Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

niedziela, 15 stycznia 2017

Wyposażenie DKG...;o)

     Lato tego roku było wyjątkowo piękne...Niebo pokrywały błękity...A w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy...Piękne lato...
     A może piękne było dlatego, że spędzaliśmy je po raz pierwszy wspólnie u Bieszczadzkich Dziadków ?? Nasze pierwsze wspólne wakacje z Pierworodnym...Echhh...
     I chociaż temat tego wpisy jest jak najbardziej przyziemny...Rozmarzyłam się...
Nawet czuję zapach tego lata...
     Pewnego dnia postanowiliśmy jechać na wycieczkę-zakupy do odległej o cztery kilometry Wsi...No cóż...Miejscowość, w której mieszkali Dziadkowie trudno było nawet nazwać Wsią (chociaż nią była)...Ale w niej zakupy robiło się w kiosku otwartym na godziny...
No to ruszyliśmy "w wielki Świat"...
     Poszaleć to tam właściwie nie było gdzie...Ośrodek zdrowia...Kościół...Restauracja "Zorza" (trzeba było wiele odwagi, żeby tam wejść) i trzy sklepy: spożywczy, przemysłowy i tekstylny...
     W sumie choćby ich było trzydzieści, to i tak nic by to nie zmieniało...W spożywczym był "ocet"...W tekstylnym pstrokata gremplina...A w przemysłowym...
     Weszłam i stanęłam jak wryta, co spowodowało to, iż Pan N. wrył się w moją rufę (nie zachował bezpiecznej odległości), a w tyle Pana N. zaparkował mój Ojciec...Karambol pierwszej klasy !!
     Rozmiar katastrofy do mnie nie docierał, bo wszystkie zmysły skoncentrowałam na sklepowej półce...
     Nigdy nie należałam do namiętnych zwolenniczek zakupów, więc mój bezruch dał do myślenia Facetom...
     - Stało się coś ?? - zapytał przytomnie Pan N. zaraz po tym jak rozplątał siatki, które dźwigał do spółki z Teściem...
     - Patrz !! - wydusiłam przez zaciśnięte gardło i zamaszyście wskazałam kierunek owego "patrzenia"...
     - Ooooo...- wydobyło się ze Ślubnego...
     Na półce stał robot kuchenny !! Najprawdziwszy !! Taki z mikserem i z misą obrotową !! Dokładnie taki, jaki pokazywali w TV, ale którego "na żywo" w życiu nie widziałam...
     - Piękny jest...- wymruczałam melancholijnie...
     - Fakt...Niczego mu nie brakuje...- potwierdził Pan N.
Sprzedawczyni przyglądała nam się z zainteresowaniem...
I nagle, zebrałam się na odwagę i nieśmiało poprosiłam...
     - Czy moglibyśmy obejrzeć tego robota ??
Sprzedawczyni bez mrugnięcia zaczęła wystawiać kolejne części...
     Oczami wyobraźni widziałam jak ucieram zupki Pierworodnemu, jak mieszam kaszki, jak miksuję owoce...A każde z tych marzeń wydobywało ze mnie gorzkie westchnienie...
Cena wystawiona na półce przyciągała moje oczy jak magnes...
     - To dla "Młodych Małżeństw" ?? - wydobyło się w końcu z Pana N.
     - Nie...- odpowiedziała zdziwiona Sprzedawczyni...
     - To pewnie jakaś reglamentacja ?? - dociekał dalej Ślubny...
     - Nie... - oczy Sprzedawczyni robiły się coraz większe...
     - To jak to cudo można kupić ?? - zdziwienie zaczęło nas zatykać...
     - No...Jak to jak ?? Za pieniądze ?? - odpowiadała Sprzedawczyni i zaczęła się nam przyglądać jak Kosmitom...
     - Tak normalnie ?? - zapytaliśmy jednocześnie...
     Kobieta tylko pokiwała głową, bo Jej pewnie głos odebrało ze zdziwienia...
Ależ te Mieszczuchy kombinują !!
     Po kwadransie wychodziłam ze sklepu przemysłowego taszcząc ogromne pudło z robotem kuchennym i prędzej padłabym trupem, niż oddała to pudło do taszczenia Chłopakom !!
     Moje szczęście było niewyobrażalne !!
     Jakim cudem, coś o co Ludzie się bili w naszym rodzinnym Mieście, a nabycie graniczyło z cudem jeśli nie miało się odpowiednich znajomości, tutaj stało sobie normalnie na półce i nie wywoływało żadnych emocji u Klientów ??
     Cud !! Najprawdziwszy cud !!
     Nieistotnym było, że w portfelu zostało nam tyle co na bilety powrotne do domu, że czekała nas podróż przez połowę Polski z Niemowlakiem, psem, gitarą, bagażami i ogromnym pudłem z robotem !! Nic nie było istotne...
     Miałam robota !!
Pokochałam go miłością wielką, jeszcze zanim był mój !!
     I ta miłość trwała przez trzydzieści lat !!
Nigdy nie zawiódł...
Przeżył dziesiątki upadków...Przeżył zalanie silnika koktailem...Przeżył nawet miksowanie wrzątku (chociaż dostał wtedy nieźle "po obudowie")...Ale nie zawiódł...
     Dwa lata temu "padł" kubek od miksera...Po prostu się rozsypał...Ze starości...
     Pan N. zaczął przebąkiwać, że chyba pora się rozejrzeć za nowym...
Udawałam, że nie słyszę...;o)
     Jak można wymienić "przyjaciela" ??
Te dwa lata to był czas na "przyswojenie faktów"...
     Dzieci maleńkich nie mamy, ale wrzosowiskowe przetwory wysoko stawiały poprzeczkę robotowi...Ciężko znosił tą harówkę...
Chyba czas ??
     No i Pan N. sprawił swojej Domowej Kurze Grzebiącej nowy sprzęt...


