Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

czwartek, 5 stycznia 2017

Mały piesek z wielką duszą...cz.2


     Na drugi dzień Mama ubrała mi obróżkę ze smyczką i poszliśmy do weterynarza.
     Właściwie, to Mama szła, a ja głównie szedłem niesiony przez Mamę. Ale przed samym budynkiem lecznicy, Mama postawiła mnie na ziemi i powiedziała, że na pierwszą wizytę trzeba iść na własnych łapkach.
     Wtedy otworzyły się drzwi lecznicy i z korytarza wyszedł ogromny brodacz monachijski.
Ogromniasty!
Aż mnie zatkało na jego widok!
     Serduszko zaczęło mi bić szybko, w głowie mi zaszumiało i pomyślałem, że taki ogromny brodacz monachijski może zjeść moją Mamę, i będę musiał wrócić do tego wstrętnego buldoga Bossa.
Niedoczekanie!
     Zanim Mama się zorientowała w zagrożeniu, ruszyłem do ataku…
     Do gardła temu brodaczowi rzucić się nie mogłem, bo bardzo wysoko miał to gardło, ale w nogę mogłem ugryźć. No to gryzłem. Gryzłem i warczałem bardzo groźnie, żeby sobie nie pomyślał, że ma do czynienia z jakimś tchórzliwym szczeniaczkiem.
     Mama krzyczała strasznie…
     Pan Właściciel od brodacza też krzyczał strasznie…
A ja walczyłem!
Biegałem między nogami brodacza i kąsałem!
     Walka była piękna, do momentu, w którym brodacz złapał mnie w ogromne zębiska i wyrzucił bardzo, bardzo wysoko do góry.
     Brodacze monachijskie umieją rzucać szczeniaczkiem dużo wyżej niż buldogi!
     Wtedy zrozumiałem, po co pada śnieg.
     Lądowanie w wielkiej zaspie śniegu jest dużo przyjemniejsze, niż lądowanie na ścianie, albo na podłodze. A poza tym, z takiej zaspy wyciąga mnie Mama.
Teraz też wyciągnęła i przytuliła.
     - Mój ty kochany, dzielny obrońco…- powiedziała, a ja przytuliłem się mocno i odpowiedziałem:
     - Zawsze będę cię bronił!
Ale moje „piii…piii” bardzo zmartwiło Mamę.
     - Mam nadzieję, że ten olbrzym nie zmasakrował ci kosteczek. Zaraz obejrzy cię doktor – szeptała.
     Nie zmasakrował.
     Doktor dokładnie mnie obejrzał, zbadał i powiedział, że jestem zdrowym szczeniaczkiem, a potem dał mi zastrzyk.
     Jestem zdrowy! Po co zastrzyk?– krzyczałem.
Ale doktor też mnie nie rozumiał.
A potem powiedział, że takiemu dzielnemu szczeniaczkowi, trzeba założyć książeczkę zdrowia i nawet w niej napisał, że jestem Czaruś, i że mam dziesięć tygodni.
Powiedział też, że gdyby obciąć mi ogonek i przyciąć uszy, to będę mniej wielorasowy.
     Obciąć ogonek?
     Przyciąć uszy?
     Normalnie struchlałem ze strachu, że Mama może zechce mnie mniej wielorasowego.
     Nie chciała!
Powiedziała doktorowi, że taki jestem idealny!
Uff…
     Przecież muszę mieć ogonek, żeby radośnie nim merdać na widok mojej Rodziny. I muszę mieć uszka, żeby je tulić, kiedy coś spsocę.
Mama też by pięknie wyglądała z ogonkiem i uszkami…I Tata by pięknie wyglądał...I Misiu...I Żabolka...
Nawet chciałem jej to powiedzieć, ale tylko mlasnąłem ją w nos.
     Taka też jest fajna!
     Po powrocie, Mama opowiedziała wszystkim o tym brodaczu monachijskim, i o tym, jak się na niego rzuciłem, ale nie powiedziała, że płakałem przy zastrzyku.
     - Jesteś małym pieskiem z wielką duszą…- powiedział Tata, a Misiu i Żabolka cały wieczór mnie przytulali.
     I teraz już nie wiem, czy mam się trzymać z daleka od takich olbrzymów, jak chciała Mama, czy mam ją bronić przed psimi olbrzymami.
     Wszystko mi się miesza…
     Może, dlatego, że ta walka z brodaczem monachijskim strasznie mnie zmęczyła?

16 komentarzy:

  1. Taaa, nasz Lonia też rzucał się do gardeł różnym olbrzymom... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To była wielka miłość, tyle że ...45 lat temu...
    I on chyba od razu był większy, nie taki słodki szczeniak. Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to tylko obserwacji sąsiadów,
    mają wojowniczego ratlerka!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba teraz rozumiem, dlaczego jeden z moich psów, średniej wielkości, tak panicznie bał się ratlerków...:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja miałam jamniczkę Agatkę. Ta to miała wielką duszę .
    Pewnego razu dyskutowałam gorąco z pewnym panem około m wzrostu i 120 kilo. Dyskusja była gorąca nie pamiętam już na jaki temat. Nagle patrzę a moja Agatka schowana pod taboretką pokazuje w milczeniu całe swoje bogate uzębienie. I nagle bez ostrzeżenia dziab w piętę mojego interlokutatora.
    Potem był koniec świata bo pan nie mógł zrozumieć jak taka mała sucia śmie mu powiedzieć ,że nie podoba jej się zachowanie tegoż. Pies ujadał ,pan go gonił, pies się rozjeżdżal na zakrętach ale jak tylko udało mu to dalej się rzucał do gardła ,no do kolana ,no do łydki.Bo to ja byłam ta święta dla Agatki bez względu na wszystko i nie wolno mi mówić ,że zupa za słona.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jamnikach mieści się bardzo długa dusza...;o)

      Usuń
  6. Mała sunia Sonia, która ma dzisiaj 16 lat i od pół roku jest głucha jak pień po kleszczu, to jak była maleńkim szczeniaczkiem, hustała się na podgardlu psa-mordercy Borysa - psiego olbrzyma -owczarka kaukasko-gruzińskiego. Borys tylko miauczał jak kicia, bo ostre jak szpilki zęby szczeniaka bardzo mu dawały się we znaki....:o) Trochę to nie na temat, ale rozczuliłam się opowiadaniem...:o)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mądra i kochana Mamusia, które nie pozwoliła ogonka i uszu obciąć :) - no bo kto to widział takie okaleczanie psa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogonek spełnił później bardzo ważną rolę...;o) Można nawet powiedzieć, że uratował psie życie...;o)

      Usuń