Nie mogliśmy się doczekać...Tydzień za tygodniem przeciekał nam przez palce, kartki z kalendarza lądowały w koszu, a my ciągle nie mogliśmy się "wstrzelić"...Aż w końcu decyzja zapadła...
Sobota będzie idealna...
Musimy mieć tam na Górze niezłe znajomości, bo dzień rozbłyskał złotem słonecznych promieni i błękitami nieba...Nawet temperatura jakoś tak cywilizowanie się ustawiła...
To była połowa sukcesu...
Mimo niewielkiej odległości od Zaścianka miejsce zaciszne i takie, po prostu swojskie...Nikt się nie spieszy, nikt nie pogania, nikt nie zerka na zegarek...
Echhh...
Podchodzi do nas Pan w bardziej niż średnim wieku i z uśmiechem zawiadamia...
- Skoro Państwo w teren, to ze mną...
Malownicza Postać...
Po kilku minutach już wiemy, że to Pasjonat...
- Pojadą Państwo na hucułach...
I tak poznaliśmy naszych nowych przyjaciół...
Pan N. dosiadł srokatego ogiera o łagodnych oczkach, a mnie został przydzielony Felek...Szatyn lekko przyprószony siwizną...
Hucuły to górskie koniki z Karpat wschodnich, które wykorzystywane były głównie do transportu towarów...Dzisiaj często pracują jako terapeuci w hipoterapii...Są łagodne, wytrzymałe i posłuszne...Chociaż...
No dobra...O tym za chwilę...
Pan Przewodnik ustawił naszą skromną kolumnę...On jechał na przedzie...Ja zajęłam miejsce w środeczku...A Pan N. zamykał pochód...
Ta strategiczna pozycja ogromnie się Panu N. podobała...
Mógł mieć na oku swoją mało zdyscyplinowaną Połowicę...
I mogliśmy zacząć realizować nasze wakacyjne marzenie...
Ruszyliśmy na konikach w plener...
Pan Przewodnik początkowo zerkał na nas dyskretnie chcąc określić ile umiemy i jak się trzymamy w siodłach, po czym rzucił jakby od niechcenia...
- Może pokłusujemy ??
Entuzjastycznie przystaliśmy na propozycję...
Koniki ruszyły z kopyta, a nasze ciałka przeszły do anglezowania...Ależ to była radocha !!
Co "prosta" nasz przewodnik rzucał...
- Kłusikiem ??
A my z chichotem ruszaliśmy w ślad za nim...
A kiedy człapaliśmy niespiesznie Pan Przewodni snuł swoją opowieść o koniach, o lesie, o grzybach, i o tym jak dwadzieścia lat temu przyjechał tutaj przez przypadek i znalazł kawałek swojego Świata...
Czas się zatrzymał...
Jak było ??
Nieziemsko !!
Poziom endorfin wzrastał z każdą chwilką, a buźki wyginały się w radosnego "banana"...
Cudności !!
Felek to bardzo miłe konisko, chociaż z charakterkiem...A właściwie powinnam napisać, że Felek to łakomczuch ponad miarę...Z boksu wyszedł z pyskiem pełnym siana, a w czasie wędrówki robił wszystko, żeby iść po tej stronie, w której rosły liściaste krzewy...Wystarczyła chwilka mojej nieuwagi i Feluś już miał w pysku listki...
A ja obrywałam "puszczaną" gałązką...
On rżał radośnie, że mu się udało zrobić psikusa, a ja chichotałam trzęsąc się w siodle...
Godzina minęła w momencie...
Kiedy koniki zauważyły, że wracamy to dopiero zaczął się kabaret...
Z niecierpliwością zaczęły nas poganiać...
Pora obiadu !!
Na widok jedzących sianko koników Felka przestałam interesować kompletnie...
Miałam wrażenie, że gdyby umiał mówić to usłyszała bym...
- Złaź babo !!
Podjechaliśmy do boksów, poczułam, że moje stopy i łydki są kompletnie ścierpnięte...Hmmm...Jakoś zsiąść muszę...
Ale jak, skoro nogi zaczynają mi się od kolan ??
No i zsiadłam...
I jak nie grzmotnę o Matkę Ziemię...
Jak nic okoliczne sejsmografy zarejestrowały wstrząs, bo bidula Ziemia, aż jęknęła...
Felek spojrzał na mnie z politowanie...
- Sierota...- mówiły jego łagodne oczy...
Pan Przewodnik spojrzał z troską, ale widząc moje uchachane oblicze stwierdził tylko...
- Nóżka w strzemionku została ??
Pan N. aż jęknął...
Całą drogę pilnował i...
Z troską zaczął mnie otrzepywać ze słomy...
- Ale nic sobie nie zrobiłaś ?? - dopytywał...
- Dlaczego nie poczekałaś ?? - ganił...
Oj tam...
Endorfinki działały...
Wieczorem prawa noga zrobiła się jak balon, a każdy krok powodował ból jak przy tańcu na szkle...
