Kiedy jeździłam na wakacje do moich Bieszczadzkich Dziadków, wydawało mi się całkiem naturalnym, że w Ich maleńkiej chałupie jest zawsze tłoczno i gwarno...
Oprócz Dziadka i Babci, mieszkali tam: Cioteczka (Święta Kobieta), Wujek, kilkoro Kuzynostwa i Cionia (dobroci i miłości pełna, żeby nie koci ogon - tak się o Niej mówiło)...
Cionia była Siostrą Dziadka, która poza Jego Rodziną nikogo na Świecie nie miała...
Nie bardzo Ją pamiętam...Przygarbiona, szczupła postać świta mi gdzieś w zakamarkach pamięci...
Dopiero po latach zrozumiałam, że mieszkała z Dziadkami na tak zwanym "łaskawym chlebie"...
Jakoś nikomu nie przeszkadzało, że na dwudziestu metrach kwadratowych tłoczy się osiem Osób...Stacjonarnie...W końcu, Dziadkowie w tej chałupie wychowali ośmioro dzieci...Jakoś dali radę...
W zestawieniu z dzisiejszym Światem brzmi to trochę egzotycznie...
Ekstremalne warunki..."Łaskawy chleb"...
To trochę tak, jak w podręcznikach historii, albo w bajkach...Dawno...Dawno temu...
Ale to przecież nie było tak dawno...
Ledwie wczoraj...No, może przedwczoraj...
I nagle, okazuje się, że oprócz pędu technologicznego, przeżywamy również pęd ku samotności...
Wzorcem staje się "Singielka", "Singiel", albo jakaś namiastka związku...Dwa "Single"...
Podobno tak jest "higieniczniej", bez przymusu...
Ostatnio Znajoma zapytała:
- Co słychać ??
A ja, ostatnia gada, walnęłam jak z dwururki...
- W porządeczku...My prawie zdrowi...Dzieciaki świetnie sobie radzą...Wnuk rośnie...
- A widzisz !! - wbiła mi się w tekst Znajoma... - A moja Córka kupiła sobie psa...
I tyle goryczy było w tym stwierdzeniu, że aż mnie zatkało...
- Podobno na dziecko Ich nie stać...- dodała wyjaśniająco...
Nie stać ??
Jakim cudem zostaliśmy Rodzicami ??
Kogo, tak szczerze mówiąc, było stać na Dziecko trzydzieści lat temu ??
A w ogóle, czy ktoś sobie zadawał wówczas takie pytania ??
W sklepach były pustki...Mieszkania były nieosiągalne...W obiegu pusty pieniądz, którym akurat młode Małżeństwa nie "śmierdziały"...
Racjonalnie rzecz ujmując, wyż demograficzny w ogóle nie powinien się nam przydarzyć...
Ale zmiany społeczne idą dalej...
Kilka dni temu przeczytałam, że Kobiety 50+ zbiorowo się rozwodzą...
Orzesz...(ko)
Moje roczniki...
Nie powiem...Przeczytałam artykuł z uwagą...
Przeczytałam i "kopara" opadła mi do kolan...
Jedna z Pań skończyła związek "bo Dzieci odchowała"...
Czyli, że co ?? Że to nie było Małżeństwo, tylko Rodzina pozorowana ?? Że Facet stał się dawcą nasienia i sponsorem (Pani nigdy nie pracowała)??
Teraz Pani ma "spokój" i może się "rozwijać"...
Aaaa...I Może uczestniczyć w życiu kulturalnym ze swoimi Przyjaciółkami...Koleżankami ze studiów...Też rozwiedzionymi...
Druga Pani oświadcza, że Jej Małżonek był całe życie "mrukiem"...
Na studiach brała to za objaw indywidualizmu, z czasem się przekonała, że Jej Mąż, to po prostu "Gbur"...Na zmianę poglądów czekała trzydzieści cztery lata...
Przed oczami stanął mi mój Bieszczadzki Dziadek, który potrafił nie odzywać się tygodniami, a kiedy Babcia Mu "podpadła" to obrażał się na jedzenie...
Mąż owej Pani, na sugestię:
- Powinniśmy porozmawiać...
Odpowiedział w jedynie dla siebie logiczny sposób:
- O czym ??
To otworzyło puszkę "Pandory" i było przyczynkiem do rozwodu...
Ło Matko i Córko...
Dobrze, że nie zeszłam w trybie nagłym po przeczytaniu tego artykułu, bo bym była chyba najbardziej zdziwionym nieboszczykiem na całym Świecie...
Wypowiadało się pięć Kobiet...Każda z nich podkreślała ogrom odzyskanej wolności i spokoju, ale żadna z Nich nie wtrąciła, że była w jakiś szczególny sposób nękana przez Męża, że któryś z Nich był alkoholikiem, albo żeby się stawał wobec swojej Żony agresywny...
I zaczęłam się zastanawiać...
A może te dzisiejsze "Single" mają rację ?? Może ta cała zadyma z "na dobre i na złe", to czysta ściema ?? Może to hodowanie piesków, zamiast wychowywania Dzieci to droga do wolności i spokoju ??