     Piękny jest...Nowocześnie skomplikowany,a właściwie prosty, jak budowa cepa...Ma tyle funkcji, że chyba otworzę przewód doktorancki... 
     Jak się nam będzie pracowało ??
     Przeprowadziłam dopiero pierwsze próby...
     Robienie masła to bajka...Wlewam, włączam i tyle...Koniec z przymusową gimnastyką nadgarstka...
     Koktail wyszedł mniamuśny (chociaż musiałam znacznie ograniczyć spożycie, żeby nie załapać kolejnej alergii)...
     Tartą marchewkę spartoliłam, ale błąd był raczej po mojej stronie...
Jakie mam uwagi ??
Póki co dwie...
     1. Misa jak na mój gust jest trochę zbyt krucha, chociaż o jej żywotności przekonam się z czasem.
     2. Między przykrywką a tarczami jest zbyt duża przestrzeń i warzywa "uciekają" (ale to może kwestia techniki "współpracy" operatora z urządzeniem)...
     Testy rozpoczęte !! Badania przeprowadzać będę skrupulatnie (Pan N. zakupił już zapas kefiru)...
     Może za trzydzieści lat opowiem Wam przypowieść o moim Berlingerze ??
Daj nam Boziu tyle zdrówka !! ;o)  

P.S. Dziękuję za zdjęcie Dystrybutorowi Berlingera :o)
       A mój "bieszczadzki przyjaciel" będzie teraz leżakował na zasłużonej emeryturce, jakby "cuś", to sobie jeszcze "pobrykamy" z koktailami...;o)

33 komentarze:

  1. To jest przyrządzik cacy,
    życzę miłej współpracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaźń trzeba "wybudować",
      nie będę go w szafce chować...;o)

      Usuń
    2. Prawda to stara,
      gdy jest niech działa.

      Usuń
    3. I lepsza jest mina,
      gdy człek powspomina...;o)

      Usuń
  2. No jakbym siebie widziala! :) Ja co prawda holubilam tak NRDowski mikser z wieeeeloma "przystawkami", az mu sie obudowa silnika rozleciala i caly poklejony tasma odrabia ostatnie godziny u kolezanki na wsi :)
    A ja zanim go oddalam, to spotkalam w Holandii na pchlim targu wypasionego robota, ze wszystkim! Stalam sobie i patrzalam, az pani sprzedajaca zapytala, czy chce kupic? Ja ani be ani me po holendersku, wyjelam portmonetke, otworzylam i pokazalam z nieszczesliwa mina, ze mam tylko 3,50 guldena (wartosc 3,50 euro). A ONA zapakowala wszystko w wielgachna torbe w kratke i dala mi, za te 3,50!!!!
    Robotek robi do dzisiaj - ponad 10 lat, wszystko, co zazycze. Oczywiscie pomalu dokupuje rozne sprzety, a to duzy mikser stojacy, a to malutki rozdrabniacz, ale stary robot jest nie do zdarcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mając trochę praktyki ze "sprzętami" to sceptycznie podchodzę do długowieczności nowego robota...;o)

      Usuń
    2. Przepraszam, że się wtrącam.... ale gulden miał się do euro około 1/2... czyli przeliczając na "dzisiejsze", Basia zapłaciła za robota jakieś 1,75 euro (!!!). Cudna okazja! Ale tak bywa na tych "rommelmarktach", że trafiają się perełki za pare centów :-)

