Równo rok później...
- Dostaliśmy mieszkanie !! - wykrzyczeliśmy z entuzjazmem w zdziwione oblicze mojego Ojca...
- Uwierzę jak klucze zobaczę...- sceptycyzm wyciekał z każdej litery...
A przecież, pośrednio, to była zasługa Ojca...
To On namówił Pana N. do zmiany miejsca pracy, nawet pojechali we dwóch dowiedzieć się o warunki...(Pan N. pisał podanie o pracę wkładem do długopisu na masce samochodu...)
Sama płaca była dla nas oszałamiająca...Perspektywę własnego "M" też traktowaliśmy sceptycznie...
Teraz przybiegliśmy z nowiną do Rodziców...
Teść skwitował to dosadnie, chociaż też nie dowierzał...
- No to Szwagra szlak trafi...
Tego nie braliśmy pod uwagę...
Szwagier był Budowlańcem...Pełny wkład na mieszkanie mieli już dawno na "książeczce"...
W ogóle, w porównaniu do nas "mlekiem i miodem" opływali...My z wielkiej biedy wychodziliśmy drobnymi kroczkami...Jak wiele młodych małżeństw w tamtych czasach...
Moją książeczkę mieszkaniową, ze skromnym stanem, Mamciaśka zamieniła na kilka, a może kilkanaście butelczyn...
Ale czy to teraz było ważne ??
Teraz mieliśmy zaklepany przydział na nasze "M"..."M" idealne...Pan N. wylosował dla nas właśnie takie...Idealne...Wymarzone...Którego plan mieliśmy od roku rozrysowany w starym zeszycie...
Szok Rodziców był dla nas zrozumiały...
Jeszcze trzy lata temu nie mieliśmy szans na nic...W spółdzielni mieszkaniowej określono perspektywę na dwadzieścia osiem lat...
Ale prawdziwego szoku doznaliśmy my, po powrocie na kwaterę...
- Była Siostra ze Szwagrem...- poinformowała nas Sąsiadka...- Zaraz jak wyszliście...Powiedziałam, że poszliście Rodzicom powiedzieć o mieszkaniu...Szwagier tak w miejscu zawrócił, że walną głową w tą belkę co na schodach wystaje...Nawet myślałam, że sobie głowę rozbił, bo poszło echem po suficie...Może ja źle zrobiłam, że powiedziałam ??
Aż nas zamurowało...
Teść chyba miał rację...
Uspokoiłam Sąsiadkę, bo Dziewczyna w ciąży była, i ogromnie się wszystkim przejmowała...
- Oni nie wyglądali na szczęśliwych...- oznajmiła nam na pożegnanie...
Spojrzeliśmy na siebie z Panem N. ...
A już było tak spokojnie...
Echhh...
Ale kolejna wojna przeszła bokiem...Przez kilka dni byliśmy zajęci formalnościami i zakupami, bo zaprezentowane Ojcom klucze, i wpisy do dowodów osobistych zaowocowały darowiznami, które zamieniliśmy, na wystane przez dobę meble do kuchni i meblościankę...Nawet nie wiedzieliśmy co było w paczkach...
Te kilka dni było zbawiennych, bo emocje Szwagra opadły...Siostra Pana N. też chyba przełknęła tą "pigułę"...Wydusili z siebie gratulacje...Nie, żeby zaraz jakiś entuzjazm został nam okazany, ale było przyzwoicie...
Odwet Szwagier wziął przy pierwszej wizycie...
- Stolarkę macie krzywą...Ściany pionu nie trzymają...Podłoga źle położona...Ja się Wam dziwię, żeście takiego knota przyjęli...Ja bym nie przyjął...
I wyobraźcie sobie, że rzeczywiście nie przyjął...
Niedługo po tej naszej wielkiej radości, Szwagier otrzymał przydział na spółdzielcze "M4", ale w czasie oględzin wykrył tyle "braków", że odmówił przyjęcia...Drugiego też nie przyjął...Więc nie załapał się na ostatni blok jaki budowała Jego firma...A potem był 1989 rok i wszystko się zmieniło...
Czy byli bezdomni ??
Nie...Mieli piękne mieszkanie, w niezłym punkcie...Ale mieszkanie miało jeden minus...Było własnością Babci Szwagra (to Ona Go wychowywała), a Babcia miała pewną przypadłość...Genetyczną wredotę...Przynajmniej w stosunku do Siostry Pana N. ...
Ich małżeństwo ciągle było "na zakręcie", a Babcia była jednym z takich "zakrętów"...
My "zaszyliśmy" się w naszym Zaścianku...Tutaj "kąsanie" już tak nie bolało...A odległość od rodzinnego Miasta była świetnym "bezpiecznikiem" przed Rodziną...
A że zaraz po zasiedleniu na Świat przyszła nasza Córcia, więc mieliśmy świetny pretekst, żeby trochę się odseparować...
Szczęśliwe lata ??
Bynajmniej...Los nam wtedy wystawił rachunek hurtem, za to że zyskaliśmy odrobinę spokoju...
Nagle zmarła Mamciaśka, co przyspieszyło poród Córci i doprowadziło, i Ją, i mnie, na próg życia...Potem na tym progu stanął Pierworodny...Potem zmarł Bieszczadzki Dziadek, a zaraz za nim Babcia...Idiotycznemu wypadkowi uległ Bieszczadzki Wujek i też zmarł...Potem zmarła nagle Teściowa...A rok po Niej Teść...Wszytko w półtora roku...
Zaczęłam się bać, kiedy Sąsiadka pukała z informacją, że jest do nas telefon...