Urodzinowe spotkanie z Miśkami spędziłam z nogą w lodowatej wodzie...
Ło Matko i Córko...
Czy ja zawsze muszę coś zmalować ??
Muszę !!
Taki urok Gordyjki :o)
Dzisiaj łapka już nabrała smukłych kształtów, ale zapobiegawczo daje jej luzy ;o)
Byle do jutra...
Jutro zaczynam wyczekiwaną od pół roku rehabilitację...
Tyle, że "bolek" został na Czerwonych Wierchach, więc może powinnam te zabiegi wziąć na obolałą nogę ??
No gordyjko podziw wielki dla Ciebie i Pana N :) pozdrawiam i miłej niedzieli życzę :)
OdpowiedzUsuńMusicie z Joe spróbować...:o)
UsuńKiedyś jeździłam :) jakieś o kurde lepiej nie mówić ile hehe, już mnie nie ciągnie wolę teraz narty :) pozdrawiam :)
UsuńNa nartach też się fajnie przyziemia...;o)
UsuńPodziwiam, bo ja wsrod moich niezrealizowanych planow tez mam spotkanie z konikiem... Nie wiem kiedy to nastapi, ale nastapi na pewno. Gdy bylam dzieckiem bardzo chcialam jezdzic, ale to byl w moim otoczeniu "sport dla bogatych", no i nie mial kto mnie dowozic na zajecia a samej mama nie chciala mnie puscic. Potem jakos tak juz zeszlo... A teraz stopniowo od czasu do czasu probuje rzeczy, ktorych kiedys nie moglam sprobowac... Wsiasc na konia to jeden z takich planow. Nie wiem czy mi sie bedzie podobac, moze bede sie bala, moze bedzie strasznie, ale sprobowac kiedys musze...
OdpowiedzUsuńPowrotu do stanu skocznej kozicy zycze :)
Nika
Marzenia trzeba realizować :o) Już trzymamy kciuki...;o)
UsuńA Felkowi jest w to graj,
OdpowiedzUsuńze Gordyjka... patataj.
L
A w Felkowym łbie,
Usuńkiedy znów coś zje...;o)
Felek niestety
Usuńtez ma... apetyt.
L
Wielka Felka siła
Usuńw brzuchu się ukryła...;o)
Pan Pasjonat to jest osoba godna szacunku. I znalazł swoje miejsce! Fajnie, że ludziom się udaje, a Ty Gordyjko dbaj o swoją nóżkę i obserwuj, coby Ci żadne urazy nie zostały na przyszłość, bo potem wszystko się mści.
OdpowiedzUsuńJa w liceum złamałam nogę w kostce i skutki nie wyleczenia do kończ tego urazu odczuwam (jak się okazało) do dziś, bo oszczędzam prawą nogę, więc obciąża, lewe kolano ono mi odmawia posłuszeństwa :(
Miłego leniuchowania.
Urazy z młodości to taki pamiętnik...;o) żeby człowiek nie zapomniał jak miał głupio w głowie...:o)
UsuńNo nie , tak nóżkę sobie załatwić....
OdpowiedzUsuńJa od 20 lat czuję skutki zwichnięcia...
Wylecz dokładnie...
A swoją drogą to masz troskliwą Połówkę :-)
Sam sobie wybrał taką sierotę...;o)
UsuńNo to potem na pogaduszkach konik miał co opowiadać: Wiecie, trafiła mi się taka niegramota, zleźć nie umiała, tylko bach! w piach ;-)
OdpowiedzUsuńNo co, konie też mają z turystów radochę :-)
notaria
Byle tylko nie gadały z pełnymi pyskami...;o)
UsuńNóżko, nóżko zadbaj o siebie,;o) Pewnie te zdrętwiałe nogi to od bolka, więc i jego pogłaszcz na rehabilitacji!;o)
OdpowiedzUsuńRehabilitacja nie obejmuje opcji głaskania...:o(
UsuńNie rozumiem jak ziemia mogła "jęknąć" pod takim chucherkiem:)
OdpowiedzUsuńFajne mieliście marzenie i fajnie, że udało się je spełnić.
Pozdrawiam serdecznie:)
Przez grzeczność Krzysiaczku, przez grzeczność...;o)
UsuńTy to potrafisz zadbać o dodatkowe atrakcje! :)
OdpowiedzUsuńSkutecznego rehabilitowania życzę. Ja własnie zaczynam intensywne życie zabiegowe w sanatorium. Rospiska zabiegów tak skonstruowana, żeby broń Boże nudzić się nie można było... Bodzianek zasolony po kąpieli chrapie obok, mnie oko opada a tu zaraz na obiad trzeba się udać
... i wieloryby na promenadę wyległy, poodsłaniały słoneczku na co dzień niewidoczne części ciała...lepiej, żeby na plażę się udały ;)
Będzie bardzo ciężka zima,
UsuńMarysia Bodzia zasoliła...:o)
dobra jest maść altacet opuchlizna schodzi po dwóch trzech smarowaniach, a tak w ogóle słuchaj pana N.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
j