      Usuń
  3. Uśmiałam się z Waszego zadziwienia, ale doskonale je rozumiem, wszak dorastałam w latach 70. i 80. i wszelkie reglamentacje nie są mi obce ;)
    Widocznie na wsi roboty nie były potrzebne, bo w każdym domu takowy już był - żona i matka. Piszę to bez złośliwości. A robot to niepotrzebna fanaberia była.
    Tak, jak zmywarka do dzisiaj jest dla wielu mężów swoich żon.
    Co do nowego - życzę Wam udanej współpracy przez wiele, wiele lat :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po kiego Im robot był, jak "mątewką" można było równie dobrze wymieszać ??
      U Cioteczki (Dobrej Kobiety) sprzęty wszelakie pojawiły się w ilościach hurtowych po śmierci Dziadków...Tak sobie kuchnię wyposażyła, że mi całkiem szczęka opadła...;o)

      Usuń
    2. No właśnie, a tymi mieszadłami mniej zdrowo na pewno jest ;)

      Usuń
    3. Ale jakie zdrowe były stawy !! ;o)
      (Ostatnio słyszałam, że kobiety mają problemy z biodrami i krzyżami przez mopy !! - Nie szorują teraz podłóg szmatami, tylko zmywają...Zbrodniarki !!)

      Usuń
    4. Coś w tym jest,bo mnie zawsze krzyż boli po "mopowaniu" korytarza. Może mój mop jest nieergonomiczny?

      Usuń
    5. A może ma "skrzywienie mopa"...;o)

      Usuń
  4. Ech, wiesz, stare to przeważnie dobra, solidna konstrukcja....Patrzysz na taką i wiesz z czym masz do czynienia :-). Nie tak jak te "młode", nowoczesne, co nie wiadomo co maja pod maską... :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Specyfiką pracy w Biurze Planowania Przestrzennego, w którym pracowałam, po skończeniu szkoły średniej, były delegacje. Bractwo biurowe opowiadało, jakie to cuda można było kupić na prowincji :)
    Ja 1989 przywiozłam sobie z Niemiec mikser, taki najprostszy, pracuje do dzisiaj :)
    Niech wam się dobrze współpracuje z nowym sprzętem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nasz był trzy lata starszy...;o) Ale rodowity !! Z magicznym "Made in Poland"...;o)

      Usuń
  6. Chyba nie wierzysz w to, że nowy sprzęt podziała choć połowę tego co stary..:( Gospodarki nie stać na to, żeby ludzie przez 30 lat mielili tym samym młynkiem:)
    Nasz przyjaciel jest mistrzem w szukaniu wyjątkowych alkoholi w cenach na poziomie 20% tego, co musi zapłacić w mieście. W GS-ach nieraz kupił super wino za 12-15 zł, bo ktoś kiedyś kupił w hurcie i przez lata nie było chętnych. Ale to już coraz rzadziej.. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ?? Pomarzyć nie wolno ?? ;o)
      GS-y to prawdziwa skarbnica !! Wina to pryszcz (bo mamy swojskie), ale tam można do dzisiaj kupić prawdziwe cudeńka, po nieprzyzwoicie niskich cenach...;o)

      Usuń
  7. Ciekawe opowiadanie ;)
    Mój robot kupiony w 1994 roku też ma moc wspomnień.
    Łolaboga! Świadomość posiadania tak starego (i sprawnego!) robota powala mnie!

    A sklepy GS kojarzą mi się z przeraźliwie tanimi garnkami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rocznik 94 ?? To świeżak jest !! ;o)

      Takie fikuśne, emaliowane z kolorowymi kwiatkami...;o)

      Usuń
    2. Moje są z kogutem i z kurami :)

      Usuń
    3. A ja mam kubek z krową na łące...:o)

      Usuń
    4. OOOOOO! Zazdraszczam!

      Usuń
    5. Malutki jest !! To tylko zazdrościulkuj...;o)

      Usuń
  8. Mój robot pochodzi z 92 roku, do dziś działa jak należy, choć próbowałam wymienić go na nowszy model, który w pół roku się rozsypał... Przeprosiłam się ze starym, do dziś "przepraszam go" za przedwczesną zdradę...)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowy nabytek więc instrukcja w ręku jak najbardziej wskazana.Zawsze czegoś nowego można się dowiedzieć;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez kija (instrukcji) to nawet nie ma co podchodzić...;o)

      Usuń
    2. Ja zawsze od dupy strony zaczynam bo najpierw sama próbuje rozgryśc problem a na koncu biore sie za instrukcje :))

      Usuń
    3. Czyli jesteś klasyczną Przedstawicielką Narodu...;o)

      Usuń
  10. To są mi bliskie tematy. Uwielbiam domowe udogodnienia i tylko ograniczony portfelik rozsądnie organizuje moje wydatki na takie różne nowości techniczne..........;o)Piękne cacuszko, niech pięknie współpracuje ze swoją Panią!.......:o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to pełnego portfelika życzę Ci Joasiu, a Twoje życzenie niech się spełnia po całości...;o)

      Usuń