Pogrzebowa trauma nas przydusiła...
W dzień chodziliśmy jak zombi...Po nocach płakaliśmy, albo gadaliśmy godzinami, żeby zrzucić smutek...
- Boję się o Siostrę...- wyznał pewnej nocy Pan N. ..
- Wiem...Ona została z tym sama...Wątpię, żeby Szwagier rozumiał...- też się bałam...
Ale kiedy jechaliśmy do Nich przed Świętami Bożego Narodzenia, nawet przez myśl nam nie przeszło, że zastaniemy właśnie to...
Od roku mieszkali w innym mieszkaniu...Zasiedlili pustostan przeznaczony do rozbiórki...Ogromne dwa pokoje z kuchnią w starej kamienicy...To chyba miało uratować Ich małżeństwo...
- Dzieci nie przyjmą tych bombonierek... - poinformowała nas Siostra, kiedy usiłowaliśmy obdarować Siostrzenicę i Siostrzeńca...
- Dlaczego ??- zapytałam naiwnie...
- Nie ma Świętego Mikołaja...- usłyszałam odpowiedź...
Orzesz...(ko)...
- To wyrzuć opakowanie, a czekoladki możecie zjeść...- podsuwałam rozwiązanie...
- Nie możemy !! - sprzeciw był kategoryczny...
Poczułam się jak intruz...Pan N. też nic nie rozumiał...
I wtedy zauważył mały kartonik, leżący na półeczce...
Zaproszenie na chrzest Świadków Jehowy...
Kolana się pod nami ugięły...
Ale najgorsze było dopiero przed nami...
cdn ...
Słowo daję, nie rozumiem. Przecież zamiast św. Mikołaja można powiedzieć prawdę, że prezent od wujka, nie? Swoje mieszkanie to radosna rzecz, nawet jeśli ściany nieco krzywe. Zawsze to własny kąt.
OdpowiedzUsuńBo trudno to rozumem ogarnąć...;o)
UsuńAdrenalinka sięgała sufitu...;o)
Jehowi prezentów nie dają, ani nie przyjmują.
OdpowiedzUsuńTzn. ci nowoochrzczeni, bo ci normalni zachowują się normalnie. Mąż mój miał sąsiadkę ŚJ, która kiedy ślubowaliśmy przyniosła nam telegram z życzeniami i drobny prezent w postaci rondelka - mamy go do dziś i używamy :)
Spokoju to Wy nie mieliście, Gordyjko .... a siostra niezły numer wycięła. A do dzisiaj jest ŚJ ?
Nowe fascynacje są zawsze bardzo niebezpieczne...;o)
UsuńPytanie pominę milczeniem...;o)
Są, są niebezpieczne, zwłaszcza religijne o fanatyzm ocierajace się.
UsuńWokół mnie trochę tych ŚJ się przewinęło i przewija, więc znam szeroką gamę zachowań ;)
I nie tylko świadków, bo kolegów - neofitów innej wiary też miałam :)
Umiar we wszystkim jest wskazany...;o)
UsuńRodzice mojej mamy byli Świadkami Jehowy, mój ojciec zagorzałym katolikiem, mama razem z ojcem należeli do chóru kościelnego, a mama równocześnie do ZMP, tak było...
OdpowiedzUsuńPrawdziwy "misz-masz"...;o)
UsuńMieszkanko własne:super sprawa, jakie by nie było :-)
OdpowiedzUsuńAle Siostra?..... nie rozumiem.....
Dla nas było najwspanialsze...;o) Do dzisiaj jest...;o)
UsuńO rany...A wiesz - ludzie ,którzy mają problemy różne bardzo często uciekają w jakies takie religijne odłamy, filozofie na życie rózne itp ,łaża do wrózek itd. A lata 80- te to też wzmożony ruch aktywności Jehowych.Mnie oni w zasadzie nie przeszkadzali do casu jak śmieli mnie po nocce obudzić z najgłebszego snu. Znam przpyadki takiego nagłego nawrócenia i zwykle były to osoby właśnie z problemami.To tyle na temat siostry pana N i Szwagra...
OdpowiedzUsuńNieszczęścia mają to do siebie ,że łażą w parze...co niestety wcale nie jest pocieszeniem..Własne mieszkanie - to jest ten jasny punkt na horyzoncie i tego się trzymać...!!
U nas wtedy, to nieszczęścia chodziły stadami...;o)
UsuńŚwagier.
OdpowiedzUsuńO nie !! Śwagra mamy debeściarskiego...Nawet Go w lutym poznałeś...;o)
UsuńStrasznie dużo tych nieszczęść ??
OdpowiedzUsuńZ perspektywy czasowej inaczej to pewnie już wygląda...
Nie jestem pewna, czy jest do tego odpowiednia perspektywa...;o)
UsuńTa Pandora to dużo w tej puszce miała, skubana... Czemu ludzie ludziom tak robią? Wiem, durne pytanie, taka jest wredna natura ludzka... Ale to wkurza...
OdpowiedzUsuńMasz rację, wkurza...Ludzie wkurzają nas, my wkurzamy Ludzi...Jedni bardziej, drudzy mniej...Wszyscy jesteśmy "Wkurzaczami"...;o)
UsuńZaczynam podejrzewać Gordyjko, że u Ciebie to chwili spokoju nie było... Jak szczęście, to od razu rachunek w postaci kumulacji nieszczęść...
OdpowiedzUsuńMasz rację Szehciu...Mawiają, że Los daje człowiekowi taki ciężar, jaki może udźwignąć..."Udźwig" mieliśmy potężny...;o)
Usuń