Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 30 maja 2014

W poszukiwaniu wiszącego mostu...

     Po całodziennej wycieczce do Zermatt kolejny dzień został ogłoszony "dniem lenia"...
     Panowie po śniadaniu udowadniali Obsłudze Ośrodka, że są " crazy poles ", a my z Synową wylegiwałyśmy się uczciwie w pięknym słoneczku...
     W czym się objawiało szaleństwo naszych Chłopaków ??
Hmmm...
     W Bella Tola znajduje się malowniczo usytuowany basen, który zasilany jest wodą z górskiego potoku...W sezonie owa woda jest podgrzewana i stanowi sporą atrakcję Ośrodka...
Ale my byliśmy przecież przed sezonem...
Potok spływał z pięknego o tej porze lodowca...
Temperatura wody ??
Nawet przy największych upałach nie sięgała wyżej 15 stopni...
     Wyczyny naszych "crazy" Chłopaków wzbudzały entuzjazm nie tylko u Obsługi...
Stanowili Oni również sporą atrakcję dla Gości Restauracji, pluskając się radośnie w lodowatej i krystalicznie czystej toni...
     Po obiadku postanowiliśmy jednak ruszyć się w plener...
Bez przesady, ale jednak...
Wszak mieliśmy jeszcze tydzień na "pieszczenie zmysłów"...
     Postanowiliśmy odszukać wiszący most, który był gdzieś w tej okolicy...
A było to zadanie wcale nie łatwe...
     Szwajcarzy mają pewną przypadłość, która dla Obcokrajowców wydaje się niepojęta i dopiero po jakimś czasie przyswajają ten niecodzienny fakt...
     Szlaki są świetnie oznakowane, opisane i wyznaczone, tyle, że do każdego miejsca prowadzą co najmniej dwie drogi...


     Wynikiem tego na każdym drogowskazie mamy drogę w prawo i w lewo...Obie prawidłowe...

     Jak to ogarnąć terytorialnie ??
Niemożliwe...
     Kiedy już zamierzaliśmy rwać włosy, na horyzoncie pojawiło się dwóch Turystów...
Ufff...
Jest jakaś szansa...
Po serdecznym "hallo" jeden z panów zapytał po francusku...
     - Czy mówicie po francusku ??
     Zgodnie odpowiedzieliśmy, że nie...
     Była to szczera prawda, bo chociaż coś tam kojarzymy z tego języka, a ja uczyłam się go wieki temu, to poza kilkoma zwrotami nasza wiedza jest znikoma...
     Na nasze gromkie "nie" Pan Francuz rozpoczął tyradę w rodzimym języku, oczekując oczywiście, że pojmiemy Go w sposób nadprzyrodzony...
Oczywistym było jedno...Francuzi szukali wiszącego mostu...
Po kilku minutach przemowy po francusku Pan Turysta w końcu zamilkł...
     Dla mniej wtajemniczonych napomknę, iż Francuzi nie pojmują, iż Ich język może być nieznany...Taką mają turystyczną tradycję...
     Pan Francuz w końcu zniecierpliwiony machnął ręką w kierunku, z którego żeśmy właśnie przyszli i wyartykułował coś co przypominało mi mniej więcej "a tam co jest ??"...
     Pan N. załapał ową ciekawość Francuza w mig i postanowił pospieszyć Mu z pomocą...
     - Bella Tola !! - zakrzyknął radośnie...
     Pan Francuz spojrzał na Niego podejrzliwie i wyrzucił z siebie coś co nas doprowadziło do łez ze śmiechu...
     - Milano !! - odrzekł Panu N.
Orzesz...(ko)...
Francuz był przekonany, że sobie z Niego "jaja" robimy...
     Fakt, że we wskazanym kierunku znajdowała się akurat Italia, ale przecież to nie nasza wina, że Ośrodek właśnie z włoska się nazywał...
     Z "Milano" na ustach ruszyliśmy na dalsze poszukiwania...
     Szukaliśmy w dolinie, którą płynął rwący potok...

     Szukaliśmy w górach, bo przecież to miał być wiszący most...

     Ale on jakby się pod ziemię zapadł...
     Na wielogodzinną ekspedycję to my się nie wybieraliśmy...W plecach ledwie kilka kanapek...W butelkach trochę wody...Dzieciaki nawet budów nie wzięły odpowiednich tylko byle "adidaski"...
A my błądzimy jak dzieci we mgle...
     I kiedy już nadzieja nas opuszczała...

     Jest !!
     Znalazł się i most, i Francuzi !!
     Kiedy radośnie zawołałam do Nich "hallo" mało się biedaki nie zadławili...
A mostek prezentował się cudnie...

     Oczywiście poczłapaliśmy po nim na "drugą stronę" delektując się widokami...






















     Warto było błądzić...
Echhh...
     A po "drugiej stronie" czekała na nas niespodzianka...






   











     Mała Kapliczka Buddy i samotny, drewniany Krzyż...
     Piękne miejsce na kontemplację...
     W pobliżu znajduje się również "wodopój", których sporo jest na szwajcarskich szlakach...Można się w cywilizowany sposób napić wody źródlanej...


     Do tego oczywiście "ławeczka"...



     I punkt informacyjny, w którym można sobie poczytać informacje, albo wziąć przewodniki...
     Z owych przewodników dowiedzieliśmy się między innymi, że mostek powstał w ramach programu "Natura 2004" i jest częścią edukacyjnej ścieżki dla Dzieci i Młodzieży...
Punkt informacyjny...Ot, taka skrzyneczka w plenerze...
Ani nikt tego nie niszczy...Ani nikomu to nie przeszkadza...
Niby drobiazg...
     Urządziliśmy sobie piknik...Podelektowaliśmy się widokami na Susten...

     A potem...??
     Potem poszliśmy do domeczku...Byliśmy zaledwie kilkaset metrów od Ośrodka...Kwadransik spacerkiem...
     To skąd się nam wzięła ta "mostkowa" ekspedycja...??

8 komentarzy:

  1. Ależ piękny most...
    Ciekawe czy jest wysoko ??
    Z moim lękiem wysokości bym nie dała rady chyba, ale widoki są cudne :-)
    Lubię góry, wszystkie :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny, bo pierwszy...;o)
    Wysokości nie znam, bo tej informacji niestety nie znalazłam, ale kolejne niespodzianki też powinny Ci się spodobać...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ fantastyczna wypprawa! A ten most! Fiu, fiu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Mają Wasze chłopaki fantazję :))) I wytrzymali niesamowicie, że w takie lodówie się kąpali.
    Francuzy jak to Francuzy, w końcu w Szwajcarii też ich język obowiązuje, to po co mają się wysilac? ;)
    Widoki - piękne :)

    OdpowiedzUsuń