Święta, Święta i po Świętach...No prawie...
W życiorysie pozostało nam kilka zbędnych kilogramów, które zrzucić musimy, żeby się godnie na plażach prezentować...
Ci co wstrzemięźliwość gastronomiczną zachowali kiwają teraz głowami z politowaniem, Ci co zaszaleli degustując serniczki, mazureczki, sałateczki czy inne pieczyste, kiwają potakująco...
Jako genetyczny "Szczypiorek" też sobie mogę pokiwać...A co !!
Nie dość, że kiwam łepetynką, to jeszcze kilka słówek w promocji dorzucę w temacie diet...
W sumie, chociaż sama nigdy się nie odchudzałam, pośrednio mogę uchodzić za eksperta, a wiadomo, że ekspert "wie"...
Jak to mawiają: "tyle wie co zje"...
A jadam sporo, bez ograniczeń i bez "efektów"...
Za to Pan N. ...
Jeśli ja mogę uchodzić za eksperta "praktyka", bo wszystkie te diety wprowadzam w życie, to Pan N. jest Ekspertem przez duże "E"...
Pan N. owe diety wyszukuje, analizuje, opracowuje i poddaje się ich działaniom corocznie, jak tylko w kalendarzu zawita marzec...
Czy Pan N. jest grubasem, zapytacie...
Otóż nie...
Pan N. ma coś co nazywam "syndromem grubasa" i zaszłości wagowe z zamierzchłych czasów, ma również kilka kilogramów "w zapasie" i to ich namiętnie się pozbywa...
Przy moim poniekąd udziale...
W sumie to taki nasz domowy obyczaj, że jak Pan N. zaczyna wprowadzać diety to znak, że w kalendarzu zaczyna się wiosna...
W tym roku Pan N. złamał zasady !!
Ledwie Boże Narodzenie i Sylwestra obświętowaliśmy hucznie Pan N. zaczął coś naukowo opracowywać na swoim "fonku"...
Analizował, obliczał, mruczał i uśmiechał się tajemniczo, aż w końcu zaprezentował mi pewną aplikację...
- W marcu tyle będę ważył... - oświadczył, pokazując jakieś słupeczki i wykresy... - potrzebuję do tego kilku minerałów i dietki...- dodał...
Pokiwałam ze zrozumieniem głową...
Nie pierwsza to dietka i pewnie nie ostatnia, można się do tego przyzwyczaić...
I zaczęliśmy rodzinne przygotowania do wprowadzenia teorii w czyn...
Pan N. skrupulatnie zażywał minerały, kontrolował ilość płynów i kalorii, no i przede wszystkim pilnował wpisów do swojego "fonkowego dzienniczka"...
Mimo mojego sceptycyzmu metoda zadziałała...
Wiwatami powitaliśmy wynik wagi, który Pan N. określił jako docelowy...
Miesiąc przed terminem...
Byłam dumna ze Ślubnego...
Fakt, że owa dietka nie wymagała drakońskich wyrzeczeń, ale dyscypliny i systematyczności...
Ale podziałała !!
Pan N. jednak nie spoczął na laurach i wyznaczył sobie kolejne wyzwanie...
Na wyświetlaczu wagi miała się pojawić "8"...
Takiego wyniku nie widzieliśmy od dwudziestu lat...
Obawiałam się trochę, czy tak wysoko zawieszona poprzeczka nie zniechęci mi Chłopaka...
Nie mniej efekty dotychczasowych, dietowych dokonań przerosły moje oczekiwania...
Buźka Ślubnego odmłodniała, hodowany przez wiele lat brzuszek ginie w fałdach "przydużawej" koszuli, a spodnie pod paskiem układają się w malownicze falbanki...
Pan N. walczy zawzięcie...
Przed samymi Świętami pojawiła się "8"...
Przed Świętami !!
Nasza waga jest wyjątkowo złośliwa...
No cóż...Ciasta wyjątkowo mi wyszły...Mięska kusiły delikatnym zapachem ziół...Sałateczki...
I żegnaj "8"...
Ale przegrać bitwę to nie znaczy przegrać wojnę !!
Pan N. walczy...
Chłopaki też chcą być piękni na wiosnę...:o)
No proszę, ale co z ta dieką, magia jakaś czy cuda panie, czy reżim północno....jakowyś, zdradź sekreta choć trochę
OdpowiedzUsuńj
Dietka opiera się na gospodarce minerałami, więc podzielić się nią trudno...Każdy ma inaczej...:o)
UsuńTakie Zołzy jak ty należałoby przywiązać do fotela, włożyć rurę do gardła i karmić ziarnem jak te biedne gęsi. Przestałabyś kłuć w oczy, Szczupaku ty!!! No, dobra, żartowałam. Nie zawiszczę:)))
OdpowiedzUsuńZiarna nie chcę, ale serniczkiem nie pogardzę...;o)
UsuńDobre ,że ja nie muszę stosować dietę cud. :-)
OdpowiedzUsuńJakoś mam spokój od tej strony...
Nie mów głośno bo Cię Helenka ziarnem nakarmi...:o)
UsuńNie stronię od ósemki,
OdpowiedzUsuńwyżej, to już są "sęki".
LAW
Mnie duma rozpiera,
OdpowiedzUsuńże po piątce nie mam zera...:o)
Taką Panią, z wdziękiem,
Usuńwezmę w jedną rękę.
LAW
Zazdroszczę, zazdroszczę okropnie! :(( Ja całe życie na diecie a efekt... tragedia:(
OdpowiedzUsuńJa tam tej "tragedii" na Twoich zdjęciach nie widzę...:o)
UsuńZatem trzymam kciuki za Pana N i podziwiam za determinację. Jednak opłacało się!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)