-A wiecie, że jutro na Rynku jest Festiwal Nauki ?? - zapytała Synowa w czasie naszego środowego spacerku...
- Festiwal Nauki ?? - zapytałam i ślinotok pociekł mi po brodzie... - to cudnie !! - dodałam...
To była prawdziwa promocja, bo w czwartek też mieliśmy Królewskie Miasto nawiedzić...Tym razem, w planach była prezentacja produktów jednego z naszych Dystrybutorów i spacerek nad Wisełką...Festiwal na Rynku wpisał się w plany idealnie...
Ruszyliśmy więc raniuśko...
Najpierw nawiedziliśmy jeden z krakowskich obiektów sportowych...Stadion Cracovii...To tam właśnie zaprosił nas Dystrybutor i muszę przyznać, że i obiekt, i sam sposób organizacji bardzo się nam podobał...Nie jakieś tam standardowe Centrum Biznesowe...Ot co...
Miło było okiem "potoczyć" po zielonościach murawy i zmierzyć się z taką przestrzenią...
A potem ruszyliśmy a klasyczne wagary...
Rynek przywoływał muzyką Orkiestry dętej...
Niestety nie wiem z której Uczelni byli utalentowani młodzi ludzie, ale grali cudnie...
I w końcu, zanurzyliśmy się w "ciekawski" Tłumek...
Festiwal Nauki to taka coroczna Impreza, którą organizują Uczelnie, żeby przybliżyć potencjalnym Studentom tajniki wtłaczanych przez Nie nauk...
Było ciekawie, radośnie i malowniczo...
Fizycy i Chemicy przeprowadzali niesamowite eksperymenty, Matematycy zadawali bardzo trudne zagadki z bardzo prostymi rozwiązaniami, Historycy prezentowali tajniki zamierzchłych czasów i piękne stroje z różnych epok, Biolodzy zgłębiali tajniki "zieloności", Informatycy prezentowali dziwaczne maszynerie...
Echhh...
Aż w głowie się kręciło...
Wśród Młodzieży, która przyszła "zasięgnąć języka" i dokonać jedynie słusznego wyboru swojej przyszłości buszowały również "Nieloty" obdarowywane balonikami i Seniorzy z głowami lekko oprószonymi siwizną...
Do niektórych stanowisk trudno się było dopchać, nawet po kilku minutach oczekiwania...
Mamy wspaniałą Młodzież...
Po prostu wspaniałą...
Po takim "spotkaniu" Człowiekowi ubywa lat w momencie...
Ruszyliśmy więc na spacerek...
Najpierw Rynek...Z obowiązkowym wysłuchaniem Hejnału...
Potem czekolada z lodami w Wedlu...Punkt obowiązkowy i polecany przeze mnie niezmiennie, choćby z powodu przesympatycznej Obsługi...;o)
Potem dzielny marsz Grodzką do "Wafelka"...W błękitach "Wafelkowi" najbardziej do "twarzy"...
Potem "nasza" ławeczka nad Wisłą...
Potem pyszne żarełko na Barce u podnóża wawelskiego Wzgórza...
Potem marsz na Błonia...
A potem...
Niemiłosierny ból nóg, bo że Gordyjka "służbowy" po części ten wyjazd miała, więc "szpileczki" długo bidulce przypominały co to znaczy marsz przez Kraków na obcasach...
Czemu ja służbowo nie jeżdżę w takie fajne miejsca?
OdpowiedzUsuńnotaria
Bo Ty nie masz takiej fajnistej Szefowej...;o)
UsuńOd teraz trampki w torbę i zawsze mieć przy sobie! Może i dobrze, że ten Kraków spławił stolicę do Warszawy...? Nie byłby tym, czym jest.
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie "spławienie" Stolicy było czynem słusznym...:o)
UsuńPrzypomniałaś piękne czasy studenckie.Wszystko minęło tylko wspomnienia pozostały.Pozdrawiam.Ula
OdpowiedzUsuńWspomnienia to Człowiek, więc wszystko w porządeczku...;o)
UsuńFajne takie zwiedzanie, ale na szpilkach ??
OdpowiedzUsuńWspółczuję :-)
Taka karma...;o)
UsuńDla szpileczek to nauka,
OdpowiedzUsuńtak to powie każdy "brukarz".
LAW