Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 13 października 2014

Do Kraju w "kratkę"...

     Podobno objawy szaleństwa są niezauważalne...
     Podobno...Bo że nasze szaleństwo rozwija się w sposób ekstremalnie energiczny to wątpliwości nie mam...
     Po majowym podboju Alp, myślałam, że już nic w tym roku nie zmajstrujemy...
A jednak...
     W zeszłą niedzielę zapakowaliśmy manele, wsiedliśmy w "Naguska" i ruszyliśmy do Krakusowa...Nie na zwiedzanie...Bynajmniej...
To był pierwszy etap naszego szaleństwa...
     W Krakusowie Pierworodny odtransportował nas na Dworzec autobusowy, a my stanęliśmy grzecznie na stanowisku numer 12 w oczekiwaniu na kolejny pojazd...
     Poubierani jak na biegun, trzęsąc się jak dwie mało "ścięte" galaretki z nóżek wypatrywaliśmy Busa z napisem "Starigrad-Paklenica"...
     "Głupsi już nie będziemy" - pomyślałam, przemierzając wyludniony Dworzec, po którym plątało się kilka, równie jak my, przemarzniętych Jednostek...
     "Po kiego licha pchamy się gdzieś na południe w taką zimnicę ??" - marudziłam w myślach...
     Bus przyjechał spóźniony kilkanaście minut, moja dusza właśnie przymarzała do kręgosłupa, a pod makówką lęgła się kolejna myśl...
     "Prawie dwadzieścia godzin podróży"...
Oczadziałam...
     Pan Przewodnik przywitał się z nami grzecznie, Pan Kierowca zapakował bagaże, Pan N. siłą woli usiłował powiększyć powierzchnię użytkową przysługującą nam na podróż, a mnie ogarnęła najczarniejsza z rozpaczy...
     Jak usiedzieć w jednym miejscu przez tyle godzin ?? Jak zająć mózgownicę jakimiś pozytywnymi rozważaniami, żeby nie ześwirować ?? Jak usadowić wątłe ciałko, żeby kręgosłup dojechał w jednym, małobolącym kawałku ??
     A potem się okazało, że nie jest wcale tak źle...
     Miejsca było jakoś więcej, niż w zapamiętanym z horrorów autobusie do Paryża...Kręgosłupek jakoś dawał radę...Panowie Kierowcy cięli słusznie...A widoki za oknem absorbowały całkowicie mózgownicę...
     Słowacja...Węgry...Chorwacja...
     Przyjazd przez Budapeszt wywołał falę wspomnień, chociaż zrobił na mnie bardzo negatywne wrażenie...Jakiś był taki szary, bury i odrapany...
A potem zapadł wieczór i Chorwacja ukryła w nim swoją urodę...
Jak przetrwać ??
     "Proszę Państwa..."- zaczął Pan Przewodnik..."Za kilka minut dojeżdżamy...Wypakujemy bagaże...Rozdzielę pokoje...Jutro spotykamy się przed Pensjonatem o dziewiątej" - kontynuował miłym dla ucha głosem...
Już ??
Przetrwałam ??
     Ale plany Pana Przewodnika pokrzyżował nasz Gospodarz...
     Ledwie postawiliśmy stopy na chorwackiej ziemi zostaliśmy zaproszeni do ogródka i ugoszczeni trunkami...
Echhh...
Ta wiśnióweczka....
     Czyżby Chorwacja rzeczywiście umiała się wkupić w nasze łaski ??
Hmmm...
     Zobaczymy...;o)

12 komentarzy:

  1. Nie byłam jeszcze w Chorwacji ale marże o niej bardzo , wiec zazdraszczam,zazdraszczam wyprawy :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mogłam zrozumieć fenomenu Chorwacji...Za co tak bardzo pokochali Ją Polacy ?? Teraz już wiem...;o)

      Usuń
  2. Bo tam idzie dogadać się po polsku ;))
    Czekam niecierpliwie na dalsze posty :) I Twoje celne spostrzeżenia, Gordyjko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwość będzie potrzebna, bo i wrażeń moc, i zdjęć do przejrzenia setki...Ale będzie i o chorwackim mówieniu "po polsku"...;o)

      Usuń
  3. U Chorwata to się liczy:
    przyjechali katolicy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej się chyba liczy,
      by być degustatorem
      rakii lub śliwowicy...;o)

      Usuń
    2. Degustatorem?
      to szanse spore.

      Usuń
    3. Gdy o drugiego poproszę,
      to będę smakoszem...;o)

      Usuń
  4. No i dobrze, jak miło Chorwaci wiedzą jak o gości dbać
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy Chorwatach to i nasza gościnność wymięka...;o)

      Usuń
  5. Chwała Bogu,
    Chorwat w progu
    trunkiem wita,
    gdy nadjeżdża taka Świta!

    OdpowiedzUsuń