - porażka - albo zdycha, albo ktoś mi przez pomyłkę coś wyrwie. Niczym klątwa zupełnie... A w domu mam doniczki i tym się nacieszam.
UsuńPorażka ?? Ale kaktusa nie ususzyłaś, a ja ususzyłam...;o) To jest dopiero porażka...;o)
UsuńPuszcze sadzicie?
OdpowiedzUsuń"Zapuszczamy" się...;o)
UsuńUwielbiam pracę. Cudzą... :))))))
OdpowiedzUsuńI krzyże nie bolą...;o)
UsuńAż serce się raduje, kiedy z ziemi... kiełkuje.
OdpowiedzUsuń