Może...
A z drugiej strony...
Co dalej ??
Czy za dziesięć lat, Świat nie okaże się zbyt wielki ?? Zbyt spokojny ?? Nie braknie kogoś, kto na codzienne marudzenie pokiwa głową ze zrozumieniem ?? Albo nie pokiwa i tylko spojrzy zdziwionym wzrokiem znad gazety...
Pozorowane małżeństwa...
Pozorowane rodziny...
"Pic na wodę", bo przecież to przez całe życie były dwa "Single", które kiedyś, gdzieś się spotkały...I nie zbudowały nic...Kompletnie nic...Pic...
A może teoria z połówkami jabłka jest bardziej prawdziwa niż nam się wydaje ?? Może dopasowanie tych połówek to nie jest "ściema", tylko zbyt mało uwagi do tego przywiązujemy ??
Kiedy zmarł mój Bieszczadzki Dziadek, Babcia po kilku tygodniach się położyła i umarła...Ot tak, bez medycznej przyczyny...Była w takim wieku, że lekarz bez oporów mógł wpisać "z przyczyn naturalnych"...
I taka to właśnie była przyczyna...
Naturalna...
"Jabłko" umiera w całości, a nie w połówkach...
Nasze jest ponad pół...wiekowe.
OdpowiedzUsuńI dalej rumiane...;o)
UsuńJakoś się trzyma. ;)
UsuńI niech tak zostanie...;o)
UsuńNo popatrz zmiesciłam sie w normie z tym rozwodem. Teraz po mału zaczyna byc dziwne że ludzie żyją ze sobą jeszcze ze sobą po tyle lat....Wszystko bierze się z tego że kobiety zaczęły myśleć że nowego męża skarpetki będą mniej śmierdziały niż poprzedniego a mężczyzni że nowa żona bedzie piękniej wygladac bez makijażu kiedy rano wstanie z łóżka :)))
OdpowiedzUsuńTe skarpetki to jest argument...;o)
UsuńPięknie napisałaś!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to takie smutne...;o)
UsuńNiestety prawdziwe...
OdpowiedzUsuńCzasem mi się uda trafić...;o)
UsuńMój rozwód dał mi tak w kość, że żadne "obce' skarpetki i męskie portki w domu nie wchodzą w grę. A z drugiej strony łypię zazdrośnie w kierunku tych wieloletnich małżeństw..... Ale tylko tych prawdziwych :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam między wierszami...Nie rozwodziłaś się "z nudy"...;o)
UsuńA no tak... na świecie jest dużo samotnych. A Ci samotni, pewnie w większości są z tego powodu bardzo smutni... Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńMożna być tez samotnym w całym tłumie ludzi...;o)
UsuńPiękne podsumowanie.
OdpowiedzUsuńMoi rodzice będą za chwili obchodzić 60 gody i ja wiem, że kiedy jedno umrze, drugie nie pociągnie roku. Ale wiesz, jaka to rzadkość.
Popatrz po znajomych. Nawet jeśli się nie rozwodzą, czy naprawdę są ze sobą szczęśliwi? Natura zadbała o to żebyśmy tracili rozum kiedy jest czas na rozmnażanie, ale zapomniała sprawić, żebyśmy POTEM byli wobec siebie tolerancyjni, mili, kochani, serdeczni itp. Na ogół nie jesteśmy, więc w pewnym momencie rozwód wydaje się jednak lepszym rozwiązaniem, niż permanentne wkurzenie na szwendającego się po domu osobnika.
Na szczęście ani tobie, ani mnie to na razie nie grozi..:)))
Jak to mawiają Prawnicy..."Zmęczenie materiału"...;o)
UsuńTak sobie myślę, że te osoby, które sie rzwodzą po 50+ od dawna były samotne w związkach swoich .Wlasnie - dzieci się odchowało,więc jakby główna przyczyna do trwania razem zginęła. Wierz mi - gdyby małżenśtwo było faktycznie połówkami jabłka nie poszło by to tak łątwo.
OdpowiedzUsuńJa osobiście po kilku probach wiem,że nie nadaje się do związku. Więc już odpuściłam.Lubię moją samotnośc - nikt obcy po mojej przestrzeni się nie porusza..
Bo to może były jabłka innego gatunku...;o)
Usuńz tymi jablkami innego gatunku też bym nie przesadzala...W końcu Miczurin tak namieszał w tych gatunkach ....
OdpowiedzUsuńNo tak...A jego biedna żona zginęła spadając z truskawki...;o)
Usuń"Pomarudziłaś" w słusznej sprawie, Gordyjko ;)
OdpowiedzUsuńBo jakże to? Wnet bym się musiała i ja rozwodzić? Rozwodziliśmy się już nieraz, ale tak bardziej w domyśle (wzburzonym), ale żeby tak naprawdę, na serio? Bo z koleżankami? To chyba nie dla mnie ;)
Miłego wieczoru :)
Czasem prowadzone "wojny" są najlepszą droga do "pokoju"...;o)
Usuń