Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

niedziela, 4 grudnia 2016

Psie opowieści: Jak zostałem czarodziejem...cz.2


     Tak się tym wszystkim zmęczyłem, że kiedy Mama gasiła światło, to ja już spałem w koszyczku, zwinięty w kłębuszek. Miło jest przytulać się do takiej mięciutkiej kołderki. Bardzo miło…
  
     A kiedy już mocno zasnąłem, z ciemności wybiegł Boss z tymi swoimi ogromnymi zębiskami, i z ogromnym, oślinionym pyskiem, i chciał mnie capnąć, i miętosić, i podrzucać. Strasznie płakałem! Strasznie…I przebierałem chudziutkimi łapeczkami, żeby uciec pod kanapę, ale kanapa zaczęła przede mną uciekać!
Nie zdążę! Capnie mnie!
Wtedy poczułem na grzbiecie dłoń Mamy…
     - Ciiii…Psinko…Ciii…To tylko zły sen… - wyszeptała.
I Boss zniknął!
     Moja nowa Mama jest silniejsza od Bossa i wcale się nie boi oślinionego pyska!
Ja kiedyś też taki będę…
Muszę tylko się wyspać…
     A może jutro już będę miał imię?
     Nie miałem.
     Było jutro, i jutro po jutrze, a moja Rodzina nie mogła się zdecydować, jak będę miał na imię. Ciągle byłem „psiakiem”.
Już nawet przybiegałem, kiedy ktoś zawołał „psiak”.
     Przestałem bać się Bossa, już nie uciekałem przez sen, nie płakałem ze strachu. Przez całe dnie mogłem bawić się z Misiem i Żabolkiem, mogłem biegać za piłeczką, a Mama z Tata wyprowadzali mnie na spacerki, co dwie godziny.
Bardzo się starałem, żeby mnie nie oddali do Pana Właściciela, chociaż trochę tęskniłem za moją mamusią. 
Nie mogłem tylko zmusić się do picia tego białego, które Mama nalewała mi do miseczki. To bardzo dziwnie pachniało!
Podwijałem wtedy ogonek pod brzuszek i wycofywałem się tyłem z kuchni, żeby czasem to białe nie wyskoczyło na mnie z miseczki.
Fuj!
Ohyda!
Wtedy Mama brała mnie na kolana i tłumaczyła, że jestem jeszcze bardzo małym szczeniaczkiem, a małe szczeniaczki potrzebują mleczka, żeby im kostki rosły, i żeby ząbki były mocne, i żeby powyrywana sierść odrastała.
     -Chociaż spróbuj… - prosiła i podtykała mi pod nos palec umoczony w tym białym mleku.
Brr…
     Próbowałem wytłumaczyć Mamie, że to mleczko dziwnie pachnie, i że takie jest białe, i że niech mi może naleje innego zdrowego mleczka, ale Mama mnie nie rozumiała.
Dziwne te dwunogi.
Taki mały szczeniaczek jak ja rozumie wszystko, co mówią, a takie duże dwunogi i nie rozumieją nic.
     Właściwie to z tym mlekiem było coś dziwnego. Tata pił, Misiu pił, ale ani Mama, ani Żabolek nie piły. To może to mleczko muszą pić tylko chłopcy?
A przecież ja nie jestem chłopcem, ja jestem pieskiem!
Może pieski po prostu mleczka nie lubią?
Za to bardzo lubią śnieg! Chociaż śnieg też jest biały.
Nawet nie wiedziałem, że może być coś tak fajnego.
     Poszliśmy na spacerek całą moją Rodziną. Tata, Mama, Miś, Żabolek i Czaruś.
Tak, tak…
Czaruś to ja!
     Dostałem swoje imię: Czaruś, bo podobno jestem czarujący i zaczarowałem całą moją Rodzinę.
Czaruś…
Ładnie! Dużo ładniej niż Boss!
Ale wracajmy do śniegowego spaceru.
     Wychodzimy, a tam całe podwórko białe! Najpierw myślałem, że może to Mama wylała moje mleczko i tak się biało zrobiło, ale to białe wcale nie pachniało mleczkiem. Trochę bałem się iść na ten spacerek.
     Tata delikatnie pociągał za smyczkę, więc w końcu stanąłem na łapkach i zrobiłem kilka kroczków. Wtedy mi się ten śnieg jeszcze nie podobał, bo strasznie marzły mi łapki, ale kiedy Misiu i Żabolek zaczęli skakać i biegać, to i mnie się zaczęło podobać. 
Bardzo wszystkich rozśmieszałem, bo nie umiałem chodzić po tym białym śniegu, a moje nóżki były zbyt krótkie, żeby tak skakać jak Miś i Żabolek. Jak tylko podskoczyłem, to wpadałem w ten śnieg i nawet ogonka nie było widać. Dobrze, że Tata mocno trzymał smyczkę!
Mama mnie z tej białej dziury wyciągała i otrzepywała, ale jak tylko mnie stawiała to ja znowu robiłem „hyc” i już mnie nie było.
To była ekstra zabawa!
Nic jednak nie jest takie fajne jak piłeczki ze śniegu, które robił Misiek.
Robił taką piłeczkę, a potem rzucał do Mamy, do Taty i do Żabolka, ale oni wcale ich nie łapali! Oni uciekali przed tymi piłeczkami i strasznie się śmiali. A potem już wszyscy robili piłeczki, a ja je łapałem!
Bardzo lubię śniegowe piłeczki, chociaż one znikają zaraz po tym jak je złapię. Trzeba mieć duży zapas tych piłeczek, żeby się zabawa nie skończyła.
     Nasza się skończyła, jak Mama krzyknęła, że już wszyscy jesteśmy wystarczający mokrzy. 
     A przecież można się otrzepać?
     Ale Mama miała rację. Wszyscy już byliśmy bardzo zmęczenie. Mama wciągała na schody Misia, a Tata wniósł mnie i Żabolka.
     Dobrze, że Tata miał siły za troje, za siebie, za Żabolka i za Czarusia!

12 komentarzy:

  1. Bo Czaruś, to Czaruś :-) Merdnie ogonkiem, mrugnie oczkiem...i Rodzinka jest jego :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Zaklęcie było bardzo silne...;o)

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o nasze zwierzęta, to tak to jest z tym zaklęciem :)

      Usuń
    3. Odczarować się nie da...;o)

      Usuń
  3. Książki dla dzieci powinnaś pisać.
    Wnuczusiowi napisz pierwszą.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybrane imię przepiękne. Niech się szczęści całej Rodzinie z okazji śniegu, Mikołajek i Świąt nadchodzących.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna opowieść!.....;o) Wnusio zalał mi laptopka i byłam w niebycie, ale dzisiaj podłączyłam zewnętrzną klawiaturę i uruchomiłam czorta....;o) Właśnie mam od kilku dni kilkutygodniowego koteczka, wciąż nie ma imienia.....;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałam, że w Świat wybyłaś...;o)Imię samo przyjdzie jak koteczek pokaże charakter...;o)

    OdpowiedzUsuń