Co odróżnia "Statecznych Człowieków" od "Waryjatów" ??
Zdiagnozowanie tego jest proste jak budowa cepa...
"Stateczne Człowieki" kiedy kończy się sezon zaiwaniania "na hektarach" zlegają statecznymi ciałami na kanapach i jedyny wysiłek do jakiego są skłonne to naciskanie guzików na pilocie...
Waryjaty...
Echhh...
Waryjaty, zaraz po tym jak bóle "wszystkiego" mijają, albo jeszcze w trakcie tych boleści, zaczynają kombinować, co by zmajstrować, żeby odrobinę skomplikować proste wydawałoby się życie...
My to kombinowanie mamy rozwinięte do granic absurdu...
Ledwie ogarnęliśmy rzeczywistość po sezonie życia "na dwa domy" (nie żeby w całości, ale tak, że na powierzchni użytkowej zmieściła się choinka), zaczęło się nam lęgnąć...
Nie gryzło, nie szczypało...Lęgło się cichutko...
I ledwie zamknęły się nasze drzwi po wizytacji duszpasterskiej (totalnie nas w tym roku Proboszcz zaskoczył), Pan N. pognał do piwnicy po pudełka, a Gordyjka zaczęła trenować wygibasy "wisząc" na parapecie...Ozdoby świąteczne dostały nakaz eksmisji...
W ciągu 48 godzin z pięknie uporządkowanego mieszkanka zrobiliśmy totalny bajzel...
A potem pojechaliśmy do mojego ulubionego marketu po...Panele !!
Zaczynamy remoncik !!
Tak nam się "ryjki" cieszyły, że aż nam się Ludzie przyglądali...
No bo co jest radosnego w dobieraniu listewek do paneli, albo w wyborze pianki na podbicie ?? Nic !! Totalnie nic !!
No chyba, że się jest Waryjatem...
Wtedy nawet kubełek emulsji wyzwala dreszczyk emocji, a wyszukiwanie nożyków do wycinarki staje się przygodą...
No to zakupiliśmy panele, listwy, pianki i kilka innych fajnych rzeczy i z tymi radosnymi ryjkami ruszyliśmy do domeczku (który przypominał przedpola Stalingradu)...
A potem...
Było pięknie !!
Układaliśmy, dopasowywaliśmy, klęliśmy i podziwialiśmy nieustannie...
Aż nagle podłoga w kuchni nam się skończyła...
Orzesz...(ko)
Siedliśmy troszkę zagubieni, i niczym sroka w gnat wgapaliśmy się w to nasze dzieło "wiekopojmne"...
- To może przy okazji położymy ten kawałek pod jadalkę ?? Chciałaś jadalkę ?? - nieśmiało rzucił Pan N. z ewidentną nadzieją w głosie na moje "chcenie"...
- A pewnie !! - podchwyciłam entuzjastycznie...
I znowu nam się "bananki" na buziulach pojawiły, bo etap końcowy kuchennych rewolucji odrobinkę nas "skwasił"...
Dwie doby później kuchnia stała jak kuchni stać wypada, a "Stalingrad" przeniósł się nam do pokoju...Trochę dalsze przedpola, bo bajzel jest znacznie mniejszy...
- Na ten kawałek to nawet urlopu szkoda...- wymruczał Pan N. i Waryjaty rozpoczęły kombinowanie, co będzie "po jadalce"...
A może by tak, jak "stateczne Człowieki" zlec obolałym ciałem na kanapie i zacząć zmieniać kanały w TV ??
Może czas wyluzować i "w poziomie" oczekiwać na kroczący wielkimi krokami nowy sezon ziemno-ogrodniczy ??
Takiej opcji Waryjaty nie przewidują...
Pan N. już coś przebąkuje, że ze starego stołu to można by było jeszcze całkiem niezły mebel zmajstrować, a mnie się roi kubełek emulsji i wystający z wiaderka pędzel...
Piękny efekt "waryjactwa" :)
OdpowiedzUsuńSłusznie prawisz Niewiasto...;o)
UsuńOstatnią naszą inwestycją
OdpowiedzUsuńto była w końcu wieku
ściana regałów na książki.
Nasze książeczki mają już swoje miejscóweczki...;o)
UsuńDochodzą jeszcze
Usuńsegregatory
ze zdjęciami. ;p
A u nas albumy,
Usuńmają szafkę z "gumy"...;o)
"Interior junkie" .... też to mam....Niby wszystko mam dopieszczone po ostatniej przeprowadzce, ale korci poprzestawiać, pomalować, dokupić...
OdpowiedzUsuńU nas ten stan rozpoczyna się od głuchej ciszy i mętnego wzroku utkwionego w ścianę...Potem jest już tylko gorzej...;o)
UsuńOho, byleby mnie się nie udzieliło... Ten pędzel... wałkowanie... )))
OdpowiedzUsuńZnając Twoje zapędy, profilaktycznie pędzle pochowałam...;o)
UsuńMacie zdrowie :) Chyba to nie zarazliwe? Bo mi tak dobrze z pilotem pod pierzynka!
OdpowiedzUsuńTo raczej "złe geny"...;o)
UsuńPodziwiam.:)))
OdpowiedzUsuńMy też...;o)
UsuńAleż Wy jesteście Mróweczki!!!!!
OdpowiedzUsuńRaczej "szalone Mrówy"...;o)
Usuń