Nie będę owijać w bawełnę, i chwalić się też nie będę...
Stop !!
Bawełna zostaje, a z tym "nie chwaleniem" to przesadzać nie ma co...Kto nie lubi się pochwalić ?? Chociaż tak odrobinkę ??
Uwaga !! Będę się chwalić...
Ale mi zarąbista wiśniówka wyszła !! Klękajcie Narody !! (I to jeszcze przed degustacją...;o)
Fakt, że ze mnie degustator raczej marny, i taki bardziej detaliczny, ale "wiśnióweczka" zawsze moje oczko przyciągała (że nie wspomnę o wiśniach z takiego trunku)...
Kiedy więc, nasza wisienka padła, perfidnie przez nas przycięta, kiedy już słoiczki dżemów i kompotów zaległy w piwnicznych czeluściach, postanowiłam eksperyment przeprowadzić i zainwestować w nasze koncerny spirytusowe...;o)
Przyznam się, że jak "wiśniówka" oko przyciągała, tak po pierwszym kieliszku smak odchodził...Kupne "Wiśniówki" podjeżdżały mi bimbrem...Brrrr
Wyzwanie ??
Przepisy przeanalizowane, naczynie naszykowane, wiśnie zalane i czekam...
Czekam...Czekam...Czekam...Długo czekałam...
Pierwsza degustacja, w październiku...Totalne fiasko...Ależ mi mordkę wykrzywiło...
Znowu czekam...
Druga degustacja, w grudniu...A by cię...Czy te wiśniówki same z siebie tak samogonem jadą ??
Od tego czekania to by mi chyba broda do pasa urosła, jakbym miała zarost na brodzie...
W styczniu mieliśmy drobną okazję do "chrztu", bo nabyliśmy panele drogą kupna, a wiadomo, że takie zakupy na sucho nie przejdą (bo by się rozeschły)...
Sceptycznie kieliszki napełniłam i niczym degustator rangi hurtowej dzioba zanurzam...
Ło Matko i Córko !!
Cudo !!
W ustach same wiśnie...A duszę grzeje...
Mina Ślubnego ??
Ależ się Chłopak nacmokał...A ile się nazachwycał...
A potem mi butelczynę schować kazał, bo takiego trunku nie godzi się marnować ku próżnicy...
Ha !!
To mi się wiśnióweczka udała !! Przechwalić trudno !!
A może by tak na drugą nóżkę ?? Bo mi się coś równowaga rozchwiała...
Jakbym się długo na blogu nie odzywała, to znaczy, że się z Detalisty, w Hurtownika zmieniłam, i że degustuję zawzięcie, żeby się w smak lepiej wczuć...
Właściwie to szkoda, że nie jestem stonogą...;o)
W końcu do czego są blogi jak nie do chwalenia ;)
OdpowiedzUsuńPowiadasz pyszna wiśnióweczka, ja robię malinową naleweczkę, jednak prawie hurtową producentką tychże jest moja koleżanka, produkują razem z mężem. Między innymi niezrównany eliksir, jest to naleweczka z płatków róży. I kiedyś, pod jej nieobecność, do takiej naleweczki dorwał się jej syn z kumplami. Jakaż była oburzona, że sprofanowali swoimi niewyrobionymi gustami tak niezrównany trunek, a oni jednak docenili, bo następnym razem domagali się właśnie tejże ;)
Takie naleweczki musowo konsumować na bardzo specjalne okazje...;o)
UsuńGratuluję!
OdpowiedzUsuńDzięki !! ;o)
UsuńGratulacje i owacje głośne! (toż do degustacji śpiewy chóralne bardzo wskazane) :-)
OdpowiedzUsuńAż takiego poziomu degustacyjnego nie osiągnęłam (przez to, że nie jestem stonogą)...;o)
UsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńWidocznie czasu potrzebowała, jak to szlachetny trunek :))
Jak bym "starkę" robiła, to by dopiero Księciunio degustował...;o)
UsuńLaskę wanilii,laskę cynamonu i goździki tysz dawałaś? ;)
OdpowiedzUsuńTym razem była klasyka bez wariacji...;o)
UsuńMoja wiśniówka czyli wiśnie + dodatki nalane alkoholem stały co najmniej rok. Po zlaniu i zasypaniu cukrem owoców(bo cukier wyciąga alkohol z owoców) przestały kolejny rok. Obecnie mam 3 letnią megazajbiściesmaczną nalewkę. Aż szkoda pić taka dobra ;)).
