Czy kiedy Pan N. wnosił Go w nosiłkach na szczyt Klimczoka powstał w naszych mózgownicach chociaż cień rodzicielskiego lęku ??
Czy kiedy po raz pierwszy, jako dziecię dwuletnie zdobywał Szyndzielnię na maleńkich nóżkach, a napotkani Turyści z uśmiechami ustępowali Mu z drogi, budził się w nas jakiś niepokój ??
Nie !! Nie !! Nie!!
Ja Góry kochałam od zawsze...Pan N. pokochał je przez aklamację...
Dlaczegóż więc nasze pierworodne Dziecię miało by owej miłości nie poznać ??
No cóż...
Czym skorupka za młodu...
I się porobiło...
Tatrzańska jazda bez trzymanki...
Dzięki życzliwości naszych Misiaczków ("Mamo !! Tylko bez wizualizacji !!") zabiorę Was dzisiaj w Tatry Wysokie...
Potężne...Surowe...I chmurne...
Ich wyprawa nie była niestety tak słoneczna jak nasza...Tatry bardzo kapryśnie odkrywały swoje tajemnice...
Ale zaliczyli sporą ilość takich podejść...
A potem było jeszcze fajniej...
I fajniej...
W czasie swojej wędrówki mieli okazję obserwować akcję TOPR-owców, ratujących dwie Kobiety...
Spotkali dzikiego zwierza...
I coś, co świadczy o tym, iż geny nawet w Górach mają znaczenie...:o)
Tak jedli śniadanko...
A tak odpoczywali...
I tak jak my już tęsknią...
Widzę,że i miłość do gór nas łączy!
OdpowiedzUsuńKochać góry nie jest trudno...;o)
UsuńPiękna wycieczka! Całkiem, całkiem rozsądnie, nie widać ryzykanckiego szaleństwa, ostatecznie to nie ich ratowali TOPRowcy ;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
I to jest właśnie bardzo konstruktywne podejście do tematu...;o)
UsuńZazdroszcze, ze takiego wlasnie bakcyla udalo wam sie zaszczepic...
OdpowiedzUsuńJA mialam nadzieje, ze zaraze swych synow bakcylem splywow kajakowych... Niby trzy razy po tygodniu byli, ale nie ciagnie ich tam tak jak mnie... Moze pozniej?
A kajaczkami też został Biedak zarażony...:o) Z podróży poślubnej (de facto z południa Francji) przywieźli piękne zdjęcia ze spływu jaki sobie zorganizowali...:o)
UsuńPozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńj
:o)
UsuńTo jasne że dziecię połknęło bakcyla. A ja to najpierw Drugiej Połowie wszczepiłam tego bakcyla, potem synom, a teraz starszy syn wszczepia swoim synom, a przedtem jeszce swojej Drugiej Połowie. I teraz w trzy pokolenia leziemy i sapiemy.
OdpowiedzUsuńGratuluję!!!
A zdjęcią oczywiście przepiękne!!!
A TAM to już się kolorowo porobiło - buczyny poczerwieniały.
Pani Jesień zaczęła swe rządy...;o)
UsuńTo ja sobie sama tę miłość musiałam zaszczepić, gdyż rodzice nie łazęgują... Ale nie było to trudne mając z okna widok na Skrzyczne :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWidoku z okna zazdraszczam...;o)
UsuńZachwyciły mnie zdjęcia, piękne!!!
OdpowiedzUsuń