Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 2 grudnia 2016

Psie opowieści: Jak zostałem czarodziejem...


     - No to idziemy na zakupy! – powiedział dwunóg z gołym pyszczkiem – psiak potrzebuje wyprawki.
Ojej!
Nawet nie wiedziałem, że potrzebuję wyprawki!
Ale właściwie…
Co to jest wyprawka?
Dowiedziałem się po kilku minutach.
     Dwa dwunogi i ja poszliśmy do takiego sklepu, w którym jest wszystko dla piesków. Dostałem niebieską obróżkę, niebieską smyczkę, dwie miseczki, piękny koszyk z podusią i jedzenie dla szczeniaczków. Pan sprzedawca namawiał jeszcze dwunoga, żeby kupił mi witaminy, ale dwunóg powiedział, że przed wizytą u lekarza nie wolno brać witamin. Ha!
Nawet nie wiedziałem…
     Muszę się szybko dowiedzieć, co to są te witaminy, żebym nie wziął przez przypadek, bo pewnie dwunogi by się gniewały.
     Po zakupach dwunogi pozwoliły mi nawet przejść kilka kroków samodzielnie, bo miałem już obróżkę i smycz. Obróżka mi trochę spadała, bo nie było moich rozmiarów, ale dwunogi obiecały, że w domu zrobią mi dodatkowy otworek.
Jeszcze jeden?
Gdzie ten dwunóg mi chce ten otworek zrobić? W brzuszku?
     Ale mimo to dzielnie maszerowałem. Maszerowałem jeden kroczek do przodu, a dwa w tył. Piękne to było maszerowanie!
     - Zrób siku…- namawiali mnie – żeby nie było niespodzianki w rękawie! – i śmiali się do mnie.
     Nie zrobię!
Przecież kałużę zrobiłem w worku Pana Właściciela!
     Próbowałem nawet to wszystko wytłumaczyć, i te powyrywane kłaczki, i ten mokry ogonek, ale dwunogi nic nie rozumiały, pomyślały, że chcę iść na ręce.
A przecież mówiłem wyraźnie: Piii…Piii…Piii
     Ale na rękach u dwunoga też jest miło. Nawet bardzo miło.
Tak miło, że obudziłem się, kiedy wchodziliśmy do jakiegoś domu.
     Dwunóg z sierścią na pyszczku postawił moją wyprawkę na podłodze, a ten drugi powiedział:
     - Spotkaliśmy z Tatą Świętego Mikołaja! Bardzo przeprasza, że nie zdąży odwiedzić was w tym roku, ale sanie mu się zepsuły i wszędzie musi dojść na piechotę. Prosił, żeby wam przekazać prezent…
I wtedy właśnie, zaczęli rozwijać ręcznik, a ja mogłem wreszcie zobaczyć te Dzieci.
     To były małe dwunogi!
     Dziwnie chodzą, też nie mają ogonków i obydwa nie miały sierści na pyszczkach.
Tyle, że dużo głośniej krzyczą…
Te krzyczały bardzo głośno!
     Krzyczały, skakały, śmiały się i tańczyły, a duże dwunogi robiły dokładnie to samo.
Może w tym domu tak trzeba robić?
     No to i ja zacząłem biegać, skakać i kręcić się w kółko, chociaż w głowie zaczęły mi migać ściany, jak po młynku Bossa. A kiedy Dzieci trochę przycichły, zawołałem z całej siły:
     - Hau!
I wszyscy znowu zaczęli się śmiać, i tańczyć, i podskakiwać.
Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby się ktoś tyle śmiał!
     Byłem już bardzo zmęczony tym podskakiwaniem, bo małe szczeniaczki mają dużo mniej siły niż dwunogi, nawet takie małe jak te, więc zwinąłem się w kłębuszek i zasnąłem na środku pokoju.
     - Trzeba go urządzić! – zdecydował duży dwunóg bez sierści na pyszczku.
     No i zaczęli mnie „urządzać”. Mój koszyczek stanął koło drzwi do pokoju, miseczki w kuchni, a smyczka z obróżką zawisły na specjalnym haczyku koło kluczy. Dzieci przyniosły mi nawet zabawki, takie kolorowe i piszczące.
     Potem zabrali mnie do łazienki, wsadzili do wanny i wykąpali.
Kąpaliście się kiedyś?
To jest straszne!
     Woda nalewa się do uszu, mydliny wchodzą do oczu, nawet ogonek jest mokry, a na dodatek, pachnie się jakoś tak nie po psiemu.
Nie lubię kąpieli!
Nie lubię Bossa, aut i kąpieli.
     Ale lubię wycieranie po kąpaniu. Wielki, kudłaty ręcznik i ogromne czochranie. A duży dwunóg bez sierści na pyszczku umie czochrać wspaniale!