UsuńA mirabelki od sezonu stoją jeszcze zalane. Dobrze, żem tu zajrzała tom se przypomniała.
Chyba sobie wypiję dla zdrowotności hahaha.
Że też nigdy nie odważyłam się zrobić wiśnióweczki! Widocznie czas brać przykład, jak jest dobry.................;o) No i śniegi muszą odpuścić!.....;o)
OdpowiedzUsuńJeszcze dwa miesiące i odpuści...;o) A potem zaraz zakwitną wiśnie...;o)
UsuńBo ty niecierpliwa jesteś, a produkcja nalewek to prawie alchemia, jak produkcja złota :))
OdpowiedzUsuńMój mąż kiedyś to nawet spirytus z wodą macerował ze 2 miesiące, żeby pozbyć się odoru. Esencja z wanilią też stoi w słoiczku ze 3 miechy. To nie piekarnia!
Po ostatnim wyciśnięciu owoców (on to robi na dwa etapy)w grudniu czeka się jeszcze ze 2 miesiące, zanim można w ogóle próbować. Ale faktycznie, wychodzi prima sort. Czego i tobie życzę:))
Różne bywają stopnie "szaleństwa"...;o)
UsuńNo to na tych sto nóg to musiałabyś dużo tej wiśnióweczki zrobić /czytaj wypić/
OdpowiedzUsuń:-)
A na maila mi odpowiesz???
Zawsze mogę "poprawić" naleweczką mirabelkową...;o)
UsuńOdpowiedziałam...;o)
No i ja się wpraszam na taki trunek. Niechaj się Gordyjka szykuje. Tak nazachwalała, że teraz myśleć będę.... Serdeczności.
OdpowiedzUsuńCoś mi tak po kościach chodzi, że Ty taki "pijak" jesteś jak ja...;o)
UsuńPijak Detalista...;o)
Gordyjo! Mam prośbę. Coś u siebie namieszałam i zlikwidowało akapity. Poza tym mam problem z komentarzami u mnie. Spróbuj skrobnąć coś, bo chcę się nprzekonać czy tylko mnie odmawia posłuszeństwa. Pozdrawiam.Ula
OdpowiedzUsuńJa już od dłuższego czasu nie mogę się wbić do Ciebie...:o( Zaraz idę coś skrobnąć, przynajmniej spróbuję...;o)
UsuńPrzy próbie dodania komentarza wywaliło mnie całkiem z Twojego bloga, tak jest od poprzedniego wpisu...:o(
UsuńDziękuję za odpowiedź. Nie wiem jak toto naprawić.Chyba będę musiała przenieść się gdzieś indziej. Ula
OdpowiedzUsuńJeśli masz możliwość to skorzystaj z ustawień początkowych, może tylko coś "klepnęłaś" przez przypadek...;o)
UsuńTakże wolę kolorowe wódki od czystej, chociaż znajomi odwrotnie i gdy gośćmi są to się poświęcam. Sama nigdy nie miałam ciągot do robienia nalewek, a co ciekawsze moja matka posadziła wisienkę pod oknem, owoce przerabiała na różne sposoby, ale o naleweczce nie pomyślała.Dobrze, że nie jesteś stonogą, bo nie wiadomo co przy takiej ilości nóg byłoby z rękoma. Musiałabyś te przeurocze teksty pisać nogami. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTego problemu nie wzięłam pod uwagę...;o)
UsuńZ chęcią bym się wprosiła na degustację, zapewniam, że jestem pijakiem Detalistą )))
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, coś, uda się wykombinować...;o)
Usuń