Muszę przekonać dwunogi, żeby przestali mnie kąpać, ale żeby mnie wycierali.
     Teraz przyszła pora na obiadek.
     Nie musiałem się czołgać do miseczki. Nie musiałem się chować pod meblami. Obiadek pachniał pięknie i cały był mój, chociaż Dzieci siedziały i czekały, czy coś zostawię. Nie zostawiłem!
     - Jesteś bardzo grzecznym pieskiem! – powiedział duży dwunóg bez sierści, a duży dwunóg z sierścią na pyszczku zapiął mi obróżkę, która teraz pasowała idealnie!
     Bo ten otworek, który mieli mi zrobić, to nie był w brzuszku, tylko w obróżce!
     Poszliśmy z dużym dwunogiem na spacer.
     W pierwszej chwili to się wystraszyłem, że znowu wrócę do Pana Właściciela i buldoga Bossa, ale dwunóg wcale nie chciał mnie oddać Panu Właścicielowi.
     Szedłem na mój pierwszy spacerek i byłem bardzo dumny. Miałem piękną, dopasowaną, niebieską obróżkę i niebieską smyczkę, a duży dwunóg bez sierści na pyszczku przed wyjściem powiedział, że w niebieskim mi do pyszczka. Nie wiem, co to znaczy, ale mnie też się podoba.
     Kiedy wróciliśmy z tego spaceru, to czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka. Na podłodze, koło mojego koszyka, leżała najpiękniejsza w świecie, różowa piłeczka.
Była taka piękna, że aż przysiadłem z wrażenia!
Ta piłeczka, była dużo piękniejsza, niż ta, którą miał Boss…
No i Boss nie miał Dzieci, a ja miałem!
     A Dzieci wcale nie są buldogami! Dzieci są do zabawy!
     Można się z nimi ganiać, przewracać, grać w piłeczkę, albo tarmosić kapcia…Można wszystko!
I Dzieci mają imiona.
     Dziecko-Pan nazywało się Misiek, chociaż wcale nie przypominało niedźwiadka, było duże (jak dla mnie), chude i strasznie szybko biegało, a Dziecko-Pani to była Żabolek, i też wcale nie przypominało żabki, tylko małą dziewczynkę, z dwoma warkoczykami. Żabolek nie biegał tak szybko, i nie rzucał piłeczki tak daleko jak Misiek, ale miał bardzo ładne kapciuszki, za którymi lubiłem biegać.
Pani to była Mama (mam nową Mamę !!), a Pan to był Tata.
Wieczorem Pani, to znaczy Mama, zabrała mnie na spacerek po nowym domku i tłumaczyła mi dokładnie, gdzie pieski mogą wchodzić, a gdzie nie wolno. Właściwie wszędzie było wolno, poza pokojem Misia i Żabolka.
W ich pokoju mieszkała alergia na psią sierść.
To pewnie też odmiana jakiegoś buldoga.
     Dziwne tylko, że Mama i Tata, nie wygonili tej alergii z pokoju Misia i Żabolka. Może też się jej boją, jak ja Bossa?
Taka alergia na psią sierść to musi mieć ogromne zębiska…
     Kiedy już wszystko pozwiedzałem, pooglądałem i obwąchałem, Tata ogłosił, że przed snem, wszyscy mają się zastanowić jak będę miał na imię.
     Ha! Będę miał imię!
Może Boss?
Boss to fajne imię dla psa! Przecież nie każdy Boss musi być buldogiem…
     Ja na przykład, jestem „mieszańcem miniaturki brodacza monachijskiego, ostatnim z miotu, mało udanym”. Tak powiedział Pan Właściciel, w tym pokoju ze śliskim blatem. Podobno też, mam być niezbyt duży, ale dzielny.
Ciekawe, co to wszystko znaczy?
     Tak się tym wszystkim zmęczyłem, że kiedy Mama gasiła światło, to ja już spałem w koszyczku, zwinięty w kłębuszek. Miło jest przytulać się do takiej mięciutkiej kołderki. Bardzo miło…

cdn...chyba...;o)

14 komentarzy:

  1. Nastąpi, nastąpi... (chyba) :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja poproszę o fotkę tego psiaczka. Już mi przypadł do gustu. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ fantastyczna opowiastka! Tym bardziej, że prawdziwa :)
    Czekam na dalszy ciąg przygód szczeniaczka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczeniaczek bardzo się starał, żeby było fantastycznie...;o)

      Usuń
  4. Cudności prześlicznościowe:-)))

    OdpowiedzUsuń